Co jest z nami nie tak?


Vic Rosenthal 2018-07-11


Czytałem dzisiaj bardzo interesujący wywiad redaktora naczelnego „Times of Israel”, Davida Horovitza, z Davidem Brogem, który kieruje Macabee Task Force Sheldona Adelsona. Celem jest walka z delegitymizacją Izraela i z BDS na kampusach uniwersyteckich; zamiast jednak stosować gotową formułę, ta grupa współpracuje z miejscowymi, proizraelskimi studentami i członkami społeczności, by ustalić, co działa, w bardzo praktyczny sposób. Było to fascynujące dla mnie, jako kogoś, kto spędził lata na próbach przeciwstawiania się antyizraelskiemu podżeganiu w mojej małej społeczności – i w znacznym stopniu bez powodzenia.

Jeden akapit utkwił mi w pamięci:

…jeśli chodzi o demonizowanie Izraela na kampusie, nie ma porównywalnego skupienia na żadnym innym kraju. Żadnego choćby z daleka podobnego wysiłku. Jest intensywna, nieustępliwa nagonka na Izrael… i na żaden inny kraj świata. Nie na Syrię, gdzie prezydent Baszar Assad masakruje setki tysięcy własnej ludności. Nie na Koreę Północną, która ma obozy reedukacyjne i koncentracyjne. Nie na Wenezuelę, Kambodżę lub Afganistan. Nie na Chiny lub Rosję, wymienione w najnowszym raporcie o prawach człowieka Departamentu Stanu USA. Nie na Jemen, Turcję lub Arabię Saudyjską krytykowane w najnowszym raporcie Amnesty International o prawach człowieka. Tylko Izrael. Izrael. I Izrael.

To dzieje się nie tylko na amerykańskich kampusach, to dzieje się w całym społeczeństwie zachodnim. Jak mówi Borg, tu i ówdzie można znaleźć demonstracje lub kampanie na rzecz takiej lub innej sprawy, ale antyizraelska agitacja i propaganda jest wszędzie, mimo faktu, że stosunkowa liczba ludzi rannych lub zabitych w naszym małym konflikcie jest mikroskopijna. Baszar al-Assad zabił pół miliona  Syryjczyków i zamienił swój kraj w krwawą miazgę, niemniej otrzymuje mniej miejsca w mediach niż zabicie przez Izrael kilkudziesięciu Palestyńczyków, próbujących przebić się przez naszą granicę i zamordować naszych obywateli.   

To niemal prosi się o teorię spiskową. Kto za tym stoi? Kto płaci rachunki i wydaje rozkazy? Odpowiedź brzmi: „całkiem sporo ludzi” i choć niektórzy z nich są tajemniczy, nie jest to właściwie spisek. Finansowanie pochodzi od rządów różnych krajów, jak Iran, Katar, Arabia Saudyjska (mimo naszej nowo znalezionej wspólnej sprawy), Niemiec, Norwegii i Szwecji;  od UN i ONZ; od Oxfamu, Rockefeller Brothers Fund, Ford Foundation i wielu charytatywnych przedsiębiorstw związanych z Georgem Sorosem; od Duńskiego Narodowego Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła, od Mennonite Central Committee, American Friends Service Committee i Presbyterian Church USA; i z kieszeni milionów liberalnych Amerykanów, głównie Żydów, którzy dają datki na New Israel Fund lub J Street.

To tylko mała próbka, która nie obejmuje wszystkich źródeł finansowania sprawy antyizraelskiej. Czy uczestniczyliście w jednym z marszy organizowanych w całej Ameryce, CROP Hunger Walks i sponsorowanych przez Church World Service? To wy także, staliście się częścią obejmującego cały świat projektu demonizowania Izraela. Wiele innych dobroczynnych organizacji wspiera Sprawę Palestyńską (koniec żydowskiego państwa) w taki lub inny sposób. Czy jesteś studentem w USA lub rodzicem studenta? To składka na działalność studencką, jaką płacisz ty lub twoje dziecko, wspiera Students for Justice in Palestine, która ma niemal 200 czynnych oddziałów na amerykańskich uniwersytetach.

