Obawy przed rosyjskim straszydłem osłabiają Zachód


Seth J. Frantzman 2017-08-17

Rosyjski minister spraw zagranicznych, Sergej Ławrow, ściska dłoń sekretarza stanu USA, Rexa Tillersona, podczas konferencji prasowej po ich rozmowach w Moskwie 12 kwietnia 2017 r.(zdjęcie: REUTERS)
Rosyjski minister spraw zagranicznych, Sergej Ławrow, ściska dłoń sekretarza stanu USA, Rexa Tillersona, podczas konferencji prasowej po ich rozmowach w Moskwie 12 kwietnia 2017 r.(zdjęcie: REUTERS)

Co chwila widzimy w amerykańskich mediach jakąś nową wiadomość o rosyjskich spiskach. Od lat 1950. nie było tak wielu opowieści o Rosjanach chowających się w amerykańskich szafach. Niestety, wszystkie te teorie spiskowe, insynuacje i prostackie, wyświechtane oskarżenia podsycają kulturę ignorancji i idiotyzmu, co nie pomoże Zachodowi w przeciwstawieniu się rzeczywistym groźbom rosyjskim ani w radzeniu sobie z realiami polityki i strategii zagranicznej.

Senator USA, John McCain, tweetował 6 sierpnia, że w sprawdzaniu ingerencji rosyjskiej w zeszłoroczne wybory w USA chodzi o “nasz kraj, system wyborczy i demokrację”. “Rosja atakuje demokrację USA” jest powszechnym refrenem. CNN POLITICS mówi, że FBI “wyśledziła ‘fake news’ w dzień wyborów, o których sądzi się, że są z Rosji”. Częstym tweetem do prezydenta USA, Donalda Trumpa, jest oskarżenie: „spiskowałeś z Rosją”.

I to nie tylko USA – wszechpotężni Rosjanie są wszędzie. Dziennikarz Michael Weiss tweetował 6 sierpnia, że Rosja “zbroi talibów”. Scott Dworkin, przywódca Demokratycznego “oporu”, tweetował do swoich niemal 200 tysięcy obserwujących: “Czy Rosjanie włamali się do komputerów i zmienili sumy głosów?” 


Każdy z tych obserwujących jest teraz trochę głupszy, bo przeczytał ten tweet.

Powiedzmy, że wierzysz, że rosyjscy hakerzy włamali się do komputerów obliczających  głosy. Według „Washington Post” 107 tysięcy głosów w trzech stanach “w rzeczywistości zadecydowało o wyborze”. Czy to znaczy, że Rosja włamała się do komputerów w Michigan, Wisconsin and Pensylwanii? Prawdopodobnie nie.

Najprostsze wyjaśnienie jest jak zwykle, najlepsze: amerykański wyjątkowy system wyborczy zawiódł Amerykanów. Hillary Clinton zdobyła niemal trzy miliony więcej głosów niż Donald Trump.  

Ale Amerykanie nie chcą winić amerykańskiego systemu wybierania prezydenta, zamiast tego komentatorzy medialni, a także senatorzy, potrzebują innego winnego, więc wszędzie byli Rosjanie.  

W zeszłym tygodniu spędziłem trzy dni na linii frontu we wschodniej Ukrainie naprzeciwko wspieranych przez Rosję separatystów. Siedzieliśmy w okopach, paliliśmy papierosy i rozmawialiśmy z ukraińskimi ochotnikami do walki przeciwko rosyjskiemu niedźwiedziowi. Powiedzieli, że po drugiej stronie linii byli rosyjscy „najemnicy”: Czeczeni i Dagestańczycy, jak również Rosyjskie Siły Powietrzne przebrane za „ukraińskich separatystów”, a nawet rosyjskie siły specjalne. To wszystko było anegdotyczne – dowody rzeczywistej obecności rosyjskiej sprowadzały się do patrzenia w dal, gdzie żołnierze ukraińscy mówili, że przez ostatnie trzy lata na pewno walczyli z Rosjanami.

 

Tutaj, na Ukrainie, lepiej było widać działanie demokracji na progu Kremla, niż z odległości 7800 kilometrów. Mimo wszystkich wysiłków rosyjskich, by wpływać i kontrolować politykę na Ukrainie, Moskwie się to nie udało. Poza zaanektowaniem Krymu wszystko, czego dokonał prezydent Władimir Putin przez ostatnie trzy lata od czasu, kiedy prozachodnie protesty na Majdanie w Kijowie zmusiły do ucieczki prorosyjskiego prezydenta, jest umocnienie ukraińskiej woli oporu i zmniejszenie ekonomicznej zależności od Rosji.

