Szkolne orły i wątroba Prometeusza


Marcin Kruk 2017-12-25



Moja lekcja przed świąteczną przerwą była ostatnia, co wynikało z planu, iż uczniowie muszą mieć opłatek, więc piątkowa lekcja historii wypadła. Jak zwykle przed taką czy inną przerwą, intelektualna sprawność dorastającego pokolenia spadła poniżej poziomu wód gruntowych, więc czułem, że moje życie będzie trudne. Zgodnie z nową podstawą programową mam zapoznać dorastające pokolenie z budową i funkcjonowaniem ludzkiego organizmu, przy czym ministerstwo nie informuje, czy  obejmuje to mózg, czy też mózg będzie omawiany na religii.

Udałem się do klasy strapiony, nie bardzo wiedząc, czy mam się dziś zająć tym, co od pasa w górę, czy ze względu na czekający ich opłatek, tym co od pasa w dół, a co bywa odpowiedzialne, za pojawienie się ludzkiego organizmu, który to organizm następnie zaczyna funkcjonować.

 

Ledwie położyłem dziennik na stole, kiedy Michał wrzasnął, że on antycypuje.

-  Co takiego, Michałku, antycypujesz – zapytałem młodzieńca, który najwyraźniej ćwiczył zastosowania nowonabytego pojęcia.

- Że złoży nam pan życzenia świąteczne i noworoczne, odrzekł ludzki organizm z czwartego rzędu.

 

Odpowiedziałem, że miałem raczej w planach normalną lekcję, ponieważ jesteśmy opóźnieni w rozwoju, a tymczasem wiedza czeka na jej połkniecie, stół zastawiony, zabieramy się za spożywanie.

 

Dorastające pokolenie nie zaraziło się moim entuzjazmem, obawiam się, że  moja charyzma się wytarła i przestała promieniować. Magda zapytała, czy u nas w domu będzie choinka. Pytanie było dwuznaczne, albo zgoła jednoznaczne, czyli one coś wiedzą, o czym ja im nie mówiłem, i wszystko wskazuje na to, że niewiele pamiętają z tego, co im mówię.

 

Miałem zamiar skoncentrować się na wątrobie, ale choinki tak zupełnie zlekceważyć nie mogłem. Powiedziałm, że wolałbym, żeby choinki pozostały w lesie, a te plastikowe jakoś mnie nie cieszą, więc powiesiłem elektryczne lampki na jabłonce za oknem.

 

Musieli być dobrze przygotowani, bo zanim zdążyłem powiedzić, że teraz przechodzimy do właściwego tematu, padło kolejne pytanie o prezenty. Jak mógłbym ich zostawić bez wiedzy o prezentach? I co mam powiedzieć, że syn owszem, prezenty dostanie, a my tak jakoś, wolimy dawać sobie prezenty z innych okazji? Powiem prawdę, to zapytają dlaczego, a jak zacznę odpowiadać dlaczego, to wątrobę diabli wezmą. Pewnie im wcale nie o prawdę idzie, tylko o zasadę, że bliźniemu należy robić na złość, szczególnie, jeśli bliźni należy do uciskającej klasy dorosłych.

 

Czy to pragnienie powrotu do kar cielesnych skłoniło mnie do powiązania wątroby z mitem o Prometeuszu? Dobry pomysł, tylko jak uciec od wigilijnych prezentów, bo jak raz zaczną, to wątroba przegrana. Prezenty będą – powiedziałem – ale opowiem wam o najwspanialszym prezencie w historii ludzkości.

 

Na twarzach dorastającego pokolenia pojawił się zwycięski uśmiech, patrzyli teraz na mnie z wyrazem oczekiwania, jakiego perspektywa wiedzy o budowie i funkcjonowaniu wątroby nie mogłaby wywołać.    

 

- Słyszeliście, że Bóg ulepił człowieka z gliny na obraz i podobieństwo swoje, a zrobił to w sobotę, bo wtedy nie było jeszcze pojęcia weekendu, albo w piątek, bo wtedy wolny dzień wypadał w sobotę. Ciekawa sprawa z tą gliną. Odkąd człowiek poczuł w sobie artystę, lubił lepić ludziki z gliny. Inne stworzenia też, ale najwyraźniej lepienie ludzików fascynowało go szczególnie. Jest inny mit o ludziach ulepionych z gliny, mit pogański, grecki. Jest to mit albo starszy od opowieści biblijnej, albo w tym samym wieku, nie dojdziemy dziś jak to było. Niektórzy domyślają się, że mam na myśli Prometeusza. To był tytan.             

