Religia i polityka w zwarciu między Arabią Saudyjską a Katarem


Mordechai Kedar 2018-02-21

Karykatura zamieszczona na koncie Twittera Al-Dżaziry, wyśmiewająca saudyjskiego monarchę (zdjęta po protestach z tłumaczeniem, że to robota hackerów).   

Karykatura zamieszczona na koncie Twittera Al-Dżaziry, wyśmiewająca saudyjskiego monarchę (zdjęta po protestach z tłumaczeniem, że to robota hackerów).  

 



Od Rewolucji Francuskiej kultura zachodnia aspirowała do rozdzielenia kościoła i państwa, wierząc, że religia zajmuje się statusem człowieka – jednostki i społeczności – oraz Bogiem, podczas gdy polityka zajmuje się administrowaniem życia publicznego, tych ludzi, którzy wierzą w różne religie oraz ateistów, którzy nie wierzą w żadną. Jedną z konsekwencji usunięcia religii ze sfery politycznej było to, że Żyd (Leon Blum we Francji i Benjamin Disraeli w Wielkiej Brytanii) mógł zostać premierem, jeśli uważano go za godnego tej roli.

Bliski Wschód jest jednak całkowicie inną rzeczywistością. Religia na Bliskim Wschodzie jest nieoddzielną częścią polityki i jest często głównym aktorem na politycznej scenie. To dlatego mamy polityczną partię o nazwie Hez b' allah -  (partia Boga), wojna nazywa się dżihadem (wojna nakazana przez Koran), a kraj może nazywać się Republiką Islamską (Iran). Większość konstytucji krajów Bliskiego Wschodu stanowi wyraźnie, że islam jest podstawą ich systemu prawnego. Regułą na Bliskim Wschodzie jest założenie, że „religia i państwo są bliźniętami” – Din wa-Dawla Tawaman – narodzonymi równocześnie i żyjącymi razem w harmonii.  


Rządzący, szczególnie ci, których legitymację kwestionują ich poddani, często starają się o zdobycie religijnego zatwierdzenia swoich rządów. Poświęciłem cały rozdział staraniom syryjskiego monarchy Assada o to, by uznawano go za bona fide islamskiego władcę, mimo że jest alawitą. Bycie alawitą oznacza, że patrzy się na niego jak na bałwochwalcę, a więc kogoś, kto nie tylko uzurpował sobie tron, ale zasługuje na śmierć jako heretyk. Powinien zostać zmuszony do wyboru między nawróceniem się na islam lub śmiercią.  


Król Jordanii użył własnych funduszy, by pokryć Kopułę na Skale złotymi liśćmi w celu osiągnięcia legitymacji jako monarcha i zadośćuczynienia za fakt, że jego dziadka, Abdullaha, do władzy w Trans-Jordańskich Emiratach wynieśli Brytyjczycy.   


Prezydent Egiptu Sadat modlił się w meczecie Al-Aksa podczas pierwszej wizyty w Izraelu w listopadzie 1977 r. w celu nadania pieczęci religijnej aprobaty swojej wizycie, której zaciekle sprzeciwiało się Bractwo Muzułmańskie.


Arabia Saudyjska także jest produktem mieszania religii i polityki. Królewski dom Saudów jest ściśle związany z rodzinami Bena Baza i Al Szajch, przedstawicielami uczonych islamskich, których zadaniem jest przyznanie pieczęci religijnej aprobaty na monarsze ambicje Domu Saudów, ich rządy nad królestwem, obywatelami i gospodarką. Nie jest to proste, ponieważ członkowie rodziny Saudów pochodzą z Ramat Nadżd w środkowej Arabii Saudyjskiej i są wszędzie uważani za cudzoziemców, szczególnie w Hidżaz, w zachodniej części półwyspu.


Saudyjscy królowie nazywają siebie “Strażnikami Dwóch Świątyń”, a określenie “świątynie” odnosi się do Mekki i Medyny. Ten tytuł ma nadać ich rządom na Hidżazem pieczęć religijnej aprobaty i dla nadania temu znaczenia inwestują miliardy petrodolarów w poprawę infrastruktury obu miast: drogi, mosty, kolej i pomieszczenia dla tych, którzy przybywają z doroczną pielgrzymką Hadż.


