Fałszywi prorocy. Podsumowanie.


Lucjan Ferus 2018-01-14


Książkę Byłem Świadkiem Jehowy Gunthera Pape czytałem tak dawno, iż większość zawartych w niej informacji zdążyłem już zapomnieć. Dobrze się więc stało, iż znalazł się czytelnik tego portalu, który swoją wyjątkowo zaangażowaną postawą w obronie owej religii, zachęcił mnie (i to dosłownie) do napisania tekstu, poświęconego organizacji Świadków Jehowy. Ta książka jest bogatym źródłem informacji, nie tylko przybliżających czytelnikom kulisy tego międzynarodowego ruchu religijnego, ale też pozycją, której lektura powinna chyba każdego skłonić do głębszych refleksji na temat tej religii, jak i mechanizmów psychologicznych, jakimi posługują się „nawiedzeni” założyciele systemów religijnych.

 


W jaki sposób powinienem podsumować tę książkę?  Czy jako budujący przykład zrealizowanej w życiu ewangelicznej zasady: „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”, włącznie z opisem długiej „cierniowej” drogi, którą musiał przejść jej Autor zanim ta prawda wreszcie do niego dotarła? Czy może jako niechlubny przykład dziecięcej łatwowierności, którą cechowali się opisani w książce Świadkowie Jehowy, włącznie z jej Autorem? A może raczej jako tragiczny efekt „prania mózgu” u szeregowych Świadków przez Towarzystwo „Strażnica”, skutkujące umysłowym zaślepieniem i przejmującym strachem przed zagładą w Har-Magedonie w przypadku braku lojalności i posłuszeństwa?

 

Myślę, że każdy z tych problemów jest ważny i każdy z nich ma swój istotny wkład w ogólną wymowę tej pozycji. W jaki sposób to wszystko się ze sobą łączy? Może się mylę, ale widzę to tak: gdyby założyciel tego religijnego ruchu – pierwszy prezydent i jego następcy, oraz kierownictwo z Brooklynu – wiedzieli (albo przynajmniej brali to pod uwagę), iż przyszli członkowie tej religii będą nastawieni sceptycznie do ich pomysłów „służenia Jehowie” i nie pozwolą sobie „wciskać ciemnoty” (popularne określenie praktyk urabiania umysłów), to być może nie robiliby tego w taki infantylny i bezceremonialny sposób.

 

Skoro jednak widzieli, iż masy ludzi bez zastanowienia „kupują” te ich czcze obietnice bez pokrycia, jak i fałszywe i infantylne proroctwa, oraz zachwycają się jak dzieci, urokliwymi iluzjami i wizjami świetlanej przyszłości w „nowym świecie”, które im umiejętnie podsuwali – to nie ma się co dziwić, że brnęli dalej w obietnice i „proroctwa”, mające się spełnić lada chwila, czyż nie? Na przykładzie Świadków Jehowy, w licznych sytuacjach opisanych w tej książce najlepiej widać, JAK ŁATWO OSZUKAĆ ludzi, którzy chcą być oszukiwani i aż trudno uwierzyć, iż takich i im podobnych osobników są na świecie miliony.

 

Ich naiwna łatwowierność przejawiająca się w bezmyślnym i bezrefleksyjnym chłonięciu prokurowanych (jak na zamówienie) „prawd” o niedalekiej, wspaniałej przyszłości, której doświadczą tylko najbardziej wytrwali i zasłużeni dla Jehowy wybrańcy – aż prosiła się o takie ich potraktowanie, na jakie sobie w pełni zasłużyli. Wolter w Traktacie o tolerancji tak przedstawił ów problem, związany z naszym ułomnym człowieczeństwem:

„Taka jest słabość rodzaju ludzkiego i taka jego przewrotność, że niewątpliwie na lepsze mu wychodzi znosić jarzmo wszelkich możliwych zabobonów (byleby tylko nie były zabójcze), niż żyć bez religii. Człowiek zawsze potrzebował wędzidła, a chociaż okrywał się śmiesznością składając ofiary faunom, satyrom i najadom, /../ korzystniej było czcić te fantastyczne wyobrażenia bóstwa, niż oddać się ateizmowi”.

