Zbrodnie, które trzeba wreszcie zrozumieć


David Collier 2017-05-29

Zamordowani w Manchesterze przez muzułmańskiego fanatyka.
Zamordowani w Manchesterze przez muzułmańskiego fanatyka.

Ta historia zaczyna się w Tel Awiwie, nie w Manchesterze. Za kilka dni będzie dokładnie szesnaście lat od masakry w Dolfinarium. Ataku terrorystycznym na dyskotekę, w którym zginęło 21 Izraelczyków, z czego 16 nastolatków. Terrorysta, Saeed Hotari, był związany z Hamasem. Cel: dzieci.

4 marca 1996 r. dwóch trzynastoletnich chłopców wyszło z domu, żeby pójść do Dizengoff Centre. Byli przyjaciółmi i to był pierwszy raz, kiedy wyszli z domu bez nadzoru rodziców. Był to wieczór święta żydowskiego Purym. Ubrali się w kostiumy purymowe, chodzili po centrum tak, jak to robią trzynastolatki, a potem wyszli, żeby autobusem pojechać do domu. Kobi Zaharon i Yovav Levi nigdy nie dotarli do przystanku autobusowego.


Kiedy wyszli z centrum handlowego, zamachowiec-samobójca z radykalnej islamskiej grupy terrorystycznej Hamas wysadził się w powietrze przed Dizengoff Centre. Ulica była pełna dzieci w przebranych w kostiumy.  


Ta ludzka bomba, dwudziestoczteroletni Abdel-Rahim Iszak, umyślnie obrał za cel dzieci.


Kilka dni temu muzułmanin wniósł materiały wybuchowe na imprezę w Manchesterze, która była pełna dzieci i zdetonował bombę. Motywowany odrażająca ideologią islamską Salman Abedi zrujnował życie setek ludzi. Dwadzieścia dwoje ludzi zostało brutalnie zamordowanych, wielu więcej odniosło rany, które zmienią im życie, a setkom innych życie zmieniło się w dramatyczny sposób.  


Salman Abedi umyślnie obrał za cel dzieci. Prawdopodobnie inni pomagali mu w wyborze tego celu.


Fakt, że był muzułmaninem, jest integralną częścią tej historii. Gdyby był hindusem, chrześcijaninem albo żydem, to by się nigdy nie zdarzyło. To był plugawy, niewybaczalny atak na niewinne dzieci, które dobrze bawiły się w tym specjalnym momencie swojego życia. To był atak na samo serce naszego społeczeństwa.  


Wyryte w kamieniu


Nigdy nie zapomnisz, jeśli byłeś świadkiem zamachu samobójczego. To nie tylko dźwięk eksplozji, inny rodzaj krzyków, lub potykanie się o części ciał. Tylko ci, którzy tego doświadczyli, wiedzą, że jest tam także zapach, którego się nie zapomina.  


W Manchesterze ośmioletnia Saffie Rose Roussos żyła przez krótką chwilę po eksplozji bomby. Jej straszliwie poranionym ciałem zajmował się medyk. Nie opiszę tutaj jej ran. Była przytomna i pytała o matkę. Nie każdego śmierć zabiera natychmiast. Moja przyjaciółka, Dominique, brutalnie zamordowana przez brytyjskiego zamachowca samobójcę w Tel Awiwie w 2003 r., spędziła ostatnie chwile na wpół świadoma tego, co się stało. Dominique została zabita w pubie dla turystów, na plaży. Wśród niewinnych cywilów dobrze się bawiących. Hamas wziął na siebie odpowiedzialność także za to.


Dziesięć spośród dwudziestu dwóch ofiar w Manchesterze nie ukończyło 20 lat. Według mojego doświadczenia z atakami skoncentrowanymi na dzieciach, ten także zostawi głębokie rany społeczne.  


Puste słowa po Manchesterze


Jeszcze zanim krew wyschła na ulicach zaczęły się komunały. Jednymi z pierwszych słów do ludzi, którzy zgromadzili się po tej zbrodni w Newcastle było stwierdzenie, że terroryzm nie ma religii. Ale na tym się nie skończyło. Natychmiast pojawiła się sugestia, że terrorysta nie był muzułmaninem, że atak terrorystyczny nie był islamski. Na Facebooku były dziesiątki postów, że jeden morderczy osobnik nie reprezentuje 99,99% muzułmanów.  Oficjele, w obawie przed odwetem na niewinnych cywilach, powtarzali to jako nieustającą mantrę.


