Nikt nie wie jak najlepiej zwalczać otyłość


Matt Ridley 2017-06-02


Nawet optymiści przyznają, że pewne rzeczy niewątpliwie pogarszają się: rzeczy takie jak korki uliczne, użycie apostrofu – i otyłość. Plaga otyłości wśród rasy ludzkiej, także w krajach o średnich dochodach, jest niezaprzeczalna. „Mimo trwałych wysiłków, by zwalczyć otyłość u dzieci, co trzeci nastolatek w Europie nadal ma nadwagę lub jest otyły” – głosi ostatni raport Światowej Organizacji Zdrowia. Oznacza to więcej cukrzycy i możliwe odwrócenie niedawnego, powolnego spadku liczby nowotworów i chorób serca u ludzi młodych.

Może najpierw powinniśmy przypomnieć sobie, że nie jest źle mieć taki problem, że jest to objaw obfitości. Stulecie temu w Wielkiej Brytanii i dzisiaj w dużych częściach Afryki najbiedniejsi ludzi byli lub są najchudszymi ludźmi. Przez setki tysięcy lat było bardzo trudno zostać grubasem i bardzo łatwo umrzeć z głodu lub mieć karłowatą posturę z powodu głodu i niedożywienia. Bądźmy wdzięczni, że mimo czterokrotnego powiększenia populacji globalnej w mniej niż stulecie, mamy teraz problem otyłości, spowodowany globalnym rogiem obfitości w doskonałą żywność, niewyobrażalnym w minionych pokoleniach.


W krajach zachodnich otyłość występuje najczęściej wśród biednych, więc nie może to być kwestią samej zamożności. Tereny miejskie w Anglii o najniższym poziomie dochodów są także miejscami o najwyższym odsetku otyłości wśród dzieci. W odróżnieniu od tego, wśród najzamożniejszych ludzi, bardziej zabójczym zaburzeniem jest anoreksja i rośnie szybko.


W weekend Tam Fry z Krajowego Forum Otyłości twierdził, że otyłość kosztuje obecnie państwo 24 miliardy funtów rocznie. Instytut Spraw Ekonomicznych ocenia ten koszt na mniej niż 2,5 miliarda funtów i argumentuje, że „choć twierdzenia o przygniatających kosztach są dobrym sposobem zwrócenia uwagi mediów… w sposób nieodpowiedzialny wzniecają urazę i niechęć wobec narażonej grupy”. A także, jeśli umrzesz wcześniej, mniej kosztujesz państwo, a więc perspektywa finansowa jest niewłaściwym sposobem patrzenia na ten problem.


Zrozumienie, że coś jest problemem, nie jest tym samym, co wiedza, co z tym problemem zrobić. Otyłość jest jednym z tych wypadków, kiedy „żądania pilnej akcji” pozostają niespełnione, nie z powodu bezduszności naszych przywódców, ale dlatego, że nie ma zgody, jaką akcję należy podjąć. Wachlarz propozycji zwalczania otyłości – podatek na cukier, zakaz śmieciowej żywności w ośrodkach publicznego transportu, zakaz reklam śmieciowej żywności przed godziną 21, ostrzeżenia na opakowaniach, makiety pokazujące, jak dzieci będą wyglądały przy takiej diecie – służy tylko przypomnieniu, że nikt nie wie, jak odwrócić trend ku otyłości. Jamie Oliver, kucharz telewizyjny, twierdzi, że uzależnienie wydawania gorących obiadów w szkołach od sytuacji materialnej rodziców (co proponują konserwatyści), pogorszy problem otyłości.


Porady, wymówki i przekupywanie ludzi, by jedli mniej i ruszali się więcej, wydają się nieskuteczne. Przetestowaliśmy ten pomysł właściwie do cna i bez skutku. Nie działa i prawdopodobnie działałby tylko, gdybyśmy w pełni przeszli na totalitaryzm, z rajdami policyjnymi na kuchnie w domach do wyszukiwania i niszczenia ukrytych zapasów biszkoptów.