Aby nie być gołosłownym, przejdę teraz do konkretnych przykładów opisanych w książce Gunthera Pape. Mam bowiem zamiar pokazać w niniejszym tekście, iż nie trzeba być zaraz tytanem intelektu, by nie dać się wciągnąć w takie ideowe „bagno”, w jakie dał się wciągnąć Autor tej pozycji. Wystarczy nieco zdrowego sceptycyzmu i umiejętności posługiwania się logiką, aby w porę dostrzec FAŁSZ tych rzekomych „bożych prawd”, którymi tak hojnie dzielą się z ludzkością co bardziej „natchnieni” osobnicy o wysokich aspiracjach przywódczych. Te przykłady będę przytaczał w kolejności, w jakiej pojawiały się w książce.

 

Pierwszy cytat: „..szeregi bezrobotnych, głodujące dzieci, dzielnice nędzy w wielkich miastach /../ „już niedługo o tym zapomnimy, bo nadejdzie raj, złota era! – właśnie dla nędzarzy sprawi to Bóg. Ufajcie, że tak się stanie; to jest wasza prawdziwa pociecha!”. No i co? Stało się tak? Nadszedł ten obiecany raj i złota era? Są na to świadectwa historii, że Niemcy podźwignęły się z wojennej pożogi dzięki CUDOWNEJ ingerencji Boga Jehowy? Jeśli miałyby być, to muszą wyraźnie wskazywać, że chodzi w tym cudzie o Jehowę, a nie jakiegoś innego Boga, który mógłby przywłaszczyć sobie jego sukces.

 

Następny cytat: „Słuchajcie nas! My głosimy wam słowo Boże. Bóg zapowiedział, że Królestwo należy do ubogich. My je głosimy, przez nas powiedzie was ono do Boga. /../ Przyjdźcie do nas, to my jesteśmy prawdziwymi chrześcijanami!”. Czy wszechmocny Bóg nie może obejść się bez ludzkich POŚREDNIKÓW? Jaką wyznawcy mają gwarancję, że owi „pośrednicy” mają kontakt z bóstwem i przekazują jego wolę, a nie swoją? A poza tym, kiedy Bóg zapowiadał, że „Królestwo będzie należało do ubogich?” 2 000 lat temu, czy nie? I jakoś do tej pory „bożego królestwa na Ziemi” nie widać, a ubogich w każdym wieku jest mnóstwo.

 

Kolejny cytat: „Drogi Bracie Pape. „Strażnica” – Towarzystwo biblijno-traktatowe” /../ jest tą korporacją, którą posługuje się nasz Pan od chwili jej założenia”. Jaki dowód na prawdziwość tego może dać kierownictwo „Strażnicy”, oprócz tego zapewnienia? Najlepszy byłby zapis w Biblii, np. „Ja, wasz Pan, Jehowa, oświadczam, iż od chwili założenia korporacji „Strażnica” w 1913 r., będę się nią posługiwał aż do odwołania”. I tu powinien być tytuł księgi i numer wersetu. A już poważniej: czy wszechmocny Bóg musi posługiwać się „ludzkimi korporacjami”, pośredniczącymi w przekazywaniu wiernym jego słowa? Czy nie jest to infantylny pogląd?

 

Cytat: „Rządy „państwowe” sprawuje nasz król Jezus Chrystus poprzez „kierownicze ciało” z Brooklynu. Od 1914 r. rządzi on jako nieograniczony władca Nowego Świata. W naszej teokracji o wszystkim rozstrzyga przez Chrystusa tylko Jehowa. Słowo, które głosi światu, posługując się „Strażnicą”, jest prawdą, jedyna prawdą!”. Jakoś w żadnej z Ewangelii nie zauważyłem, aby Jezus mówił cokolwiek o Jehowie, a już tym bardziej o „Strażnicy”. Na czym polegają te „państwowe rządy” Jezusa sprawowane poprzez „kierownicze ciało” z Brooklynu, skoro „Jezus Chrystus jest jako król obecny wśród nas, niewidzialny jednak i niesłyszalny dla nas, zwykłych śmiertelników”? Jak więc można tę „prawdę” zweryfikować?