Rząd saudyjski ma ministra Hadż i jego inwestycje w Mekce i Medynie są szczególnie widoczne w porównaniu do okropnego stanu zaniedbania innych miast, szczególnie w Dżuddzie, która straciła stu mieszkańców w powodzi spowodowanej przez obfite deszcze.


Tytuł “Strażnika Dwóch Świątyń” jest w oczach rodziny królewskiej najważniejszy. W ten sposób podpisują listy, powtarzają go raz za razem w przemówieniach. Sprawy nie są jednak proste i są tacy, pod przewodnictwem szyickiego Iranu, którzy kwestionują prawo rodziny Saudów do panowania nad miejscami świętymi dla wszystkich muzułmanów. Szyici twierdzą, że sunnicki dom Omajjadów ukradł im rządy nad islamem w połowie VII wieku i musi oddać je Ahl al-beit – rodzinie Mahometa – to jest, domowi Alego Ben Awi Taleba, zięcia Mahometa i kuzyna, a następnie ich potomkom. 


Irańsko-szyickie żądanie zdobycia kontroli nad Mekką i Medyną doprowadza Saudów do szału, ponieważ widzą świat przez poglądy szkoły hanbalickiej i jej odgałęzienia wahabickiego, które uważa szyizm za ni mniej ni więcej tylko rodzaj herezji. Dlatego za każdym razem, kiedy iraccy pielgrzymi próbują oddawać cześć boską zgodnie ze swoimi szyickimi wierzeniami podczas Hadż, saudyjskie siły bezpieczeństwa, które mają za zadanie zachowanie porządku publicznego podczas Hadż, traktują ich z wielką brutalnością, używając pałek i broni palnej i zostawiając za sobą martwych i rannych.


Umiędzynarodawianie miejsc świętych


Siedem miesięcy temu, w czerwcu 2017 r., stosunki miedzy Katarem a Saudyjczykami, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem i Egiptem osiągnęły nowe dno. Stosunki Kataru z resztą świata arabskiego były napięte od dnia w 1996 r., kiedy Al-Dżazira rozpoczęła satelitarne nadawanie programów, głosząc propagandę przeciwko establishmentom i popierając Bractwo Muzułmańskie i jego odgałęzienia, takie jak egipski „Dżihad”, tunezyjską „al-Nahdę”, palestyński Hamas i „Islamski Dżihad”.


Sankcje narzucone na Katar przez Saudyjczyków i ich sojuszników obowiązują nadal, a Katar trzyma się tylko dzięki pomocy potężnych narodów – przede wszystkim Turcji i Iranu – które bronią jego interesów. Iran dzieli się z Katarem gigantycznym polem gazowym, dostarczając temu małemu krajowi wszystkiego, co potrzebuje, po tym jak Saudyjczycy zablokowali ten kraj. Turcja wysłała siły zbrojne do Kataru, by bronić kraju przed możliwą inwazją saudyjską.


Katar wyładowuje swoją wściekłość na Saudyjczyków przez Al-Dżazirę – stację telewizyjną najbardziej popularną w świecie arabskim, atakując Emiraty i Saudyjczyków na wszystkie możliwe sposoby.


W ciągu ostatnich kilku dni Katar podniósł konflikt z Saudyjczykami na nowe wyżyny, uderzając w czułe miejsce saudyjskiego panowania nad Mekką i Medyną, bo zaproponował, by miejsca te stały się międzynarodowymi miejscami islamskimi. Gdyby to się stało, monarcha saudyjski nie mógłby dłużej używać tytułu „Strażnika Dwóch Świątyń” i straciłby legitymację, jaką nadaje ten tytuł. Umiędzynarodowienie Mekki i Medyny da każdemu narodowi arabskiemu prawo do wyrażania opinii o tym, jak należy zarządzać tymi miejscami, a szyicki Iran i sunnicki Katar, obecnie wierni sojusznicy, będą mieli wpływ na decyzje o najświętszych miejscach islamu ze szkodą dla Domu Saudów i mimo ich wściekłości.


