Jak pomóc sąsiadom, którzy uciekają przed swoimi


Andrzej Koraszewski 2018-07-06

Ruiny średniowiecznej twierdzy Nimrod na Wzgórzach Golan.(iStock)
Ruiny średniowiecznej twierdzy Nimrod na Wzgórzach Golan.(iStock)

Wzgórza Golan. Obszar nieco większy niż 1000 hektarów, czyli mała wiejska gmina. Zostały zdobyte przez armię izraelską w1967 roku. Wcześniej przez 21 lat były pod panowaniem Syrii, której armia  trzykrotnie zaatakowała Izrael i do dziś znajduje się z Izraelem w stanie wojny. Wzgórza Golan były wykorzystywane przez Syrię do nieustannego ostrzeliwania ogniem artyleryjskim z górujących nad północnym Izraelem pozycji. Syria domaga się zwrotu tego terytorium. Izrael uważa, że byłoby to zbyt wielkim zagrożeniem dla jego bezpieczeństwa. (A poza tym jest to zdobycz na agresorze.)

Po pół wieku znajdowania się pod panowaniem izraelskim są tam nie tylko silne posterunki wojskowe, ale nowoczesne rolnictwo, rozwinięta turystyka, rezerwat przyrody i przedsiębiorstwa przemysłowe. Połowę mieszkańców stanowią Druzowie, którzy mają te same prawa co obywatele izraelscy (a część z nich przyjęła izraelskie obywatelstwo).


W Syrii siódmy rok z rzędu trwa wojna domowa, w której ponad pół miliona ludzi straciło życie, a ponad 11 milionów musiało uciekać ze swoich domów. Obecnie armia Assada nieubłaganie zbliża się do granicy izraelskiej. Jej oddziały wspierane przez rosyjskie lotnictwo znajdują się w odległości 10 kilometrów od granicy izraelskiej. To może zagrozić względnie spokojnej strefie buforowej. Ta strefa buforowa została utworzona w 1974 roku, na mocy  Rezolucji 350 ONZ i obsadzona przez międzynarodowe siły pokojowe. Siły pokojowe bawiły się tam dobrze do 2013 roku, kiedy „Brygada Męczenników Yarmuku” (jedna z grup opozycyjnych wobec rządu), wzięła cały kontyngent do niewoli. Zrobiło się trochę szumu i bojownicy zdecydowali się uwolnić dzielnych obrońców pokoju, a ci co sił podążyli w kierunku jedynego bezpiecznego kraju w pobliżu, czyli do Izraela. Strefa buforowa stała się ziemią niczyją, z czego skorzystali uchodźcy, mając nadzieję, że w razie czego Izrael ich obroni.


Izrael od  kilku lat dostarczał pomocy rannym Syryjczykom. Teraz stanął przed problemem pomocy tysiącom ludzi z wrogiego kraju, koczującym tuż przy ich granicy. Ze względów bezpieczeństwa nie pozwala się uchodźcom na przejście na izraelską stronę, ale Izrael od lat dostarcza pomocy medycznej, wodę i żywność. Operacja pod kryptonimem „Dobry sąsiad” zaczęła się w 2016 roku, obecnie jednak dostawy są zwielokrotnione. W ostatnich dniach armia izraelska dostarczyła 300 namiotów, 28 ton żywności, w tym 15 ton żywności dla małych dzieci, 30 ton odzieży i kilka palet podstawowych lekarstw.      


Przedstawiciele ONZ obawiają się, że kryzys humanitarny może się gwałtownie pogorszyć, ponieważ ze względu na zbliżający się front nie dociera pomoc wysyłana przez Jordanię, która zamknęła swoją granicę. (W Jordanii jest już ponad 600 tysięcy syryjskich uchodźców.)    


W pierwszym roku operacji „Dobry sąsiad”  ponad 600 syryjskich dzieci przyjętych zostało (wraz z towarzyszącymi matkami) na leczenie w Izraelu. Oprócz systematycznych dostaw żywności i medykamentów do syryjskich obozów, na terenie Syrii założono dwie kliniki, obsługiwane przez lokalny personel i pracowników NGO. (Izrael dostarczył materiały budowlane, sprzęt medyczny, lekarstwa i pomoc logistyczną.)   



Armia była głównie organizatorem, ale środki na tę pomoc płynęły głównie od organizacji pozarządowych oraz od rządu w Jerozolimie. 


W ostatnich dniach izraelska armia potwierdziła, że organizacje pozarządowe niektórych krajów arabskich (które nie mają stosunków dyplomatycznych z Izraelem) korzystają z pośrednictwa IDF w dostarczaniu pomocy syryjskim uchodźcom.  Kilka dni temu Regionalna Rada Golanu ogłosiła apel do mieszkańców, prosząc o zbiórkę zabawek, gier, ubrań i słodyczy dla syryjskich dzieci.   

“Chcielibyśmy, żeby każda rodzina przygotowała torbę dla syryjskiego dziecka z zabawkami, grami, papierem do rysowania, kredkami i słodyczmi, które nie rozpuszczają się w upale; dajmy im chociaż moment zwykłej radości” - mówi przewodniczący Rady, Eli Malka.   



Tymczasem groza rośnie, w wojnie domowej ludność cywilna nie ma specjalnych praw, armia syryjska systematycznie bombarduje centra ludności na terenach zajętych przez wrogie ugrupowania, używając bomb beczkowych, broni chemicznej i mordując bezlitośnie w bezpośrednich starciach. Czy Izrael może ochronić tych nieszczęśników, którzy koczują przy jego granicach? Jak na takie zaangażowanie zareagowałby świat?


Australijski działacz organizacji żydowskiej, doktor Ron Weiser, przez kilka dni obserwował doniesienia amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN, o tym co dzieje się na granicy izraelsko-syryjskiej. Te doniesienia o narastającym kryzysie humanitarnym pojawiały się na antenie wiele razy dziennie. Jakoś zabrakło w nich informacji o okrucieństwach armii Assada, o bombardowaniach cywilnej ludności i niezliczonych ofiarach wśród kobiet i dzieci, o pomocy, jakiej dostarcza Assadowi Iran i Rosja. W tych doniesieniach dominowało oburzenie, że Izrael nie wpuszcza Syryjczyków za swoją granicę i oskarżenia, że nie dostarcza żadnej pomocy.


Zabawne, bo prowadząca te programy dziennikarka bez cienia zażenowania równoczesnie pokazywała zdjęcia namiotów i stert darów, przekazywała głos reporterowi znajdującemu się na Golanie, który mówił rzeczy kompletnie sprzeczne z tymi wszystkimi oskarżeniami, które widzowie słyszeli moment wcześniej i które prowadząca program powtórzyła natychmiast po zakończeniu jego relacji.


Opisując tę chorą potrzebę nieustannych kłamstw, Ron Weiser zastanawia się nad fenomenem zarażenia się tą chorobą wielu Żydów z diaspory. Podejrzewam, że to zdumienie jest nieuzasadnione. Podobno kłamstwo tysiąc razy powtórzone staje się prawdą. A ci, dla których stało się prawdą, będą je powtarzać w najlepszej wierze.