 

Cytat: „Czyż sam Jehowa nie wystąpił ostro poprzez Towarzystwo „Strażnica” przeciwko tym, którzy zakłócają nasz spokój”? A więc SAM Jehowa wystąpił ostro, czy uczynił to poprzez Towarzystwo „Strażnica”? A może było inaczej: Towarzystwo „Strażnica” wystąpiło ostro w imieniu Jehowy, przeciwko tym, którzy zakłócają nasz spokój? Czy taki przebieg owego „wydarzenia” nie jest najbardziej wiarygodny, a zarazem logiczny?

 

Cytat: „Książęta Nowego Świata są wśród nas!” /../ wybucha entuzjazm, jakiego jeszcze nie przeżyłem. /../ Bez wątpienia większość zebranych spodziewa się, że lada moment na scenę wstąpią Abraham, Izaak i Jakub. Otrzeźwienie przynoszą kolejne słowa mówcy: „Książęta są pośród nas, a są nimi słudzy organizacji w zborach, biurach i obwodach”. No cóż,.. jaki „nowy świat”, tacy i są w nim „książęta”, aż chciałoby się powiedzieć. Ten przykład najlepiej świadczy o stopniu łatwowierności Świadków Jehowy, a zarazem o stopniu cynizmu i bezczelności kierownictwa „Strażnicy”, którzy mają odwagę i czelność wciskać tysiącom ludzi taki „religijny kit”, bez obawy, że wyśmieją ich za infantylność tego pomysłu.

 

Cytat: „Jednak wciąż jeszcze wierzyłem szczerze, że to Bóg rządzi i kieruje naszą organizacją. Z czcią odnosiłem się do braci z Brooklynu, jako tych, którymi wyłącznie posługuje się Bóg, by głosić Ewangelię na całej ziemi”. Dziwne pomysły ma ten Jehowa: od stworzenia świata ponoć upłynęło 6 000 lat i przez ten długi czas wielu „fałszywych” bogów pozyskało miliardy wyznawców spośród ludzkości. Aż tu na przełomie XIX i XX wieku uaktywnia się Jehowa, „zakłada” w USA korporację „Strażnica” i nakazuje swym wyznawcom (poprzez braci z Brooklynu, oczywiście) głosić swoją Ewangelię na całej ziemi, bo ponoć przez 18 wieków nikt nie był w stanie WŁAŚCIWIE odczytać Biblii?!

 

Cytat: „Mówię teraz o przebiegłości, jaką powinniśmy się posłużyć, by nawiązać rozmowę z zainteresowanymi. Mówię jeszcze wyraźniej; aby przechytrzyć inaczej myślących. /../ Innymi słowy: musimy ukryć przed słuchaczami prawdziwy powód naszej wizyty – to, że chcemy z nich zrobić Świadków Jehowy. /../ Tylko „podstępni jak węże” możemy podminować wiarę innych i na jej miejscu budować naszą”. Czy takie zachowanie ŚJ nie dyskredytuje całkowicie ich „uczciwych” zamiarów? A zatem jak w katolicyzmie: „Cel uświęca środki”?! Wydaje mi się, iż taka postawa bardziej pasuje do wyznawców Szatana (podstęp, kłamstwo), niż do wyznawców Chrystusa, których miała wyzwalać PRAWDA, a nie oszustwo i zakłamanie.

 

Cytat: „Aniołowie z ognistymi mieczami w ręku mordują wszystkich /../ mężczyzn, kobiety, starców i dzieci. Potoki krwi, zniszczenie, zagłada, straszliwy koniec. Gromada ludzi stoi na uboczu przypatrując się krwawej łaźni. Wznoszą ręce, wydają radosne okrzyki – Świadkowie Jehowy. Ludzkość ginie w dniu gniewu i sądu. Ratunek znajdują Świadkowie Jehowy”. Ja na ich miejscu nie cieszyłbym się tak bardzo – idą przecież w wieczną niewolę do żądnego krwi tyrana, który nie toleruje u swych wyznawców samodzielnego myślenia i działania. Cieszą go tylko posłuszne marionetki, obezwładnione strachem przed zagładą w Har-Magedonie. Jak to było: „Jehowa jest uosobionym Dobrem”? O tak! Ten przykład najlepiej to potwierdza.

 

Widać wyraźnie na tym przerażającym przykładzie, iż Świadkowie Jehowy nie czują żadnej więzi z resztą ludzkości. Oto na ich oczach aniołowie wyrzynają siedem miliardów ludzi (gdyby obecnie to się działo), pozostawiając 8 milionową garstkę ŚJ, a oni radują się z tego, jakby nie tylko byli pozbawieni rozumu, ale i empatii, będącej jedną z ważniejszych cech człowieczeństwa. A poza tym, jaki mają groteskowy i infantylny wizerunek swego Boga: z jego siedmiomiliardowego dzieła osobników ludzkich, WARTOŚCIOWYCH jest osiem milionów (czyli ok. 1 promila), a reszta jest bezwartościowym „chłamem” skazana na zagładę. Hitlerowski Holocaust przy tym „Bożym planie opatrznościowym” to „mały pikuś”!

 

Cytat: „Z dumą my, Świadkowie Jehowy nazywamy naszą organizację „jedyną prawdziwą religią”, a nasz początek wywodzimy od Abla, pierwszego z męczenników. Musimy więc uchodzić za najstarszą wspólnotę religijną świata”. Dlaczego nie od Adama i Ewy, byłaby jeszcze starsza? Chory przerost ambicji! Czy w Księdze Rodzaju jest gdzieś napisane, że Abel założył Towarzystwo „Strażnica” i czcił Boga Jehowę? Nie! Świadectwa historyczne zaś mówią, iż „Świadkowie Jehowy” /../ organizacja wyznaniowa wywodząca się /../ z Badaczy Pisma Świętego /../ obecną nazwę przyjęła w 1931 r. po rozłamie /../ jaki dokonał się w łonie Stowarzyszenia” (Herve Masson „Słownik herezji w Kościele katolickim”). Należy odróżniać

mity od świadectw historycznych, aby się nie narażać na śmieszność.

 

Cytat: „Przecież Towarzystwo twierdziło zawsze, że Bóg nie potrzebuje na ziemi żadnych przedstawicieli czy namiestników. Skąd nowi słudzy czują się teraz przedstawicielami Jehowy? /../ Brooklyn żąda dla siebie praw dyktatorskich, twierdząc, że „wola Towarzystwa „Strażnica” jest wolą Jehowy”. Jeśli wierzy się, iż Bóg jest wszechmocny, to sama logika podpowiada, iż takiemu Bogu nie potrzebni są żadni ludzcy POŚREDNICY, aby mógł on realizować swój plan opatrznościowy względem ludzkości. I po tym właśnie można poznać czy ma się do czynienia z prawdziwym Bogiem i religią. Wybierając przedstawicieli Jehowy, Towarzystwo „Strażnica” przyznało niechcący, iż Jehowa nie jest prawdziwym Bogiem, a Świadkowie Jehowy prawdziwą religią.

 

Cytat: „Przez całe lata bracia z Brooklynu nie dostrzegali, co o imieniu Boga mówią encyklopedie /../ W końcu jednak musieli przyznać, że imię „Jehowa” jest błędne, a właściwą pierwotną formą jest „Jahwe”. Czy więc imię „Jehowa” stanowi dowód prawdziwej religii?”. A czy jakiekolwiek imię Boga, którejkolwiek religii może być DOWODEM jej prawdziwości skoro i bogowie i ich imiona są wymyślone przez samych ludzi? No, tak,.. tyle, że ŚJ mówią: „Żadne stworzenie na niebie i ziemi nie nadało Mu tego imienia. On sam je wybrał. Ogłosił je jako swoje imię mówiąc: „Ja jestem Jehowa, to jest moje imię” (Iz 42,8, przekł. elberfeldzki). Zatem co jest bardziej prawdopodobne?: to, że Bóg wybrał sobie BŁĘDNE imię, czy błędny jest ów przekład? Bo np. w mojej Biblii Tysiąclecia jest: „Ja, któremu na imię jest Jahwe”.

