Problem mediów z Izraelem


Vic Rosenthal 2018-05-30

<span>Korespondenci zagraniczni pracują w Jerozolimie.</span>
Korespondenci zagraniczni pracują w Jerozolimie.

Jeśli endemiczna, irracjonalna nienawiść Izraela jest chorobą, to jej głównym nosicielem są dziś zachodnie media głównego nurtu. Chociaż media społecznościowe zdobywają coraz większe znaczenie, tradycyjne organizacje medialne są nadal Xenopsylla cheopis w szerzeniu tej zarazy.  

 

Media zaczęły być coraz mniej życzliwe wobec Izraela po szoku naftowym w połowie lat 1970. Zacząłem to zauważać w 1982 r. podczas pierwszej wojny libańskiej. Było nieważne, że weszliśmy do Libanu, ponieważ nasza ludność w północnym Izraelu była bombardowana rakietami – katiuszami z libańskiego terytorium przez OWP Jasera Arafata. Obwiniano nas za rozpoczęcie wojny i ostro krytykowano za każdą ofiarę cywilną. A potem byliśmy oczerniani, ponieważ nie przeszkodziliśmy naszym sojusznikom, chrześcijańskim falangistom, we wzięciu morderczego rewanżu na OWP.


W 2000 r. widzieliśmy jeden z najbardziej szkodliwych incydentów donoszenia o sfałszowanej potworności, użytego później jako pretekst do niezliczonych zamachów terrorystycznych, sprawę al-Durrah. 12-letni Mohammed al-Durrah nie został zastrzelony  przez izraelskich żołnierzy, a prawdopodobnie w ogóle nie został zastrzelony przez nikogo, ale sfabrykowana przez Palestyńczyków „wiadomość”, nagrywana przez palestyńskiego kamerzystę i nadana na cały świat przez (Żyda) francuskiego reportera i sieć telewizyjną, rozpaliła na całym świecie pożogę nienawiści. Była to jedna z iskier do drugiej intifady i mimo obfitości dowodów, że jest to fałszywka, „śmierć” al-Durrah pozostaje dzisiaj podstawowym tematem antyizraelskiego dyskursu.

 

W 2002 r. siły izraelskie walczyły z palestyńskimi terrorystami w obozie uchodźców Jenin, w bitwie, w której zginęło 23 żołnierzy IDF i 53 Arabów, z których tylko pięciu nie brało udziału w walce. Media raz jeszcze – tym razem BBC było głównym winowajcą – zaakceptowały sfabrykowane relacje palestyńskie jako prawdę, informując o 500 do 1000 ofiarach śmiertelnych, umyślnej masakrze setek cywilów i pochowaniu ich w masowych grobach, zniszczeniu części szpitala i temu podobne. Nic z tego się nie zdarzyło, ale to nie przeszkodziło mediom w informowaniu tak, jak gdyby istotnie to były sprawdzone fakty. Podobnie jak  al-Durrah, „masakra w Jenin” nadal jest artykułem wiary w dużych częściach świata.

 

To samo działo się w 2006 r., podczas drugiej wojny libańskiej. Media społecznościowe były w powijakach – Twitter istniał od zaledwie kilku miesięcy, a Facebook miał dwa lata i był ograniczony do uczelni i kilku korporacji – ale już była komunikacja i skoordynowane podżeganie przez e-maile, grupy internetowe i blogi. Niemniej media głównego nurtu przebiły same siebie, połykając i szerząc propagandę Hezbollahu, jak słynny “incydent ambulansu Czerwonego Krzyża”, rozpracowany przez nieustraszonego blogera podpisującego się “Zombie.”

 

To zjawisko wyłącznie nasiliło się po kolejnych konfliktach z Gazą. Media raz za razem ignorowały prowokacje, tysiące rakiet wystrzelonych na społeczności izraelskie oraz porwania i morderstwa dokonywane przez terrorystów stowarzyszonych z Hamasem; i konsekwentnie akceptowały opowieści Hamasu o potwornościach i o liczbach ofiar.

Ostatnio próba Hamasu przedarcia się przez granicę Izraela była przedstawiana jako ”pokojowa demonstracja”, zastrzelenie przez Izrael agentów terrorystów (53 z 62 zabitych zidentyfikowano jako członków Hamasu lub Islamskiego Dżihadu) opisano w mediach jako „masakra bezbronnych protestujących”. Dzisiaj media społecznościowe są dojrzałe i tworzą zwielokrotnione echo dla wypowiedzi antysyjonistycznych i antysemickich; „prawdziwe” media jednak nadal legitymizują pewne najgorsze narracje.

 

Naturalnie istnieje bliski związek między nienawiścią do Izraela i nienawiścią do Żydów, ponieważ Izrael jest państwem narodowym narodu żydowskiego. Pouczające jest przypomnienie sobie kryteriów “3-D” dla ustalenia, czy krytyka Izraela przechodzi w antysemityzm – wolę wyrażenie „nienawiść do Żydów” – zaproponowanych przez Natana Sharansky’ego: Demonizacja, Podwójne standardy (Double standards) i Delegitymizacja.