Właściwie to samo Putin “osiągnął” w USA. Obecnie bardziej niż kiedykolwiek politycy USA są zjednoczeni przeciwko Rosji. Izba Reprezentantów USA przyjęła głosami 419 do 3 ustawę, która nie pozwala Tumpowi na osłabienie sankcji przeciwko Rosji. Ten sam Kongres podzielił się na ogół wzdłuż linii partyjnych w sprawie umowy z Iranem. Iran, rzeczywisty wróg USA, który wspiera terroryzm, który ma coroczne wiece pod hasłem „śmierć Ameryce” i którego złowrogi reżim nie ukrywa wieszania ludzi i sponsorowanego przez państwo łamania praw kobiet, jest widziany niemal jako umiarkowany w porównaniu do strachu przed Rosjanami okazywanego przez polityków USA.

Dlatego głupiejemy z powodu spiskowego nonsensu szerzonego w mediach o Rosji. Prawdziwym powodem, dla którego tak wiele centro-lewicy połknęło nonsens „Rosjanie nadchodzą”, jest to, że popierali „reset” z Rosją w 2009 r., kiedy Hillary Clinton przywiozła infantylny czerwony guziczek do Genewy na spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Rosji, Siergiejem Ławrowem.

Obserwatorzy Rosji ostrzegali przed tym resetem, ale bezskutecznie. Dla Obamy i Clinton złe stosunki z Rosją były winą George’a Busha i USA powinny współpracować z Rosją. Jak to wyszło? Rosja właśnie zakończyła wojnę ze swoim maleńkim sąsiadem, Gruzją, poparła odłamowe państewka w Osetii Południowej i Abchazji. Nieważne – Obama i Clinton zajrzeli Putinowi w duszę, jak kiedyś zrobił to George W, i uznali, że znają Rosjan lepiej niż inni.

Potem przyszła Ukraina i rosyjskie zaangażowanie w Syrii, Obama zbeształ Kreml, jakby był niegrzecznym dzieckiem. Ale Kreml robił to, co Kreml robił zawsze: walczył o pilnowanie swojej „bliskiej zagranicy” i o szerzenie wpływów i ochronę sojuszników. Chcą, żebyśmy uwierzyli w szalone spiski Rosjan, ale wszystko, co Rosja robi za Putina, jest całkowicie przewidywalne.

Czy ingeruje w Mołdawii i sąsiednim Naddniestrzu? Tak. Według strony internetowej Morning Consult “rosyjscy hakerzy i agenci próbują wpływać na wybory w Czarnogórze, Holandii i Francji i przeprowadzają ataki hakerskie w Niemczech”.

Być może. Ale czy Rosja musi prosić o pomoc hakerów, by znaleźć przyjaciół w Berlinie? Pamiętacie, jak były kanclerz Niemiec, Gerhard Schroder, obejmował Putina? W 2014 r. „Der Spiegel” ostrzegał, że „rosyjskie więzi Schrodera są złą polityką”.

Nikt nie “hakował” Schrodera, po prostu pojechał ściskać się z  Putinem, bo w rzeczywistości nie ma potrzeby “hakowania” Zachodu, żeby jego użyteczni idioci pędzili do Moskwy – zazwyczaj dlatego, że sprzeciwiają się komuś w swoim kraju.

Częścią dziwacznej demokracji na Zachodzie jest to, że ludzie myślą, że cokolwiek robił ich oponent, oni muszą zrobić odwrotność. To działa również w polityce krajowej dla zdobywania głosów. Twój oponent jest za podwyższeniem podatków, a więc ty sprzeciwiasz się temu. W polityce zagranicznej jest to jednak nielogiczne. Polityka zagraniczna powinna być konsekwentna i poruszać się powoli, jak tankowiec z ropą naftową. Zamiast tego ludzie uważają, że jeśli ich poprzednik sprzeciwiał się polityce Rosji, to oni powinni ją poprzeć.

Wkraczają Bush, Obama i Trump. Każdy z nich poparł Rosję, ale nie z powodu “hakowania”, a z powodu niezrozumienia natury polityki Moskwy.

