Wielkie kazanie o małej dziurze w drzwiach


Marcin Kruk 2018-05-23


Wydawnictwo „Stapis” opublikowało zbiór opowiadań Marcina Kruka pod tytułem Grzeszyć inteligencją. W opowiadaniach oglądamy dzisiejszą Polskę przez pryzmat małego miasteczka, szkoły i kościoła. Niegdyś były to dziury zabite deskami, dziś są połączone z resztą świata przez Internet i nowoczesny transport. Czy świat opisywany przez Marcina Kruka może być ciekawy? O swoich wrażeniach z lektury czytelnik pisze:

„Oczy na zapałki, ręce i się trzęsą, w głowie kłębią się – o zgrozo! – myśli…

Ale po kolei. Położyłem się do łóżka około 22.30 – zwykle śpię koło 6 godzin. Ale tym razem przed zaśnięciem postanowiłem przeczytać jakieś opowiadanie z tego zbioru. Opowiadanie! Ba! To wciągająca powieść kryminalna z Kafką w tle (oraz Gałczyńskim i Tuwimem), gdzie, co ciekawe, bohaterowie sami widzą podobieństwa do Procesu, ale i to nie pomaga. Napisałbym więcej o bohaterach, w szczególności o dyrektorze (najciekawsza postać), ale nie będę innym psuł zabawy. Tylko ostrzegam potencjalnych czytelników – biorąc tę książkę do ręki upewnijcie się, że nie jest akurat wieczór i następnego dnia nie musicie wstawać wcześnie rano.”


Poniżej fragment jednego z opowiadań z tego zbioru:

***

 

Niedziela, nie jest dniem odpoczynku, zgoła przeciwnie. Dyrektor nie miał wątpliwości, że Wałach coś wymyśli i od świtu z niepokojem oczekiwał na jego kazanie. Temperatura spadła poniżej zera, duże płatki śniegu opadały majestatycznie na ziemię. Nie było wątpliwości, że kazanie będzie o badaczach owadzich nogów. Przy śniadaniu Ania powtórzyła raz jeszcze, że trop uzależnionego filozofa jest zdecydowanie fałszywy, gdyż jego niekłamany zachwyt dla tego pomysłu wykluczał jakiekolwiek udawanie. Nie ulega wątpliwości, że uzależniony filozof nic wcześniej o całej historii nie wiedział. Dyrektor nie mógł pojąć owego zachwytu dla tej „całej historii”, gdyż na taki zachwyt mógł sobie pozwolić tylko człowiek bardzo luźno związany z rzeczywistością. Dla dyrektora było jasne, że ta „cała historia” była zaledwie początkiem huraganu Katrina. A może to jednak Kasia - pomyślał sięgając po grzankę. Niezależnie kto był sprawcą tego zamieszania, wały ochronne puściły i woda wdarła się do miasta.


- Wszystkim naleje się do uszu - powiedział głośno, wywołując tą uwagą zdumione spojrzenie Ani - wszystkim nam się woda naleje do uszu - wyjaśnił - nie mamy odpowiednich procedur na radzenie sobie z takimi wydarzeniami.


- Przyschnie - odpowiedziała Ania - trzeba tylko odczekać. Jeśli winny się znajdzie, to cała złość skieruje się na winnego, a jeśli się nie znajdzie, to złośnikom zabraknie pomysłów. Jak długo można tańczyć wokół jednego gwoździa?


Chwilowo jednak zapał do tańca nie ustawał. Kiedy zbliżali się do kościoła dyrektor miał wrażenie, że ludzie odkłaniają mu się chłodno, bez tej serdeczności i szacunku, która normalnie sprawiała mu taką radość. Usiedli w ławce i patrzyli z niepokojem jak Wałach celebrował mszę. Nie ulegało wątpliwości, że wszyscy czekali tylko na jedno, więc kiedy ksiądz wszedł wreszcie na ambonę, w kościele zapadła wielka cisza. Ksiądz Marek zapowiedział czytanie z Ewangelii świętego Marka i rzeczywiście zaczął czytać:

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Ksiądz zamknął Biblię i zerknął na kartkę z przygotowanym kazaniem. Kościół nadal wypełniała cisza pełna oczekiwania, ale w głośnikach słychać było jakiś pogłos. Poprawił mikrofon i zaczął:


– Słyszeliście co się stało w naszym mieście, tu w tej świątyni, którą ktoś zbezcześcił wbijając gwóźdź w jej drzwi, jak w krzyż Chrystusowy. Codziennie, wchodząc tu, widzę w tych drzwiach płaczącą ranę, dziurę po gwoździu, którą wy też widzicie. Nie jest wielka, ktoś mi powiedział, że wystarczy szczypta trocin z klejem i puszeczka farby, żeby stała się niezauważalna. Zręczne ręce rzemieślnika usuną ślad po gwoździu, ale nie ustanie ból serca. Bo któż mógł podnieść rękę na świątynię bożą i wbić w nią gwóźdź?


