Pseudonauka i pseudoinformacja


Andrzej Koraszewski 2018-04-02

<span>Królewskie więzienia w Arabii Saudyjskiej. </span>
Królewskie więzienia w Arabii Saudyjskiej. 

Skończyłem przygotowanie do publikacji tłumaczenia artykułu amerykańskiego onkologa Davida Gorskiego, który w chwilach wolnych od leczenia pacjentów, wojuje jako Orac z pseudonauką, i w ramach odpoczynku zajrzałem na blog dziennikarki „Polityki” Agnieszki Zagner, która uprawia pseudoinformację. Orac w swoim artykule pisał o przeprowadzonych na próbie 18 osób badaniach nad wpływem ziemskiego magnetyzmu, plam na słońcu oraz ruchu gwiazd na rytm serca. Byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie to, że jest globalny popyt na astronomiczną głupotę.

 


Możemy długo pisać o rażąco wadliwej hipotezie, o elementarnych błędach metodologicznych, o braku jakiejkolwiek istotności badań na takiej próbie i możemy być pewni, że znacznie więcej ludzi kupi te „uczone” wnioski niż będzie chętnych do krytycznego spojrzenia na taką „naukę”.

 

Na domiar złego, opisywane przez Oraca „badania” opublikowane zostały na stronie internetowej Scientific Reports, ukazującej się przy Nature Publishing Group, co sprawia wrażenie, jakby miała podobny certyfikat jak rzetelne czasopismo naukowe „Nature”. Nic bardziej błędnego, publikacje na stronie Scientific Reports nie są poddawane temu samemu rygorowi specjalistycznych recenzji i jak to wyraźnie pokazuje Orac, są pseudonaukowym nonsensem. 


Te wspaniałe badania to próba pogodzenia astrologii, magnetyzmu i medycyny, która składa się w rozkoszny bełkot. Same badania na 18 kobietach przeprowadzono w szpitalu w Arabii Saudyjskiej, więc czytając felieton znanej dziennikarki warszawskiej „Polityki” miałem poczucie ciągłości, bowiem dziennikarka szacownego warszawskiego tygodnika informuje, że w Ritzu w Rijadzie nie było tak klawo jak sądziła. A sądziła, że było klawo, bo taką informację uzyskała od innej dziennikarki „Polityki”, Agnieszki Mazurek, która pół roku wcześniej, jeszcze w listopadzie 2017 roku, pisała o aresztowaniach w Arabii Saudyjskiej. Pisała naonczas Agnieszka Mazurek, że młody gniewny książę najpierw został następcą saudyjskiego tronu, jako że król odsunął najstarszego syna i młodszy syn Mohammed bin Salman pod hasłem walki z korupcją zarządził czystkę swoich ewentualnych przeciwników.


Pisała dalej, pani Agnieszka (Mazurek), że było oczywiste, iż wraz z młodym księciem przyjdzie rewolucja i wymieniła na pierwszym miejscu możliwość pozwolenia kobietom na samodzielne prowadzenie samochodów (musiała czytać „New York Timesa”). Nie przypominała, że Arabia Saudyjska jest krwawą teokracją, że przez dziesięciolecia finansowała terroryzm, że budując meczety i wysyłając imamów, eksportuje na Zachód wahabbizm, czyli najwredniejszy pod słońcem gatunek islamu.


Kto wie, może gdyby miała jakieś rozeznanie mogłaby zastanawiać się, o co może chodzić z rewolucją, o której w Rijadzie spekulowano  na prawo i lewo, a prawo prowadzenia samochodów przez kobiety było tu najmniej istotne. Nic dziwnego, że wyjaśnienie korupcją aresztowań w rozległej królewskiej rodzinie uznała za czysty wykręt.  


Poleciała pani Agnieszka (Mazurek) standardowym tekstem, że młody następca konsoliduje władzę i wycina w pień wszystkich, którzy mogliby stanąć mu na drodze. 


Ciekawsze być może byłyby spekulacje na drodze dokąd, ale tu pojawił się zaledwie cień Iranu (przy okazji wspomnianej rakiety wystrzelonej z Jemenu), wzmianka o taniejącej ropie i kłótniach w rodzinie. Zabrakło Kataru, Bractwa Muzułmańskiego i ogólnego cywilizacyjnego zacofania, nie wspominając nawet o napięciach między islamem szyickim i sunnickim, o tym że region jest w stanie wojny, że zmieniają się granice i władcy Arabii Saudyjskiej czują się w najwyższym stopniu zagrożeni. Już wtedy były spekulacje, że może to być próba odejścia od modelu państwa teokratycznego, co graniczyłoby z cudem, ze względu na całą tradycję tego ze wszech miar paskudnego królestwa.


