Czego lub kogo mamy się bać?


Andrzej Koraszewski 2017-09-05


Przeglądając informacje ze świata mam wrażenie, że zdaniem budowniczych opinii publicznej największym zagrożeniem światowego pokoju jest dziś prezydent Trump, potem oczywiście prawicowy rząd Izraela, dziwi oczywiście czasem, że ci północni Koreańczycy podskakują, testując swoje bomby i rakiety, ale to przecież nie jest poważne, eksperci podpowiadają, że raczej powinniśmy bać się Rosji, chociaż kto wie, co knują Chińczycy. Iranem to niewiadomo dlaczego głównie Żydzi straszą, a jeszcze w niektórych prawicowych źródłach to dziwne rzeczy piszą o Turcji, o czym lewy nurt donosi raczej niechętnie.


Od chwili zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki istniało silne przekonanie, że broń atomowa będzie któregoś dnia użyta ponownie, ale z czasem zaczęto sądzić, że bardziej odstrasza niż grozi. Od zakończenia wojny nie było ani jednego dnia bez wojny, a w Ruandzie maczetami zabito więcej ludzi niż dwoma bombami atomowymi w Japonii. Jeszcze niedawno sądzono, że najbardziej prawdopodobny jest konflikt atomowy między Pakistanem a Indiami, z czasem jednak niepokój osiadł i pojawiły się teorie, że przed wybuchem wojny na pełną skalę chroni właśnie to, że obydwie strony uzbrojone są w broń atomową.             

 

Konflikty lokalne wyprodukowały prawie siedemdziesiąt milionów uchodźców (nie licząc Palestyńczyków, którym dziesiątki lat temu ONZ zafundowała status wiecznego uchodźcy). Ponieważ jak dotychczas interwencje raczej problemy pogarszały, więc realpolitik podpowiada, iż lepiej patrzeć z boku, niż wysyłać wojsko. Problem w tym, że na patrzących z boku zaczyna się patrzeć jak na łakomy kąsek, bo jak taki tylko gada, to pewnie papierowy tygrys. Jeśli jego realpolitik podpowiada mu, że lepiej siedzieć cicho i się uśmiechać, to moja realpolitik podpowiada mi, że należy sprawdzać, czy im dalej pójdę, tym bardziej będzie się uśmiechał.      

 

Hipoteza, że przeciwnik jest beznadziejnie słaby i wyprany z woli działania, może nie mieć mocnych podstaw, ale może mieć piorunujący efekt psychologiczny. Doskonałym przykładem jest tu Korea Północna, a w jeszcze większym stopniu Islamska Republika Iranu.


Ta ostatnia wyłoniła się z nicości za czasów administracji prezydenta Cartera i rozkwitła w czasach Baracka Obamy. Oczywiście przywódcy Islamskiej Republiki Iranu gardzili Carterem i gardzili Obamą.


Pierwsze miesiące administracji prezydenta Trumpa skłoniły Iran do powściągliwości. W lutym zrezygnowano z zapowiadanego testu rakiety dalekiego zasięgu i wycofano rakietę z wyrzutni, władze irańskie powstrzymały się również od wojowniczej retoryki. Po kilku miesiącach zorientowali się, że polityka amerykańskiego prezydenta jest chwiejna, a groźby dotyczące rewizji umowy nuklearnej są puste. Test rakiety, który miał być w lutym, przeprowadzono pod koniec lipca, irańskie masy mogły powrócić do skandowania głównego hasła Islamskiej Republiki Iranu: „Śmierć Ameryce”.


Tymczasem Unia Europejska z radością powitała ponowny wybór „umiarkowanego” prezydenta Iranu, ale wygląda na to, że tzw. obóz pragmatyczny przestał istnieć i wszyscy irańscy politycy zgodnie popierają plany ekspansji regionalnej. Jeszcze niedawno w prasie irańskiej można było dostrzec ślady konfliktu między obozem pragmatycznym a Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej (który jest potężniejszy od irańskiej armii), dziś ten konflikt jeśli nie zniknął, to przestał być widoczny, a prezydent i jego ludzie robią co w ich mocy, aby nie dopuścić do wpisania tej potężnej organizacji militarnej na listę organizacji terrorystycznych. Jest to, nawiasem mówiąc, utrudnione przez fakt, że Iran jest sojusznikiem w walce z ISIS, a to oznacza, że łączy nas z Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej braterstwo broni.   


