Antynaukowe przesłanie „Frankensteina” zawsze było głupie


Matt Ridley 2017-06-12

Frankenstein, książka durna jak kwantowy feminizm.
Frankenstein, książka durna jak kwantowy feminizm.

Był maj 1817 r., dwa stulecia temu, kiedy Mary Shelley dokończyła pisanie książki Frankenstein albo Współczesny Prometeusz, którą opublikowała anonimowo w rok później. Ta pierwsza powieść fantastyczno naukowa stała się symbolem wszystkiego, co niebezpieczne w nauce. Poza tym, że sfilmowano ją niemal 80 razy, z jej wątku korzysta każdy film pokazujący naukowca, który posuwa się zbyt daleko, jak to oni zwykle robią w filmach, od „Metripolis” do „Parku Jurajskiego. Inspiruje każdą kampanię przeciwko biotechnologii: ruch zielonych ochrzcił genetycznie modyfikowane rośliny uprawne mianem  “Frankenfoods”.

Gotycka fantazja zainfekowała rzeczywistość. Ci z nas, którzy argumentują, że innowacje biologiczne – majsterkowanie przy materii życia – okazało się wielkim dobrem i że ryzyko katastrofy spowodowanej nieposkromioną pychą badaczy jest w zasadzie mitem, mogliby pragnąć, by Mary Shelley nigdy nie napisała tej cholernej książki, w której znakomity naukowiec iskrą elektryczną powołuje do życia potwora stworzonego z części ciał ludzkich trupów. Jest jakaś dziwaczna symetria w tę dwóchsetną rocznicę. W tym roku minęło również 600 lat od odkrycia poematu, który mógłby być nazwany anty-Frankenstein: De rerum natura(O naturze rzeczy) tajemniczego poety rzymskiego, Lukrecjusza.


Istnieje związek między tymi dwoma. Mary Wollstonecraft Godwin, jak nazywała się wówczas autorka Frankensteina, opowiedziała dziwaczną historię o tym, jak powstała jej opowieść z dreszczykiem. Podczas zimnego, mokrego lata 1816 r. — nazywanego czasami “rokiem bez lata” po wybuchu wulkanu Tambora w Indonezji — była w willi nad brzegami Jeziora Genewskiego. Byli tam także jej kochanek (Percy Shelley), jej siostra przyrodnia (Claire Clairmont) i jej kochanek (Lord Byron), zebrani wokół kominka.

“Było wiele długich rozmów między Lordem Byronem a Shelleyem – napisała. –których byłam oddaną, ale niemal milczącą słuchaczką. Podczas jednej z nich dyskutowano rozmaite doktryny filozoficzne, a między innymi, naturę zasady życia oraz to, czy istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że zostanie to kiedykolwiek odkryte i przekazane. Rozmawiali o eksperymentach doktora Darwina… który przechowywał kawałek wermiszelu w szklanym naczyniu aż dzięki jakimś nadzwyczajnym sposobom zaczął poruszać się samodzielnymi ruchami… może dałoby się stworzyć części składowe stworzenia, zestawić je razem i obdarzyć ciepłem życia”.

Tym doktorem Darwinem był Erasmus, dziadek Charlesa, który był nie tylko lekarzem, wynalazcą i naukowcem, ale także słynnym poetą, który wcześnie wywarł wpływ na poetów romantyzmu, do czasu, kiedy zaczęli wstydzić się jego kwiecistego stylu i oddania czystemu rozumowi. Co to jednak był za eksperyment z „wermiszelem”, z makaronem, który ożył?


Na ostatni i najdłuższy wiersz Erasmusa Darwina, The Temple of Nature, bardzo wpłynął Lukrecjusz, który pisał o spontanicznym powstawaniu życia w gnijącej materii, która „rodzi robaki”. Na robaki Lukrecjusz używa słowa vermiculos. Shelley czytał także Lukrecjusza. Czy Mary mogła przesłyszeć się i pomylić vermiculos z wermiszelem?


Darwin i Shelley nie byli jedynymi poetami, którzy podziwiali Lukrecjusza. De rerum natura w różnym stopniu inspirował i stanowił obsesję Michela de Montaigne’a, Edmunda Spensera, Bena Jonsona, Francisa Bacona, Johna Donne’a, Moliera, Johna Drydena, Johna Miltona i Alexandra Pope. Można powiedzieć, że Lukrecjusz jako pojedynczy człowiek miał największy wpływ na Oświecenie: przytaczany, cytowany i naśladowany przez Galileusza, Machiavellego, Spinozę, Newtona, Hobbesa, Locke’a, Leibniza, Rousseau i Berkeleya. Voltaire nazywał siebie nowym Lukrecjuszem. Thomas Jefferson miał w swojej bibliotece pięć różnych tłumaczeń. Wenus Botticelliego przedstawia otwierającą scenę z De rerum natura.


Powodem tej sławy był odważnie materialistyczny i humanistyczny ton tego liczącego 7400 wierszy, niedokończonego poematu. W świecie walczącym o ucieczkę od pobożności, inkwizycji i dogmatu, radykalnie wolna myśl Lukrecjusza była szokująca i odważna dla ówczesnej Europy. Twierdził, że wszystko na świecie składa się tylko z atomów i próżni rekombinowanych na różne sposoby – co zapowiadało fizykę i chemię, jakie znamy dzisiaj.


Antycypował Charlesa Darwina, sugerując, że natura nieustannie eksperymentuje i te stworzenia, które potrafią zaadaptować się i rozmnożyć, rozkwitną. 


W De reum natura twierdzi, że ciało, umysł i świat - wszystkie są wynikiem sił fizycznych, nie zaś boskiej interwencji. Odrzuca magię, mistycyzm, zabobon i mit, nazywa opatrzność fantazją, mówi, że nie ma celu lub sensu istnienia, nie ma życia pozagrobowego i w odległej przeszłości nie było złotego wieku spokoju i obfitości. Czasami Lukrecjusz jest tak otwarcie ateistyczny, że Richard Dawkins niemal brzmi jak papież.


Poemat, napisany w Rzymie mniej więcej w czasie Cezara i Cycerona, zniknął z widoku na 14 stuleci, zdławiony przez kościół chrześcijański jako herezja. W 1417 r. wiedziano o nim tylko z wzmianek u Cycerona i Wergiliusza oraz z potępień św. Hieronima. W tym roku, jak opowiada Stephen Greenblatt w świetnej książce, The Swerve, mający za mało do roboty sekretarz papieski o nazwisku Poggio Bracciolini znalazł nienaruszony egzemplarz całego poematu, który leżał nieczytany przez stulecia, w bibliotece klasztornej w Niemczech. Przepisał go i zaczął szerzyć w Europie. Przesadą jest powiedzenie, że to spowodowało Renesans lub Reformację, nie mówiąc już o Oświeceniu, ale miało znaczny wpływ.


Być może rok 1817 zaznacza pewien rodzaj reakcji przeciwko rozumowi raz jeszcze na korzyść mistycyzmu. Wraz z napisaniem Frankensteina, a kilka lat wcześniej, Fausta Goethego, przychodzą pierwsze oznaki nowoczesnej nieufności wobec nauki prometejskiej i niezadowolenie z materializmu. Potworny twór dra Frankensteina był produktem rozumu i eksperymentu. Potwór otrzymuje życie dzięki “galwanizmowi”, nowemu odkryciu, że martwe żaby będą poruszać kończynami, jeśli zostaną poddane prądowi elektrycznemu.


Niemniej potwory, szalejące dzisiaj na świecie, nie są tworem nauki, ale ideologii i fanatyzmu. To, co Mary Shelley nazywała „naturą zasady życia” istotnie zostało odkryte, w postaci doboru naturalnego, kodu genetycznego i biochemii. Życie okazało się mieć stosunkowo prostą przyczynę i ta wiedza doprowadziła do niezmiernie korzystnych konsekwencji dla ludzkości. Lukrecjusz miał rację: materializm jest mniej niebezpieczny niż zabobon. Pochowajmy więc wreszcie potwora Frankensteina.


Pierwsza publikacja w Times na 200-lecie publikacji Frankensteina i 600-lecie ponownego odkrycia De Rerum Natura.


Frankenstein’s anti-science message was always wrong

Rational Optimist, 5 czerwca 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Patrz również A. Koraszewski  Zwrot, który zmienił świat  



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us H