 

Zastanawialiście się kiedyś, skąd się wzięło określenie „tytan pracy”? Dorastające pokolenie dało do zrozumienie, że się nie zastanawiało, więc mogłem kontynuować. Były sobie takie istoty jeszcze starsze od bogów, silne i sprytne, ale nie tak doskonałe jak bogowie. (Zapraszam do samodzielnych studiów w sieci.) Był taki tytan, który miał na imię Prometeusz, który miał duszę artysty i lepił sobie z gliny ludziki na podobieństwo bogów i tytanów, wepchnął im duszę z iskier rydwanu, więc ożyły, ale słabe to było i cherlawe, nóżki im się łamały z byle powodu i ogólnie nie były specjalnie udane, poza tym, że były na obraz i podobieństwo. W świecie greckich mitów, też był zakazany owoc, tylko bogowie mieli prawo posługiwać się ogniem. Prometeusz wykradł ogień i dał go ludziom. Rozgniewało to największego z bogów, Zeusa, bo ogień to gotowanie potraw, ogrzewanie, wypalanie gliny i budowanie domów, wytapianie metalu, krótko mówiąc ogień rozpoczął drogę człowieka do nauki, dzięki której słabe zwierzę mogło zmieniać naturę, tworzyć sztuczne środowisko i sięgać po boskie moce.                


Naczelny bóg rozgniewał się okrutnie na to dostarczenie ludziom ognia, więc kazał przykuć Prometeusza do skały, a każdego ranka przylatywał tam sęp, który wyżerał mu wątrobę (niektórzy twierdzą, że był to orzeł, trudno powiedzieć, z pewnością nie sikorka, chociaż jeśli wywieszacie słoninkę za okno, to wiecie, że sikorki też nie najgorzej radzą sobie z wyżeraniem). Wątroba odrastała, a cierpienie Prometeusza za grzech przekazania ludziom ognia nie miało końca.


Osobiście wolę tę opowieść od biblijnej opowieści o zjedzeniu owocu  z drzewa wiadomości, ale zwróćcie uwagę na pewne podobieństwa. Bogowie mają za złe, że człowiek chce wiedzieć. Z czego może wynikać, że uczymy się na przekór bogom. (Mruknąłem pod nosem, że również na przekór ministrom, ale chyba nie dosłyszeli.) Jest to mit, i jak to w mitach od razu widzimy jakiś baśniowy element, który jest rażąco sprzeczny z rzeczywistością. Wątroba ma duże zdolności regeneracyjne, ale z tym odrastaniem w ciągu doby to jednak astronomiczna przesada.

Został nam kwadrans na informację o budowie i funkcjach wątroby, a są to informacje równie ciekawe, a może ciekawsze od mitów, chociaż to zależy jak się o nich opowiada i co kogo interesuje. Poeta mówi „miej serce i patrzaj w serce”. Ładnie mówi, chociaż trochę bez sensu. Poeci są jak bogowie, mają czasem problem z logicznym myśleniem. Czy zastanawialiście się nad tym, dlaczego najpierw udało się przeszczepić serce, a dopiero wiele lat później wątrobę? (Nie powiedzieli tego wyraźnie, ale miałem wrażenie, że się nie zastanawiali.) Wątroba jest bardziej skomplikowana niż serce. Wątroba ma wrota, płytki i beleczki, posiada anatomiczny płacik, krótko mówiąc, proszę państwa, wątroba to poważna sprawa. Siedzi to sobie pod prawym łukiem żebrowym, jest gruczołem, ma pęcherzyk żółciowy, więc jak kogoś żółć zalewa, to pewnie wątrobie na odcisk nadepnął. Są tam płaty, zrazik i gronko. Bez wątroby nie należy wychodzić z domu, a już w żadnym przypadku bez wątroby nie należy siadać do stołu. Ta wątroba, to sprawa podstawowa, żebyśmy mogli zmieniać chleb w ciało, krótko mówić, wątroba pomaga nam trawić, a jeśli ktoś chciałby po świętach zarobić szóstkę, to niech spróbuje mi udowodnić, że potrafi wyjść poza podręczniki i przygotuje solidną prezentację o tym, co wyżerał Prometeuszowi sęp, lub jak kto woli to orzeł.


Życzyłem im spokojnych świąt, antycypując, że znów nic z tego przekazywania ognia nie wyjdzie.

 

*Inne opowiadania Marcina Kruka znajdziecie w wydanej właśnie przez wydawnictwo „Stapis” książce „Grzeszyć intelignecją”.