Pięć filarów palestynizmu


Vic Rosenthal 2018-05-25


Idee naprawdę mają moc, szczególnie, kiedy wyznają je dziesiątki milionów ludzi. Religie, na przykład, są konstelacjami idei, a religie były źródłem niezliczonych wojen, wielkiej sztuki, muzyki, architektury, systemów politycznych i tak dalej. Niemożliwe jest wyobrażenie sobie, czym byłaby ludzka cywilizacja bez wielkich religii.

Marksizm jest innym przykładem idei o szerokich konsekwencjach (choć nie sądzę, żeby obejmowały wielką sztukę lub architekturę). Istnieją inne idee, które wpłynęły na mniejszą liczbę ludzi, ale ich wpływ na nich był niezmiernie silny; jedną z nich jest syjonizm. Sądzę też, że świecka lewicowość, która jest tak popularna na kampusach uniwersyteckich w USA, liczy się jako spójny (choć nie sensowny) zestaw idei, ale nie mam dla tego żadnej nazwy.


Największym osiągnięciem propagandzisty jest rozpoczęcie “izmu” i doprowadzenie do tego, że zakorzeni się i rozszerzy samodzielnie szeroko i daleko – wirusowo – według współczesnego żargonu. Dobra propaganda może być tania i prosta, i mieć silny efekt. Kiedy jednak szerzy się wirusowo, izm nabiera własnego życia. Ani jego twórcy – ani nikt inny – mogą nie być w stanie go kontrolować.


Jednym z największych sukcesów propagandowych drugiej połowy dwudziestego wieku i początków obecnego jest palestynizm.


W 1964 r. Liga Arabska stworzyła Organizację Wyzwolenia Palestyny. Liga dostrzegła wartość przedstawiania arabskiego projektu wygnania Żydów z tego, co uważali za „ziemię arabską”, jako walkę rdzennego ludu, „Palestyńczyków” przeciwko kolonialnej okupacji przez cudzoziemców. Do tego czasu większość palestyńskich Arabów definiowała się przede wszystkim jako członkowie klanu i może jako członkowie panarabskiego narodu.


Pierwszym filarem palestynizmu jest, że palestyńscy Arabowie są starodawnym ludem zakorzenionym w ziemi Palestyny. Ignoruje się lub ukrywa historyczne fakty o imigracji arabskiej w XIX i na początku XX wieku i wymyśla dzikie historie (“Palestyńczycy są potomkami biblijnych Kananejczyków”). Żydom odmawia się pochodzenia z tych ziem, a nawet prawa do narodowości.


Drugim filarem jest to, że a) exodus 550–750 tysięcy Palestyńczyków w latach 1947-8 z terenów, które obecnie są Izraelem, był umyślnym aktem czystki etnicznej dokonanym przez Żydów; i  b) wszyscy potomkowie tych uchodźców mają prawo według prawa międzynarodowego do „powrotu do domu”. Nic z tego nie jest prawdą. Choć niektórzy Arabowie zostali wydaleni – głównie z miejsc, gdzie populacja aktywnie uczestniczyła w działaniach wojennych – większość uciekła sama. Przemieszczenia populacji podczas wojny są, niestety, częste i w prawie międzynarodowym nie ma „prawa powrotu” dla rzeczywistych uchodźców, nie mówiąc już o ich potomkach.


Trzecim filarem jest to, że Palestyńczycy, jako prześladowany, skolonizowany naród mają nieograniczone prawo “oporu wobec okupacji”. Wolno im prowadzić wojnę lub terroryzm mimo postanowień Karty ONZ, aż ich roszczenia zostaną zaspokojone.


Czwartym filarem jest to, że odpowiedzialność za rozwiązanie problemów,  spoczywa na świecie zachodnim i na Izraelu. Narody arabskie z powodu swojej solidarności z walką palestyńską nie zgadzają się na przyznanie obywatelstwa uchodźcom mieszkającym w ich granicach – także wtedy, kiedy pokazuje im się, że to ich polityka spowodowała wzrost liczby uchodźców z setek tysięcy do milionów.


I wreszcie, piątym filarem jest twierdzenie, że jedynym prawdziwym rozwiązaniem będzie “powrót” uchodźców i zamiana Izraela na arabsko-muzułmańskie państwo (Palestyńczycy mówią, że zamierzają zbudować państwo demokratyczne, ale oczywiście, będzie ono miało arabską większość; a historia uczy nas, co dzieje się z Żydami w takim państwie).