Ksiądz Marek przyglądał się zgromadzonym parafianom, wydłużając swoje oczekiwanie na odpowiedź w nieskończoność. Zatrzymał wzrok na twarzy dyrektora, spojrzał na burmistrza i zapatrzył się na skłębiony w tylnych szeregach tłum młodzieży.


– Ta dziura po gwoździu… po wielkim, zardzewiałym, wygiętym ku górze gwoździu... Rozproszyło go łkanie. To płakała Ćwierciakowska, która najwyraźniej oczyma duszy ujrzała ów gwóźdź i wstrząsały nią spazmy. Chrząknął i wierni odwrócili od niej głowy, by skupić się na jego ustach.


– Ta dziura po gwoździu – powtórzył – jest znamieniem naszych czasów. Młodzi szukają dziś innych proroków, którzy mówią im, że jesteśmy krewnymi małp, a nawet bananów, którzy mówią im, że drzwi świątyni to tylko drzwi, które wcale nie prowadzą do Boga, którzy mówią im, że nie ma żadnego Boga, że nie ma cudów, że człowiek jest produktem jakiejś ewolucji... Wasze dzieci tego słuchają, wasze dzieci sięgają po zardzewiałe gwoździe i wbijają je w drzwi świątyni... Bracia i siostry, musimy bronić naszej wiary przed tym gwoździem, przed tymi fałszywymi prorokami, którzy chcą porwać wasze dzieci, zabrać je do laboratoriów i oszukiwać, że tam właśnie dokonują się jakieś cuda. Powiadam wam, ten gwóźdź został wbity w nasze ciała, ten gwóźdź musi być dla nas wyzwaniem, rękawicą rzuconą przez szatana. Ta rana w drzwiach naszej świątyni będzie nam przypominać o tym, że musimy walczyć z szatanem. A szatan jest wszędzie, ale ukochał sobie Internet, z jego filmikami i linkami i pornografią, którą są nie tylko nagie ciała, zdjęcia kopulujących par, ale i niektóre tak zwane naukowe filmy. Te filmy zachęcają młodzież do wiary w zardzewiałe gwoździe, do wbijania zardzewiałych gwoździ w drzwi świątyni, do lekceważenia wiary ojców... Dlatego, bracia i siostry, musimy wypowiedzieć wojnę szatanowi, który atakuje maluczkich i mówi im rzeczy, które burzą ich umysły...


Kasia-bibliotekarka wstała z ławki i zaczęła się przepychać przez tłum w kierunku wyjścia. W ostatnich czasach robiła to każdej niedzieli, nieodmiennie psując efekt jego kazań. Wiedział, że robi to złośliwie. Ludzie patrzyli na nią i przestawali myśleć o jego słowach. Pomyślał, że będzie musiał z nią poważnie porozmawiać, jej zachowanie stawało się coraz bardziej agresywne. Zastanawiał się nawet, czy nie wskazać jej teraz palcem, ale mógł to być miecz obosieczny. Lepiej nie drażnić licha, niech idzie. Ludzie zdawali sobie jednak sprawę z napięcia, widzieli jego wzrok wpatrzony w plecy Kasi, ceremonia wielkiego kazania została zakłócona. Dyrektor miał wrażenie, że ktoś się roześmiał. Było to dość nieprawdopodobne, raczej niemożliwe, a równocześnie wystraszył się, że ktoś może dostrzec malujący się na jego twarzy ironiczny uśmiech. Pochylił głowę w nabożnym skupieniu.


Ksiądz Marek chrząknął i nagle zakończył: – Tyle jest słów na niedzielę dzisiejszą – powiedział i zbiegł z ambony. Ania pochyliła głowę do ucha męża – to ona – szepnęła.