Palestyńscy podpalacze z latawcami


Vic Rosenthal 2018-06-10



Jak zapewne wiecie Arabowie z Gazy wysyłają latawce i balony z płonącymi ładunkami i podpalili olbrzymie przestrzenie pól uprawnych, rezerwatów przyrody, a także kampus uczelni Sapir (tuż na południe od Sderot znajdujący się zaledwie 4,5 kilometra od granicy Strefy Gazy). Olbrzymie przestrzenie już spłonęły a nowe pożary wybuchają przez cały czas. Farmerzy stracili miliony, a życie roślinne i zwierzęce w regionie nie odrodzi się przez długie lata. Nikt jak dotąd nie zginął w ogniu, ale strażacy narażają swoje życie cały czas, kiedy próbują ugasić pożary.

Trwa debata o tym, jak zatrzymać te ataki. Strzelać do nich, mówią jedni. No cóż, wydaje się, że jest tu problem prawny. Nie można po prostu strzelać do cywilów za posiadanie latawca albo balonu. A kiedy już jest w powietrzu, terrorysta, który go wypuścił, jest przestępcą, który musi zostać zatrzymany, a nie poddany doraźnej egzekucji. Więc jedynym sposobem, w jaki można do nich strzelać, jest dokładnie w momencie, kiedy już mają puścić urządzenie podpalające, by powstrzymać ich przed zrobieniem tego. I lepiej strzelać w nogi. Życzę powodzenia.


A więc rozmowy zwracają się ku technice. Drony do przecinania sznurków latawców i podobne pomysły. Hobbyści modeli lotniczych już strącili kilka haczykami na ryby przyczepionymi do ich samolotów. Setki jednak nadal przedostały się.

Niedawno Izrael wysłał na teren w pobliżu Gazy transport przechwytywaczy Tamir, pocisków używanych przez Żelazną Kopułę. Żelazna Kopuła przechwytuje nie tylko produkowane przez Hamas rakiety Kassam, ale potrafi także przechwycić małe pociski moździerzowe. Pociski Tamir są kosztowne (choć można twierdzić, że prawdziwy marginalny koszt Tamira, po rozłożeniu kosztów rozwoju na dużą liczbę jednostek, jest bliższy 5 tysiącom dolarów niż często podawanym 50 tysiącom dolarów) i na ogół dwa są wystrzelone, by przechwycić Kassam, którego wyprodukowanie kosztuje Hamas kilkaset dolarów. Pociski moździerzowe można dostać już za 6 dolarów za sztukę!

Wszystko to brzmi znajomo. Jak powiedział Bret Stephens: “Dlaczego niczego nie oczekuje się od Palestyńczyków, a wszystko im się wybacza, podczas gdy wszystko jest oczekiwane od Izraelczyków i niczego się im nie wybacza?”

Zbudowaliśmy wielowarstwowy system obrony rakietowej, który obejmuje Żelazną Kopułę, ale także kilka innych składników zaprojektowanych do przechwytywania pocisków balistycznych średniego i dalekiego zasięgu. Cały system jest niewiarygodnie kosztowny, ale dostarcza poziomu obrony, jakiego nie ma żaden inny kraj na świecie. Oczywiście, potrzebujemy tego. Małe rozmiary Izraela i koncentracja ludności powoduje, że jesteśmy bardzo narażeni na ataki rakietowe i nasi wrogowie wiedzą o tym, i ciężko inwestują w tę dziedzinę.


Nie znaczy to, że możemy usiąść i pozwolić naszym wrogom na strzelanie w nas wszystkim, co mają. Żaden z tych systemów nie obiecuje 100% sukcesu, każdy system obronny, który nie ma technologii rodem z science fiction może zostać przytłoczony wystarczająco masywnym atakiem, a nierównowaga ekonomiczna nieodłączna od używania Tamirów – niezależnie od tego, jak obniżymy marginalny koszt – do neutralizowania pocisków moździerzowych za 6 dolarów staje się bolesna.


Jest tu jednak jeszcze jedna kwestia, która wypływa w związku z zapalającymi latawcami i ogólnie z „wielkim marszem powrotu” oraz naszą reakcją na ten nowy pomysł. Izrael kocha technologię, bo umożliwia to wygrywanie wojen bez ranienia niewinnych ludzi. Kochamy defensywną technologię, która umożliwia nam neutralizowanie rakiet wroga, i kochamy ofensywną technologie, która pozwala nam na precyzyjny atak na militarne cele bez szkód ubocznych. Nic nie jest bardziej super niż posłanie pocisku przez okno, by zabić grupę terrorystów bez dotknięcia ich żon i dzieci znajdujących się o piętro wyżej.

