Nazywanie Izraela państwem “białej supremacji” utrwala zachodni antysemityzm


Seth J. Frantzman 2017-09-21


Problemem z narracją radykalnej lewicy amerykańskiej i zachodniej jest, że chcą na siłę wepchnąć naród żydowski w „czarni-białą” narrację.

 

Wydany na rok 2017 przez Tufts University Disorientation Guide opisuje grupę Hillel na kampusie jako „organizację, które popiera państwo białej supremacji”. Ten przewodnik nie jest oficjalną broszurą uniwersytetu. Według „Tufts Daily” jest „rozdawany na początku semestru przez grupę o nazwie Kolektyw Antyautorytarian z Tufts” i stara się „dostarczyć platformy wielu niereprezentowanym, radykalnym głosom na kampusie i przedstawić nowym studentom opcję alternatywnej społeczności”.

Wśród “radykalnych głosów” na kampusach Zachodu nienawiść do Izraela stała się filarem wiary. Jest to jedna sprawa, co do której może zgodzić się większość najrozmaitszych grup. W Disorientation Guide cały dział poświęcony jest Israel Apartheid Week, atakom na Izrael i organizacje żydowskie, takie jak Hillel. Anonimowi autorzy będą twierdzić, że nie są przeciwko Żydom, bo jeśli czytasz uważnie, jasne jest, że kilku z nich jest Żydami, a po prostu chcą stworzyć „alternatywne społeczności żydowskie na kampusie, by celebrować swoją żydowskość w opozycji do syjonizmu i Izraela”. 


Przewodnik  z Tufts nie jest wyjątkowy, jest reprezentatywny dla szerszego, dobrze znanego zjawiska. Izrael jest toksycznym tematem na kampusach i przeciwstawianie się syjonizmowi jest de rigueur. Ten modny aktywizm antyizraelski jest cechą charakterystyczną na kampusach i wśród części lewicy od lat 1970. Już w 1966 r. Ogólny Związek Studentów Palestyńskich starał się o wyrzucenie Narodowego Związku Studentów Izraelskich z Międzynarodowego Związku Studentów. 

Szczególne dla obecnego przedstawiania Izraela jest to, że wyrosło już ponad tylko aktywizm propalestyński, który był częścią walki antykolonialnej i awansowało do pokazywania Izraela jako państwa “białej supremacji”, by połączyć to z obecnymi walkami w USA i na Zachodzie. Twierdzą oni, że Żydzi są „biali” i mają „biały przywilej” i dlatego Izrael jest państwem „białej supremacji”, ponieważ jest wyrazem nacjonalizmu żydowskiego, który dla nich jest tym samym, co nacjonalizm białych.


Jak na ironię, ci antyizraelscy aktywiści na Zachodzie mają zazwyczaj więcej przywileju białych niż przeciętny człowiek z Izraela. Przedstawiają Izrael jako „biały”, głównie jako sposób odwrócenia uwagi od własnej niepewności wobec tego, że są białymi i próbują też odwrócić uwagę od zbrodni krajów zachodnich, włącznie z Holocaustem, i zrzucić „białą supremację” na Izrael.

Większość z tych, którzy nazywają Izrael państwem “białej supremacji” nie chce widzieć rzeczywistości izraelskiej – nie-białego państwa na Bliskim Wschodzie – ponieważ to zakwestionowałoby ich światopogląd, który stara się wybielić pewne aspekty historii oraz by móc raz jeszcze uczynić z narodu żydowskiego „innego”. Żydzi byli „innym” w latach 1930. i byli prześladowani jako nie-biali i nie-Europejczycy, a teraz są winowajcą jako rzekomo jedyne państwo „białej supremacji”. Jedyne państwo, ponieważ ten rodzaj broszur uczelnianych nie nadaje żadnemu innemu państwu takiej etykiety.

Nieobecność białej supremacji w Izraelu można zobaczyć od najwcześniejszych dni tego państwa. W 1952 r., według artykułu w “Ynet”, “agenci Szin Bet [Izraelskiej Agencji Bezpieczeństwa] zostali potajemnie wysłani, by szpiegowali we wsiach palestyńskich”. W latach 1950. 10 mężczyzn izraelskich „asymilowało się w społecznościach arabskich”. Ożenili się z miejscowymi kobietami i nawet mieli dzieci, cały czas jako tajni agenci.  W jednym wypadku Żyd o imieniu Meir, który udawał, że jest muzułmańskim Arabem, ożenił się a Arabką, chrześcijanką, która nawróciła się na islam, by móc wyjść za niego. Nie wiedziała, że jest on Żydem. Kiedy wycofano mężczyzn z ich tajnego zadania, jak informują w artykule, Naczelny Rabin, Szlomo Goren, zgodził się pomóc ich żonom w przejściu na judaizm.

Jeśli Izrael był państwem “białej supremacji”, to jak mężczyźni – Żydzi i syjoniści – mogli wejść w przebraniu do wsi Arabów palestyńskich, ożenić się z tamtejszymi kobietami i wychowywać rodziny, a potem powrócić do społeczności żydowskich, bez tego, by ich “biała” rasa, natychmiast zdradziła, kim są?

Czy w systemie apartheidu w Republice Południowej Afryki lub na starym Południu USA biali ludzie mogliby uchodzić za czarnych? Oczywiście, że nie. W Izraelu są liczne przykłady ludzi, którzy przeszli z jednej religii do drugiej, bez zmiany swojej „rasy”.  

