Roboty będą uprawiać ziemię


Matt Ridley 2017-10-09



Zebranie plonu z “wolnego od ludzkich rąk pola” przy Harper Adams University dostało się na czołówki prasy technicznej i prasy rolniczej na całym świecie. Roboty-traktory, drony i robot-kombajn zasiały, nawiozły, opryskały i zebrały plon jęczmienia bez tego, by stopa ludzka stanęła na tym polu.


Plon był niski, a koszt wysoki, ale pokazano obraz przyszłości. Mechanizacja rolnictwa zmierza szybko do punktu, w którym pewne rośliny można uprawiać niemal bez wkładu ludzkiej pracy. W pewnym sensie jest to jedynie kulminacja trendu, jaki zaczął się od wołu ciągnącego pług, który zastąpił ludzi wymachujących motykami, a potem ten trend trwał kiedy młockarnia zastąpiła cep, traktor zastąpił konie, a kombajn tłum ludzi na polu.


Nowoczesne, sterowane przez GPS kombajny już mogą zebrać plon z pola bez tego, by kierowca musiał dotykać kierownicy i jedna maszyna potrafi zżąć i wymłócić tyle zboża dziennie, by wystarczyło dla wypieczenia pół miliona bochenków chleba – co wymagałoby tysięcy chłopów jeszcze w XVIII wieku.


Harper Adams, politechnika, która odnosi międzynarodowe sukcesy, uczy roboty rozpoznawania chwastów, żeby można było uderzać w nie małymi dawkami środków chwastobójczych zamiast opryskiwania całego pola, albo – jeszcze lepiej – wypalać je laserem. To może oszczędzić pieniędzy, energi i piękna dzikiej przyrody.


Profesor Simon Blackmore, dziekan wydziału inżynierii, twierdzi, że jeszcze większe korzyści może dać flota małych, lekkich robotów, być może wspartych przez drony, by zastąpić olbrzymie i ciężkie traktory, które orają ziemię głównie po to, by odwrócić szkody uczynione przez… olbrzymie i ciężkie traktory. Roboty-traktory mogłyby być mniejsze (wyeliminują nakłady na traktorzystów) i mogą pracować całą dobę w skoordynowanych zastępach.


Obejrzyjcie film o zbieraniu selera i zobaczycie, jak łączą się te dwa światy. Maszyna do zbierania selera ma rozmiary niewielkiego domu, który traktor ciągnie bardzo powoli przez pole. Wyrywa rośliny selera z ziemi automatycznie, ale wrzuca je na taśmę, gdzie jest szereg ludzi, którzy przycinają je i pakują ręcznie. W porównaniu z tym, co dzieje się w większości fabryk, prosi się to o pełną automatyzację.


W wypadku owoców i warzyw, mimo że praca jest “tania” według standardów większości prac, koszt zatrudnienia jest wysoki z powodu niskiej produktywności. Ponadto, co najmniej 20 procent plonów, czasami więcej, nie spełnia standardów supermarketów, ponieważ są zbyt małe, niekształtne lub ze skazami. Robot mógłby wybiórczo zbierać tylko warzywa i owoce właściwej jakości.


Zastąpienie ludzi przez roboty w żadnej dziedzinie rolnictwa nie jest nieuniknione. Pewne obszary z pewnością zmienią się szybciej niż inne. Zdarzy się to tylko, jeśli będzie opłacalne, jeśli uprości życie farmera zamiast je skomplikować i jeśli roboty będą łatwe w obsłudze. Na przykład, używanie dronów do pasienia owiec zdarzy się tylko, jeśli koszt elektryczności dla drona będzie niższy niż pokarm dla psa i jeśli łatwiej będzie obsługiwać drona niż wytresować psa. Ludzie nadal będą potrzebni do planowania, decydowania i pracy z robotami.


Jak bardzo dostęp do taniej siły roboczej zahamował automatyzację w brytyjskim rolnictwie (i kilku innych sektorach)? Historia jest dość jasna w tej sprawie: jeśli koszty ludzkiej pracy są niskie, ludzie nie inwestują w oszczędzające pracę urządzenia. Niewolnicy byli tani w starożytnym Rzymie, więc dopiero w stulecia później wynaleziono konia pociągowego i – co zasadnicze – chomąto. Podobnie w Japonii w XVIII wieku zamiast rewolucji przemysłowej była rewolucja większego wykorzystywania siły roboczej, co napędzał szybki wzrost populacji. I tak porzucono zwierzęta pociągowe i młyny wodne na rzecz alternatyw wykorzystujących ludzką siłę roboczą. Mężczyźni młócili i mielili ryż w deptakach. W odróżnieniu od tego w XVIII wiecznym Newcastle cena energii była niska z powodu miejscowego węgla, a cena pracy niebotycznie wysoka w porównaniu z Paryżem, Londynem lub Pekinem, według wyliczeń historyka, profesora Roberta Allena. Były zatem wszystkie możliwe bodźce do znalezienia sposobów, by węgiel wykonywał pracę ludzi i mechanizacja kwitła.


Ponieważ intensyfikacja wykorzystywania pracy ludzkiej jest ślepym zaułkiem, jeśli chodzi o dobrostan ludzi, dając krajowi gospodarkę o niskiej wydajności i tak niskiej nadwyżce konsumpcyjnej, że nie może utrzymać innych zawodów, co potęguje biedę. Czy jest możliwe, że dostęp do taniej siły roboczej z wschodniej Europy dla rolnictwa i przemysłów gastronomicznych wyjaśnia częściowo niemrawy wzrost wydajności Wielkiej Brytanii w ostatnich latach? Wraz z subsydiowaniem prac o niskiej wydajności przez świadczenia pracownicze, prowadziliśmy rodzaj „polityki intensyfikacji pracy” – z dobrymi wynikami w kategoriach rekordowo niskiego bezrobocia, ale być może kosztem automatyzacji. Wymuszanie wyższych płac minimalnych istotnie pozbawia ubogich ludzi i studentów możliwości zatrudnienia, ale prawdopodobnie stymuluje także automatyzację i tworzenie lepszych miejsc pracy gdzie indziej.


Chociaż każda utrata pracy jest dla kogoś bolesna, roboty-traktory niemal z pewnością stworzą na długą metę więcej miejsc pracy niż zniszczą. Przede wszystkim, nie ma już tak wielu miejsc pracy w rolnictwie. W średniowiecznej Brytanii rolnictwo musiało odpowiadać za 80 procent zatrudnienia, jeśli nie więcej. Obecnie rolnictwo brytyjskie wiąże mniej niż 1 procent siły roboczej. Dalsza automatyzacja rolnictwa nie wyrzuci z pracy wielu ludzi. A jeśli uczyni rolnictwo brytyjskie bardziej konkurencyjnym, stworzy więcej miejsc pracy w przemysłach przetwórczym i marketingowym, jak również w reszcie gospodarki, gdzie wydawane są zyski z rolnictwa: zarówno wśród sprzedawców Range Rover, jak sprzedawców robotów.

 

 

Pierwsze publikacja na łamach Times:

Robot Farming Bring Great Benefits to All

Rational Optimist, 25 wrzesnia 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.