Genesis po raz szósty: spowodowana przez człowieka masowa specjacja


Matt Ridley 2017-07-07

Carpodacus erythrinus
Carpodacus erythrinus

Gdyby ludzie mieli zniknąć z naszej planety, jaki pozostawiliby efekt swojej obecności na dziką przyrodę? Spowodowaliśmy lawinę wymarć gatunków, ale również mnóstwo mieszania gatunków, tak że kangury rdzawoszyje i papużki aleksandretty żyją w Anglii, a króliki i wróble w Australii, co więcej – według Chrisa Thomasa – przyczyniliśmy się do podwojenia liczby gatunków na naszej planecie: „Genesis po raz szósty”, jak to nazywa jako aluzja do pięciu poprzednich razy, kiedy bioróżnorodność eksplodowała po masowym wymieraniu. My, ludzie, powodujemy masową specjację.

Książka o tym jak ludzie przyczynili się do wzrostu bioróżnorodności

 

Różnorodność na skalę lokalną bardzo wzrosła: “Liczba gatunków żyjących w dosłownie każdym kraju i wyspie już wzrosła w okresie wpływów ludzkich i nadal wzrasta”. Fauna i flora Wielkiej Brytanii jest dzisiaj znacznie bogatsza niż 10 tysięcy lat temu w wyniku rolnictwa, miast, ogrodnictwa, zmiany klimatycznej i świadomego wprowadzania egzotycznych gatunków. Thomas znajduje to samo w lasach tropikalnych w Kamerunie, na Kostaryce i w Brazylii: efektem netto pewnych zakłóceń spowodowanych przez człowieka jest wzmożona bioróżnorodność.


Możesz być niezadowolony z obecności pewnych egzotycznych gatunków (ja jestem), ale należy zastanowić się i uznać, że w kategoriach funkcjonowania ekosystemów ogólnie rzecz biorąc było polepszenie. W skrajnym przypadku Wyspy Wniebowstąpienia była to naga skała wulkaniczna z kilkoma paprociami na szczycie. Teraz jest to na wpół zazieleniona wyspa, która wychwytuje znacznie więcej wilgoci z powietrza dzięki świadomym wysiłkom – rozpoczętym przez Charlesa Darwina – by wzbogacić jej ekosystem.  


Profesor Thomas, ekolog i biolog ewolucyjny z York University, napisał niezmiernie ważną książkę. Jest świetnie napisana, starannie przemyślana, bezlitośnie dokumentowana, zgrabnie ilustrowana badaniami przypadku – i szokująco przekorna. Pokazuje pozytywną stronę antropocenu dla dzikiej przyrody. W żadnym razie nie zaprzecza on, że ludzie spowodowali dzikiej przyrodzie także problemy, ale uważa, że niemal całkowicie przeoczyliśmy zyski, jakie nasza obecność także przyniosła przyrodzie.


Od pewnego czasu myślałem o tym, że choć ludzie spowodowali wymarcie wielu gatunków, muszą także powodować wiele specjacji. Nie całkiem miałem odwagę powiedzenia tego z obawy przed oskarżeniem przez zieloną policję myśli o posuwanie się zbyt daleko. Obserwując wróble podczas niedawnej podróży na Hawaje, przyszło mi do głowy, że choć niewiele różniły się od tych, jakie widuję w Londynie, muszą, z powodu izolacji, być na drodze do stania się nowym gatunkiem wróbli. Tak samo jak stado azjatyckich Carpodacus (ptak z rodziny łuszczakowatych), rozbitków, które wylądowały na jednej z wysp hawajskich sześć milionów lat temu, zamieniło się w dziesiątki gatunków łuskaczy, z których polowa niestety wymarła.


Thomas ma odwagę, której mnie brakuje. Tak się składa, że zaczyna swoją książkę od wróbli. Wróble wcale nie są rdzenne dla Wielkiej Brytanii. Przyszły z Azji środkowej wraz z ludźmi jako pierwszy z wielu ptaków, wykorzystujących miejski habitat. We Włoszech krzyżowały się z wróblami śródziemnomorskimi dając hybrydę, która z czasem stała się prawdziwym gatunkiem wróbla apenińskiego, już niemal całkowicie izolowanego reprodukcyjnie od gatunków rodzicielskich. Jeden dodatek do listy gatunków ptaków. Wróble są prześladowane w Ameryce za kradzież miejsc do gniazdowania rdzennych drozdów, ale chronione w Wielkiej Brytanii, gdzie krótkotrwały (i obecnie odwrócony) spadek ich liczebności w latach 1980. i 1990. doprowadził do obaw, że możemy je stracić. Te sprzeczne postawy nie mają żadnego sensu: są w obu miejscach sprowadzonymi przez człowieka gatunkami egzotycznymi.