Jedyną rzeczą, która wiemy, to że proste równanie, tak ulubione przez medyków, nie jest odpowiedzią. Nie jest to tak proste jak równoważenie kalorii pochłanianych i zużywanych: jedz mniej niż spalasz, a stracisz na wadze. Nie bierze to pod uwagę czegoś, co nazywa się apetytem, ani sposobu, w jaki jedni ludzie odkładają tłuszcz, mimo że nie jedzą zbyt dużo, podczas gdy inni spalają wszystko, jedząc bardzo dużo.


Gary Taubes, heretyk w dziedzinie pisania o nauce, który poświęcił znaczną część swojego życia zawodowego tej kwestii, tak to kilka lat temu ujął w “British Medical Journal”: „starania zaradzenia problemowi przez skłanianie do niedojadania lub negatywnej równowagi energii, przez doradzanie pacjentom, by jedli mniej lub ruszali się więcej, są zadziwiająco nieskuteczne”. Także Handbook of Obesity, podręcznik lekarzy, przyznaje, że skutki terapii dietą są “marne i nietrwałe”.


Wszyscy mamy przyjaciół, którzy nadludzkim wysiłkiem zrzucili kilka kilogramów, a potem stopniowo je odzyskali. Lobby zdrowia publicznego raczej nie pomaga ostro atakując wszystkie „tłuszcze i cukry”, całą „przetworzoną żywność”, a często także „czerwone mięso”. Co pozostawia dietę równie przygnębiającą, jak nierealistyczną: gotowany na parze dorsz i gotowany jarmuż. Lobby zdrowia publicznego musi zdecydować się, czy uważa że węglowodany są złe, czy że tłuszcz jest zły: atakowanie obu jest głupawe.


Po dziesięcioleciach wzywania ludzi do diety niskotłuszczowej i patrzenia na eksplozję otyłości, ci wszyscy doradcy nie mogą zmusić się do przyznania, że była to okropna porada, która niemal z pewnością pogorszyła problem. Dlaczego? Ponieważ tłuszcz syci w sposób, w jaki nie robią tego węglowodany, a organizm syntetyzuje na ogół tłuszcz z węglowodanów w pokarmie, nie z tłuszczu w pokarmie. W epoce kamiennej jedzenie tłuszczu prawdopodobnie sygnalizowało czas obfitości, kiedy gromadzenie zapasów na brzuchu nie było pilne.


Logicznie rzecz biorąc, dziedziczność otyłości niemal z pewnością rośnie. W świecie niedoborów żywności jedynym sposobem na zostanie grubasem było bogactwo, więc otyłość była głównie cechą determinowaną środowiskowo. W świecie, gdzie tak wielu stać na mnóstwo taniej żywności, ci, którzy stają się otyli, to często ci, którzy odziedziczyli skłonność do jedzenia więcej i odkładania pokładów tłuszczu. Przy swobodnym dostępie do żywności chart pozostaje chudy, a labrador nadyma się w balon – mają to w genach. Nie wszystkie różnice otyłości między jednostkami da się wyjaśnić genetyką, ale – statystycznie rzecz biorąc – będą tam skłonności charta i skłonności labradora.  


Uczciwie mówiąc, nie wiemy, dlaczego jedni ludzie łatwiej odkładają tłuszcz niż inni. Czy dlatego, że spalają mniej kalorii przy ruchu? Czy trawią mniej skutecznie? Czy mają większy apetyt, więc jedzą więcej? Czy jedzą więcej węglowodanów? Czy różnica jest genetyczna i niektórzy ludzie mają odmiany genów, które zachęcają do odkładania tłuszczu? Czy też dlatego, że bakterie jelitowe u ludzi otyłych są inne – realna możliwość poparta przez coraz bardziej przekonujące eksperymenty i przeszczepy? Każda z tych teorii ma pewne poparcie. Nie wystarczające jednak, by usprawiedliwić moralizatorski ton i niewzruszoną pewność, która tak często towarzyszy wypowiedziom medyków na temat otyłości. Wiemy zbyt mało.


Co powinien zrobić rząd, kiedy istnieje wielka niepewność co do właściwej akcji? Oczywiście, eksperymentować. Przedstawić pięć strategii, poprosić o wolontariuszy w pięciu różnych częściach kraju i starannie mierzyć ich talie.


My Times column on obesity:

Nobody knows how best to tackle obesity

Rational Optimist, 25 maja 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us H