Nowoczesność, ponowoczesność i głódź wiedzy


Andrzej Koraszewski 2017-06-18


Arcykapłan obawia się nowoczesności i demona postępu. Święte słowa, coraz więcej opętanych postępem z lewa i z prawa. Nie wiadomo gdzie się schować. Jedni robią w postępie, dostrzegając rasizm w krytyce islamu, inni chcieliby zastąpić fakty narracjami, a jeszcze inni dostrzegają postęp w trybunałach ludowych zastępując falandyzację prawa ziobryzacją sprawiedliwości. Przywołał arcykapłan słowa papieża-Polaka o jednoczącej wolności na fundamencie moralnych zasad zamiast mirażu postępu i nowoczesności, proponując wolną amerykankę w dziedzinie moralności.


W Dobrzyniu bruku brak, więc dumam na dobrzyńskiej trawie o zawiłościach częściowej zgody. Co tu dużo gadać, demon paranoicznego postępu szaleje porywając umysły wszechstronnie zagubionych, więc poniekąd można zrozumieć do czego arcykapłan pije. Postmoderniści bełkoczą jakby byli napruci winem i palący jakieś zioła (arcykapłan preferuje coś mocniejszego).  Nie tylko używki są tu jednak problemem.

  

W Boże Ciało arcykapłan Głódź wyruszył na bój z chrystofobią, bo demon postępu kradnie z budynków publicznych wieszane po nocach krzyże. Zapatrzony w walkę naprutych postępowców z islamofobią wyraźnie nie dostrzegłem groźnej fali chrystofobii, czyli owej, jak to określił arcykapłan, „alergii na chrześcijan”.


Na poziomie sloganowej ogólności po drodze mi nawet z arcykapłanem, który chciałby walczyć „o dojrzalszy kształt życia ludzkiego”. Szczytny cel, nie powiem, piękna rzecz dojrzałość, wszelako najmilsi w semantycznej poprawności, mam ponure wrażenie, że ta dojrzałość upupiona ostatnio co nieco, infantylna jakaś i jakby czegoś zasmarkana. Już miałem dołączyć do procesji bojowników o dojrzalszy kształt życia, ale im bardziej się zagłębiałem w słowa arcykapłana, tym bardziej nijakiej dojrzałości tam nie było. Nawet jakąś alergię poczułem, swędzenie paskudne i wysypka jakaś się objawiła. Jeśli jest arcykapłan chrześcijaninem (a niby czemu miałbym w to wątpić), to faktycznie może być dla mnie gorszy od orzeszków ziemnych, bo na orzeszki zupełnie nie jestem wrażliwy, a na tego arcykapłana jakbym czegoś alergicznie reagował. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy chrześcijanie są aż tak alergogenni, może są genetycznie modyfikowani, a może na innej glebie wyrośli. Sprawa wymaga dalszych badań. Jednostkowe doświadczenia nie upoważniają do generalizacji, ale fakt, spotykałem w życiu cudownych chrześcijan (w tym osobliwym rozumieniu zwyczajnej cudowności bez cudów), ale paskudni też się trafiali i to częściej w sutannach niż bez.


Zacząłem słuchać homilii arcykapłana, a potem przestałem i poszukałem słownego zapisu, bo mi się paskudnie alergia na sam głos nasilała. Czytam tedy homilię i mam wrażenie jakbym Judith Butler czytał, albo i kazanie Lindy Sarsour o równości kobiet przez akceptację dojrzałego szariatu.                      


Zostawmy jednak arcykapłana odprawiającego egzorcyzmy nad demonem postępu, zajmijmy się raczej głodziem wiedzy, który to głódź nabiera mocy wraz z powszechnym dostępem do googlowania. Czy wiedza wygooglowana dojrzalszy kształt życia daje, czy upupienie dojrzałości ubogaca? Demon jak zwykle ukrywa się w szczegółach, a szczegóły - jak to często bywa - z metodami się kojarzą.

 

W Studio Opinii Piotr Stokłosa w świetnym artykule  o mechanizmach dezinformacji, przywołuje epizod z bajki o Ali-Babie. Niewolnica Al-Baby, Mardżana, widząc znak nakreślony kredą na drzwiach domu swojego pana, nie starła go, tylko zrobiła podobne znaki na drzwiach wielu innych domów.

„Z powodu tego zdarzenia – pisze Piotr Stokłosa - Mardżana powinna być uważana za ojca a w zasadzie za matkę dezinformacji wywiadowczej. Ona pierwsza zrozumiała (a przynajmniej była pierwszą postacią literacką, której to można przypisać), że o wiele skuteczniejsze od bezpośredniego negowania prawdy jest jej zniekształcanie i powielanie w krzywych zwierciadłach, powodujących powstawanie prawie nieodróżnialnych, niemożliwych do weryfikacji półprawd, ćwierć-prawd i czystych kłamstw. Mardżana wiedziała, że próbując zetrzeć kredę może zrobić to nieudolnie, że dom może być dalej obserwowany, że jeżeli bandyta-wywiadowca nie znajdzie swojego znaku, to spróbuje przypomnieć sobie szczegóły otoczenia i ostatecznie odnajdzie cel.


Jednak odkrycie kilkudziesięciu takich samych symboli na różnych domach doprowadziło do chaosu informacyjnego– a w konsekwencji do dyskredytacji szpiega i fiaska całej akcji odwetowej.”

Autor artykułu zwraca uwagę, że ta taktyka stosowana jest od tysięcy lat, dodając w zakończeniu artykułu:

„Dezinformacja nie jest jednak wynalazkiem naszych czasów. To po prostu pewna forma kłamstwa, znana człowiekowi od zarania dziejów. Zmieniły się tylko narzędzia, ale sens pozostał ten sam. Kredowe znaki zastąpiły fake news zaś deski drzwi – portale społecznościowe.”

Przez tysiąclecia najskuteczniejszym medium do powielania dezinformacji były świątynie. Tam można było zawsze usłyszeć bajki z tysiąca i jednej nocy, chociaż z czasem sytuacja się skomplikowała i ci, którzy nie znajdowali się pod nadmierną presją więzi lokalnych, starali sie wybierać świątynie, w których opowiadane bajki wydawały im się ciekawsze. Możliwości weryfikacji przekazywanych prawd pozostawały ograniczone, zaś uczenie podejrzliwości do bajek surowo karane.          


Demon postępu i nowoczesności zmieszał powszechny dostęp do wiedzy rzetelnej z powszechnym dostępem do informacji już to świadomie i to celowo zdeformowanej, już to opartej na zinternalizowanym przeświadczeniu o prawdziwości rzeczywistości urojonej.


Kiedy w kieszeni niemal każdego człowieka znajduje się instrument pozwalający na googlowanie, a Google dostarcza informacji zawsze udających prawdziwe, odczuwający głódź wiedzy mogą zawsze znaleźć potwierdzenie tego, czego pragną się rzekomo dowiedzieć.


W czasach szalejących demonów ponowoczesności i postępu nie ma innej rady jak uczyć dzieciątka wykrywania opętanych, ignorowania Cyryla i szukania metody. Z głupotą nie wygramy, ale możemy nauczyć się sztuki łapania samych siebie na błędach, bo nie daj bóg, żeby człowiek bredził jak Głódź w Boże Ciało, a błądzenia nie unikniemy. Jeszcze gorzej, gdyby człowiek pozwalał młodym, z którymi ma kontakt, wierzyć, że głódź wiedzy da się zaspokoić byle fast foodem, czy jak to teraz postępowo w kraju przywiślanym mówią.