Wylęgarnie lubieżnych sympatyków totalitarnych idei

 


Andrzej Koraszewski 2018-03-16


Poseł z ramienia Kukiz’15 z zachwytem opisuje swoje spotkanie z przywódcami Hezbollahu w Libanie, i donosi o „dobrej chemii” (nie potwierdza jednak ani nie zaprzecza doniesieniom z Belgii, że Hezbollah ma duże zapasy broni chemicznej otrzymanej od syryjskich braci, którzy musieli się jej jakoś pozbyć).

Trudno powiedzieć czy poseł, Paweł Skutecki, jest osobnikiem ewolucyjnie poszkodowanym, czy głęboko ideowym zwolennikiem nazizmu w jego najbardziej nowoczesnej formie. To pierwsze możemy w zasadzie wykluczyć. Pan poseł ukończył studia filologiczne w Bydgoszczy i filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim. Był sekretarzem redakcji miesięcznika Ligi Polskich Rodzin „Racja Polska”, potem był działaczem Unii Polityki Realnej, a do Sejmu dostał się w 2015 z listy komitetu wyborczego Pawła Kukiza. Z tym życiorysem możemy założyć, że bydgoski poseł doskonale wiedział z kim ma „dobrą chemię” i dlaczego.

 


Nasz poseł nie wymyślił niczego nowego, rok temu niemiecka prasa donosiła o podobnej wizycie neonazistowskiej partii Der Dritte Weg. Również ich dobrej chemii nie powinniśmy się dziwić, oddziały Hezbollahu salutują dobrze znanym gestem, zwanym czasem salutem rzymskim, sztandarowe dzieło Adolfa Hitlera jest obok Koranu i Protokołów Mędrców Syjonu najbardziej ulubioną lekturą członków Partii Boga, sam Adolf Hitler nosi tu pieszczotliwe imię Abu Ali.

 

Czy bydgoski poseł wie, skąd się to wzięło, czy zna historię związków ideologii nazistowskiej i radykalnego islamu? Jak sam powiada: „Warto rozmawiać, osobiście skonfrontować mity z rzeczywistością” ale co tak naprawdę wie o tych „mitach”, to zostawił dla siebie i powrócił całkowicie usatysfakcjonowany konfrontacją. Chemia była cudowna.

 

Taką chemię na spotkaniu z przywódcą Hezbollahu wyczuwał nie tylko bydgoski polityk, ale również sławny amerykański lingwista Noam Chomsky. On tam dotarł z lewa, ale temu też nie należy się dziwić, raczej warto się przyglądać tym osobliwym fascynacjom, dzięki którym jedni proponują Hamas jako wzór dla Komitetu Obrony Demokracji (okrzyk “Hamas, Hamas, Jews to the gas” jest podniecający i natychmiast się kojarzy z budowaniem demokracji od podstaw), zaś inni mają dobrą chemię z Partią Boga na fundamencie tradycji kultywowanej przez intelektualistów takich jak Stanisław Michalkiewicz, którego pan Skutecki swego czasu zapraszał do współpracy w miesięczniku „Racja Polska”.



Przywódca brytyjskiej Partii Pracy, Jeremy Corbyn, też lubi konfrontować mity z rzeczywistością i też po tej konfrontacji wychodzi z uczuciem dobrej chemii z ludźmi, o których krążą mity.

 

Właśnie jesteśmy świadkami rozwijającego się skandalu związanego z długotrwałą aktywnością przywódcy opozycji Jej Królewskiej Mości w skrajnie antysemickiej grupie internetowej. Obok niego aktywistami tej grupy było wielu wybitnych członków brytyjskiej Partii Pracy, ale również funkcjonariusze Amnesty International.

 

Jak donosił londyński „Times” Partia Pracy zapowiedziała zdyscyplinowanie członków, którzy zamieszczali antysemickie posty na stronie zamkniętej grupy pro-palestyńskiej. „Palestine Live”. Grupa ma około 3000 członków, a w jej skład wchodzą ludzie negujący Holocaust i ludzie propagujący neonazistowską propagandę. Niektórzy członkowie tej grupy przekazywali fundusze dla organizacji terrorystycznych i mają bliskie kontakty z muzułmańskimi religijnymi fanatykami.

 

Cała sprawa wypłynęła, kiedy brytyjski bloger David Collier opublikował obszerny (ponad 280 stron) dwuczęściowy raport (patrz tutaj i tutaj) o tym, co było publikowane na stronie internetowej grupy „Palestine Live”. Jeremy Corbyn, najpierw poinformował, że wycofał się z tej grupy dawno temu, kiedy tylko został przywódcą Partii Pracy, potem dodał, że ktoś go tam zapisał, a potem (skonfrontowany z własnymi wpisami), że nic nie wiedział o antysemickim charakterze strony, a wreszcie poinformował wszystkich zainteresowanych, że autor raportu jest Żydem (co powinno sprawę zakónczyć).     

