Wolność, rynek, innowacje i wstawanie z kolan


Andrzej Koraszewski 2018-04-16


Rosyjski publicysta, Fiodor Łukianow, pisze na łamach dziennika „Kommiersant”, że liberalizm nie zakorzenił się w Rosji. Wyjaśnia ten brak zainteresowania liberalizmem pragnieniem wstania z kolan, potrzebą odzyskania swojej pozycji w świecie, innymi słowy wielkomocarstwowymi aspiracjami Putina i jego wyborców. Łukianow pisze również o międzynarodowym handlu, ale raczej w aspekcie dąsów Putina na sankcje i lekceważenie Rosji.

Przypomniało mi to artykuł Kseni Zubachewej z 2016 roku pod znamiennym tytułem „Co uniemożliwia Rosji, by stała się gospodarką innowacyjną?” Artykuł napisany na marginesie jubileuszowego (20) Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu, które zajmowało się m. in. pytaniem, jak techologiczne innowacje zdeterminują rozwój Rosji w najbliższych dekadach. Autorka pisała, że przed Rosją stoi trudne zadanie komercjalizacji produktów tworzonych przez rosyjskich wynalazców. „Ale chcąc zmodernizować gospodarkę, Rosja musi się uporać z pewnymi chronicznymi problemami, które uniemożliwiają przekształcenie systemu w gospodarkę innowacyjną”.

 

Dlaczego Rosja mając mnóstwo świetnych inżynierów ma tak skromne profity z tytułu innowacji? Wynalazek to jedno, a komercjalizacja innowacji, to zupełnie inna historia.

 

Czytając ten artykuł przypomniałem sobie jak prawie 70 lat temu zaśmiewaliśmy się w szkole z rosyjskich wynalazców. Od nauczycieli dowiadywaliśmy się, że rosyjscy i radzieccy wynalazcy byli pionierami niemal na wszystkich polach. Reagowaliśmy na to kpinami i dopiero zajmując się później historią gospodarki zrozumiałem, że nikt nas nie oszukiwał, że ci genialni rosyjscy wynalazcy istnieli rzeczywiście, tyle że te ich wynalazki właściwie nigdy nie trafiały na rynek. Tajemnica ukrywała się w systemie społecznym, a nie w braku talentów. Łatwo było winić za to komunizm, ale komunizm upadł, a rosyjska gospodarka rynkowa nadal ma swoje ograniczenia blokujące przekształcanie myśli technicznej w innowacje powszechnie dostępne.

„Wszyscy rosyjscy przywódcy, od carów do współczesnych polityków wierzyli, że kluczem do modernizacji jest technika a nie społeczne i ekonomiczne środowisko, które promuje komercjalizajcę techniki. Jednak same idee nie wystarczą.”

To co jest konieczne, to demokratyczne formy rządów, wolny rynek i ekonomiczne środowisko promujące rozwój i komercjalizację wynalazczości. Problemem jest biurokracja, korupcja, niechęć do krytyki i niezdolność uczenia się na błędach.

 

Tego rodzaju głosy powtarzały się na petersburgskim forum z wielu stron, a i sam Putin musiał to słyszeć wiele razy. Sądząc z artykułu Łukianowa, Władimir Putin nie ma ambicji tworzenia warunków dla rozwoju gospodarki innowacyjnej, nie jest również narażony na wystarczająco silne naciski ze strony społeczeństwa. (Wydaje się, że Michaił Gorbaczow nie tylko planował podjęcie kroków w tym kierunku, ale doskonale wiedział, że ta droga musi się rozpocząć od rolnictwa i to od rolnictwa rodzinnego. Nic dziwnego, że najpotężniejszą siłą blokującą jego reformy był aparat partyjny związany z systemem sowieckiego rolnictwa.)

 

Przemawiając na opisywanym przez Ksenię Zubachewą forum przewodniczący Rosyjskiej Akademii Nauk, Władimir Fortow powiedział, że najwspanialszym wynalazkiem ludzkości był amerykański system innowacyjności, dodając z żalem, że Rosja jest od niego bardzo daleko. Dziś największą barierą rozwoju rosyjskiej wynalazczości jest, jego zdaniem, biurokracja  (nie dodawał jednak, że rozdęta biurokracja jest nieodmiennie źródłem wszechobecnego łapówkarstwa).       


Fortow zwrócił uwagę na fakt, że w dzisiejszej Rosji nauka jest finansowana w 70 procentach przez państwo, a zaledwie w 30 przez rosyjskie lub zagraniczne firmy prywatne. Te proporcje są w najbardziej rozwiniętych krajach odwrotne. To rynek, a nie państwo zgłasza zapotrzebowanie na innowacje i rynek decyduje co finansować, podczas gdy władze wspierają funkcjonowanie systemu i zachęcają do inwestowania w naukę.

 

Nad problemem dławienia innowacyjności przez publiczną i prywatną biurokrację zastanawiał się niedawno Matt Ridley, pisząc o „gospodarce z zakrzepami”.  

Systematyczny wzrost zamożności zależy od tego, czy wystarczająca liczba ludzi zainwestuje pieniądze i wysiłki w to, co ekonomista Joseph Schumpeter nazywał twórczą destrukcją. Brytyjski prawnik i historyk z XIX wieku, sir Henry Main,  pisał, że normalnym stanem społeczeństwa jest „społeczeństwo statusu”, gdzie dochody są przypisane jednostce przez władzę. Zmiana w kierunku społeczeństwa opartego na „kontrakcie”, w którym ludzie negocjują swoje wynagrodzenie, była aberracją i zanika. Piszę o tym z Amsterdamu, co mi przypomina, że ideę tej zmiany przyjęliśmy od Holendrów, których oburzająca zamożność tak irytowała króla statusu Luisa XIV. 

Zdaniem Matta Ridley’a w zachodnich społeczeństwach powróciła pogoń za symbolami statusu, ucieczka od ryzyka i powiązania dochodu z rynkowym sukcesem. Właśnie ukazała się książka pod tytułem The Captured Economy: How the Powerful Enrich Themselves, Slow Down Growth, and Increase Inequality, której autorzy, Brink Lindsey i Steven Teles, twierdzą, że dążenie do zysków z udostępniania (“rent-seeking”) - co jest w tym przypadku określeniem na zyski bez twórczego wkładu — jest przyczyną spowolnienia wzrostu gospodarczego oraz rosnących nierówności w społeczeństwie amerykańskim.


Na niektórych obszarach rządowe regulacje powodują sztuczny niedobór dóbr i usług, co prowadzi do złej alokacji zasobów, a na dłuższą metę wygasza dynamizm i rozwój. 


Pajęczyna krępujących działalność gospodarczą regulacji, monopoli, bezpośrednich i pośrednich subsydiów, tworzy uprzywilejowane grupy zainteresowane w tworzeniu i podtrzymywaniu barier rozwoju. 


Efektem nadmiaru regulacji są niebezpieczne związki polityki i biznesu, który walcząc o rządowe kontrakty i różnego rodzaju zezwolenia naraża biurokratów na nieustające pokusy. Wiele z tych regulacji ma na celu walkę z korupcją, ale zamiast usuwać okazje do korupcji, nieustannie tworzą nowe okazje. Im bardziej biznes jest uzależniony od decyzji polityków, tym częściej łatwiej jest szukać zysku przez korumpowanie polityków niż przez dostarczanie nowych lepszych i tańszych produktów na rynek.           


Tak w biznesie, jak i w politycy zasada ostrożności wzięła górę nad gotowością podjęcia ryzyka, przyczyniając się do mnożenia korupcjogennych przepisów dławiących zarówno przedsiębiorczość, jak i innowacyjność.


W czytanej przed laty książce o klimatach korupcji znalazłem anegdotę o wspaniałym kalifie, który postanowił raz na zawsze rozprawić się nieuczciwością swoich urzędników. Wydał dekret, że złapany na łapówkarstwie urzędnik miał być obdarty ze skóry, z której robiono poduszkę dla jego następcy. Łapówkarstwo nasiliło się znacznie, ponieważ, urzędnicy musieli teraz opłacać się szantażystom, grożącym, że doniosą, iż urzędnik bierze łapówki, zaś, żeby móc opłacić się szantażystom, musieli żądać łapówek od tych, którzy byli od nich zależni.


Pytanie czy Rosja stworzy silną, innowacyjną gospodarkę pozostaje otwarte. Jeszcze ciekawsze jest pytanie o szanse wzmocnienia inwacyjności gospodarki polskiej i możliwości złagodzenia dławiących skutków twórczego szaleństwa unijnych biurokratów.