Futbol i inne rodzaje „postępowego” kolonializmu
Dwie europejskie (i globalne) potęgi futbolowe starły się niedawno w Petersburgu. Francja pokonała Belgię 1-0 dzięki golowi strzelonemu w 51. minucie przez Samuela Umtitiego. Wielu jednak będzie twierdzić, że gwiazdą meczu był inny francuski piłkarz, 20-letni Kylian Mbappé. Kylian urodził się w Paryżu, ale jego rodzice pochodzą z Afryki – i oboje sami są utalentowanymi sportowcami: jego algierska matka jest byłą zawodniczką w piłce ręcznej; jego ojciec pochodzi z Kamerunu i jest trenerem futbolowym. Nawiasem mówiąc, Kamerun jest także miejscem urodzenia francuskiego zdobywcy gola, Umtitiego. Drużyna tego kraju, niestety, nie zakwalifikowała się do tegorocznych Mistrzostw Świata.
Matka Kyliana Mbappé była utalentowaną piłkarką w konserwatywnym Maroku, gdzie kobietom rzadko daje się szansę na wybicie się.
Większość kibiców zgodziłaby się, że wśród najlepszych piłkarzy belgijskich byli Most Marouane Fellaini i Nacer Chadli – obaj urodzeni w Belgii w marokańskich rodzinach. Trzeci belgijski piłkarz – Romelu Lukaku – jest często określany jako gwiazda drużyny narodowej. Także urodził się w Belgii, ale jego rodzice są imigrantami z Zairu. Wszyscy trzej podchodzą ze „sportowych” rodzin; jest tu wyraźnie silny składnik „natury” w mieszance „natura + wychowanie”, która produkuje wybitnych piłkarzy.
Nie są jedyni. Inny belgijski piłkarz (Carrasco) ma portugalskiego ojca i hiszpańską matkę; rodzice Vincentego Kompany’ego są z Konga; matka Kevina De Bruyne’a urodziła się w Burundi…
Drużyna francuska: ojciec Lucasa Hernándeza jest Hiszpanem; Antoine Griezmann ma ojca Niemca i matkę Portugalkę. Poza Umtitim i Mbappé przynajmniej trzech innych francuskich piłkarzy jest afrykańskiego pochodzenia: rodzice N'Golo Kantégo są z Mali; Paula Pogby z Gwinei; i Blaise Matuidiego z Angoli i Konga.
To są ciekawe obserwacje, szczególnie w czasach, kiedy migracja do „bogatego świata” (lub „wolnego świata”, lub „bezpiecznego świata”) staje się głównym problemem politycznym w Europie i Ameryce Północnej.
Wspomniani powyżej futboliści są żywym dowodem, że migracja może być sukcesem – i że jej skutki dla przyjmującego migrantów kraju mogą być bardzo pozytywne. Istotnie, bez tych utalentowanych piłkarzy jest wątpliwe, czy Francja i Belgia byłyby tak silne w piłce nożnej, jak są.
Jest jednak mroczna strona tego sukcesu – ta, której ideolodzy promigracyjni udają, że jej nie widzą: zysk Francji i Belgii jest także stratą krajów takich jak Maroko, Kamerun, Zair, Kongo, Mali, Angola i Burundi – wszystkie z nich to byłe kolonie europejskie. I wszystkie te kraje mogły tylko wystawić znacznie słabsze narodowe drużyny niż ich byli kolonizatorzy. Tylko jeden z afrykańskich krajów wyliczonych powyżej zakwalifikował się do mistrzostw świata – Maroko; a także Maroko musiało spakować się wcześnie po dwóch przegranych meczach i jednym remisie na etapie grupowym.
Oczywiście nie chodzi tylko o futbolistów: chodzi o lekarzy, inżynierów, naukowców, artystów, przedsiębiorców z byłych europejskich kolonii w Afryce i w Azji. Po rabowaniu zasobów naturalnych tych krajów – przez dziesiątki lub nawet setki lat – Europa wysysa teraz ich najcenniejsze skarby: ich najlepszych, najbystrzejszych, najbardziej utalentowanych ludzi. I nie, nie każdy z nich zostaje gwiazdą futbolu lub profesorem uniwersytetu; większość migrantów kończy wiążąc koniec z końcem przez wykonywanie prac, jakich Europejczycy sami nie chcą wykonywać – taki „nowoczesny” rodzaj eksploatacji graniczący z niewolnictwem. Jeśli nie wierzysz w to, to idź i zobacz, kto czyści publiczne toalety w Paryżu i Brukseli. A także w Londynie!
To nie są tylko byłe kolonie: tu chodzi ogólnie o biedniejsze kraje. Na przykład, Rumunia jest jednym z tych biednych krajów – najbiedniejszym w Unii Europejskiej. Może nie jest tak biedna jak Kamerun i Zair, ale z pewnością biedniejsza niż Francja i Belgia.
Bieda niszczy wszystko – ale najbardziej chyba opiekę zdrowotną. Jest olbrzymia przepaść w opiece zdrowotnej między Francją a Rumunią (nie mówiąc już o różnicy między Francją a Kamerunem!) Ale opieka zdrowotna nie jest łatwa: wyszkolenie lekarza wymaga wielu lat studiów i jeszcze więcej lat ciężkiej harówki za – w najlepszym wypadku – mierną płacę.
Dlatego w ostatnich czasach we Francji, na przykład, zawód lekarza przyciąga niewielu „rdzennych” Francuzów.