 

W dzień po publikacji w „Timesie” londyński „Guardian” poinformował, że szereg członków Partii Pracy zostało zawieszonych w związku z ich aktywnością na  stronie internetowej, która „jak się wydaje, zawierała linki do mitów negujących Holocaust, oskarżeń, że Izrael był zamieszany w zamach 11 Września i 7 Lipca (seria zamachów bombowych w Londynie w lipcu 2005 roku – A.K.), w szkolenie bojówkarzy Państwa Islamskiego  i teorii spiskowych dotyczących rodziny Rothschildów”.       

 

Opisując ten skandal gazeta „Daily Mail” pisała, że Jeremy Corbyn był przez dwa lata aktywnym członkiem tej grupy, a jego wybór na przewodniczącego poprzedził wzrost nastrojów antysemickich w szeregach tej partii. Międzypartyjna komisja wykazała, że Partia Pracy stała się bezpieczną przystanią dla rasistów, zaś umiarkowani politycy spotykają się z kampaniami nienawiści i szykan. Były przypadki wybijania szyb i publicznych wyzwisk. Nie trzeba wysilać wyobraźni, pisze autor artykułu:

„Po prostu otwórzcie oczy. Ta partia to Labour. Jej przywódca to Jeremy Corbyn. I ten europejski kraj, to nasz własny kraj. Żyjemy w czasach niespotykanego politycznego zamieszania. Ale te najbardziej znaczące zmiany nadal narastają niepostrzeżenie. To jest właśnie to, co się stało.


W ubiegłym tygodniu brytyjska polityka, w rzeczywistości Wielka Brytania jako taka, przekroczyła granicę.”

Opisując tę obnażoną przez Davida Colliera grupę brytyjska publicystka, Melanie Philips, wskazuje na jej niesłychanie mafijny charakter. W raporcie Colliera znajdujemy informację o tym, jak jeden z członków pyta założycielkę grupy, Elleanne Green, na ile grupa jest bezpieczna. Pani Green odpowiada:

„Bardzo… nikogo nie przyjmujemy, kto nie jest zaufany… Jestem bardzo, bardzo ostrożna… i to jest Tajna Grupa… tak więc jest to najbardziej bezpieczne [miejsce] jakie można znaleźć.”      

Powód tej ostrożności staje się jasny, kiedy czytamy wprowadzenie Colliera, gdzie cytuje jeden z pierwszych postów na stronie tej grupy z charakterystycznymi odniesieniami do

„barbarzyńskiej części tego [t.j. żydowskiego] plemienia kontrolującego każdy rząd na świecie, wykorzystującego swoje niesłychane bogactwa, by narzucać sprawy nam wszystkim, by popychać swoje nikczemne cele na rzecz żydowskiego państwa i wykończenia Palestyńczyków w tym procesie, tak żeby mogli pobierać ich narządy.”

Odbicie i kontynuacja nazistowskiej propagandy? Wyznawcy tej sztuki nie muszą szukać tak daleko, nazistowskie wzory propagowania obłąkanej nienawiści do Żydów były przez cały czas pielęgnowane w publikacjach Bractwa Muzułmańskiego, Hamasu, Fatahu, Al-Kaidy, Państwa Islamskiego, ale również Islamskiej Republiki Iranu, Hezbollahu, jak również Turcji, były propagowane na Zachodzie przez szkolonych  w Arabii Saudyjskiej imamów wysyłanych dla duchowego wsparcia tych braci w wierze, którzy żyją w zachodnich krajach.      


Jednym z takich imamów szerzących ten rodzaj antysemickiej propagandy w Ameryce jest Luis Farrakhan, niegdyś kaznodzieja baptystów, nawrócony na islam, (oczywiście ten najbardziej radykalny islam) i dziś jest liderem tzw. Narodu Islamu.


Ameryka przeżywa właśnie skandal podobny trochę do tego w Wielkiej Brytanii. W niedzielę 25 lutego Farrakhan wygłosił trzygodzinne kazanie, w którym wykrzykiwał, że potężni Żydzi są jego wrogami, że Żydzi kontrolują główne służby w amerykańskim rządzie, takie jak FBI, że Żydzi są matką i ojcem apartheidu, sprawcami zepsucia w Hollywood i zamieniają mężczyzn w kobiety, a kobiety w mężczyzn.     

„Biali ludzie idą na dno i szatan idzie na dno, a Farrakhan, dzięki bożej łasce, zerwał maskę z szatańskiego Żyda i jestem tu, żeby powiedzieć: wasz czas się skończył, wasz świat się skończył” – głosił słynny amerykański kaznodzieja.

Ten przywódca Czarnego Islamu znany jest z takich występów od końca lat 70, wielokrotnie mówił o Hitlerze, że był wielkim człowiekiem i wiele razy twierdził, że to Żydzi zorganizowali atak 11 Września.


Moglibyśmy powiedzieć, że mamy i my takiego Natanka, ale Farrakhan cieszy się sympatią i poparciem wielu znaczących ludzi z lewa i z prawa i to ludzi mających poważną pozycję w świecie polityki i w świecie mediów.     

 

Wśród jego wielbicielek jest Linda Sarsour …



…i zasiadający w Kongresie Keith Ellison, obecna na kazaniu Farrakhana była współorganizatorka Marszu Kobiet, Tamika Mallory. Lista sympatyków jest długa.  