Umieszczony na żyznej glebie antysemityzmu (lub nienawiści do Żydów, które to określenie preferuję) palestynizm zakorzenił się w świecie arabskim, w Europie i na kampusach uniwersyteckich Ameryki Północnej. Rośnie jak chwasty i wyparł proizraelskie uczucia, które były częste na Zachodzie w latach 1970.


Ostatnio groźba irańskiej ekspansji w regionie doprowadziła pewnych przywódców Arabów sunnickich do złagodzenia ich odwiecznej wrogości wobec Izraela, szczególnie jeśli nie są pewni, że ich tradycyjny obrońca, USA, odepchnie Iran. Wiedzą, że Izrael jest najsilniejszą siłą militarną w regionie. Wiedzą też, że Izrael bardzo pragnie zakończenia swojej izolacji i statusu pariasa na Bliskim Wschodzie.


Na przykład, izraelski premier Benjamin Netanjahu odbył niedawno nieplanowane spotkanie z ambasadorami Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajnu w USA. Nawet podali sobie ręce.  Jeszcze bardziej imponujący był tweet ministra spraw zagranicznych Bahrainu, Chalida bin Ahmed Al Chalifa, że “także Izrael” ma prawo bronić się przed irańską agresją. Arabia Saudyjska pozwoliła na to, by loty do Izraela przechodziły przez jej przestrzeń powietrzną (chociaż nie loty El Al), a saudyjski następca tronu, książę Mohammed Bin Salman powiedział, że zarówno “Palestyńczycy, jak Izraelczycy mają prawo do posiadania własnego kraju”.


Te tendencje są sprzeczne z podstawowymi zasadami palestynizmu. A palestynizm wydaje się być drugą najważniejszą religią w świecie arabskim po tym, jak wbijano go do głów kilku pokoleniom. Tak więc, jakiekolwiek zbliżenie między Izraelem a krajami Arabów sunnickich trzeba będzie pogodzić z ich poparciem dla Palestyńczyków. A to łatwiej powiedzieć niż zrobić.  


Saudyjski następca tronu nawiązywał do tak zwanej inicjatywy arabskiej, która obiecuje “normalne stosunki” w zamian za izraelskie wycofanie się z wszystkich terytoriów zajętych w 1967 r., włącznie z Golanem i Jerozolimą, oraz ustanowienie państwa palestyńskiego. Wymaga także „rozwiązania” problemu uchodźców zgodnie z rezolucją 194 Rady Bezpieczeństwa – którą zawsze interpretowali jako nakazującą prawo powrotu – i z klauzulą gwarantującą, że państwa arabskie nie będą musiały przyjąć żadnych uchodźców.   


Taka umowa nie jest realna, przynajmniej bez sytuacji, w której Izrael przegrywa wojnę z Arabami. Co więc musi się zdarzyć zanim państwo żydowskie będzie naprawdę u siebie w domu na Bliskim Wschodzie? Tylko jedna rzecz: koniec palestynizmu.


Jestem pewien, że dzisiaj niektórzy przywódcy arabscy życzyliby sobie, by ich poprzednicy nie podejmowali tej sprawy z takim entuzjazmem. Podobnie jednak jak inne wojownicze ideologie, palestynizm żyje własnym życiem. Jego twórcy nie mogą wepchnąć go z powrotem do puszki, a większość Palestyńczyków sama nie chce tego zrobić.


Nie chcą być uważani za nowo stworzony naród, którego kultura składa się głównie z opozycji wobec państwa żydowskiego. Nie chcą zrezygnować z marzenia o „powrocie” do „Palestyny”, w której mogli żyć ich pradziadowie. Nie chcą zrezygnować z walki zbrojnej ani ze swojego “ludowego oporu”, co jest mniej lub bardziej tym samym. Nie chcą zrezygnować ze swoich zasiłków od ONZ. A kraje arabskie, w których są uchodźcy, nie chcą tych uchodźców jako obywateli (rozwiązaniem Baszara Asada dla problem uchodźców palestyńskich w Syrii jest eksterminacja ich).   


Ale może, jeśli damy im kolejne 50 lat lub więcej…


The Five Pillars of Palestinism

13 maja 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonych, studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.