Ustawa przeciw kłamstwu czy przeciw prawdzie?


Andrzej Koraszewski 2018-01-29


Awantura o nową ustawę o IPN nie tylko doprowadziła do dyplomatycznego kryzysu między Polską a Izraelem, wywołała również silne irracjonalne reakcje w obydwu społeczeństwach. Główny spór dotyczy określenia „polskie obozy śmierci”. Nigdy takich obozów nie było i izraelscy historycy doskonale o tym wiedzą.

Izraelski dziennikarz, Eli Barbur  pisał na swoim twitterze o wypowiedziach izraelskiego polityka  Ja’ira Lapida: „Ten infantylny, lewacki i nedouczony matoł, który chciałby zastąpić Netanjahu, a może i przeszkodzić w zbliżeniu Izrael-Wyszehrad (choć wątpie, bo go to przerasta o 10 łbów…) Niezależnie od tego, MSZ w Warszawie powinno zażądać przeprosin.”


Czym tak rozgniewał Lapid pochodzącego z Polski izraelskiego dziennikarza? Przekazaną również za pośrednictwem twittera mądrością, że:

Wymyślono to w Niemczech, ale setki tysięcy Żydów zostały zamordowane, nie spotykając niemieckiego żołnierza. Były polskie obozy śmierci i żadne prawo tego nie zmieni.

Pamiętając o mordowaniu Żydów przez lokalną ludność na Ukrainie, w Rosji, na Litwie, Łotwie i Estonii, w Polsce i w innych krajach można się zaledwie spierać o wielkości, ale nie o doskonale udokumentowane fakty. Drugie zdanie jest krzycząco fałszywe i kto jak kto, ale Izraelczycy spotykający się sto razy dziennie z potwornymi kłamstwami na temat swojego kraju powinni być wrażliwi na obronę przed kłamstwem.


Izraelski serwis informacyjny worldisraelnews.com, koncentruje się na określeniu „polskie obozy śmierci”, przypomina, że nazywanie nazistowskich obozów „polskimi” jest swego rodzaju plagą, że tego określenia użył również w 2012 roku prezydent Obama, co wywołało w Polsce falę gniewu.  Serwis przypomina, że ustawa musi jeszcze przejść przez Senat i zwraca uwage, że już pojawiło się w Polsce wiele głosów krytycznych przypominających, że takie prawo nie  miałoby żadnego wpływu na wypowiedzi poza Polską, a w Polsce może ograniczać swobodę debaty na temat faktów historycznych. Cytuje się tu również wypowiedź prawniczki z warszawskiego oddziału Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Doroty Głowackiej, która stwierdziła, że ta ustawa może prowadzić do nadużyć.     


W artykule w „Gazecie Wyborczej” Konstanty Gebert pisze, że gdyby ta ustawa miała wejść w życie w takim kształcie w jakim została uchwalona to on może dać osobiście prokuratorom możliwość sporządzenia aktu oskarżenia.  


Gebert stwierdza dalej, że „liczni członkowie narodu polskiego ponoszą współodpowiedzialność za niektóre popełnione przez III Rzeszę zbrodnie nazistowskie” i dodaje, że takie stwierdzenie może stanowić przestępstwo w rozumieniu tej ustawy. 

„Zastrzegam – pisze dalej Konstanty Gebert - że nie przypisuję odpowiedzialności za te zbrodnie narodowi polskiemu w całości, bowiem jedynie jednostki, a nie narody, mogą ponosić odpowiedzialność za dokonane czyny. Narody wszelako są moralnie odpowiedzialne za to, jak czyny te pamiętają.”

Autor wzywa do poprawienia tego prawa, dając do zrozumienia, że w obecnym kształcie może ono prowadzić, do zakłamywania historii.


Ustawa wywołała burzę głosów, które wydają się niepokoje Konstantego Geberta i wielu innych całkowicie potwierdzać. Gdybym podejrzewał, że pisowskie władze chciały wywołać nacjonalistyczną histerię, powiedziałbym, że im się to znakomicie udało (a dotyczy to zarówno postaw antysemickich jak i antyukraińskich). Nie mam takich podejrzeń, raczej jest to wynik bezgranicznej głupoty.  


W artykule w wiadomosci.gazeta.pl stwierdza się, że ustawa nie zawiera wzmianki o „polskich obozach śmierci”, że burza dotyczy zamiany art. 55, który w tej ustawie brzmi:

  1. 1.    Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie określone w art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego załączonej do Porozumienia międzynarodowego w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych Osi Europejskiej,  podpisanego w Londynie dnia 8 sierpnia 1945 r. (Dz. U. z 1947 r. poz. 367),  lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości.    

Jeśli przygotowujący ten tekst prawnicy sądzili, iż jest on dostatecznie jasny i nie budzi wątpliwości interpretacyjnych, to otrzymali informację, że jest dokładnie odwrotnie. Przedłożono Sejmowi do akceptacji projekt narzędzia prawnego, które sprawia wrażenie kija bejsbolowego, którym każdemu można dać po głowie.


Ambasador Izraela, Anna Azari powiedziała o tym w sposób znacznie bardziej wyważony niż Lapid, mówiąc, że Izrael też rozumie, kto budował Auschwitz i inne obozy i wszyscy wiedzą, że to nie byli Polacy jednak ta ustawa otwiera możliwość kary za świadectwa ocalałych z zagłady.


Obawiam się, że ta inicjatywa ustawodawcza otwiera również na oścież drogę do pozasądowych „wyroków”. Wydaje się, że tę możliwość doskonale zwęszyli liczni internauci, których reakcje były łatwe do przewidzenia. W efekcie jeśli zamiarem było zamazanie czarnych kart naszej przeszłości, wydaje się, że ta ustawodawcza inicjatywa dostarczyła nowych dowodów na to, że nadal wielu gotowych jest w Polsce te czarne karty nie tylko wybielać, ale wręcz gloryfikować. Zamiast porządnej historii mamy tsunami nie tyko absurdów, ale i ścieków, Zamiast obrony przed kłamstwem, będziem brnęli w zakłamanie.


Wypada tylko mieć nadzieję, że rząd jednak się zreflektuje i skieruje tę ustawę do ponownego (mniej pospiesznego) opracowania.