Politycy zachodni, którzy często tworzą politykę w oparciu o mieszankę zachodniego poczucia winy, obsesji ze “zrównoważeniem”, ugłaskiwania dyktatorów, terrorystów i islamistów i wyprzedaży miejscowych przedsiębiorstw, by “być w dobrych stosunkach” z gospodarkami nakazowymi za granicą, mają trudności ze zrozumieniem polityki Moskwy, która na ogół jest nacjonalistyczna, pragmatyczna i konsekwentna. Nie mogą zrozumieć, dlaczego Moskwa po prostu popiera swoich sojuszników i zbroi grupy separatystyczne, podczas gdy ludzie Zachodu na ogół sprzeciwiają się swoim sojusznikom polityką „surowej miłości” i popierają ich wrogów.

Czy Amerykanom rzeczywiście potrzeba wypichconych przez Rosję “fake news”, by dali się oszukać? Czy nie tworzą własnych fake news? Wygodnie jest winić Rosję, kiedy ludzie powinni winić siebie. Nie znaczy to jednak, że Rosja nie miała planów wobec wyborów w USA ani że hakerzy nie włamali się do Demokratów. Zrobili to.

Powiedzmy, że jesteś bardzo zaniepokojony faktem, że hakerzy dostali się do komputerów obliczających głosy. Czy nie powinieneś zatem orędować za poprawą bezpieczeństwa cybernetycznego? Skoro włamali się tam Rosjanie, to czy nie jest rozsądne przypuszczać, że inni także to robią? Twierdzenia, że Rosjanie wpływają na zachodnie media i politykę, jest wygodnym sposobem odwrócenia uwagi od innych ważnych intruzów, takich jak państwa Zatoki, które wydają olbrzymie pieniądze na kupowanie mediów, lobbystów, a nawet instytucji edukacyjnych, by wpłynąć na zachodnią politykę. Jak na ironię, ingerencja rosyjska jest najbardziej oczywista, niezdarna i widoczna. Ludzie martwią się, że krewni Trumpa spotkali się z rosyjskim prawnikiem lub ambasadorem? Nie szukaj zbyt głęboko i nie pytaj, ilu szejków wybrało się z Zatoki do Waszyngtonu lub ilu ludzi z Pekinu rozmawiało przy drinkach z ludźmi władzy w Waszyngtonie.

Dwadzieścia pięć lat temu Rosja postanowiła, że chce odbudować wpływy utracone w 1991 r. Powoli jej się to udaje. Widzi przybliżające się do niej macki NATO i UE. Nie ma zbyt dobrych doświadczeń z próbami pojednania z niektórymi sąsiadami, mającymi urazy po dziesięcioleciach rządów radzieckich. Jeśli chodzi jednak o USA, polityka Rosji nie jest taka, jak jej polityka na Ukrainie. Być może rzeczywistym zwycięstwem Rosji w USA jest wzbudzenie w Amerykanach paranoi i obsesji spiskami, i spowodowanie, że zwracają się przeciwko własnemu rządowi oraz wszędzie widzą rosyjskie ingerencje i fake news.

Uczynienie polityki zagranicznej Ameryki paranoiczną pod rządami słabego prezydenta oznacza, że Ameryka nie może prowadzić polityki, która mogłaby przeciwstawić się  Moskwie. Z pewnością, jeśli ktokolwiek myślał, że Rosjanie mogliby współpracować z Trumpem, mylił się. Trump jest tak obciążony oskarżeniami o powiązania z Rosją, że jedyne, co może zrobić, to jest działanie przeciwko Moskwie. Albo więc Rosja poniosła olbrzymia porażkę w próbie “tajnego” wpłynięcia na wyniki wyborów w USA, albo Rosjanom udało się, ale nie w sposób, w jaki mówią nam media i politycy. Udało jej się przez zrobienie z nas wszystkich wyznawców teorii spiskowej, przerażonych, że Rosja jest wszędzie. Bardziej pragmatyczna interpretacja sukcesów i słabości Moskwy i jej konsekwentnej polityki przyniosłaby większe korzyści niż ciągłe straszenie nią.

 

Fearing Russian bogeyman leads to Western ignorance

Jerusalem Post, 8 sierpnia 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Seth J. Frantzman


Publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią ziemi świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech, zajmował się handlem nieruchomościami, doktoryzował się na  Hebrew University w Jerozolimie.