W przemówieniu z okazji inauguracji drugiej kadencji, prezydent Iranu, Rohani, powiedział nie mniej ni więcej, że to Stany Zjednoczone naruszają umowę nuklearną i jeśli będą to robić nadal, to Iran może w ciągu kilku godzin wznowić swój program nuklearny na wyższym poziomie.


Wojna domowa w Syrii oraz wojna z Państwem Islamskim stały się dla Islamskiej Republiki Iranu doskonałą okazją do regionalnej ekspansji i budowania szerokiego korytarza od Teheranu przez Iran, Syrię aż do Bejrutu. Ta ekspansja ma poparcie Rosji i, praktycznie rzecz biorąc, milczące przyzwolenie Ameryki.


Regionalna ekspansja jest jak się wydaje, na obecnym etapie głównym celem irańskich władz. Słowa generałów pokazują to wyraźniej niż przemówienia prezydenta. Generał Kassem Soleimani, stojący na czele Sił Kuds 20 sierpnia 2017, na konferencji z okazji Światowego dnia Meczetu mówił:

“Dzięki Bogu, dzisiaj Iran ma prawdziwą potęgę i nie można go zranić. Jest bezprecedensowe w historii Iranu, że ma taką potęgę, że potrafi zlać dwie ideologie – szyicką i sunnicką…  


Kiedy interweniowaliśmy, by bronić narodu irackiego, nigdy nie rozróżnialiśmy między interesami Iranu i interesami Iraku. Definiowaliśmy interesy narodu Iraku jak nasze własne... Nie powiedzieliśmy, że jeśli Palestyna nie ogłosi się szyicką, nie poprzemy jej. Palestyńczycy są w 99,99% sunnitami, ale bronimy ich.


Iran jest czynnikiem stabilizującym w regionie... ISIS stworzyło państwo, które było większe niż Irak lub Syria i nazwało go Państwem Islamskim Iraku i Syrii, ale Bóg zdecydował, że nasze państwo [Iran] będzie centrum świata islamskiego i będziemy odpowiedzialni za zaprowadzenie stabilności w regionie..."

Ambicje imperialne dość wyraźne, zaś obecność militarna w Iraku, Syrii (Afganistanie, Jemenie) wskazuje, że nie jest to wyłącznie buńczuczna retoryka.  


Inny generał (będący zastępcą głównego dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej), Hossein Salami mówił w lipcu 2017:

„Dzisiaj geografia dżihadu nie zna granic narodowych. Nasze [tj. Iranu] granice są granicami islamskiej ideologii i dżihadu. Musimy złapać w pułapkę wroga poza tymi granicami, pogrzebać jego politykę i wysłać jego pragnienia na cmentarz. Z młodymi, rewolucyjnymi wiernym, jakich mamy, żadna siła – nawet równa sile Ameryki – nie może nas pokonać…


Dzisiaj w równaniu regionalnym Ameryka jest marginalizowana... Nie martwimy się o sankcje, ponieważ przywódca [Chamenei] i pozostali politycy są zjednoczeni jak nigdy przedtem i postanowili stać przeciwko wrogowi na pierwszej linii frontu walki i zmusić go do zaakceptowania nieskrępowanej potęgi Iranu…


Skoro my kontrolujemy Zatokę Perską, czy świat będzie mógł oblegać nas? A skoro możemy zwalczyć każdą siłę morską, czy świat może mówić do nas językiem gróźb? Udało nam się przenieść wojnę z Karcheh i Karun w Iranie do wschodniego Morza Śródziemnego i Morza Czerwonego" (tamże).

W Iranie władza nie należy do generałów, faktyczną władzę sprawuje w tym kraju Ali Chamenei i świta wiernych mu duchownych. Jednym z jego bliskich współpracowników jest ajatollah Alam Alhoda, który w sierpniu, przy grobie imama Rezy (ósmego imama szyitów) wygłosił kazanie, w którym stwierdzał m. in.:

"Siły wychodzące stąd są faktycznie emisariuszami Imama Rezy, którzy przyszli na front walki islamu w celu zwalczania globalnej niewiary. Dzisiaj Irak, Syria i wybrzeża Morza Śródziemnego nie są już dłużej uważane za region poza granicami Iranu. Front walki islamu został stworzony tutaj. Siły idące na obronę miejsc świętych i oddające swoje życie na froncie bitew, są faktycznie emisariuszami Imama Rezy, którzy przychodzą do Iraku i Syrii w celu szerzenia religii…


