O obowiązkowym oznakowywaniu GMO


Steven Novella 2018-05-03


Niedawny komentarz w RealClear Science opowiada o rzeczy prostej, ale ważnej: rządowi trudno jest we właściwy sposób regulować to, czego nie rozumie. Ta obserwacja stosuje się do wielu rzeczy,  widzieliśmy to niedawno podczas przesłuchaniem szefa Facebooka, Marka Zuckerberga. Pokaz był dość żenujący, prowadząc do parodii, kiedy podstarzałe postaci z Kongresu zadawały pytania młodemu gigantowi techniki.  Przypominał się niesławny komentarz senatora Teda Stevensa, który opisał internet jako “szereg rurek”.

Poważniejszą kwestią jest pytanie: jak nasi wybrani przywódcy mogą mieć nadzieję na regulowanie najnowocześniejszej nauki i technologii, której nie rozumieją? Nie jest to ograniczone do technologii internetu, ale dotyczy również rzeczy takich jak inżynieria genetyczna, CRISPR, klonowanie, komórki macierzyste i inna biotechnologia. A co z sztuczną inteligencją i robotyką lub sprawami związanymi z infrastrukturą energetyczną i zmianą klimatu?


W coraz większym stopniu rozumienie nauki jest niezbędną cechą, jakiej powinniśmy wymagać od naszych polityków. Niemniej kwestie dotyczące ważnych tematów naukowych właściwie nie mają żadnego znaczenia podczas wyborów.


Jednym z takich ważnych tematów jest kwestia regulacji genetycznie modyfikowanych organizmów – GMO. W 2016 r. Vermont był pierwszym stanem, który uchwalił prawo wymagające oznakowania żywności zawierającej GMO. To spowodowało uchwalenie federalnego prawa, podpisanego przez Obamę, które zastępuje prawo stanowe. Prawo federalne także wymaga oznakowania, ale jest mniej wymagające, pozwalając na kody lub numery telefonu, gdzie konsument może uzyskać więcej informacji. Wytyczne USDA [Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych] do tego prawa mają ukazać się latem.


Jestem zdecydowanie przeciwny obowiązkowemu oznakowywaniu GMO z kilku przyczyn, ale główną przyczyną jest to, że samo pojęcie “GMO” jest niejasne i nieścisłe. Nie można regulować czegoś, czego nie można zdefiniować. Oczywiście, można po prostu stworzyć definicję roboczą (jak USDA zrobił dla pojęcia  „organiczne”), ale jeśli za tą definicją nie ma rzeczywistego znaczenia naukowego, to co właściwie się reguluje?


Obecna robocza definicja genetycznej modyfikacji brzmi: „przestawianie, eliminowanie i wprowadzanie genów w celu uzyskania pożądanej cechy”. Oczywiście, według tej definicji wszystkie hybrydy są GMO. Kiedy krzyżujesz dwie odmiany, wprowadzasz nowe geny. A co z hodowlą mutacyjną, użyciem promieniowania lub substancji chemicznych, by stworzyć mutacje w nadziei, że któraś będzie korzystna? Dlaczego to nie jest modyfikacją genetyczną?


W marcu USDA ogłosił,
że nie będzie włączał organizmów modyfikowanych przy pomocy technologii CRISPR do GMO. Choć jestem z tego zadowolony, nie rozumiem, jak mogą pogodzić tę decyzję z ich definicją roboczą. CRISPR jest techniką edytowania genów.


Jest także kwestia tego, co liczy się jako organizm. Czy oczyszczona sacharoza z genetycznie modyfikowanych buraków cukrowych jest genetycznie modyfikowanym organizmem? Jest to po prostu sacharoza, chemicznie identyczna z sacharozą z każdego innego źródła. W żaden sposób więc nie mogą istnieć uzasadnione niepokoje o zdrowie konsumentów (zawsze będą istniały nieuzasadnione). Niektórzy argumentują, że chcą znać źródło żywności, ponieważ nie chcą popierać technologii GMO? Ale jaka to właściwie jest technologia? I oczywiście, to prowadzi do bardziej podstawowego pytani – dlaczego? (Więcej o tym poniżej.)


Co ciekawe, nawet ostrzejsze prawo Vermontu, wyłącza sery z obowiązku oznakowania jako GMO. Jest po temu praktyczny powód: olbrzymią większość serów produkuje się przy użyciu podpuszczki (enzymu), który pochodzi z genetycznie modyfikowanych drożdży. Gdyby tak nie było, światowa produkcja serów załamałaby się. Drugim najczęstszym źródłem podpuszczki jest wyściółka żołądków cieląt. Zarzynanie cieląt jest bardziej „naturalnym” źródłem, co tworzy niejaki dylemat dla apelowania do natury przez przeciwników GMO. Istnieje podpuszczka roślinna, ale nie jest tak skuteczna i jest jej zbyt mało dla zaspokojenia światowego popytu na sery.