Media podchwyciły wiadomość, kiedy Black Lives Matter (zwana obecnie The Movement for Black Lives) opublikowała platformę, w której oskarżyła Izrael o „ludobójstwo” na Palestyńczykach i nazwała go „państwem apartheidu”. Ale praktycznie wszystkie postępowe lub lewicowe grupy – włącznie z lewym skrzydłem Partii Demokratycznej w USA i brytyjską Labour Party – podzielają ten punkt widzenia. Przywódcy rządzącej Południową Afryką partii ANC nazwali Izrael „plagą ludzkości”, porównali go do nazistowskich Niemiec i wycofali swojego ambasadora z powodu kryzysu z Gazą. Szwedzka minister spraw zagranicznych obiecała niedawno Palestyńczykom na sponsorowanej przez OWP imprezie, że Szwecja będzie „walczyć wraz z wami i za was”.  

A to są kraje i organizacje z Zachodu. Nie muszę dodawać, co przedstawiciele i media w Iranie, Turcji i krajach arabskich (włącznie z tymi, które podpisały traktaty pokojowe z Izraelem) mówią o nas codziennie.

Być może jesteśmy zbyt blisko w czasie, by zrozumieć wyjątkowość olbrzymiego tsunami antyizraelskich uczuć, jakie zalało świat zaczynając – być może z pomocą radzieckiego KGB – pod koniec lat 1960. i na początku 1970. Z pewnością ja nie umiem przypomnieć sobie niczego porównywalnego.

Jeszcze trudniej zrozumieć zarówno zasięg, jak zjadliwość nienawiści do Izraela rozlewającej się po całym świecie, kiedy patrzy się na rozmiary arabsko-izraelskiego konfliktu. Ofiary śmiertelne wszystkich większych i mniejszych wojen oraz terroryzmu od XIX wieku do dzisiaj w konflikcie arabsko-żydowskim wynoszą około 115 000 dla obu stron, co odpowiada mniej więcej liczbie Syryjczyków zabitych przez Baszara al-Assada w ciągu jednego roku. „Maltretowanie” Palestyńczyków przez Izrael, o którym mówi się, że jest haniebne, nadal pozostawia palestyńskich Arabów – przynajmniej na terenach pod izraelską kontrolą – jako najzdrowszych i najzamożniejszych Arabów na Bliskim Wschodzie. Arabska populacja między rzeką a morzem potroiła się od 1970 r. (takie to i „ludobójstwo”).

Sami Palestyńczycy też nie są tacy uroczy. Ich głównym wkładem do nowoczesności wydaje się być spopularyzowanie porywania samolotów, zamachów samobójczych i taranowania pojazdami. Gloryfikują terroryzm – Jaser Arafat przemawiał kiedyś w ONZ z pistoletem w ręku. Ojciec palestyńskiego nacjonalizmu, Hadż Amin al-Husseini, był sympatykiem nazizmu, który nadawał audycje propagandowe z Berlina i zorganizował muzułmańską dywizję SS. Z drugiej strony Izrael jest odpowiedzialny za niezliczone innowacje w medycynie i rolnictwie i wysyła ekipy medyczne na pomoc w miejsca katastrof na całym świecie, włącznie z granicą syryjską.  

Niemniej to trwa. Irracjonalne i nienawistne, nie tylko trwa, ale nawet narasta. Usprawiedliwia się palestyński terroryzm twierdzeniem, że jest to prawomocna reakcja na „okupację”, podczas gdy medyczną pomoc Izraela zbywa się jako próbę odciągnięcia uwagi od uciskania Palestyńczyków. Palestyńską przemoc wobec gejów wyjaśnia się jako niefortunny artefakt kulturowy, podczas gdy izraelską tolerancję nazywa się “pinkwashing.”

Może jest jakiś czytelnik, który potrafi mi to wyjaśnić. Wyjaśnić w jaki sposób Izrael jest tak nikczemny, że można zbywać dobro, jakie czyni. Wyjaśnić, dlaczego ten konflikt jest tak ważny, że przyćmiewa wszystkie inne spory w naszym kłótliwym świecie. Wyjaśnić, dlaczego popierają oni „rozwiązanie”, które jest zastąpieniem Izraela przez państwo palestyńskich Arabów.

Ja potrafiłem znaleźć tylko jedno wyjaśnienie: Izrael jest państwem żydowskim i nakaz gardzenia narodem żydowskim jest tak głęboko zakorzeniony w chrześcijańskiej i muzułmańskiej tradycji, że ucieleśnienie żydowskiej suwerenności – państwo Izrael – stało się dla nich Diabłem.

 

What is it about us?

5 lipca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vic Rosenthal

Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Mieszka w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.