 

Cytat: „Świat był dla mnie czymś diabelskim, zakłamanym, bo usiłował oderwać mnie od prawdziwego Boga. /../ Świat jest w rękach szatana, czego mam więc oczekiwać od tego świata? /../ Czy cały świat nie jest jednym wielkim kłamstwem? /../ Ale domek i ogród w „nowym świecie” Świadków Jehowy był jednak tylko snem. Sen rozwiał się w nicość…”. Gdzie tu logika? Czy przypadkiem ten nasz świat nie jest dziełem Boga Jehowy (wg ŚJ)? Jakże więc dzieło boże może oderwać stworzenie od jego Stwórcy? Czyżby ten Jehowa był aż takim nieudacznikiem? Chyba, że to nie On stworzył ten świat? Skoro ten „domek i ogród w nowym świecie” Świadków Jehowy rozwiały jak sen, to może one były tym KŁAMSTWEM, a nie ten świat, co? Nie jest to bardziej prawdopodobne?

 

Cytaty z Biblii: „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swą władzą” (Dz 1,7). „Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec (Mt 24,36). „Strzeżcie się, aby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz „nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi!” (Łk 21,8). Skoro ŚJ uznają Biblię za jedyny autorytet, którego wyłącznie należy słuchać, to dlaczego w tej kwestii posłuchali swych „nawiedzonych” prezydentów, a nie samego słowa Bożego?

 

Cytat: „W 1914 r. nie rozpoczęło się tysiącletnie panowanie Chrystusa. Nie wstali z grobów książęta. /../ Nie przestało istnieć to, co ludzie nazwali chrześcijaństwem. /../ W wyniku fałszywych przepowiedni /../ organizacja Świadków znalazła się w poważnym kryzysie. /../ Rutherford wiedział, że tylko jakieś zupełnie nowe proroctwo o końcu świata i początku nowego może uratować organizację. /../ I tak wystąpił ze sloganem: „Miliony żyjących teraz nigdy nie umrą”. Czy z tego nie wynika, że owe „proroctwa” były tworzone do aktualnych potrzeb kierownictwa „Strażnicy”? Kto byłby na tyle naiwny, by „prorokować” na parę lat naprzód, wiedząc, iż czas to bardzo szybko zweryfikuje?

 

Cytat: „Przyszedł rok 1925, a z nim fiasko! Nie powstało bowiem ziemskie Królestwo Jehowy /../ dawni prorocy nie powstali z grobów, a miliony tych, którym powiedziano, że nigdy nie umrą, jeśli doczekają 1925 r., dawno zostało pochowanych”. Dlaczego „proroctwa” zawiodły tysiące ludzi, którzy w nie wierzyli? Odpowiedź jest prosta i udziela jej Autor na stronach książki: błędna była zasada wg której ich dokonywano („rok za dzień”), jak i błędne były same wyliczenia (i to o kilkadziesiąt lat). Czyli „błąd błędem poganiał”; jednym słowem owe wyliczenia były „wzięte z sufitu” czy jak kto woli „z kapelusza”. Tych „proroków” permanentnie zawodziło „natchnienie Jehowy”, a mimo to nie ustawali w fałszywym „prorokowaniu”. Czyżby nie czytali Jeremiasza 23,21?