Fakt, że Izrael jest nie-białym społeczeństwem z korzeniami na Bliskim Wschodzie, nie znaczy, że społeczeństwo izraelskie nie ma rasizmu. Podobnie jak jest rasizm w Turcji, jest rasizm w Iranie i jest rasizm w Iraku między różnymi grupami etnicznymi. Istnieje rasizm w Izraelu między żydowskimi imigrantami z Europy wobec żydowskich imigrantów z Bliskiego Wschodu. Istnieje rasizm wobec Żydów z Etiopii. Istnieje rasizm wobec Arabów. Rasizm jednak nie zawsze jest białą supremacją.

Na przykład, w programie telewizyjnym SAT-7 PARS, który skupia się na sprawach kobiet, omawiano przeżycia imigrantki afgańskiej w Iranie, która doświadczyła rasizmu w szkole. Dyskryminacja etniczna i rasizm są powszechne na Bliskim Wschodzie, ale nie jest to tak proste jak machnięcie magiczną różdżką zachodnią i opisanie jednej grupy jako zwolenników „białej supremacji”, a drugiej jako „nie-biali”.

Na przykład, w Izraelu istnieje rasizm wobec Beduinów, którzy pochodzą z Afryki, ze strony Beduinów, którzy uważają się za Arabów. Nie uważają się za „białych”, ale powtarzają ten rodzaj uprzedzeń, jakie ludzie biali na Zachodzie mają wobec ludzi kolorowych.

Problemem z narracją radykalnej lewicy amerykańskiej i zachodniej o Izraelu jest to, że chcą na siłę wepchnąć naród żydowski w „czarni-białą” narrację. Zaledwie 70 lat po tym, jak masowo mordowano Żydów za to, że nie byli białymi i aryjczykami, radykałowie z uczelni amerykańskich i ich sympatycy chcą zamienić byłe ofiary żydowskie w ciemiężców. Wymaga to przemalowania ich na „białych” i pomalowania Palestyńczyków na „ludzi kolorowych”.

Ci sami aktywiści jednak z miejsc takich jak Tufts, który zajmują się tym “urasowieniem”, nie potrafią rozróżnić większości Żydów i Arabów w Izraelu, jeśli pokazuje się im tylko fotografie twarzy. Stworzyli sobie wyimaginowaną społeczność.

Malowanie ludzi na “bielszych” niż są, a innych na “ciemniejszych”, jest rodzajem manipulowania granicami okręgów wyborczych w oparciu o fałszywe, rasistowskie koncepcje epoki nazistów i eugeniki. Jest to dokładnie to samo, co robili zwolennicy białej supremacji w latach 1930., kiedy próbowali stworzyć „naukę o rasach”. Podręczniki, jakich używali, by określić „rasę”, nadal są wystawiane w miejscach takich jak Jad Waszem.

Żydzi amerykańscy są całkowicie uprawnieni do zmagania się z problemem ich tożsamości “rasowej”, by znaleźć dla siebie miejsce w amerykańskich dyskusjach o “białym przywileju” i robią to definiując do pewnego stopnia swoją tożsamość rasową. Według artykułu w Hudson Institute, aktywistka Linda Sarsour powiedziała: „Ostatecznie to jest samookreślenie, więc jestem Palestynką, jeśli chcę powiedzieć, że jestem czarna, to jestem czarna, to ja decyduję”. Tak samo jak Amerykanie mogą definiować siebie, dla ludzi z Bliskiego Wschodu, takich jak Żydzi i Palestyńczycy, decyzja wybrania, gdzie człowiek pasuje do amerykańskiej polityki rasowej, jest wyborem lokalnym.

Nie należy do studenckich aktywistów w Ameryce decydowanie, jakiej rasy są ludzie za granicą. Próba pomalowania Izraela na „białą supremację” jest rodzajem neokolonializmu i orientalizmu. Odbiera lokalną podmiotowość i rdzenne prawa żydowskie. Podobnie jak urzędnicy kolonialni, którzy próbowali stosować zachodnie definicje do nie-zachodnich kultur, ci dzisiejsi mieszkańcy Zachodu starają się kolonizować różnorodność izraelską swoimi soczewkami rasowymi. Używają swojej opozycji wobec polityki Izraela, by obedrzeć Żydów z ich różnorodności i odmówić im ich praw.

Naród żydowski powinien mieć prawo nie tylko do definiowania swojej tożsamości, ale do zakorzenienia się na Bliskim Wschodzie, skąd historycznie pochodzi. Odmówiono im tych praw w 1942 r., kiedy naziści zdefiniowali Żydów jako podludzi i starali się unicestwić ich za ich rasę i dziedzictwo. Dzisiejsi aktywiści, którzy nazywają Izrael państwem „białej supremacji” kontynuują program nazistów odbierania żydowskiej różnorodności, generalizując i stereotypizując Żydów.

Dla Izraela, zamiast bronić się i uciekać do zdjęć Żydów i Arabów siedzących obok siebie w autobusach, by poprzeć twierdzenie, że Izrael nie jest rasistowski, konieczne jest wskazywanie na rasistowską logikę u podstawy zachodniego oszczerstwa, że “Izrael jest białą supremacją”. Jest to oszczerstwo wypływające bezpośrednio ze zbrodni dokonanych przez kraje zachodnie przeciwko Żydom.

Każda próba odmówienia Żydom prawa do definiowania własnej przynależności etnicznej i różnorodności jest kontynuacją zbrodni antysemickich i nazistowskich, które klasyfikowały Żydów. Etykieta „białej supremacji” jest najgorsza ze wszystkich, ponieważ zamienia główne ofiary nazizmu w „białych zwolenników supremacji”, podczas gdy historycznie są nie-białymi i ofiarami białej supremacji.

Calling Israel white supremacist perpetuates Western antisemitism

Jerusalem Post, 10 września 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska