Kościół, wierzący, dialog


Andrzej Koraszewski 2017-10-21


„Tygodnik Powszechny” opublikował niezwykle ciekawy wywiad z Prymasem Polski, arcybiskupem Wojciechem Polakiem. Wywiad wzbudził liczne kontrowersje, albo raczej, jak informuje portal gazeta.pl – „falę hejtu”. Wśród oburzonych dominowali wierni, niektórzy w sutannach. Tymczasem Prymas mówił o dialogu. Na pytanie dlaczego jesteśmy podzieleni, odpowiedział:

Trudno powiedzieć. Ale jestem zaniepokojony tym, że ludzie są skłóceni, że zdarzają się bardzo agresywne reakcje. Dlatego często mówię, że fundament życia społecznego powinno się tworzyć w jedności i dialogu.

Przy drugim czytaniu tego wywiadu zatrzymałem się na dłużej przy tym akapicie, zastanawiając się nad różnicą między rozmową, debatą, dialogiem i negocjacjami. Dlaczego tak wielu zachęca do dialogu, dobrze wiedząc, że to wezwanie pozostanie bez odpowiedzi?


Jeśli różnią nas interesy, a pozostajemy na gruncie racjonalizmu, możemy negocjować, szukając rozwiązania, które jest akceptowalne dla obu stron. Rozmowa może być formą zabijania czasu lub wstępem do rozważenia, czy mamy szansę na negocjacje, debata to najczęściej występ, popisy przed publicznością, dialog wydaje się wspólnym poszukiwaniem. Bywa wspaniałą przygodą między przyjaciółmi, gotowymi na ryzyko narażenia świętości dla prawdy.


Rozumiem pragnienie Prymasa, by ludzie chcieli prowadzić dialog. Prymas nie mówi nam jednak nic o tym, kto i z kim miałby taki dialog prowadzić, jak ustalić porządek dyskusji, reguły ustalania definicji pojęć, jak ogłaszać wnioski.


Największe kontrowersje wywołał zaimek dzierżawczy przy słowie Kościół.  „Mój Kościół” – to interesujące. Kościół Prymasa to nie mój Kościół, jestem ateistą. Oburzeni wierni skrzywili się, jak gdyby usłyszeli „mój folwark”. Jeśli jednak Prymas mówił w tym rozumieniu, w jakim mówię czasami „moja Polska”, która różni się od Polski pana K. czy pana M., to byłby to raczej Kościół, o którym Prymas marzy, niż  Kościół, który jest.  


Kościół „Tygodnika Powszechnego” wydaje się być innym Kościołem od Kościoła „Naszego Dziennika”. Czy jest jakiś dialog między tymi Kościołami? Na czele obydwu stoi Prymas. Organizowanie dialogu między Kościołami w Kościele musi być bardzo trudnym przedsięwzięciem. (Nawiasem mówiąc nie jest pewne, że są tam tylko dwa Kościoły. Mogę być w błędzie, ale chwilami mam wrażenie, że jest ich całe mnóstwo, że określenie „mój Kościół” może kryć zdumiewającą różnorodność.)  


Dla postronnego obserwatora zasadniczą kwestią jest pytanie, o co toczy się spór? Wzajemna niechęć jest widoczna, ale przedmiot sporu nie jest jednoznacznie zdefiniowany. Czy ten wywiad może coś wyjaśniać?


Zapowiadający wywiad tytuł na okładce głosi „Mój Kościół nie miesza się do polityki”. Ten tytuł bez zaimka dzierżawczego zakrawałby na ironię. Prowadzący wywiad Błażej Strzelczyk zachowuje stosowny szacunek dla rozmówcy, ale nie jest to wywiad na kolanach. Nie ukrywa, że zdaje sobie sprawę z absurdalności twierdzenia o nie mieszaniu się Kościoła do polityki. Kiedy dziennikarz mówi: „Kościół miesza się do polityki” Prymas zgrabnie zmienia dialog w debatę i odpowiada, że „Kościół stoi na straży spraw fundamentalnych”. Zaczyna się ciekawa przepychanka, dziennikarz przypomina o śpiewaniu na Jasnej Górze „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, Prymas odpowiada, że on nie śpiewał. W tej sytuacji czytelnik traci orientację, co oznaczało milczenie Prymasa. Dziennikarz przypomina wypowiedź biskupa Ryczana – ”Bóg dał nam w darze prezydenta”, innego biskupa wyznającego miłość pani premier, Kaczyńskiego dziękującego Rydzykowi za zwycięstwo.


Kiedy w tym momencie Prymas mówi, że dziennikarz wymaga od niego bicia się w cudze piersi, chyba lepiej rozumiem określenie „mój Kościół”. 


Przy kolejnych czytaniach, coraz bardziej mam wrażenie, że w obliczu zagrożenia wartości fundamentalnej Prymas Polski wysuwa przed siebie przyzwoitego faceta, Wojciecha Polaka.


Dziennikarz pyta: „A ksiądz Prymas nie ma czasem dość?”


Wojciech Polak odpowiada pytaniem: „W jakim sensie?”


- „Żeby uderzyć pięścią w stół ze złości na to w jakich czasach żyjemy?” – mówi Błażej Strzelczyk.


Prymas odpowiada, że problemy lepiej rozwiązuje się przez dialog niż agresję. A ja zastanawiam się, czy jest możliwy międzykościelny dialog w jednym Kościele i domyślam się, że Wojciech Polak znajduje się w paskudnej sytuacji. Próbuje uciec przed jasnym postawieniem sprawy, daje do zrozumienia, że Kościół jest podzieloną częścią podzielonego społeczeństwa, ale czytelnik czuje, że Prymas jest związany stułą i nie wszystko może wyraźnie powiedzieć.


Teraz nieco wyraźniej przedstawia się początek wywiadu, w którym Prymas mówił, że na wyjątkowe czasy potrzebni są wyjątkowi księża.


Pospiesznie robię przegląd wyjątkowych księży w polskiej historii – Włodkowic, Kopernik, Frycz-Modrzewski, Kołłątaj, Staszic – było ich kilku, chociaż nie tak znów wielu. Dziennikarz nie poprosił Prymasa o mały przegląd wyjątkowych kapłanów, nie wspomniał, czy sam ma własny poczet polskich wyjątkowych księży. Nie pytał również o czarną listę (na której u mnie na pierwszym miejscu znajduje się kardynał Hozjusz, ale było ich wielu, a wszyscy wybitni). Strzelczyk wspomniał jednak kilka nazwisk współczesnych i miałem odczucie, że panowie mają wspólne sympatie – pojawia się tu postać księdza Ludwika Wiśniewskiego.


Obecne są w tym wywiadzie dwa inne wątki, pierwszy o wierze, drugi o uchodźcach. Wiara jest oczywiście dla Prymasa wartością fundamentalną, chociaż słabo zdefiniowaną. Prymas mówi, że Kościół ma ewangelizować. Panowie zgadzają się, że skuteczność ewangelizowania jest słaba, ale nie dyskutują o jej jakości, mówią o jakości wierzenia, dziennikarz rzuca termin „praktykujący niewierzący”.


Czytelnik-ateista czuje się tu trochę zgubiony. Prymas mówi: „…wszystko zależy od tego, w jaki sposób definiujemy wiarę. Jeśli chodzi o podstawowe odniesienie do Pana Boga, bez względu na jakość tego doświadczenia, to musimy powiedzieć, że Polska jest krajem ludzi wierzących.” Mogłoby to oznaczać Boga wypchniętego do preambuły. Takie wypchnięcie musi oznaczać u księdza niedosyt.  Prymas zauważa, że wielu wiernych, to ludzie „bardziej religijni niż wierzący”. Tu właśnie Strzelczyk używa określenia „praktykujący niewierzący”. Ten termin intryguje, ale mam wrażenia, że jakość niewierzenia też jest ważna i bardzo zróżnicowana. Prymas pragnie pogłębienia, ale ja nie bardzo śledzę, co ma być pogłębione, bo jakby mówił - więcej wiary mniej religijności, ale próba zrozumienia, co się za tymi słowami kryje wymagałaby dłuższego dialogu.


