Prawo powrotu: kłamstwo, które zabija


Fred Maroun 2018-04-01


Przez siedemdziesiąt lat arabscy przywódcy powtarzają kłamstwo, że palestyńscy uchodźcy i ich wielu potomków “powrócą” któregoś dnia do Izraela, który uparcie nazywają Palestyną.


Przez siedemdziesiąt lat świat wspiera ich w tym kłamstwie. Przez finansowanie Agendy Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim (UNWRA), której zadaniem jest zapewnienie, że „uchodźcy” w nieskończoność zachowają ten status. Przez odmowę wspominania kiedykolwiek o żydowskich uchodźcach z krajów arabskich. I przez odmowę otwartego powiedzenia, że „powrót” nigdy nie zdarzy się, ponieważ Izrael, państwo żydowskie, nigdy nie popełni samobójstwa przez rezygnację ze swojej żydowskiej większości.  


Żydowscy uchodźcy, których było mniej więcej tyle samo, co tych, którzy mogą być nazwani palestyńskimi uchodźcami (tj. liczeni bez ich potomków), zostali od dawna wchłonięci przez Izrael. Dlatego jest obowiązkiem Arabów wchłonięcie palestyńskich uchodźców.


Przywódcy świata nie mają jednak odwagi powiedzieć Palestyńczykom prawdy. Wolą unikać tej kwestii przez finansowanie UNRWA i udawanie, że sprawa jakoś się rozwiąże.


Ale obecnie na granicy Izraela z Gaza widzimy konsekwencje tego ugłaskiwania. Widzimy, że Hamas jest w stanie przekonać tysiące Palestyńczyków, by maszerowali ku granicy w próbie „powrotu” do „Palestyny” i widzimy, że Izrael nie ma wyboru i nie może dopuścić, by przekroczyli granicę, czego wynikiem jest rosnąca liczba ofiar śmiertelnych i rannych.


Te palestyńskie ofiary śmiertelne i ranni są odpowiedzialnością Hamasu, który cynicznie wiedzie swoją ludność na śmierć w próbie zdobycia współczucia mediów, ale są także odpowiedzialnością każdego światowego przywódcy, który ugłaskiwał arabskich przywódców i odmawiał przedstawienia faktów takimi, jakie są. Pora zrozumieć, że kłamstwo pociąga za sobą koszty, a te koszty liczone są życiem arabskich ofiar.


Right of return the lie that kills

Times of Israel, 31 marca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Fred Maroun

Pochodzący z Libanu Kanadyjczyk. Wyemigrował do Kanady w 1984 roku, po 10 latach wojny domowej. Jest działaczem na rzecz liberalizacji społeczeństw Bliskiego Wschodu. Prowadzi stronę internetową fredmaroun.blogspot.com

Od Redakcji „Listów z naszego sadu”


Tak o wydarzeniach na granicy Izraela z Gazą pisze arabski dysydent, a jak o tych wydarzeniach pisze „Gazeta Wyborcza”?

„Izrael otworzył ogień do "podżegaczy" biorących udział w olbrzymiej palestyńskiej demonstracji w Strefie Gazy. ONZ wzywa do przeprowadzenia śledztwa.


Dane o 15 ofiarach śmiertelnych i kilkuset rannych przekazał w piątek palestyński minister zdrowia. W sobotę rano agencja Reutera - powołując się na informacje przekazane przez służby medyczne - poinformowała o co najmniej 16 ofiarach śmiertelnych. Rannych jest ponad 750 osób.” – pisze Michał Wilgocki.

Terroryści z Hamasu mogą liczyć na „Gazetę Wyborczą” jak na Zawiszę, jak na Artura Zawiszę. Oczywiście ta gazeta nie jest osamotniona w takim informowaniu o wydarzeniach na granicy Izraela z Gazą.


Czy ktokolwiek, włącznie z Hamasem wierzy, że uda się wejść dziesiątkom tysięcy ludzi do Izraela? Oczywiście, że nie. To co chcą osiągnąć, to maksimum cywilnych ofiar spośród swojej ludności, najchętniej z dobrymi zdjęciami, a o to zadbają czekający na możliwość zrobienia takich zdjęć zachodni dziennikarze. (Jeśli któremuś się nie uda, to kupi dowolne zdjęcia od Palestyńczyków, mogą być sfingowane, albo stare z Syrii).   


„Dlaczego organizacja terrorystyczna wzywa mieszkańców Gazy by stawili się na granicy i rzucili wyzwanie żołnierzom izraelskim broniącym Izraela” – pytała publicystka „Jerusalem Post”, Caroline Glick, „Odpowiedź jest oczywista. Hamas chce doprowadzić do tego, by Izrael strzelał do palestyńskich cywilów forsujących granicę. Naraża ludzi na śmierć, żeby to mogli sfilmować obserwujący ten spektakl zachodni dziennikarze” – pisała jeszcze przed pierwszymi ofiarami śmiertelnymi.


Izraelska publicystka przypomina, że jest to powtórka imprezy zorganizowanej w 2011 roku przez rząd syryjski i Palestyńczyków z obozu Yarmuk pod Damaszkiem. Wówczas przywieziono na granicę z Izraelem setki Palestyńczyków z tego obozu i kazano im szturmować granicę. Wówczas również zginęli palestyńscy cywile. A po ich pogrzebie rozwścieczony tłum spalił siedzibę palestyńskiego przywódcy w Yarmuk, który ich wysłał na śmierć. W obozie Yarmuk mieszkało wówczas ponad 160 tysięcy Palestyńczyków. Wielu z nich zwróciło się wówczas przeciwko rządowi Assada. W odpowiedzi siły rządowe rozpoczęły oblężenie i bombardowanie obozu i w efekcie ze 160 tysięcy pozostało 18 tysięcy. Wielu mieszkańców tego obozu zmarło z głodu, z powodu ran i braku lekarstw, część zdołała uciec w inne regiony Syrii. Tym nieszczęściem Palestyńczyków zachodnie media nie trapiły się specjalnie, tak daleko ich współczucie nie sięgało.    


Obecnie podobno w Gazie jest kryzys humanitarny, brak elektryczności, niedobory wody, załamująca się infrastruktura. Podobno za organizację obecnej imprezy Hamas już zapłacił 10 milionów dolarów. Skąd je wziął? Dostał od sympatyków z Europy, od Iranu, od Kataru, Turcji i Bractwa Muzułmańskiego. Pokojowa demonstracja pokojowego Hamasu jak dotąd przebiega zgodnie z planem. Są trupy, są reakcje Rady Bezpieczeństwa ONZ, izraelscy żołnierze nie wpuszczają tłumów do swojego kraju, a zachodni dziennikarze robią dokładnie to czego się od nich oczekuje.