Farrakhan walczy z rasizmem, wzywając do nienawiści i przemocy. Nagle ta walka z rasizmem staje się swoim przeciwieństwem, rasizmem właśnie, tyle, że skierowanym przeciwko białym  i rasizmem podpartym filarem wściekłego antysemityzmu. Widzimy jak ten rasizm (w szczególności w formie tradycyjnego paranoicznego antysemityzmu) znajduje coraz szersze poparcie wśród establishmentu.


Ostatnie kazanie duchownego wywołało skandal i akurat w tym momencie kontakty z Farakhanem stały się nieco kłopotliwe, ale prasa głównego nurtu stara się je tonować, albo udając, że nic się nie dzieje, albo przyznając, że jest problem, a nawet, że Naród Islamski jest organizacją gangsterską, ale przecież pomaga ubogim i walczy z rasizmem.     


Szczególnie kłopotliwa w tym wszystkim jest dokumentacja bliskich stosunków Baracka Obamy z Farrakhanem i to już wtedy, kiedy był senatorem. Ich wspólne zdjęcie z 2005 roku było starannie ukrywane, chociaż dla tych, którzy próbują zrozumieć niektóre zachowania prezydenta Obamy, te kontakty mogą być wiele mówiące.


Czy umiemy zrozumieć ten powrót nienawiści do Żydów i tę gotowość do instrumentalnego wykorzystania antysemityzmu przez polityków? Wielu ludzi zmagało się z tym pytaniem, wyjaśniając to upływem czasu od zakończenia wojny, interesami politycznymi, psuciem się instytucji demokratycznych, a wreszcie potrzebą wyraźnych tożsamości.


Pochodząca z Egiptu, była muzułmanka Nonie Darwish od lat mieszka w Ameryce i również próbuje zrozumieć co się dzieje. Jak pisze, wielu Amerykanów wydaje się nie pojmować powodów, dla których ludzie tacy jak ona przeszli przez piekło, żeby tylko uciec ze swoich potwornych krajów. Wielu Amerykanów sądzi, że ci, którzy krytykują totalitarne teokracje muszą być islamofobami. Jest zdumiewające, że wielu Amerykanów nie widzi tego, co widzą imigranci z systemów totalitarnych, że to właśnie w Ameryce miliony ludzi kolorowych i ludzi niezgadzających się na zniewolenie znalazło bezpieczną przystań, schronienie przed tyranią.

„Postrzegaliśmy amerykańskie wartości jako nasze marzenie – móc uśmiechnąć się do człowieka, który otwiera ci drzwi, bez obawy, że nazwą ladacznicą kobietę, która się uśmiecha. Móc nosić to, na co masz ochotę, iść gdzie chcesz, móc pracować i uczyć się. Ryzykowaliśmy w nadziei, że pewnego dnia będziemy żyli w systemie, który respektuje monogamię i równe prawa dla mniejszości i kobiet. Tak, to właśnie jest Ameryka, w której biali stanowią większość i nie mam z tym problemu, że to oni zmienili nasze marzenia w prawdę. Mimo swoich wad, żaden inny kraj na  świecie nie oferuje swoim obywatelom takich możliwości bycia tym, kim chcą być.”

Wolność nie dla wszystkich jest jednak atrakcyjna. Przeciwnie, amerykańskie media głównego nurtu patrzą ze zdecydowanie większą sympatią na zwolenniczkę szariatu, Lindę Sarsour, niż na Nonie Darwish, marzącą o takiej samej wolności, jaką mają Amerykanie, dla krajów islamu.


W młodości ze zdumieniem czytałem o tak licznych Brytyjczykach zwerbowanych do współpracy z KGB. Zazwyczaj pochodzili z zamożnych rodzin, kształcili się w najbardziej elitarnych szkołach i żywili głęboką nienawiść do demokracji, marząc o komunistycznym raju. Wcześniej wielu marzyło o nazistowskim raju, a te marzenia łączyła ustawiczna ucieczka od wolności.


Dlaczego tak często te marzenia uciekających od wolności podparte są filarem obłąkanego antysemityzmu? Dobre pytanie, ale nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Uciekający od wolności mają nieodmiennie dobrą chemię z gangsterami, którzy zapewniają, że pragną pokoju i dobra ludzkości, tylko najpierw trzeba uporać się z największym złem, którym zazwyczaj w ich mniemaniu są Żydzi.


Nie wątpię że polski poseł, Paweł S. wyczuwał dobrą chemię podczas spotkania z przywódcami Hezbollahu. Nie sądzę, żeby jego koledzy z poselskiego klubu Kukiz15 byli zaniepokojeni tą dobrą chemią. Nie sądzę, żeby była kandytaka do fotela prezydenta i, jak sama się przedstawia, „historyk i dziennikarz” Magdalena Ogórek, dostrzegła w tej historii cokolwiek osobliwego. Sami swoi. Wylęgarni lubieżnych sympatyków totalitarnych idei widzimy dziś coraz więcej.