Thomas dokumentuje sposób, w jaki ewoluuje nowy gatunek. Na Hawajach jest pochodzący z Australii świerszcz, który przez ostatnie dziesięciolecia zamilkł z powodu mutacji. Spowodowała to pasożytnicza mucha z Ameryki Północnej, która polując, kieruje się zawołaniem godowym świerszcza. I jest tam gatunek muchy, który żeruje na owocach głogu, ale którego część członków przeszła na żerowanie na jabłkach. Ewoluują one w odrębny gatunek razem z trzema gatunkami ich pasożytniczych os – zamieniając cztery gatunki w osiem.


Dawna koncepcja, że ewolucja zdarza sie tylko bardzo powoli, zostaje odrzucona. „Biologiczne procesy ewolucyjnego rozchodzenia się i specjacji nie zostały złamane w antropocenie. Zaczęły działać na najwyższych obrotach. Stworzyliśmy globalny archipelag, generator gatunków”.


A jeszcze jest hybrydyzacja. W Ameryce mucha Rhagoletis mendax i mucha Lonicera, dwa odrębne gatunki, stworzyły hybrydę, żerującą na nie-rdzennym wiciokrzewie, który sam jest hybrydą różnych gatunków azjatyckich. Na rondzie w mieście York rośnie unikatowy gatunek kwiatów o nazwie Yorkworth, uratowany niedawno przed wymarciem przez użycie zachowanych nasion. Ale  Yorkworth narodził się jako gatunek w 1979 r., kiedy kolej pozwoliła rozprzestrzenić się Senecio squalidus (oksfordzki starzec jakubek) – który sam jest naturalną hybrydą rosnącą na górze Etna, przywiezioną do Anglii  przez botaników w XVIII wieku – i która zaczęła hybrydyzować się ze starcem zwyczajnym z jakiegoś powodu akurat w Yorku.


“Więcej nowych gatunków roślin powstało jako hybrydy w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich 300 lat niż wylicza się jako wymarłe dla całej Europy” – pisze Thomas. Jeśli kręcisz nosem na hybrydy, pamiętaj, że prawdopodobnie sam jesteś jedną z nich: wszyscy ludzie nie-afrykańskiego pochodzenia mają geny neandertalczyków (Europejczyków) lub denisowian (Azjatów).


Thomas argumentuje, że “ludzie muszą adaptować i pomóc ukierunkować zmianę zamiast próbować przechowywać świat w formalinie”. Przyroda jest znacznie bardziej dynamiczna niż na ogół przyznajemy. Gatunki przenoszą się, stają się rzadkie i znowu powszechne. W czasie i przestrzeni przyrody panuje bezustanny ruch. W nanosach z epoki lodowej w Wielkiej Brytanii często znajdujemy pozostałości gatunku żuka gnojowego znanego dzisiaj tylko z płaskowyżu tybetańskiego – jak to się stało? Sosna kalifornijska ledwie trzyma się w kilku maleńkich miejscach na wybrzeżu Kalifornii, ale jest podstawą olbrzymiego przemysłu drzewnego w Nowej Zelandii, Chile, Australii i innych miejscach. Eukaliptusy gałkowe z Australii znajdują się w całej Kalifornii, gaje liwistony chińskiej pokrywają brzegi jeziora Maggiore w Alpach, a himalajski niecierpek gruczołkowaty dokonuje inwazji brytyjskich dolin rzecznych.


I tutaj moje drogi zaczynają rozchodzić się z drogą Thomasa. Choć akceptuje on, że wytępienie szczurów w Georgii Południowej, żeby uratować ptaki morskie, było dobrym posunięciem, nie jest przekonany, że Nowa Zelandia powinna wytępić ssaki – z których żaden nie jest rdzenny – dla dobra ptaków. Niech sobie zamiast tego ewoluują. Ma rację, że nie wszystko, co nie jest tubylcze, jest złe, ale przyznanie, że ludzie powinni aktywnie zarządzać procesem zmiany naturalnej, powinno być może skłaniać do większej przychylności dla tępienia szkodników jako przykład takiego właśnie zarządzania.