Ten rodzaj prowadzenia wojny ma nas podobno chronić w dzisiejszym ultrapieniackim świecie, gdzie atakują nas brygady prawników pracujących dla NGO ds. „praw człowieka”, opłacanych przez naszych wyrafinowanych europejskich wrogów – potomków pogromiarzy, którzy mordowali naszych przodków, a teraz w imię humanitaryzmu, próbują nie dopuścić, byśmy mogli się bronić.

Tyle tylko, że nas nie chroni. Wyjątkowa ostrożność, z jaką IDF odparła inwazję z Gazy, nie przeszkodziła mediom i NGO w oskarżeniu nas o zbrodnie wojenne. Gdyby Hezbollah wystrzelił swoje dziesiątki tysięcy rakiet z Południowego Libanu i bylibyśmy zmuszeni zniszczyć wyrzutnie umieszczone w cywilnych domach, wszystkie nasze ostrzeżenia i cała nasza precyzja w uderzeniach nie powstrzymałyby oskarżeń i prób narzucenia na nas międzynarodowych sankcji.

Są dwa powody tego. Jednym jest, że międzynarodowa talia kart jest ułożona przeciwko nam, albo dlatego, że gracze nie uważają, że Żydzi powinni być suwerenni gdziekolwiek na Bliskim Wschodzie (stanowisko większości krajów muzułmańskich), albo dlatego – jak
francuski prezydent Macron, że cynicznie załatwiają swoje ekonomiczne lub polityczne interesy, nawet kiedy powinno być dla nich oczywiste, iż ich działania zwiększają prawdopodobieństwo wojny, a także ludobójstwa.

To nie jest nic nowego i nie jest prawdopodobne, by to się zmieniło. Drugim powodem jest, że polityka Izraela w ostatnich latach nauczyła naszych wrogów, że apele do „moralności” i prawa międzynarodowego (prawdziwego lub wyimaginowanego) faktycznie wpływają na zachowanie Izraela i ograniczają nasze reakcje obronne, nawet wobec morderczych ataków na nas.

Naszymi Żelaznymi Kopułami, naszym “stukaniem w dach”, naszą przesadną ostrożnością, kiedy pozwalamy snajperom strzelać do Arabów próbujących przedrzeć się przez naszą granicę, naszym użyciem niskowybuchowej broni przy precyzyjnym zabijaniu, nasza tolerancja wobec terroryzmu z prymitywną bronią, jak rzucanie kamieniami i naszym bombardowaniem pustych instalacji militarnych, szkolimy naszych wrogów. Uczymy ich jednej podstawowej zasady: jest dla ciebie normalne, że próbujesz zabijać Żydów.

Gazańczycy nas nienawidzą? Zbudujmy im sztuczną wyspę. Czy może istnieć większe szaleństwo?

O, będziemy się bronić albo biernie, albo z minimum siły ofensywnej. Ale nie wpadniemy we wściekłość i nie będziemy próbowali naprawdę wam dołożyć. To nie są Żydzi z Kiszyniowa lub z Hebronu w 1929 r. Jeśli to konieczne, będziemy walczyć. Ale rozumiemy waszą potrzebę zabijania nas.

W wyniku naszej powściągliwości żąda się od nas jeszcze większej powściągliwości. A w wyniku komunikatu o „zrozumieniu”, jaki wysyłamy naszym wrogom, nieustannie wymyślają nowe sposoby zabijania nas. Dlaczego nie mieliby? Na Bliskim Wschodzie okazywanie dobroci wrogom postrzega się jako słabość, co zaprasza do ataku.

Ostateczna odpowiedź na latawce nie przyjdzie z technologii, bo jeśli potrafimy nacisnąć guzik i strącać je, Hamas wymyśli inną broń i inny sposób na dostarczenie dowodów ich bezgranicznej nienawiści.


Nie, rozwiązanie tego i innych problemów wymaga fundamentalnej zmiany naszego sposobu myślenia. Uważam, że obecna mentalność defensywna jest oparta na tchórzostwie i na zinternalizowaniu wszechobecnego antysemityzmu naszych wrogów, zarówno „gorących” w Gazie, jak „zimnych” w Europie. Do pewnego stopnia sami wierzymy, że strzelanie do Żydów jest akceptowalne.

Pytanie nie powinno brzmieć: „jak zatrzymać zapalające latawce?”. Powinniśmy raczej zapytać: „jak możemy wyrządzić szkody Gazańczykom – zarówno kierownictwu Hamasu, jak ludziom, którzy ich popierają i podzielają ich nienawiść – tak wielkie, tak nieproporcjonalne, że bardzo pożałują prób spalenia naszego kraju.


What to do about the kites?

Elder of Ziyon, 8 czerwca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonych, studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.