Związek ze sprawą uchodźców jest tu dość luźny. Chodzi o wrażliwość na los drugiego człowieka. Na pytanie, co mówić ludziom, Prymas odpowiada:    

„…Że Chrystus cierpi w uchodźcach i musimy się na tych uchodźców otworzyć. Że nie chodzi o zwyczajne otwarcie granic bez żadnej kontroli, ale mądrą, systemową pomoc, którą możemy i powinniśmy dać, i która nie będzie dla nas żadnym zagrożeniem.”

Dla ateisty to cierpienie Chrystusa w uchodźcach jest nazbyt skomplikowane, część druga wydaje się oczywista i niezwiązana ze stanowiskiem służbowym autora wypowiedzi. Mogłaby wskazywać na potrzebę przejścia od abstrakcji służbowego miłosierdzia do spraw praktycznych i tego, co może być zrobione (Kościół może ze swojej strony powiedzieć, że modlitwę dodaje gratis). Trudność dialogu może wynikać z nadmiaru retoryki partyjnej. Ostatecznie przejście do konkretów pozwala przełamać spór o to, że coś trzeba zrobić. (Chyba, że chodzi wyłącznie o sztorcowanie sumień.) W jakiś sposób ten wątek jest aneksem do rozważań o jakości wierzenia, jeśli jest to wiara, że drugi człowiek zasługuje na współczucie, pamiętając o tym, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami, to jest o czym rozmawiać.


To jest jednak uboczny wątek, centralna kwestia  tego wywiadu, to (nie) mieszanie się Kościoła do polityki. Docieramy na Jasną Górę. Prymas wspomina, że pojawiły się uwagi, iż jego głos na Jasnej Górze dotyczący poszanowania Konstytucji mógł być odczytany jako głos przeciwko partii rządzącej i stwierdza, że nic bardziej mylnego.


Dziennikarz prosi o wyjaśnienie, więc Prymas wyjaśnia, że było to tylko przypomnienie fundamentalnych zasad. Błażej Strzelczyk pyta wprost, czy Prymas spotkał się z prezydentem? Dowiadujemy się, że tych spotkań było kilka, Prymas przypomina jedno, na obiedzie u jasnogórskich paulinów, na którym nie zwracał się bezpośrednio do prezydenta, czyli tak sobie mówił ogólnie przy wspólnym posiłku. Oczywiście Prymas nie dodaje, że tu może ukrywać się różnica między dialogiem a dyplomacją, zaś czytelnika mogą frapować daty i następstwa pewnych zdarzeń w czasie.  


Prymas raz jeszcze zapewnia, że Kościół nie miesza się do polityki, ale tym razem nie używa już zaimka dzierżawczego, czyli mówi jako głowa polskiego oddziału tej korporacji.  


Na koniec dziennikarz pyta, czy Prymas nie ma poczucia klęski, że Kościół jest uśpiony i daje się rozgrywać politykom?  Czytelnik-ateista ma wrażenie, że jest w pracowni wyuzdanych pytań granicznych. Wracam myślami do wyjątkowych księży, do Tischnera, Lemańskiego, do byłego już księdza Węcławskiego – teraz Polaka, Tomasza Polaka, który doszedł do wniosku, że dialog wokół pytań granicznych wymaga rozstania się nie tylko z sutanną, ale i z Kościołem. Większość wierzących, których znam, nie decyduje się na tak drastyczne kroki, przenosi Boga do preambuły i żyje swoim życiem, nie mając najmniejszych nadziei na dialog.