Na przykład, nie mogę stać bezczynnie i patrzeć jak trzy gatunki znikają z mojej farmy, wszystkie w wyniku amerykańskich gatunków inwazyjnych: karczownik ziemnowodny (wytępiony przez norki); rodzimy rak (wytępiony przez raka sygnałowego); i ruda wiewiórka (w trakcie wytępienia przez szarą wiewiórkę). Łapię więc norki, raki sygnałowe i szare wiewiórki, kiedy tylko mogę. Może to być obecnie daremna, syzyfowa praca, ale na długą metę nowe techniki genetyczne mogą ją ułatwić. Gatunki inwazyjne są bez porównania największą przyczyną wymierania lokalnego i globalnego, nie zaś utrata habitatu lub polowania.


Thomas za wymarcie żaby drzewołaza wytwornego w Ameryce Środkowej częściowo obwinia zmianę klimatu (zanim poprawia się później, by zgodzić się, że powodem był grzyb z Afryki, szerzący się po świecie), a częściowo testy ciążowe. W kwestii globalnego ocieplenia jest znacznie bardziej zrównoważony niż większość akademików, przyznając na przykład, że „podstawowym oczekiwaniem cieplejszego i nieco wilgotniejszego świata jest, że wzrośnie różnorodność w wielu – a może w większości – regionów świata”. 


Jest to z pewnością prawdą w Wielkiej Brytanii, gdzie przybywa więcej gatunków, które lubią ciepło, niż ubywa gatunków, które lubią zimno. Co dziwne, Thomas w ogóle nie wspomina o globalnym zazielenieniu, zjawisku globalnego wzrostu zielonej roślinności w ciągu 33 lat o odpowiednik kontynentu dwukrotnej wielkości Stanów Zjednoczonych, czego przyczyną w 70% jest dodatkowy dwutlenek węgla w atmosferze. To z pewnością zasługuje na wzmiankę w książce świętującej korzyści ingerencji człowieka w przyrodę.


Kiedy pisze, że “trudno zrozumieć, dlaczego jakiś pojedynczy moment w ciągłym przemijaniu czasu miałby mieć szczególne znaczenie” to z pewnością odnosi się to także do zmiany klimatu. Świat był w przeszłości dużo cieplejszy w jednych czasach i dużo zimniejszy w innych. Tempo zmiany było dużo szybsze pod koniec ostatniej epoki lodowej.


Myślimy o ludziach jako czymś nienaturalnym, odseparowanym od przyrody i „mit separacji” przenika naszą literaturę o świecie przyrody, ale to jest nonsens. Thomas pisze: „Możemy nie być szczęśliwi z pewnych zmian, które zachodzą w konsekwencji naszego istnienia, ale są one nadal naturalne”.  Spowodowaliśmy wiele wymarć, szczególnie dużych ssaków i ptaków, kiedy byliśmy łowcami-zbieraczami w pełni osadzonymi w naturalnych ekosystemach. Gdzie tylko pojawił się człowiek 50 tysięcy lat temu, następowało znikanie mamutów i nosorożców, diprotodonów  i kangurów olbrzymich, moa i mamutaków, jeleni olbrzymich i alk olbrzymich. Nowoczesna technologia nie jest problemem: spowodowaliśmy dwukrotnie więcej wymierania ptaków i ssaków przez rokiem 1700 niż od tego czasu.


Standardowym stanowiskiem przy zajmowaniu się środowiskiem, mówi Thomas, jest “traktowanie zmiany jako czegoś negatywnego”, działanie “jak gdyby przyroda była Wielkim Malarzem, wspaniałym obrazem, który trzeba utrzymać w tym stanie, w jakim jest”. To jest błędne. Zmiany, jakie widzimy wokół nas, włącznie z tymi, które sami spowodowaliśmy, nie są koniecznie na lepsze lub na gorsze. Po prostu są inne. Pora, powiada Thomas, by ruchy ochrony przyrody i środowiska „odstawiły katastroficzną retorykę… odrzuciły samodzielnie narzucone ograniczenia i strach przed zmianą i przeszły do ofensywy”.


Inheritors of the Earth: How Nature is Thriving in an Age of Extinction, Chris Thomas, Allen Lane, 320pp, £20


The Sixth Genesis: a man-made, mass-speciation event

Rational Optimist, 3 lipca 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.