Koncepcja umiędzynarodowienia Mekki i Medyny niezmiernie zakłóciła saudyjski spokój.


Saud Kahtani, doradca saudyjskiego władcy powiedział (moje dodatki w nawiasach, M.K.) :

"komórki kierowane przez Azmiego (Baszarę, byłego izraelskiego parlamentarzystę, chrześcijanina, który jest komentatorem Al-Dżaziry i jest raczej zwolennikiem arabskiego nacjonalizmu niż islamizmu) i gabinet cieni aroganckich Katarczyków w Al-Dżazirze, propagują to, co nazywają umiędzynarodowieniem dwóch miejsc świętych! Moja osobista rada jako obywatela Zatoki dla tego stracha na wróble: Potraktujcie to jako wskazówkę z góry: On (saudyjski monarcha) nie ma potrzeby stojącej armii i krążących samolotów. Jest 300 dżipów, które nie zatrzymają się dla niczego poza żywnością (nic innego ich nie zatrzyma). I powieszą was razem z waszymi dzielnymi żołnierzami. W tym momencie ani Azmi (Baszara), ani nikt inny nie będzie mógł wam pomóc. Oni (Katarczycy) nie walczą z nikim, ale żyją dzięki ohydnym spiskom, kłamstwom i poniżeniu. Zakładają urojone organizacje (Bractwa Muzułmańskiego) w dalekich krajach (w USA i Europie) i media cieni (Al-Dżazira), i wzywają do umiędzynarodowienia miejsc świętych w celu stworzenia fałszywego wrażenia, że nie mają nic wspólnego (z tym pomysłem). Saudyjski minister spraw zagranicznych, Adel al-Dżubajr, ostrzegał ich wyraźnie w przeszłości, że jest to wypowiedzenie wojny. Nie sondujcie cierpliwości wielkich mocarstw, karły”.

Groźba dla Kataru ze strony Saudyjczyków nie może być wyraźniejsza. Saud Kahtani wyraża nie tylko intencje saudyjskiego władcy – lub może powinniśmy powiedzieć, intencje Suleimana, jego syna i następcy – ale także sposób, w jaki monarchia saudyjska patrzy na Katar: z obrzydzeniem odrazą i poczuciem, że mają zupełnie dość zachowania Al Tani, rodziny rządzącej Katarem.


Czy to jest wypowiedzenie wojny? Nie wiem, ale jedna rzecz jest pewna, stosunki między Katarem i jego sojusznikami, Iranem i Turcją, a Saudyjczykami, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem i Egiptem są coraz bardziej napięte. Ważną kwestią jest to, jak widzi to Trump. I nie możemy zapomnieć, że Turcja panowała kiedyś nad Mekką i Medyną i to, co mówi Katar, jest w rzeczywistości pragnieniem Erdogana, by cofnąć zegar do dni, kiedy Imperium Osmańskie rządziło Hidżazem.


Także Izrael ma z Katarem rachunki do wyrównania za jego pełne popieranie Hamasu i za pół miliarda dolarów, jakie Katar przeznaczył na inwestycję w wydarcie Izraelowi Jerozolimy; a to w dodatku do podżegania do anty-izraelskiego terroru w Al-Dżazirze przez 24 godziny na dobę.


Liczba Izraelczyków, których zmartwiłaby inwazja Saudyjczyków na Katar, jest minimalna – i wszyscy oni są członkami izraelskiego odgałęzienia Bractwa Muzułmańskiego – Ruchu Islamskiego.


I kto mówi, że jest nudno na Bliskim Wschodzie?

 

Religion and politics in the feud between Saudi Arabia and Qatar

Israel National News, 12 lutego 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Dr. Mordechai Kedar


Wykładowca na wydziale arabistyki w Bar-Ilan University. Przez 25 lat pracował w wywiadzie wojskowym, zajmując się, arabskimi mediami i organizacjami islamistycznymi. Jest częstym gościem w mediach arabskich jak i komentatorem spraw arabskich w mediach izraelskich.