Dziś wiemy, że następca tronu z poparciem swojego ojca zabrał się za przebudowę całego systemu oświaty, zapowiedział wymianę podręczników, a przede wszystkim wyrwanie szkolnictwa z łap instytucji religijnych i wykorzenienie Bractwa Muzułmańskiego, jako głównego źródła zarazy w całym sunnickim islamie.


Wiele wskazuje na to, że próba rozprawienia się z Bractwem Muzułmańskim i jego dziedzictwem w Egipcie spaliła na panewce, bo co prawda odsunięto ich od władzy, ale idee radykalnego islamu podtrzymywane są przez Al-Azhar, czyli coś w rodzaju sunnickiego Watykanu. Czy jest zatem szansa w Arabii Saudyjskiej na podporzadkowanie instytucji religijnych państwu i jakąś próbę przebudowy tego kraju na bardziej nowoczesne państwo? Taka próba wymagałaby niebywale drastycznych kroków i krwawej rozprawy z tymi, którzy stoją na drodze do takiej przebudowy.      


Wielu ludzi w Arabii Saudyjskiej zastanawia się, jak długo książę będzie żył, bo niezależnie jak szczere są jego zamiary, wiadomo jak silny jest radykalny islam w Arabii Saudyjskiej.


Tymczasem w ponad pół roku po tamtych aresztach, kiedy mamy już w rękach całkiem sporo informacji na temat kierunku projektowanych reform, inna wybitna dziennikarka „Polityki”, Agnieszka Zagner, informuje mieszkańców naszego kraju, że w Ritzu nie jest klawo.  Posiadła tę wiedzę, czytając „New York Timesa” oraz raport Human Rights Watch (albo tylko o raporcie w NYT, to akurat nie jest jasne). Wynika z tych doniesień, że aresztowanych umieszczono w luksusowym hotelu, ale ich los był straszny, bo nie mieli dostępu do Internetu, ponoć jedna osoba zmarła, a zwłoki wyglądały podejrzanie, firmy aresztowanych i odosobnionych w Ritzu musiały sobie jakoś radzić, bo nie miały normalnej komunikacji z szefami i ogólnie nie przestrzegano dobrych obyczajów.


Nie możemy wykluczyć, że informacje są prawdziwe, chociaż niektórzy pamiętają, iż założyciel HRW odciął się od tej organizacji twierdząc, że została przejęta przez ludzi działających sprzecznie z jej pierwotną ideą, że ich raporty są stronnicze i nierzetelne.


Czy w tym przypadku raport o sytuacji w saudyjskim luksusowym hotelu może być równie naciągany jak raporty HRW na temat Izraela? To czysta spekulacja, raczej intrygował moment publikacji raportu, krótko przed przyjazdem księcia do Waszyngtonu, gdzie informował o swoich planach i załatwiał inne interesy.


Jedno jest pewne, że Arabia Saudyjska demokracją nie jest i długo nie będzie, że zagrożone są egzystencjalne interesy tego państwa i albo Mohammed bin Salman przeprowadzi reformy, albo Arabia Saudyjska osunie się jeszcze głębiej niż dotąd w islamistyczny koszmar, upodobniając się do Iranu i Turcji.


Zapewne pani Agieszka Zagner ma rację, w Ritzu nie jest klawo, zaś próbujący przeprowadzić jakieś reformy następca tronu może nie być księciem z jej bajki.


Oczywiście moglibyśmy zapytać, dlaczego to, co dzieje się dziś w Arabii Saudyjskie powinno być interesujące dla mieszkańców IV Nadwiślańskiej Rzeczpospolitej? Rzut oka na mapę pozwala zrozumieć, że Egipt, Izrael, Jordania, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie to spora część Bliskiego Wschodu. Konflikt Zachodu z Iranem i jego sojusznikami (w który zaangażowana jest Rosja, a być może i Chiny) wymaga znalezienia sojuszników, a dotychczas Arabia Saudyjska była równie podejrzanym sojusznikiem w tym konflikcie jak Turcja. Nie można wykluczyć, że Zachód powinien być zainteresowany w saudyjskich reformach i to niezależnie od tego, czy będą przeprowadzone w aksamitnych rękawiczkach, czy będą wymagały drastycznych metod.


