Byłam w niebie, mówi ośmioletnia Ania


Marcin Kruk 2018-03-07


Byłam w niebie – powiedziała Ania przy śniadaniu, ładując solidną porcję dżemu morelowego na swoją kanapkę. I co tam robiłaś – zapytała jej mama, przyglądając się kątem oka swojej córce.


- Chciałam sobie zrobić selfie z Panem Bogiem – odpowiedziała Ania z pełną buzią.


Pani Julia była właściwie przyzwyczajona do fantazjowania córki, jednak troszkę zaniepokoiły ją te religijne fantazje w tak młodym  wieku. Nalała sobie kawy i czekała na dalszy rozwój sytuacji, zastanawiając się troszkę, skąd córce te głupstwa przyszły do głowy. Po chwili milczenia postanowiła jednak dowiedzieć się czegoś więcej. Zapytała, nie ukrywając ironii, czy udało jej się zrobić to selfie z Panem Bogiem?


Ania pokręciła głową i powiedziała, że był zamglony. Co znaczy zamglony – zapytała mama, zaczynając się troszkę niepokoić.


Mamo – odpowiedziała Ania – to nie był osobowy Bóg, on był nowoczesny, czyli zamglony, niewyraźny, jak ci to wytłumaczyć, był i nie był, ale był i mogliśmy sobie porozmawiać, to była taka wolno fruwająca inteligencja.


- A jak ty się tam dostałaś?


Ania przełknęła to co miała w ustach, wypiła łyk kakao i powiedziała, że po prostu wzięła smartfon i udała się do nieba. Ta ostatnia informacja zaniepokoiła jej matkę bardziej niż inne i złapała się za kieszeń. Smartfon był na swoim miejscu, więc zapytała córkę skłąd wiedziała, że jest w niebie, jeśli Pan Bóg był zamglony?


No to było tak – odpowiedziała Ania  - było ciemno, mgła i wiatr i z wiatru odezwał się Pan, no to go pytam, czy mogę sobie z nim zrobić selfie, a Pan odpowiedział, że owszem, ale to raczej nie wyjdzie, bo on jest bezosobowy. Odwróciłam się tyłem do tego głosu, robiłam selfie, ale rzeczywiście, był całkiem bezosobowy, bo ja byłam niewyraźna, jego nie było wcale, a reszta to było niebo, ale bez gwiazd, taka paćka.


Paćka, powtórzyła jej mama, przyglądając się córce. I co było dalej – zapytała.


Nic, chciałam mu pokazać kilka zdjęć, ale chyba nie był zainteresowany, zapytał czy widziałam poród koziorożca. Powiedziałam mu, że porodu koziorożca nie widziałam, ale widziałam poród słonia, poród żyrafy, ale najciekawszy był poród kangura. Powiedziałam mu, że kangur jest taki malutki jak się rodzi, że chyba jest jak mucha. Kangurzyca go rodzi tak jak wszystkie ssaki rodzą swoje małe, a ten malutki kangur jakoś wie, że musi się wspiąć po brzuchu mamy, gramoli się w górę i chowa się do jej torby. To było sfilmowane jak on się rodzi i wspina potem, żeby się schować w worku.


Pan Bóg powiedział, że to on tak urządził, a tata mówił, że to ewolucja, ale Pan Bóg z wichru mówił, że tata zaciemnia, pytał, gdzie tata był, jak on zakładał ziemię? Głupie pytanie, bo ziemia ma cztery miliardy lat, a ludzie żyją najwyżej sto, a jak ziemia powstawała, to żadnych ludzi nie było. Ja nie wiem, czy Pan Bóg mnie słuchał, bo tam była tylko ta paćka, ale on zadawał jakieś dziwne pytania, kto sznurem ziemię wymierzył, kto słupy stawiał i gdzie jest kamień węgielny? Powiedziałam mu, że ziemia jest okrągła, nikt jej sznurem nie mierzy, bo teraz mają lepsze metody i że z tym kamieniem węgielnym to nie bardzo rozumiem, ale zapytam taty.       


Ania zachichotała nagle,  smarując sobie kolejną kromkę chleba – wiesz mamo, on się pytał, czy dotarłam do zbiorników śniegu i zbiorników gradu i mówił że rzuca piorunami. Mamo, czy Pan Bóg może nie wiedzieć, jak paruje woda, jak powstają chmury, dlaczego chmury czasem się skraplają i pada deszcz, a czasem woda ścina się w płatki śniegu albo w kulki gradu? Czy taka bezosobowa inteligencja może być niedoinformowana?


Pani Julia chyba nie dosłyszała pytania, bo sprawdzała coś nerwowo na swoim smartfonie i zapytała córkę, czy silny był ten wiatr w niebie?


Ania wydęła policzki i powiedział, że wiało jak diabli, ale ona i Pan Bóg musieli mieć jakieś oparcie, bo nimi nie rzucało.