Władze francuskie zapraszają więc zagranicznych lekarzy (głównie rumuńskich), by starali się o pracę we francuskiej służbie zdrowia. Chętnych jest tak wielu, że Francuzi mogą pozwolić sobie na wybredność: zatrudniają najlepszych spośród nich. Między rokiem 2008 a 2013 liczba zagranicznych lekarzy pracujących we Francji skoczyła o 43%. Według przewodniczącego rumuńskiego Stowarzyszenia Lekarzy między 13 tysięcy a 14 tysięcy rumuńskich lekarzy pracuje za granicą, z czego 4 tysiące we Francji.
Profesor Vasile Astarastoae, przewodniczący Rumuńskiego Stowarzyszenia Lekarzy mówi:
"W Rumunii panuje wielki kryzys, jeśli chodzi o wystarczającą liczbę lekarzy. W 2011 r. w szpitalach rumuńskich pracowało 21 400 lekarzy. 1 listopada 2013 r. było ich tylko 14 400."
W 2014 r. Francja miała około 330 praktykujących lekarzy na 100 tysięcy mieszkańców. Rumunia miała tylko 270; Polska miała zaledwie 230. Według akademickiego badania:
“Drenaż mózgów rumuńskich lekarzy stanowi […] dramatyczną stratę dla krajowej służby zdrowia”.
Oczekiwana długość życia we Francji wynosi obecnie 82 lat – i dłużej dla białych. W Rumunii wynosi 75 lat…
W Pakistanie jest tylko 81 lekarzy na 100 tysięcy mieszkańców; w Indiach zaledwie 73. Niemniej wielu pakistańskich i hinduskich lekarzy pracuje w brytyjskim NHS – który dumny jest ze swojej oświeconej, „postępowej” różnorodności.
Potrzeba wielu lat i mnóstwa pieniędzy, by wykształcić lekarza. A jeśli lekarz następnie pracuje w fascynującym, wielokulturowym Londynie lub Paryżu – zamiast w rodzinnym Bukareszcie (lub Karaczi, Mumbaju albo Kinszasa) – to ta celebrowana różnorodność przychodzi wielkim kosztem życia i zdrowia różnych ludzi.
A nie chodzi tylko o opiekę zdrowotną i ekonomię. Przez zabieranie utalentowanych ludzi z ich krajów, obyczajów, tożsamości – bogate kraje dokonują czegoś podobnego do kulturowego ludobójstwa. Nie ma w tym nic „postępowego”.
Jest „postępowe”, dobroczynne i po prostu ludzkie dawanie biednym – a nie zabieranie nawet tego co mają; dlaczego więc zabieramy lekarzy z Pakistanu i Rumunii – zamiast posyłać tam lekarzy i pielęgniarki??
Czy to w Europie, czy w USA, Australii, Kanadzie i Izraelu, „promigracyjni” ideolodzy czują się z natury lepsi od tych „populistycznych” jaskiniowców, którzy mają zastrzeżenia do nieograniczonej migracji. Kiedy siedzę i piszę to, kohorta samozwańczych idealistów używa statków kupionych za pieniądze darczyńców, by „ratować” migrantów. Biorą ich tuż przy wodach Libii, przenoszą z przeładowanych i marnych łodzi dostarczanych przez szmuglerów ludzi i wypuszczają ich na najbliższej europejskiej plaży. Jest w tym „natychmiastowa satysfakcja” – i zerowe ryzyko dla „idealistów”. Ale ta darmowa usługa przewozowa powoduje, że coraz więcej ubogich Afrykanów podejmuje ryzyko – i płacą coraz więcej pieniędzy, by móc wsiąść do coraz bardziej zatłoczonych i coraz mniej zdatnych do pływania łodzi. Tymi działaniami „idealiści” prawdopodobnie zabijają więcej ludzi niż „ratują” (ponad 8 tysięcy niedoszłych migrantów utonęło w Morzu Śródziemnym tylko w ciągu ostatnich dwóch lat!) Entuzjazm idealistów przynosiłby znacznie więcej pożytku, gdyby przekonywali ludzi, by nie wybierali się w tę trasę i zamiast tego pomagali im poprawić swoje życie na miejscu. Ale to jest dużo trudniejsze, uciążliwe i niebezpieczne.
Jeśli twoim rzeczywistym celem jest dobre samopoczucie z powodu pomocy kilku migrantom w wylądowaniu na europejskiej plaży, to znikaj. Jeśli jednak naprawdę obchodzi cię los ludzi – a nie tylko dogadzanie własnemu narcyzmowi – to zrozumiesz, że problemu skrajnej nędzy nie rozwiązuje się przez sprowadzenie kilku ludzi (tych najbardziej aktywnych, którzy mają pieniądze na zapłacenie szmuglerom ludzi i którym udało się nie utonąć) z Zairu do Belgii lub z Rumunii do Francji. Ten rodzaj selektywnej „pomocy” tylko czyni bogatych bogatszymi, a biednych biedniejszymi.
Nie możesz sprowadzić samolotami całej populacji Zairu do Belgii; możesz jednak (choć nie jest to łatwe i nie daje natychmiastowych wyników, ale w końcu, z wielkim trudem, jest możliwe) wesprzeć, pomóc i dać nadzieję Zairczykom na wydostanie się z biedy w Zairze. Jeśli jesteś Francuzem i pragniesz sprawiedliwości – to drenowanie Kamerunu z talentów nie jest właściwą drogą; zamiast tego użyj własnych talentów, by pomóc im naprawić swój kraj – ten, który zniszczyli twoi przodkowie.
Football and other forms of ‘progressive’ colonialism
13 lipca 2018
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Noru Tsalic
Izraelski bloger, obecnie pracuje w Wielkiej Brytanii.