Kolejny rok suszy, czy zdążymy się obudzić?


Andrzej Koraszewski 2018-06-25

Tak dzis wygląda wiele polskich pól.
Tak dzis wygląda wiele polskich pól.

Nowy minister rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski, powiedział, że przede wszystkim musi się zająć skutkami suszy. Już wiadomo, że rolnicy będą mieli w tym roku kolosalne straty, więc dla ministra rolnictwa jest to naturalny priorytet, zarówno z ludzkiego, jak i ekonomicznego punktu widzenia (chociaż oczywiście natychmiast pojawiły się podejrzenia, że chodzi o politykę, bo wieś to już nie języczek, a potężny jęzor u wagi).

Minister Ardanowski zajmował się problemem suszy na długo zanim został ministrem, bo też ostatnie lata nie były obfite w opady. W lipcu 2016 roku, jako wiceprzewodniczący sejmowej komisji rolnictwa mówił o problemie obniżającego się poziomu wód gruntowych i wysychania studni głębinowych zasilających gminne wodociągi. Unia nalegała na podniesienie opłat za wodę i wprowadzenie również opłat dla rolników, co oczywiście wzbudziło bardzo silne emocje. Ardanowski uspakajał wówczas, że jak to u nas, zamiast rzetelnej informacji krążą plotki. Zapewniał, że

„Nie będzie opłat za korzystanie z wód powierzchniowych! Mam nadzieję, że to zachęci gospodarzy do tego, by zadbać o wszelkie śródpolne oczka wodne, stawy, czy jeziora. Dotąd bywało z tym różnie. Jedni dbali, inni zasypywali je (także rowy melioracyjne), by mieć więcej pól. Rolnicy nie mogą myśleć tylko o tym, w co zainwestować, jaką maszynę kupić, ale i o tym, co zrobić, by zatrzymać wodę.”

Nadzieja na obywatelską troskę okazała się raczej płonna, a kolejne lata przynisły dalsze pogorszenie się sytuacji. Tymczasem zdając sobie sprawę z tego, że zmiany klimatyczne mogą mieć poważne konsekwencje, jeśli idzie o zaopatrzenie w wodę, pod naciskiem Unii Europejskiej pracowano nad nowelizacją prawa wodnego i ostatecznie nowe Prawo Wodne wprowadzono w życie w grudniu ubiegłego roku (pilnując starannie, żeby przypadkiem drastycznymi podwyżkami cen wody nikogo nie wystraszyć, bo to by się natychmiast na sondażach odbiło).


Czasem przypomina mi się rozmowa z przyjacielem, który był ważnym ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i z rozbawieniem wspomninał, że natychmiast zasypiał, kiedy ci od rolnictwa znów zaczynali o tej retencji.   


W ćwierć wieku później rolnikow zachęcano, żeby sami dbali o retenecję, (wcześniej udało się zniszczyć wiele małych elektrowni wodnych, które są jednym z najlepszych sposobów zatrzymywania wody), ceny wody zostały praktycznie bez zmian, posłowie modlili się o deszcz, ekolodzy walczyli z każdym spiętrzeniem, a wody było coraz mniej.


Ja oszczędzam każdej kropli wody, a zdając sobie sprawę, że jest to całkowicie pusty gest, przyglądam się temu, co robią inni. Tu oczywiście najciekawszy jest Izrael, bo też to, co oni w zakresie gospodarki wodnej wyczyniają, przekracza ludzkie pojęcie.


Niedawno izraelski premier w specjalnym wystąpieniu telewizyjnym zaproponował Irańczykom przekazanie technologii pozwalającej na uratowanie Iranu przed grożącą mu katastrofą całkowitego  załamania się zaopatrzenia w wodę. Przy obłąkanej nienawiści władz irańskich do Izraela byłby to niemal śmieszny chwyt propagandowy, gdyby nie fakt, że spowodował ogromne zainteresowanie Irańczyków. Mieszkańcy Iranu są coraz bardziej świadomi, że woda może okazać się największym wyzwaniem, a dramat niedoborów wody jest tam z każdym dniem bardziej odczuwalny, znaczna część społeczeństwa ma również dość teokratycznej tyranii i mają sympatię do Izraela chociażby z samej przekory, wielu zdaje sobie sprawę z tego, że w tamtym regionie jedyny kraj, który umie sobie poradzić z coraz poważniejszym dramatem niedoborów słodkiej wody, to Izrael. Tak więc, ta oferta, nie jest tylko teoretyczna, w szczególności, że ma zostać uruchomiony kanał telewizyjny w języku farsi z praktycznymi poradami, co może zrobić rolnik, który boryka się z niedoborami wody, co mogą zrobić władze samorządowe, jak radzić sobie z niedoborami wody w gospodarstwie domowym, a wreszcie co mogłyby zrobić władze państwowe, gdyby chciały. Wystąpienie Netanjahu, (przełożone na język farsi) było w Iranie niesłychanie popularne i w mediach społecznościowych były tysiące pozytywnych reakcji, co oczywiście doprowadziło do szału władze w Teherenie.


U nas po staremu większe zainteresowanie weselem w Kanie i pieszymi wędrówkami po jeziorze niż sensacją, jaką jest projekt uzupełnienia wód Jeziora Tyberiackiego (lub jak kto woli Galilejskiego) odsalaną wodą.