Ta złożoność nie jest dzieleniem włosa na czworo, ale idzie do sedna problemu z samym pojęciem “GMO”, a więc i próbami regulacji. Określenie jest w zasadzie arbitralne, bez żadnego jasnego znaczenia naukowego. Promowało je głównie lobby organiczne jako sposób demonizowania konkurencji i promowania własnej marki przez pseudonaukowe sianie paniki. Strach przed GMO opiera się niemal całkowicie na naukowym analfabetyzmie.


Na przykład, większość Amerykanów, niestety, nawet nie rozumnie, czym jest DNA. Sondaż z 2016 r. pokazał, że 80% Amerykanów popiera obowiązkowe oznakowywanie każdej żywności, która zawiera DNA. Wielu ludzi ma także esencjalistyczne, przed-darwinowskie pojęcie o DNA. Sądzą, że “rybi gen” jest czymś rzeczywistym i że różni się zasadniczo od genu rośliny. Kręgowce i rośliny mają około 60% wspólnych genów. Geny są po prostu genami i nie są fundamentalnie różne w różnych królestwach życia.  


Większość ludzi jest także nieświadoma faktu, że gatunki (a nawet różne królestwa) wymieniają się genami cały czas. Horyzontalny transfer genów zdarza się w naturze – a więc podstawowe twierdzenie przeciwników GMO, że przenoszenie genów między królestwami jest “nienaturalne”, jest nie tylko nonsensowne, ale faktograficznie niepoprawne.


Zasadnicze jest to, że „GMO” jest fałszywą dychotomią bez realnego znaczenia naukowego. Używane jest tylko jako sztuczka marketingowa i nie powinniśmy dawać się na to nabierać. Nie znaczy to, że nie potrzeba regulowania biotechnologii i jej zastosowań. Wprowadzanie nowych odmian na rynek powinno mieć pewne standardy dowodów na bezpieczeństwo i te standardy mogą różnić się, zależnie od metody stworzenia danej odmiany. Osobiście uważam, że hodowla mutacyjna powinna mieć co najmniej równie wysoki standard jak metoda manipulacji genetycznej (a obecnie nie ma).


Obecnie jednak nie ma naukowego powodu do podejrzewania, ani też żadnych dowodów na poparcie niepokoju, że istnieją specyficzne zagrożenia zdrowotne ze strony jakiejkolwiek metody uważanej teraz za “modyfikację genetyczną”. Nadal powinniśmy oceniać każdy nowy organizm, ale wszystkie obecnie zaaprobowane GMO na rynku są całkowicie bezpieczne.


A co z innymi czynnikami, takimi jak patentowanie życia i Wielka Agronomia, która sprawuje kontrolę nad naszymi nasionami? Te niepokoje są skierowane pod niewłaściwym adresem, niewłaściwie przyczepione do niejasnej kategorii GMO. Olbrzymia większość roślin uprawianych obecnie na żywność to hybrydy. Cechy hybryd nie przechodzą poprawnie na następne pokolenie, więc nie możesz wysiewać ich nasion. Farmerzy (przynajmniej w krajach rozwiniętych) od stulecia nie oszczędzają już nasion na następny rok. Mniej kosztuje i wymaga mniej pracy po prostu kupowanie nowych nasion co roku. Tak było na długo zanim pierwszy GMO wprowadzono na rynek.


Można także patentować hybrydy lub nawet uprawiane odmiany. Patenty nie są wyjątkowe dla GMO i nie wszystkie GMO są opatentowane.


Technologie uważane za GMO nie mają również nic bezpośrednio wspólnego z pestycydami lub praktykami rolnymi. Pewne specyficzne zastosowania technologii GMO zmieniają sposób użycia pewnych pestycydów, ale nie ma to nic wspólnego z technologią. Inne zastosowania, jak na przykład złoty ryż, nie mają nic wspólnego z pestycydami. W każdym razie – rzeczywistą kwestią tutaj są najlepsze praktyki rolnicze. GMO mogą być potężnym narzędziem w optymalizowaniu praktyk rolniczych. Jednak lobby organiczne z powodzeniem zrównały w umysłach ludzi GMO z pestycydami.


Wszystkie te kwestie mają bardzo luźny związek z technologią GMO. Obwinianie GMO jest błędne, a uchwalanie praw, by je arbitralnie oznakowywać jest kontrproduktywne. Jest to czysta pseudonauka i potrzebni nam politycy zdolni do wystarczającego rozumienia problemów naukowych, by uchwalać racjonalne regulacje.


Update on Mandatory GMO Labeling

20 kwietnia 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Steven Novella


Neurolog, wykładowca na Yale University School of Medicine. Przewodniczący i współzałożyciel New England Skeptical Society. Twórca popularnych (cotygodniowych) podkastów o nauce The Skeptics’ Guide to the Universe.  Jest również dyrektorem Science-Based Medicine będącej częścią James Randi Educational Foundation (JREF), członek Committee for Skeptical Inquiry (CSI) oraz członek założyciel Institute for Science in Medicine.

Prowadzi blog Neurologica.