- No i co było dalej – zapytała mama, odkładając na bok swój smartfon. Ania powiedziała, że nic, tylko ta paćka, nawet pytała o te anioły, o Jezusa, o zmarłych, ale – mówiła - ten bezosobowy Bóg niczego jej nie chciał pokazać.


Pani Julia spojrzała na zegarek, pomogła córce założyć płaszcz i odprowadziła ją do szkoły. Po powrocie wysłała do męża mail z opisem porannej rozmowy z Anią. Odpowiedział dopiero po dwóch godzinach, uspakajał, że  był z Anią na poczcie, że nudziła się kiedy płacił rachunki, a potem pytała o tą idiotyczną książkę, więc jej musiałem opowiedzieć o co chodzi.


A skąd jej się wziął ten bezosobowy Bóg?


Kochanie – odpisał, przecież znasz Anię, ona wszystko chce wiedzieć, więc jej powiedziałem, że jedni wierzą w poczciwego staruszka i aniołki, a inni w bezosobowego boga, albo w jakąś nieokreśloną inteligencję.


Skąd ona zna Księgę Hioba zapytała pani Julia nie bacząc na to, że mąż prosił, żeby nie wysyłała do niego listów, kiedy jest w pracy. Odpowiedział, żeby nie wpadała w panikę, że Ania nie zna Księgi Hioba, że mówił jej o tych pytaniach  jak oglądali razem film przyrodniczy.


Nie bacząc na kolejną prośbę, żeby odłożyć tę rozmowę na wieczór pani Julia napisała:


„Ja cię bardzo proszę, nie zabieraj więcej dziecka na pocztę, to na nią źle wpływa.”


Wrócili do tej rozmowy wieczorem, kiedy Ania już spała i pani Julia wyraziła zaniepokojenie, że przecież dziecko może coś chlapnąć przy dziadkach i będą problemy. Pan Jacek odpowiedział, że z tymi problemami to sobie jakoś poradzą, jest jednak gorzej, bo Ania kilka dni temu pytała go , czy Matka Boska też ma wspólnego przodka z szympansem jak wszyscy inni.


I coś ty jej powiedział – zapytała pani Julia.


-  Powiedziałem, że wszyscy ludzie mają wspólnego przodka z szympansami, ale żeby tego nie mówiła księdzu, bo będzie mu strasznie przykro.


- I jak ona na to zareagowała?


- Obawiam się, że zrozumiała, co chciałem jej powiedzieć, ale na wszelki wypadek zmieniliśmy temat rozmowy.


***


O książce Marcina Kruka Grzeszyć inteligencją, Justyna Gul pisze na portalu Qulturasłowa:  



„Zdaje się, że już zapomniałeś, dlaczego wyrzucili mnie z medycyny i dlaczego byłam internowana? Wtedy zdawało mi się, że za szczypanie komunistów, ale teraz wiem, że to było za walkę o to, żeby kolejne pokolenie oportunistów mogło dorwać się do stołków.” – niestety każdy, kto choć przez chwilę posłucha doniesień prasowych, kto choć poświęci kilka minut na prześledzenie bieżących wydarzeń zorientuje się, jak bardzo prawdziwe są te słowa. […] Dokładnie taki świat maluje w swojej książce Marcin Kruk, który w zbiorze opowiadań pt. „Grzeszyć inteligencją. Opowiadania dla obdarzonych łaską krytycznego rozumu”, sportretował absurdalną sytuację w naszym kraju, pokazując niewielki tylko – aczkolwiek dający do myślenia fragment rzeczywistości, zawężając ją do pewnego gimnazjum w miasteczku Janowopawłowo Małe. […] Przenosimy się do Janowopawłowa w chwili, kiedy dzieją się tam bulwersujące rzeczy. Oczywiście bulwersujące przede wszystkim dla księdza Marka Wałacha z parafii Najświętszej Marii Panny. To właśnie na drzwiach jego kościoła przybito Tezy Gimnazjalne Koła Badaczy Owadzich Nogów, zawierające różnorakie, mniej lub bardziej kreatywne i rozsądne postulaty. Tym sposobem mała mieścina zamienia się w Wittenbergę, zaś tajemniczy wandal – w Lutra. […]

Autor z dużą dozą ironii podszedł do tematu, ale też polskiej rzeczywistości nie da się traktować poważnie. Przykre jest tylko to, że za sportretowane przez Kruka sytuacje, wstydzić musimy się my wszyscy, że główni sprawcy nie są zdolni do autorefleksji. I choć nie łudzę się, że jedna publikacja coś zmieni, może taki otwarty protest przeciwko klerowi da do myślenia. O ile nie zapoczątkuje śledztwa prowadzącego do ujawnienia prawdziwej tożsamości Kruka i dążenia do jego nawrócenia."