Komu bije dzwon?


Andrzej Koraszewski 2017-05-28

Pół wieku temu, w maju 1967 roku, prezydent Egiptu Nasser zapowiedział ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. [Karykatura z egipskiej prasy z maja 1967 roku.]
Pół wieku temu, w maju 1967 roku, prezydent Egiptu Nasser zapowiedział ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. [Karykatura z egipskiej prasy z maja 1967 roku.]

Manchester, kolejny koszmar samobójczego zamachu. Zamachowiec, Salman Abedi, urodził się w Wielkiej Brytanii, w muzułmańskiej rodzinie uchodźców z Libii. Zginęły 22 osoby, w tym ośmioletnie dziecko, rannych 59 osób. Islamskie Państwo przyjęło na siebie odpowiedzialność za ten zamach. Liberalni muzułmanie i byli muzułmanie po raz kolejny krzyczą, że obrona przed terroryzmem nie może ograniczać się do poszukiwania i śledzenia tych, którzy już kupili broń i zaczęli konstruować bomby, terroryzm nadaje sens życiu (i śmierci) tym, których przekonano, że Bóg tego chce i że wynagrodzi morderców rajem.

Liberalni muzułmanie chcieliby, żeby ich religia nie była w konflikcie z uniwersalnymi wartościami humanistycznymi i próbują nas przekonać, że wrogiem jest ideologia, która  głosi, iż trzeba zmusić świat terrorem do poddania się religii pokoju.


W dniu, w którym Salman Abedi zamordował 22 osoby i ranił 59, czytałem krótkie doniesienie o tym, że Facebook systematycznie zamyka strony internetowe ateistów, a w szczególności  byłych muzułmanów. Po awanturach otwiera je potem ponownie, tłumacząc, że (podobnie jak Twitter, YouTube i inni) ma demokratyczną zasadę delegowania decyzji o zamkaniu stron użytkownikom, którzy zgłaszają, kiedy uważają, że treści na jakiejś stronie są dla nich obraźliwe lub, że ich zdaniem zawierają mowę nienawiści. W efekcie liczniejsi i lepiej zorganizowani piewcy nienawiści mają największy wpływ na definiowanie mowy nienawiści.


Czy mamy tu do czynienia z perwersją? Mogło by się zdawać, że odpowiedź jest oczywista. Ten gatunek perwersji przenika dziś wszystkie dyskusje dotyczące zagrożenia demokracji i humanistycznych wartości.


Piewcy nienawiści przebierają się za bojowników walki z mową nienawiści, dyktatorzy paradują w strojach obrońców praw człowieka, nienawistnicy demonstrują orgazmy empatii.


To ostatnie przybiera czasem wręcz kabaretowe formy. Zabawnym przykładem może tu być zachwyt amerykańskiej Żydówki, dla artykułu opisującego panienkę jadącą pomagać Palestyńczykom. W tym artykule organizacja, w której owa panienka działa, ma zamiar wybudować teatr dla biedaków pozbawionych godziwej rozrywki. Martwi się, że nie ma pojęcia o budownictwie, pakując torbę podróżną widzi, że nie zmieści wszystkiego (a właściwą herbatę przecież musi zabrać), decyduje się pozostawić w domu krytyczne myślenie.


Nawet mniej niż średnio inteligentny czytelnik powinien w tym miejscu dostrzec, że ma do czynienia z satyrą. Autor chce być jednak po pewnej stronie i na końcu pisze wyraźnie, że tekst jest kpiną. To jednak nie wystarcza dzielnej amerykańsko-żydowskiej aktywistce, która przekazuje dalej artykuł na swoim koncie twittera z poleceniem: „Wspaniały artykuł z terenu”.



Co ją tak ujęło? Opisywana panienka bierze udział w sprzątaniu śmieci w Palestynie, co izraelscy okupanci biednym Palestyńczykom uniemożliwiają, stawia Beduinom tradycyjne namioty i podejmuje wiele innych podobnych prac, kończąc refleksją, że zawsze wiedziała, że jest dobrym człowiekiem, ale teraz nabrała w tej sprawie pewności.


Jak amerykańska Żydówka wpadła na pomysł, że to wspaniały artykuł? Początkowo nie chciałem uwierzyć, przez moment sądziłem, że to wyrafinowana kpina i pochwała doskonale rozumianej satyry. Autorka owego tweeta z okrzykiem „Wspaniały artykuł z terenu”, podpisująca się Chava Gal-Or prowadzi blog, na którym znalazłem post pod tytułem My Beloved Israel. . . .No Longer Mine. Okazuje się, że jako nastolatka spędziła rok w Izraelu. Pisze, że 35 lat później, Izrael zamknął drzwi dla ludzi, którzy chcą go rozliczyć za jego czyny i w konsekwencji wybrali bojkotowanie Izraela na mniejszą lub większą skalę.


Żeby było jeszcze dramatyczniej, dodała do tych swoich myśli P.S., w którym donosi, że przeżyła w dzieciństwie molestowaniem, a okupacja to jest to samo, więc jej stosunek do molestowania i okupacji jest taki sam.


Namawianie tej amerykańskiej Żydówki na czytanie książek i sprawdzanie faktów mogłoby zakrawać na stratę czasu. Warto jednak pamiętać, że podobna logika charakteryzuje wielu prezydentów państw, dyplomatów, dziennikarzy, pisarzy i artystów.


Przez kilka miesięcy inspiracją była dla mnie polska dziennikarka z prestiżowego tygodnika, kochająca Izrael jak Chava Gal-Or i prowadząca blog o Bliskim Wschodzie pod rajcownym tytułem „Orient Express”. Autorka tego blogu dostrzegając straszliwe cierpienia Palestyńczyków, nie dostrzegała palestyńskiego terroru wobec Żydów, historycznych faktów, ani żadnych cierpień Palestyńczyków z rąk Palestyńczyków, nie zauważała palestyńskiej dyktatury, ani prześladowań Palestyńczyków w krajach arabskich, nie wspominając nawet o szerszym kontekście. W moich komentarzach do jej postów próbowałem jej wyjaśnić zagrożenie; to, że Izrael jest nieustannie atakowany z otwarcie wyrażanym zamiarem wymordowania jego mieszkańców. Autorka blogu tego właśnie nie jest w stanie pojąć w głębokim przekonaniu, że ten Netanjahu to chyba przesadza. W efekcie powstała z tym moich komentarzy książka „Wszystkie winy Izraela”.


Ciekawa sprawa, w jednej z recenzji (niesłychanie pochlebnej, bo zaczynającej się od stwierdzenia, że lektura mojej książki wywołuje natychmiastową chęć dyskusji, sprawdzania źródeł i zmusza do myślenia), autor recenzji, Robert Frączek, pisze, że całość ma „dziwną formę, bo przecież pisząc listy do autorki blogu i nie dając jej możliwości odpowiedzi na nie, prowadzi raczej wykład.” Zawsze się boję, że mógłbym moje domysły prezentować jako fakty. Autorka blogu nie tylko otrzymywała te moje refleksje przed innymi czytelnikami, ale nawet początkowo zapowiadała, że odpowie. Autor recenzji stara się być wyważony i stwierdza, że przesadzam, ale posiadam w zanadrzu zaskakująco wiele dowodów, że świat wobec Izraela nie jest bynajmniej obojętny. Sympatyczna opinia, ale wolałbym, wiedzieć w czym, przesadzam, gdyż pozbawione dowodów twierdzenie o przesadzie może wskazywać na irracjonalną postawę obronną.   


Unikałem w tej książce sądów, starałem się prezentować fakty, pamiętając jednak, że również gołe fakty są zawsze obrazem niepełnym, a co więcej przywołujemy je, gdyż stanowią w dyskusji argument.   