Historia jest jak z Science Fiction i warto się jej przyjrzeć. Trwająca od pięciu lat susza zmusiła do przyjrzenia się planom traktowanym dotychczas jako ciekawy projekt na daleką przyszłość. Na początku czerwca rząd izraelski wyasygnował 105 milionów szekli (30 milionów dolarów) na szybki nadzwyczajny program zmierzający do zasilenia Jeziora Tyberiackiego wodą z zakładów odsalania wody morskiej. Poziom wody jest najniższy od 98 lat, czyli od czasu, kiedy zaczęto robić pomiary. Zaczyna to grozić zasoleniem wody i nieodwracalną katastrofą ekologiczną. Izraelskie zasoby wód głębinowych i powierzchniwych mają deficyt rzędu 2,5 miliarda metrów sześciennych. W ciągu najbliższych czterech lat planuje się wpompowanie do Jeziora Tyberiackiego 100 milionów metrów sześciennych odsalanej wody morskiej rocznie. Oczywiście pojawia się natychmiast pytanie o koszty tej operacji. Zapytałem przyjaciela, który ma lepszy dostęp do wszystkich danych, ile będzie kosztować podniesienie poziomu jeziora o jeden centymetr. Odpisał:

Rząd kupił około 75 mln metrów sześciennych wody po 2,3 szekla za metr
sześcienny. To ma być przelane stopniowo do naturalnych zbiorników do zimy 2018/2019. Powierzchnia jeziora tyberiadzkiego wynosi 166 km kwadratowych, ale tylko 150 km kwadratowych na obecnym poziomie wody. Z tego wynika, że do podniesienia poziomu o centymetr potrzeba 1,5 mln metrów sześciennych. Pomnożone przez cenę metra sześciennego, 2,3 szekla, wychodzi około 3,5 mln szekli na centymetr poziomu. Taniocha, bo woda państwowa, prywatny użytkownik płaci 7-8 szekli za metr sześcienny. Ta akcja ma trwać kilka lat aż do restauracji zbiorników naturalnych. Od 2020 będą znowu nadwyżki wody (buduje się 2 nowe zakłady) i będzie można lać w zbiorniki naturalne więcej niż 100 mln metrów sześciennych rocznie.

Czy to znaczy, że cena wody dla gospodarstw domowych i dla rolników jest zaporowa? Tak. Wysokie ceny mają wymusić maksymalną oszczędność. W rolnictwie zero deszczownic, niemal całe rolnictwo jest przestawione na nawadnianie kropelkowe (co daje niesamowity wzrost plonów i fenomenalne oszczędności wody), rolnictwo zaopatrywane jest w znacznym stopniu w wodę przetworzoną w oczyszczalniach.


Wysokie ceny oczywiście wywołują protesty, ale sprawiają, że opłacalne jest inwestowanie we wszystko, co wodę pozwala oszczędzać. Jeśli dobrze rozumiem, to najmniej na wysokie ceny wody narzekają rolnicy. Zdumiewające? Tylko po części. Woda była problemem izraelskiego rolnictwa od samego początku osadnictwa. Na początku XX wieku arabscy specjaliści zapewniali Europejczyków, że w Palestynie nie utrzyma się żadne samodzielne państwo ze względu na brak wody, brak żyznych ziem i brak surowców narturalnych. (Brytyjczycy oceniali, że może to być miejsce osiedlenia 2 do 3 milionów ludzi, ale nie więcej.) Żydzi uznali, że nie mają innej alternatywy jak zmienianie pustyni w kwitnące ogrody, a to wymagało techniki, a nie modłów o deszcz. Fakt, że Izrael jest dziś absolutnym pionierem w dziedzinie gospodarki wodnej, kraj zawdzięcza swoim rolnikom. Nie tylko wymyślali coraz to nowe techniki oszczędzania wody, ale uważali, że zasoby wody są skarbem i wszystko, co te zasoby skutecznie chroni, jest słuszne.


Naukowcy izraelscy od dawna rozważali możliwość zasilania naturalnych zbiorników słodkiej wody wodą odsalaną. W obliczu zagrożenia największego zbiornika zasoleniem, to co jeszcze rok temu uważano za czysto akademickie rozważania, postanowiono wprowadzić w życie już teraz.


U nas na szczęście sytuacja nie jest jeszcze tak dramatyczna, ale może to prowadzić do lekceważenia zagrożenia. Dla nas z doświadczeń izraelskich na tym polu (obok zdecydowanie zbyt wolno wkraczającego do naszego rolnictwa nawadniania kropelkowego), jest ich technologia zapobiegania wyciekom wody w wodociągach.   


Wprowadzenie nowego Prawa Wodnego ma umożliwić spełnienie warunków unijnych, a tym samym dostęp do unijnych funduszy na modernizację gospodarki wodnej w wysokości 15 miliardów złotych.     


Jak te pieniądze zostaną wykorzystane? Z pewnością warto się temu przyglądać uważniej niż wielu innym rzeczom, bo sprawa jest gardłowa. Polska to nie Izrael, ani nie Afryka czy Iran, więc obecna susza jest tylko dramatem, a nie zagrożeniem natychmiastową katastrofą. Woda będzie jednak również u nas stale narastającym problemem i poza wszystkim musimy zacząć się przyzwyczajać do myśli, że jednym z istotnych kroków zmierzających do zapobieżenia katastrofie będą radykalne podwyżki cen. Pewnie łatwiej będzie je zaakceptować, jeśli nowe instytucje zawiadujące gospodarką wodną będą darzone zaufaniem. Większość ludzi nawet nie wie, że zostały powołane i działają już od pół roku.


P.S. Dla tych, którzy znają angielski jako ciekawostkę wklejam tu wystąpienie izraelskiego premiera skierowane do Irańczyków.  

 

 

 h/t Marek Eyal-Fajtlowicz