W Egipcie jak się wydaje generał Sisi nie okazał się Dengiem, nie widać tam wizji reform gospodarczych, ale ewentualne reformy w Arabii Saudyjskiej mogą wpłynąć na poprawę sytuacji również w tym kraju.


Zważywszy na pogłębiające się napięcia w stosunkach Zachodu z Iranem, coraz to nowe zdobycze terytorialne tego kraju oraz bardzo niepokojące zmiany w Turcji, powodzenie reform w Arabii Saudyjskiej może nas interesować i to bardzo (niezależnie od tego czy ich przeprowadzanie będzie zgodne z savoir vivrem).


Oczywiście możemy zaspakajać to zainteresowanie informacją, że w Ritzu  nie jest klawo, a generał Sisi nie tylko nie pozwolił na prawdziwie wolne wybory, ale nie jest takim demokratą, jak byśmy nad Wisłą chcieli.


Agnieszka Zagner informuje za amerykańską gazetą, że ”pod koniec stycznia do księcia Al-Walida dopuszczono dziennikarzy z agencji Reuters. Wywiad miał rozwiać plotki o rzekomym złym traktowaniu aresztowanych. Na nagraniu książę, wyraźnie szczuplejszy i z zapuszczoną brodą, pokazuje kilka pomieszczeń, zapewnia, że ma się dobrze, ćwiczy, pływa, je sałatki, pije dietetyczny napój. „Czuję się tutaj jak w domu, mam wszystko, czego mi trzeba, mam codziennie kontakt ze swoim biurem, zarówno osobistym, jak i tym królewskim” – zapewnia. Chce, jak mówi, pozostać tu do czasu oczyszczenia go z wszelkich zarzutów, które nazywa nieporozumieniem. Przekonuje, że w kraju wszystko toczy się swoim rytmem, inwestuje się itp. Jeden z cytowanych przez „NYT” ambasadorów, który zna Al-Walida, twierdzi, że nagranie w wielu aspektach wygląda na fake.”


Dziennikarka warszawskiej „Polityki” kończy swoje informowanie przypomnieniem, że nie ma co zwracać Arabii Saudyjskiej uwagi na jej brzydkie zachowanie, bo ta nie jest sygnatariuszem i konkluduje zwycięskim okrzykiem: „I to właściwie byłoby na tyle.”


Pisząc Wszystkie winy Izraela próbowałem Agnieszce Zagner zwrócić uwagę na problem zagrożenia. Egzystencja Izraela jest zagrożona od pierwszego dnia jego istnienia. Sąsiedzi (bliżsi i dalsi) nieustannie dążą do kolejnej zagłady i nie tylko zupełnie otwarcie o tym mówią, ale podejmują również bardzo konkretne działania. Kolejne wojny, zmuszenie świata do zaakceptowania gangsterów jako przywódców Palestyńczyków, outsourcing antysemityzmu w postaci opłacania morderców izraelskich  Żydów za pośrednictwem organizacji takich jak Fatah, Hamas, Hezbollah, Islamski Dżihad i podobne, przygotowania do kolejnej wojny na wielką skalę. Nie da się analizować polityki Izraela próbując ignorować te egzystencjalne zagrożenia. Agnieszka Zagner jest jednak prawdziwą mistrzynią pseudoinformacji. Nie ona jedna, ostatecznie obficie korzysta ze znakomitych zamorskich wzorów.       


Analiza prób reform w Arabii Saudyjskiej czy w Egipcie również wymaga spojrzenia przez pryzmat zarówno zagrożeń obydwu tych krajów, ale również zagrożeń egzystencjalnych Zachodu ze strony nie tylko rosnącego w siłę, ale coraz bardziej prącego do generalnej konfrontacji  islamofaszyzmu. To jednak są sprawy, które sentymentalna pseudoinformacja stara się pracowicie zaciemnić i robi to równie wspaniale jak badacze wpływu ziemskiego magnetyzmu i ruchu planet na rytm saudyjskich serc.

***

 

Przypominam, że „Wszystkie winy Izraela” są obecnie dostępne również w formie e-booka http://www.blekitna.pl/tytuly/wszystkie-winy-izraela/