Inny autor (podpisujący się Druh Boruch), w recenzji pod tytułem „Państwo bez winy” pisał:

„...autor „Wszystkich win Izraela” przyjmuje dość karkołomną tezę, według której wszystkie zło na Bliskim Wschodzie jest dziełem muzułmanów, natomiast Żydzi są czyści jak łza i niewinni niczym baranki. Zrozumiałym jest fakt, że radykalizacja islamskiego przekazu polityczno-religijnego jest głównym punktem zapalnym, widocznym również w Europie pośród tak zwanych uchodźców, będących w dużej mierze jednak religijnymi misjonarzami. Z drugiej strony, patrząc na politykę Izraela, prowokacyjną wobec Palestyńczyków, trudno obronić stwierdzenie, że rząd tego państwa faktycznie jest bez winy. Tylko że według Koraszewskiego nie ma różnicy między krytyką gabinetu politycznego w Tel Awiwie, a antysemityzmem. Dobrze Państwo przeczytali: jedno i drugie jest tym samym. W taki sprytny sposób autor zamknął drogę do dyskusji i wszystkich swoich oponentów postawił obok negacjonistów Holokaustu, miłośników narodowego socjalizmu i młodocianych fanów Breivika. Talmudyczne zagranie! Jestem pełen podziwu! Panie Irving, wolne? Mogę się przysiąść?”

Piotr Ibrahim Kalwas czytał tę książkę jeszcze w surowym stanie i napisał do mnie, że gromy na mnie się posypią, dodając, że bada islam, mieszka w Egipcie i po prostu wie, że jest tak jak to opisuję.      


Zastanowiły mnie uwagi innego dziennikarza,. Piotra Rachtana, który pisał: „...tę książkę powinni czytać dziennikarze, politycy - i kler także - oraz nauczyciele. Jest świetna. Jeszcze raz dziękuję, przeczytałem prawie jednym tchem, choć nie jest łatwo ten bezmiar wrogości wobec Izraela, złej woli, głupoty i krótkowzroczności przyjąć za jednym zamachem I gratuluję tak pomysłu, jak wykonania. Pewne napięcie emocjonalne autora nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, czyni dzieło bardziej wiarygodnym.”  


Napięcie emocjonalne? Nie zdawałem sobie z tego sprawy. W pewnym sensie wyjaśnił mi o co może chodzić niesłychanie interesujący i ciepły list młodego czytelnika (maturzysty), który pisał m.in.:

„Otworzył mi Pan oczy w kwestii rozmiarów kłamstw rozpowszechnianych nt.
konfliktu arabsko-izraelskiego. Tzn. już wcześniej zdawałem sobie
sprawę z tego, że sposób, w jaki relacjonowany jest owy konflikt w
prasie zachodniej głównego nurtu, nie zasługuje na miano rzetelności;
jednak nadal zdumiały mnie liczby podane w kontekście omyłek "New York
Times", albo rezolucji ONZ potępiających Izrael i inne państwa.

Uważam również, że Pańskie wspomnienia z młodości są niezwykle cennym
elementem książki.”

Formuła listów pozwala na bardziej osobisty ton, na meandry i wspomnienia dające możliwość wyjaśnienia, skąd się bierze i jakimi torami biegło moje rozumowanie. 

Niedawno internauta podpisujący się z angielska Burnham, pisał, że zastanawia go

 

„...wieloletnia determinacja z jaką piszą Państwo o Izraelu i Żydach, choć o Polsce napisaliście wiele złego i nadal wiele złego piszecie, głównie mąż. Jak to jest, że "obiektywizmu" wystarcza wam tylko w przypadku Polski, ale ilekroć rzecz tyczy Izraela to już traktowany jest, jak w istocie, państwo dla narodu wybranego. Staram się umiejscowić tę waszą narrację w nurcie racjonalnym i ciężko mi to przychodzi, gdy widzę trudną do powstrzymania Państwa nienawiść wobec tych, którzy ośmielą się mieć inne zdanie o Izraelu i Żydach. Dlaczego to robicie?”