O plugawi aroganci [tj. Amerykanie, naród Wielkiej Arogancji], próbowaliście zrobić z Iranu siedzibę waszego zepsucia i rozpusty; atakowaliście nas, by odrzeć nasz naród z tożsamości kulturowej i zbrukać naszą młodzież różnymi rodzajami zepsucia moralnego. Chcieliście obedrzeć religię z naszej młodzieży waszą nieskromnością, amoralnością i prostytucją… Ale to jest nasze pokolenie, które krzyczy ‘Śmierć Ameryce’… O bracia i siostry, dzisiaj Maszhad i Chorasan są uważane za kierunki modłów w islamie i miejsce grobu Imama Rezy jest uważane za Kaabę islamu na świecie". (Tamże)

Realpolitik podpowiada zignorowanie tej pustej gadaniny. Czy powinniśmy również zignorować słowa szefa Organizacji Energii Atomowej Iranu,  Alego Akbara Salehiego, który 22 sierpnia 2017 powiedział telewizji irańskiej, że tylko zewnętrzne rury reaktora w Arak zostały wypełnione cementem i w ciągu pięciu dni można je wymienić i zacząć wzbogacanie uranu do 20 procent? Jak należy odczytywać jego ostrzeżenie pod adresem Ameryki:

"Ostrzegam USA, że jeśli złamią JCPOA, Korea Północna powie, że Amerykanie nie dotrzymują swoich zobowiązań. Dlatego, zakładając, że Amerykanie chcą rozwiązać kwestię Korei Północnej dyplomatycznie i naukowo, jeśli Ameryka złamie JCPOA, to będzie to lekcja dla Korei Północnej, która powie: 'Wy, Amerykanie doszliście do porozumienia z Iranem i Iran trwa w dochowaniu go. Dlaczego łamiecie je?’ Powie: ‘Jakie są gwarancje, że spełnicie swoje zobowiązania w porozumieniu z nami?’”

Jak przypomina MEMRI, oświadczenie Salehiego, że Iran jest zdolny w ciągu zaledwie pięciu dni do powrotu do wzbogacania uranu do 20% połączone z informacją, że zalano cementem wyłącznie wyloty rur, prowokuje do pytania, na jakiej podstawie Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej zapewniała, że trzon reaktora nie nadaje się już do działania? Kłamał Iran, dezinformowała Międzynarodowa Agencja, czy kłamali wspólnie z zamiarem wprowadzenia światowej opinii publicznej w błąd?      


Czytelnik gazet może się czuć nieco zagubiony i niepewny, czy Iran jest zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa. Równie trudno ocenić zagrożenie ze strony Turcji, członka NATO z ambicjami odbudowy imperium osmańskiego, grożącego zalaniem Europy uchodźcami, prawdopodobnie najlepszego sojusznika Rosji w NATO i przez długi czas cichego sojusznika ISIS. Dowództwo NATO przyznaje, że nie ma dziś z kim rozmawiać w Turcji, ale nikt jeszcze głośno nie mówi, że od pewnego czasu nie wiadomo, czy ten kraj jest sojusznikiem, czy wrogiem, a wielu zdaje sobie sprawę z faktu, że Turcja jest bastionem Bractwa Muzułmańskiego i (podobnie jak Iran) ma ambicję przewodzenia muzułmańskiemu światu na drodze do podboju reszty świata.


Nie wiemy i nie możemy wiedzieć ani jak rozwinie się walka o dusze muzułmanów, ani czy i kiedy ataki terrorystyczne i wojny lokalne przerodzą się w pandemonium. Jeśli jednak realpolitik podpowiada chowanie głowy w piasek, może to wybuch tego pandemonium wyłącznie przyspieszyć.


Źródło: MEMRI,  Iran w pierwszym roku administracji Trumpa

Patrz również: Dyskusja o iranskich naruszeniach JCPOA jest jałowa. Procedura inspekcji zaprojektowana przez administrację Obamy wyklucza rzeczywistą inspekcję  

Head of Iran’s Atomic Energy Organization: Only external pipelines in Arak reactor were filled