 

Media głównego nurtu, z kilkoma wyjątkami (np. „Wall St. Journal” i Fox News) są systematycznie winne co najmniej dwóch pierwszych „D”. Notorycznie stosują podwójne standardy, szczególnie podwójne standardy przy dawaniu wiary relacjom: niemal każde twierdzenie o złym zachowaniu lub przestępczości Izraela jest powtarzane bez prób weryfikacji, nawet kiedy twierdzenie wysuwa organizacja terrorystyczna, taka jak Hamas, lub jej zwolennicy.


Te twierdzenia – takie jak, że Izrael kradnie narządy martwych Palestyńczyków, co pierwsza obwieściła „Aftonbladet”, gazeta szwedzka jak najbardziej głównego nurtu – są często tak skandaliczne, że porównywalne do średniowiecznego oszczerstwa o mordzie rytualnym i stanowią wyraźną demonizację.

 

Klasycznymi przykładami antyizraelskich mediów, nieco bardziej wyrafinowanych niż  „Aftonbladet” są „New York Times” i – nie ma powodu do zdziwienia – izraelska gazeta Ha’aretz. Dzień za dniem dostarczają “relacje” o Izraelu i jego konfliktach według zasady, że „Palestyńczykom dozwolone jest wszystko; Izraelowi niczego się nie wybacza”. (Przepraszam, że nie pamiętam, kto pierwszy to powiedział.)

 

„New York Times” ma historię wrogości do problemów Żydów, która – według jednej z książek na ten temat – jest wynikiem ideologii asymilacjonizmu żydowskiego wydawcy tej gazety. „New York Times” tak samo jak minimalizował żydowski wymiar Holocaustu, dzisiaj minimalizuje irracjonalną nienawiść do Izraela.

 

„Ha’aretz” jest interesujący dlatego, że nie jest w rzeczywistości gazetą dla Izraelczyków. Jego hebrajska, drukowana edycja i witryna internetowa mają niewielką liczbę czytelników w Izraelu, podczas gdy angielskojęzyczne wydanie internetowe jest zaszeregowane jako 2300. na świecie spośród wszystkich witryn internetowych USA – nie tak wysoko jak „Times”, który ma numer 30, ale zupełnie nieźle.

 

„Ha’aretz” jest macierzystą redakcją Gideona Levy’ego, który niemal codziennie pisze artykuły zjadliwie atakujące rząd Netnajahu, IDF lub ponad 90% społeczeństwa izraelskiego, które nie mieszka w północnym Tel Awiwie i nie należy do uniwersyteckiej, medialnej lub „twórczej” lewicy. Levy odczuwa olbrzymie współczucie dla Palestyńczyków i nielegalnych migrantów, ale żadnego dla żołnierzy IDF, Żydów z krajów arabskich, którzy nadal pamiętają, kto jest ich wrogiem, ani dla mieszkańców południowego Tel Awiwu, których dzielnice zniszczyli owi migranci.

Czy media głównego nurtu można naprawić? Wątpię. Reporterzy i redaktorzy przychodzą z uniwersytetów, gdzie prym wiodą antyizraelscy aktywiści, i zazwyczaj studiują nauki humanistyczne, „komunikację” i dziennikarstwo, nie zaś historię. Następnie dołączają do grupy podobnie myślących osób, które zachęcają się wzajemnie do angażowania w dziennikarstwo misjonarskie. Korespondentami w terenie manipulują znający się na mediach agenci Hamasu, Hezbollahu i OWP, którzy używają kombinacji gróźb i zachęt, by wykoślawić relacje według swoich życzeń. W odróżnieniu od tego starania Izraela są sporadyczne, marnie finansowane i często marnie pomyślane. Główne agencje informacyjne używają arabskich pomocników dziennikarzy w miejscach takich jak Gaza i południowy Liban, którzy są ideologicznie antyizraelscy, narażeni na groźby, albo jedno i drugie.


Czy media społecznościowe mogą zastąpić to jako godne zaufania źródło wiadomości? To jest jeszcze mniej prawdopodobne. Media społecznościowe mają rolę do odegrania w utrzymywaniu uczciwości w mediach głównego nurtu, jak to pokazuje incydent z ambulansem Czerwonego Krzyża wspomniany powyżej. Jeśli jednak standardy mediów głównego nurtu są dziś podmyte, media społecznościowe w ogóle nie mają żadnych standardów. Same są obiektem manipulacji, jako pokazano podczas ostatnich wyborów w USA. A starania o oczyszczenie ich, takie jak propozycja Facebooka, by mierzyć „zaufanie” do różnych źródeł wiadomości, prawdopodobnie tylko pogorszy sprawy.  


Nie ma generalnego rozwiązania dla problemu mediów z Izraelem, ale są rzeczy, które Izrael mógłby zrobić. Jedną jest zwiększenie zasobów i profesjonalizmu jego rozmaitych rzeczników, takich jak rzecznika ministerstwa spraw zagranicznych i IDF. Innym jest założenie światowego, satelitarnego kanału informacyjnego – tak jak Al-Dżazira – nadającego w wielu językach, którzy przedstawiałby rzeczywiste wiadomości, jak również programy rozrywkowe. Byłoby to bardzo kosztowne, ale i tak tylko kropla w morzu w porównaniu do budżetu obronnego.

Choć izraelskie oddanie wolności słowa nie pozwala nam na uciszenie „Gideonów Levych”, możemy przynajmniej mówić głośniej i wyraźniej w celu zapewnienia, że prawdziwa historia jest dostępna każdemu, kto chce usłyszeć.

 

Israel’s media problem

22 maja 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonych, studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.