Muszę przyznać, że wyczuwałem pewne napięcie emocjonalne w tym pytaniu. Burnham skłaniał do myślenia, do rachunku sumienia. Nie pisze co złego o Polsce pisałem, więc na to pytanie muszę sobie sam odpowiedzieć.  Moja publicystyka to tysiące artykułów, ale główne nurty zaowocowały książkami. Wielki Poker niby traktował o ekonomii i reformach gospodarczych, ale, co tu dużo gadać, była to próba umieszczenia w szerszym kontekście szlacheckiej kultury życia na kradzionym chlebie. Gdybym był dobrym Polakiem, to nie pisałbym takich rzeczy. W grzechu poczęci to dla odmiany niby próba analizy stosunku Kościoła katolickiego do seksu, ale też byłem chyba niedobry dla tej Polski, bo i mało szacunku dla Polaka-Papieża, i dość krytycznie o wpływie religii katolickiej na naszą historię. Domyślam się jednak, że dobry Polak, Burnham, ma mi głównie za złe pisanie o stosunku Polaków do innych i wzajem do siebie, czyli silnie obecną w mojej publicystyce krytykę pewnych form patriotyzmu. Nie jestem pewien, bo Burnham nie precyzuje, ale czuje się jakąś gorycz i żal głęboki.       

„Państwo bronicie Żydów, obrazując Izrael zawsze jako kraj mający wszelkie prawa terytorialne wobec Palestyńczyków, a sam naród przedstawiacie zawsze w korzystnym świetle” pisze.

Trudno być zawsze oryginalnym, więc powtórzę to, co odpowiedziałem innemu internaucie, który swego czasu napisał: „zawsze bronisz Izraela”.

 

Nie bronię Izraela, ale prawdą jest, że patrzę z sympatią na izraelskich żołnierzy i żołnierki, których sprawność kładzie kres możliwości zagonienia bezbronnej ludności żydowskiej do stodoły i podpalenia jej. To wielka sprawa, że jest miejsce na Ziemi, gdzie Żydzi mogą się schronić przed patologicznymi mordercami i gdzie mają nie tylko prawo do obrony, ale bronią się skutecznie, mimo trwających prób ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej.

 

Izrael nie obroniłby się, gdybym to ja go bronił, a ja nie bronię Izraela, moim krajem jest Polska i bronię tylko siebie. Bronię siebie i mojego kraju przed patriotyzmem bandyckim z kastetem i pałką w ręku. Przed tym, patriotyzmem, który sto lat temu kazał żołnierzom armii generała Hallera obcinać brody Żydom i gwałcić Żydówki, który wielu moim rodakom kazał podczas drugiej wojny światowej współpracować z okupantem lub tylko rabować i mordować na własną rękę, korzystając z zagwarantowanej przez okupanta bezkarności. Jeśli ktoś chce niechęć do takiego patriotyzmu uważać za pisanie źle o Polsce, to może oznaczać, że solidaryzuje się z tymi, którzy rabowali i mordowali.  

 

Dlaczego uporczywie dementujemy  kłamstwa o Izraelu? To jest ważne i interesujące pytanie. Ponieważ moim zdaniem te kłamstwa płyną z głębokiej potrzeby podtrzymania tradycji najgorszej formuły patriotyzmu jaki można sobie wyobrazić. Patriotyzmu, który nie tylko pozbawia zdolności myślenia i rozwiązywania problemów, ale bazuje na patologii.

 

Bezpośredni i otwarty antysemityzm utracił swój czar i niewielu mówi dziś z dumą „jestem antysemitą”.  Dziś wśród antysemitów panuje moda na prawa człowieka i empatię. Jest to dość osobliwa empatia,  przyjmująca postać nadzwyczajnego współczucia dla Palestyńczyków, ale tylko tych, którzy deklarują chęć mordowania Żydów. Dobry Polak Burnham miałby zapewne kłopoty z wymieniem nazwisk dziesięciu palestyńskich dysydentów. Wątpię by ich szukał, by śledził problemy tego autentycznie prześladowanego narodu, by interesował się jego historią od jego pojawienia się w połowie lat 60. ubiegłego wieku, czy tym, jak wyglądała historia powstania Izraela. To głębokie współczucie, że tak się utrudnia Palestyńczykom mordowanie Żydów i całkowity brak współczucia, że Arabowie trzymają ich od trzech pokoleń w obozach dla uchodźców, że wyrzynano ich w Syrii, w Kuwejcie i w innych krajach arabskich,  że są większością, ale obywatelami drugiej kategorii w Jordanii, że dla świata arabskiego są wyłącznie psami wojny z Żydami wydaje się być niesłychanie charakterystyczne i odsłaniające.  