 

Cytat: „Jak człowiek ślepy nie może prowadzić drugiego, tak też ci politycy nie mogą sami z siebie doprowadzić świata zrodzonego w grzechu do łaski Bożej. /../ Jak niedorzeczną i dziecinną rzeczą jest sądzić, że jakaś partia polityczna może być „ratunkiem” dla tego czy innych krajów. Jak „bogowie” tego świata /../ mogą kogoś czy coś uratować, jeśli nie mogą uratować samych siebie w Har-Magedonie?”. Politycy nie próbują doprowadzić świata do łaski Bożej, bo mają ważniejsze zadania. Zaś różne „nawiedzone” osoby od zawsze tego próbują,.. i nic im z tego nie wychodzi. A skąd ŚJ mogą wiedzieć, czy „bogowie” tego świata nie mogą uratować siebie z Har-Magedonu? Bo sami wymyślili taką koncepcję?

 

Cytat: „Prawdziwi chrześcijanie okazują się więc naśladowcami Chrystusa przez to, że nie próbują naprawiać tego świata ani ulepszać go poprzez działania polityczne”. Ciekawe! Czyli działalność Świadków Jehowy nie ma na celu POPRAWY sytuacji ludzi w oczach ich Boga? Nie ma zatem znaczenia czy wierzą oni w prawdziwego Boga Jehowę, czy w fałszywego? W tej sytuacji ich misja musi być rzeczywiście całkowicie jałowa i niepotrzebna. A co do Jezusa; czy jego ofiara na krzyżu nie była przypadkiem zamierzonym działaniem, mającym na celu NAPRAWIENIE pierworodnego grzechu Adama?

 

Cytat: „Jak bardzo Towarzystwo „Strażnica” usiłuje zniweczyć opartą na Piśmie św. wiarę w istnienie wiecznego piekła! Wg Pisma potępieni będą wrzuceni do „jeziora ognia” /../ „I będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków” /../ Kto tu fałszuje jasny sens objawienia Bożego o istnieniu wiecznego piekła? /../ Bez wątpienia „Strażnica”. I nie ma się czemu dziwić. Kościół kat. ma wieczne piekło do straszenia niepokornych, a ŚJ mają Har-Magedon, spełniający tę samą rolę: „Otóż przyjmij do wiadomości, że zostaniesz zatracony w bitwie bożej pod Har-Magedonem. Dlaczego? Dlatego, że wyznajesz religię wrogą Bogu”. Oba te wyznania w tej kwestii (i nie tylko) są siebie warte.

 

Cytat: „Chrystus nie może się mylić, On jest zawsze ten sam. Toteż prawdziwy i niezmienny jest też jego Kościół – musi być taki. /../ Kościół pozostanie Kościołem w istocie niezmiennie takim, jakim był już w czasach apostolskich”. Trzy zdania, a tyle błędów. W apostolskich czasach Kościół kat. jeszcze nie istniał (oficjalny początek IV w.). Otóż najlepszym dowodem na to, iż Jezus także może się mylić, jest obiecane przez niego królestwo Boże na ziemi, które miało nadejść jeszcze za życia jego uczniów, a do dziś nie nadeszło. Kościół kat. szybko odszedł od moralnego wzorca, którego nauczał Jezus w Ewangeliach, zostając Kościołem Pawłowym. Potem dzięki polityce papieży został karykaturą jezusowego chrześcijaństwa.

 

Widać, że Autor książki nie ma pojęcia o krwawej i pełnej przemocy historii Kościoła kat. pod przywództwem papiestwa. Nie wykluczone więc, że po iluś tam latach zdecyduje się opisać dalszy ciąg swej drogi poznawczej następnej religii, w którą „wdepnął” nieświadomie, uznając ją za Prawdę. Widocznie kieruje się on zasadą: „wpierw WIERZĘ ślepo i bez zastrzeżeń, a dopiero potem staram się ZROZUMIEĆ w co wierzę”. No cóż,.. można i tak, skoro strata czasu w postaci wielu zmarnowanych lat i psychicznego zdrowia, zdaje się nie mieć dla niego żadnego znaczenia. Przecież człowiek MUSI w coś wierzyć, czyż nie?

 

Styczeń 2018 r.