Mówiono, że jeśli pozwolimy nienawiści i gniewowi wejść w nasze serca, pozwolimy na wygraną terrorystów. W centrach miast tłumy, które trzymają nic nieznaczące transparenty, gromadzą  się na placach słuchając pustych słów i wklepują na Twitterze hashtagi takie jak #wemuststandtogether [musimy stać razem].


Zawiedzione zaufanie


Widziałem już to wszystko wcześniej. Obserwowałem całe społeczeństwo, spalające się na ołtarzu nadziei w latach 1993-2000. Kiedy ulice izraelskie tonęły w niewinnej krwi kampanii terroru Hamasu, Izraelczykom mówiono, tak jak mówi się nam teraz, że to są czyny małej grupki.


Twierdzenie, że jest to tylko maleńka mniejszość, jest niebezpieczne, ponieważ opiera się na kłamstwie. Te komunały, choć mogą opierać się na dobrych intencjach lub braku opcji, sieją ziarno olbrzymich tarć społecznych. Międzywyznaniowe zakłamanie dla zachowania status quo czyni to wszystko gorszym, nie zaś lepszym. W końcu będziemy winić umiarkowanych, bo powiedziano nam, że mamy im ufać. To zaufanie będzie trwało tylko, jeśli mogą uchronić nas przed ekstremistami. Nie mogą. Spójrzcie na Libię, Jemen, Irak, Syrię, Iran, Afganistan. Najnowsza wiadomość: jeśli chodzi o niekontrolowany islam, umiarkowani przegrywają.


Prawda jest taka, że pozwoliliśmy milionom ludzi osiedlić się w Wielkiej Brytanii z powodu błędnej, nowoczesnej mentalności, że wszystko jest równe. Że wszystkie kultury, wszystkie wartości społeczne, wszystkie wiary są w jakiś sposób takie same. Że nie ma podstawowych wartości, których warto bronić. Samonienawidząca się mentalność nowoczesnej lewicy. Niektórzy mówią, że to szaleństwo zrodziło się z poczucia winy za Imperium, ale czymkolwiek jest, bierzemy wszystko, co cenimy jako naród i wyrzucamy za burtę.


Lewica w Izraelu dokonała autodestrukcji w 2000 r. Kiedy prawdziwy horror błędów, jakie popełnili, rozwinął się w koszmarny scenariusz, jaki widzimy dzisiaj. Mur po jednej stronie i blokada po drugiej.


Nienawiść w meczetach


Ludzie mówiąc o ekstremistycznych meczetach, próbują dopaść imamów, którzy szerzą nienawiść. Polujemy na te meczety tak, jak polujemy na ekstremistów. Szukając kogoś, kto trzyma przysłowiowy pistolet. W rzeczywistości jest to jak nieustanne gonienie za myszami zamiast znalezienie dziury, przez którą wchodzą. Jest to gra, w którą gramy, żebyśmy wszyscy poczuli się lepiej. Kiedy złapiemy jakiegoś imama, który przekroczył wszystkie  granicę, uważamy jego możliwą deportację za zwycięstwo, kiedy aresztujemy podejrzanego w spisku terrorystycznym, „wygrywamy wojnę z terrorem”.


A potem przychodzi nieunikniona kolejna eksplozja. Martwe ciała znowu leżą na ulicach.


W lipcu odbędzie się marsz w centralnym Londynie, celebrujący dzień “Al-Kuds”. Obecnie reklamuje go komisja Islamskich Praw Człowieka. Na marszu będą flagi Hezbollahu. A także Hamasu. Ogłoszenia o tym marszu można swobodnie wywieszać w meczetach. To nie będzie uważane za ekstremizm.


W wielu meczetach antysemityzm szerzy się niepohamowanie. Nawet nie rozumie się szerzonych ideologii antyzachodnich. Charlie Hebdo, 9/11, 7/7, Niceę, Brukselę a nawet Manchester można uważać za zachodnie prowokacje, które zostały zorganizowany, by przedstawić muzułmanów w złym świetle. Nic z tego nie jest uważane za karygodny ekstremizm.


Można chwalić Hamas, radykalną islamską grupę terroru, a nikt nawet nie mrugnie. Tylko jeśli linia zostanie przekroczona, jeśli jakoś ISIS zostaje zidentyfikowane, dopiero wtedy uznajemy, że to jest „nie do przyjęcia”


To nie są tylko meczety


Proszę sobie wyobrazić, że stoję na jakimś uniwersytecie gdzieś na świecie. Rozmawiam z wykładowczynią uniwersytecką. Pytam ją, co sądzi o zamachu ISIS w Manchesterze. Odpowiedź: „Nie do mnie należy mówienie ISIS, jak ma prowadzić swój opór”.


To właśnie usłyszeli studenci uniwersytetu w Warwick, kiedy zapytano prelegentkę o terroryzm Hamasu.


Jaka jest różnica? Nie można mówić o likwidacji terroryzmu, a potem umożliwić oddawanie honorów terrorystom Hamasu na kampusach. Osiemnaście miesięcy temu, kiedy krew zaczęła raz jeszcze rozlewać się na ulicach Izraela, gromadzono się na kampusach w Wielkiej Brytanii opłakując martwych terrorystów. W sierpniu zeszłego roku trzynastoletnia dziewczynka izraelska została zadźgana nożem, kiedy spała we własnym łóżku. Jeśli oddasz honory jej mordercy urządzając żałobę na kampusie, władze uniwersyteckie najprawdopodobniej będą cię chroniły.


Na naszych kampusach uważa się za uprawnione traktowanie Hamasu jako ruchu oporu. Kiedy sprzeciwiamy się temu, opatruje się nas etykietką  dokuczliwych, płatnych sługusów Izraela. Moje zażalenie do Uniwersytetu Warwick niewątpliwie trafi w próżnię. Jeśli jednak legitymizują oni masakrę w Purym, legitymizują Manchester.


To nie jest inne


Istnieją różnice między ISIS a Hamasem, ale te ugrupowania mają podobne korzenie. Podstawowym elementem do omówienia są działania. A działania są uniwersalnie złe. Czy jest to 8-letnia brytyjska dziewczynka na koncercie w Manchesterze, czy 13-letni chłopiec w purymowym kostiumie w Tel Awiwie. Nigdy nie ma usprawiedliwienia tego typu barbarzyńskiego zachowania.


Jeśli mówicie, że jedno jest horrendalne, ale drugie usprawiedliwione, to przechodzicie na stronę zamachowca. Dajecie mu władzę decydowania, kiedy jest to słuszne, a kiedy niesłuszne. Jeśli więc usprawiedliwiacie Hamas, usprawiedliwiacie także Manchester. Różnice są zachodnimi pojęciami w waszych głowach. Są waszymi błędami. Te różnice po prostu nie istnieją w umyśle terrorysty.


Co najgorsze, pozwalamy takiej “legitymizacji” oddychać i rozwijać się w naszym społeczeństwie. Jeśli wysyła ona sygnały, że czasami jest to w porządku, to nie powinniśmy wyrażać zdziwienia, kiedy objawia się z taką brutalnością na naszych ulicach. Mówimy o wytępieniu terroryzmu, ale pozwalamy mu rosnąć i rozwijać się. W meczetach, na kampusach. Nawet przywódca opozycji nazwał Hamas swoimi „przyjaciółmi” To ten Hamas, który wysadził w powietrze dzieci w Purym. Mógłby równie dobrze chwalić ISIS, bo jaka jest różnica?


Od ponad dwudziestu lat walczę przeciwko radykalnej nienawiści islamskiej. Czy nazywa się ISIS, czy Hamas. Dopiero kiedy ludzie zrozumieją, że to jest ta sama walka, zaczniemy mieć szansę na zwycięstwo.


Moje myśli i modlitwy są z wszystkimi 22 ofiarami, z tymi, którzy odnieśli rany podczas zamachu, z wszystkimi ich rodzinami, z wszystkimi przyjaciółmi i z tymi, których to zraniło emocjonalnie.

 

Manchester, identifying the extremissm

Beyond The Great Divide, 26 maja 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

David Collier

Autor blogu Beyond the great devide