 

Wiele wskazuje na to, że dla dobrego Polaka, Burnhama, kłamstwa o Izraelu są polską racją stanu. Czy Burnham akceptuje prawo narodu żydowskiego do samostanowienia? Tego wyraźnie nie pisze, wydaje się być oburzony, że to pytanie powtarzam, że jest ono w tej „dyskusji” istotne. Pisujący na blogu „Orient Express” inny bojownik o wolność i sprawiedliwość – podpisujący się Leonid, pod artykułem „Czy w Izraelu jest bezpiecznie?” pisze wyraźniej:

„Gdyby nie czynna pomoc ZSRR, to Izrael nigdy by nie powstał. Proszę się więc podkształcić z dziedziny historii tego państwa. Gdyby nie codzienna pomoc finansowa i militarna ze strony USA, to Izrael przestał by funkcjonować w dosłownie jeden dzień.”

Leonid też uważa, że ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej jest polską racją stanu. Chciałem na marginesie tej jego wypowiedzi przypomnieć obwieszczenie pierwszego sekretarza Ligi Arabskiej w reakcji na zaakceptowaną przez stronę żydowską propozycję podziału Palestyny w 1947 roku. Abdul Rahman Azazam, pierwszy sekretarz generalny Ligi Arabskiej powiedział, że proponowane ustanowienie żydowskiego państwa doprowadzi do (cytuję za Akhbar al-Yom z 11 października 1947): „wojny eksterminacji i natychmiastowej masakry, o której będzie się opowiadać jak o masakrze mongolskiej i krzyżowcach”.


(Leonid wydaje się uważać, iż fakt, że jeden kraj na świecie – Czechosłowacja - wyłamał się z powszechnego embarga na broń dla palestyńskich Żydów, był zdradą Polski i całej ludzkości.) Chciałem również przypomnieć odnaleziony stosunkowo niedawno telegram Himmlera do muftiego Jerozolimy,  Hadż Amina al-Husseiniego z 1943 roku: „Niemcy będą stały razem z Arabami Palestyny w ich walce przeciw zbrodniczej Deklaracji Balfoura [...] Ruch Narodowo-Socjalistyczny od samego początku uczynił walkę z światowym żydostwem wiodącą zasadą, Z tego powodu uważnie obserwuje  walczących o wolność Arabów – szczególnie w Palestynie – przeciw żydowskim najeźdźcom” – pisał Himmler, życząc muftiemu na koniec wielkiego zwycięstwa nad Żydami.


(Nie udało mi się tej odpowiedzi Leonidowi przekazać, bo okazało się, że na blogu „Orient Express” jestem zablokowany.) Jeśli przeciwstawianie się ludziom, dającym do zrozumienia, że ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej jest polską racją stanu, jeśli dementowanie kłamstw o Żydach i Izraelu jest szkalowaniem Polski, to mogę tylko powiedzieć, że będziemy to robić nadal, a sprawa nie dotyczy tylko Polski.


Londyński „Guardian” ujawnił 24 maja br. instrukcję dla moderatorów Facebooka.  W mającej 16 stron instrukcji kierownictwo Facebooka pisze, że należy usuwać treści negujące Holocaust tylko w czterech krajach: we Francji, w Niemczech, Izraelu i Austrii. Instrukcja wyjaśnia, że jest to związane z możliwością konsekwencji prawnych.

„Wierzymy, że polityka geo-blokowania równoważy nasze oddanie wolności słowa i praktyczną potrzebą respektowania lokalnych praw w pewnych suwerennych państwach, tak aby pozostać niezablokowanym i uniknąć prawnej odpowiedzialności. Będziemy używać geo-blokowania kiedy dany kraj podjął wystarczające kroki by pokazać, iż lokalna legislacja dopuszcza cenzurowanie w tym specyficznym zakresie...”

Czy ja dobrze rozumiem? Czy kierownictwo Facebooka informuje, że nie ma nic przeciwko używaniu ich platformy do powielania oczywistych kłamstw pod warunkiem, że nie grozi im pociągnięcie do odpowiedzialności karnej?


Tak się składa, że Holocaust został dokonany głównie na okupowanych ziemiach polskich. Tu, w Polsce trudniej udawać, że można negować Holocaust w dobrej wierze. Kierownictwo Facebooka mówi wprost, jeśli władze danego kraju nie będą nas za to ścigać, to my z pewnością nie będziemy przeciwstawiać się temu, aby Facebook służył jako platforma powielania kłamstw. Chętnie natomiast  blokują tych, którzy te kłamstwa dementują. 


W Izraelu Żydzi dobrze słyszą komu bije dzwon. Słyszą, kiedy Najwyższy Prawoznawca Iranu mówi raz za razem to samo, co powiedział w swoim telegramie Himmler, kiedy to samo mówi przywódca Hezbollahu, kiedy dokładnie to samo mówi przywódca Hamasu, kiedy to samo (chociaż w innych słowach) mówi prezydent Abbas, Żydzi w Izraelu wiedzą, że są to dzwony alarmowe. Słyszeli również kiedy kopenhaski imam (16 maja 2017) mówił:

„Wymażemy państwo Izrael. Państwo Izrael jest niczym innym jak strzałą Zachodu, zachodnią bazą militarną. Państwo Izrael zostało założone w momencie słabości, dezintegracji i porażki muzułmanów.


Tak więc jest tylko naturalne, intuicyjne, logiczne historycznie i zgodne z wiarą muzułmańską i logiką polityczną, że gdy tylko muzułmanie odzyskają siłę, wyzwolą się od zachodnich kolaborantów, założą swoje państwo, podejmą swój marsz i będą wymachiwać sztandarem Proroka Mahometa… Gdy tylko naród islamski zostanie zjednoczony – od Wschodu do Zachodu, od Indonezji aż do Maroka…”

Dlaczego słyszą to w Izraelu, a nie słyszą w Kopenhadze? Nie ma tu łatwej, ani prostej odpowiedzi. Czasem powodem jest nadmiernie uproszczone interpretowanie liberalnych zasad, lekceważenie zagrożenia, przekonanie, że ustępstwa przyniosą rezultaty i marzący o ludobójstwie zrozumieją, że pokój jest naprawdę bardziej rozsądny. Niektórzy jednak trzymają się innej tradycji i gotowi są uznać, że ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej rozwiąże wszystkie problemy świata i nastanie powszechny pokój.


Zwolennicy tej opcji po zamachu w Manchesterze korzystając z dostępnych platform pisali:        



Takich tweettów było wiele, na Facebooku absolwent Oxfordu „James Harper” dowodził, że zamach w Manchesterze, to kolejna prowokacja syjonistów, żeby wywołać nienawiść do muzułmanów i oskarżać Iran.  “Zeeshan Hussain” informował, że to spisek syjonistów przeciwko Labour Party, wyjaśniając, że ISIS jest pod kontrolą Mossadu, a syjoniści nie lubią Partii Pracy. Inny internauta pisał: „Znowu Mossad wypichcił Hollywoodzką produkcję.” 


Można to ciągnąć bez końca, można zapytać, czy jest z nami psychiatra, można zapytać komu bije dzwon, ponieważ zbiorowy obłęd już wiele razy okazywał się samobójczy.   

Nigdy nie pytaj komu bije dzwon...