Z takimi “syjonistami”, kto potrzebuje wrogów?


Ben-Dror Yemini 2017-05-15

Scena z zamachu terrorystycznego ISIS w Stambule. Turcja popiera Hamas, niemniej uderzył w nią terror. Według Schockena, widocznie Erdoğan także jest syjonistą (Zdjęcie: Reuters)
Scena z zamachu terrorystycznego ISIS w Stambule. Turcja popiera Hamas, niemniej uderzył w nią terror. Według Schockena, widocznie Erdoğan także jest syjonistą (Zdjęcie: Reuters)

Kilka dni temu Amos Schocken, wydawca “Haaretz”, tweetował, że istnieje związek między “terrorem islamskim w Europie i europejskim poparciem dla syjonizmu od ponad 100 lat”. Wyjaśnił dalej, że dla terrorystów “ważne” jest “zrównoważenie” rzekomej pro-syjonistycznej postawy Europy i terroryści “pomagają to osiągnąć”.


Jak miło z ich strony. Chcą tylko bardziej sprawiedliwej polityki, która jest nieco mniej syjonistyczna. I choć prawdą jest, że Europejczycy finansują niezliczone antysyjonistyczne NGO, i choć ich przerażająca propaganda oraz „działalność równoważąca” kosztuje życie wielu niewinnych ofiar, Schocken gotów jest dostarczyć usprawiedliwienia.   


Moglibyśmy po prostu zignorować te słowa. Moglibyśmy powiedzieć, że wydawca „Haaretz” gdzieś się pogubił. Problem w tym, że takie obłąkane opinie są masowo i nieustannie produkowanym pokarmem ideologicznym. Kiedy rutynowo i często wstrzykują ci truciznę – że Izrael jest podobny do Niemiec z lat 1930., że Izrael jest państwem apartheidu, że Izrael zasługuje na bojkotowanie, że ludzie powinni głosować na antysyjonistyczną partię Wspólnej Listy – wynikiem jest to, że ludzie zaczynają wierzyć, iż terroryzm jest uzasadniony i że wszystkiemu winien jest Izrael.


To nie jest pomyłka; to jest dobrze uporządkowana doktryna. W przeszłości Schocken tweetował, że „kolonializm pokazał, że nie ma wolności dla okupowanych i wydziedziczonych poza drogą terroru”. Wolności? Palestyńczycy odrzucili absolutnie wszystkie propozycje pokojowe, które dałyby im państwo, i zamiast tego wybrali terroryzm. Sprawcy terroru nie są działaczami pokojowymi. Nie dążą do zakończenia okupacji. Dążą do zniszczenia Izraela. Ale nie martwcie się: zawsze będą mieli Schockenów, którzy dostarczą im usprawiedliwienie.  


Ta gazeta i jej wydawca mają poważny problem z syjonizmem. W zeszłym tygodniu na pierwszej stronie ta gazeta opublikowała reportaż o „emigracji Żydów do Izraela”. Emigracji – nie imigracji lub aliji. 


To nie jest list otwarty do Schockena. Byłaby to strata czasu. Piszę to dla tych, którzy jeszcze nie zwariowali tak jak Schocken, ale którzy mówią sobie, że może, tylko może, jest coś w tym, co on mówi. Że dżihad, który obiera za cel Sztokholm i Niceę, Brukselę i Paryż, może być wynikiem europejskiego poparcia dla syjonizmu. Być może jest to rzeczywiście niekontrolowany impuls, który każdy oświecony człowiek musi zrozumieć, a może nawet usprawiedliwić. W końcu Schocken nie jest sam. Ma po swojej stronie tysiące członków „sił postępu”, którzy szerzą podobne myśli.


No cóż, dla innych, dla tych, którzy jeszcze są otwarci na fakty, powinniśmy napisać, że dżihad – w jego nowym formacie – jest wynikiem wieloletnich inwestycji w islamistyczną edukację. Pakistan i Afganistan nie były oświeconymi i liberalnymi krajami w latach 1960. i 1970., ale zdjęcia z tamtych lat pokazują kobiety w zachodnich ubraniach, bez burki, a nawet bez hidżabu, chodzące w miejscach publicznych. Tak już nie jest. Wszystko zmieniło się. Zmieniło się z powodu olbrzymich ilości pieniędzy saudyjskich, jakie napłynęły do tych krajów w latach 1970. i 1980. w celu stworzenia sieci islamskich uczelni czyli madras. W 1971 r. w Pakistanie było 900 madras. Kilka lat później było już 8 tysięcy oficjalnych madras i 25 tysięcy niezarejestrowanych, jak opisuje w swoich badaniach profesor Vali Nasr z John Hopkins School of Advanced International Studies.


Ten olbrzymi projekt odniósł sukces. Absolwenci madras są obecnie żołnierzami dżihadu. Nie są większością. W końcu, nigdy nie chodzi o większość. Ale oni nadają ton. Na wczesnym etapie także Stany Zjednoczone pomogły w ich pierwszej reinkarnacji, mudżahedinów, którzy walczyli przeciwko okupacji rosyjskiej. Były także olbrzymie inwestycje saudyjskie w Afryce i w meczety w całej Europie. Ale sytuacja wymknęła się spod kontroli. Obecnie Arabia Saudyjska boi się tej sytuacji bardziej niż boi się swojego największego wroga, Iranu. 


Bractwo Muzułmańskie, które zrobiło w Egipcie to, co Arabia Saudyjska zrobiła w Pakistanie, także było w tle. Jego główny ideolog, Sajjid Kutb, znany był z nienawiści wobec Zachodu, który uważał za „absolutne zło”, i Żydów (napisał esej antysemicki Nasza walka z Żydami). Idee Kutba zostały przejęte przez establishment Hamasu i dżihad założony przez Osamę bin Ladena.


Te idee rozprzestrzeniły się także na Zachodzie. Wielka Brytanii, w dobrej wierze stworzyła sieć „ośrodków studiów islamskich”, aby umiarkować muzułmańskich studentów.  Profesor Anthony Glees z University of Buckingham odkrył, że Saudyjczycy wpakowali 233 miliony funtów w te ośrodki. Wynikiem, napisał Glees, jest radykalizacja młodych muzułmanów w Wielkiej Brytanii. Miliarder Waleed bin Talal podarował 8 milionów funtów ośrodkowi islamskiemu w Oxford University, 20 milion dolarów Harvardowi, 20 milion dolarów Georgetown University, a także innym ośrodkom akademickim – dla osiągnięcia podobnych celów. Wyniki są przerażające, Różne sondaże pokazują, że obecne pokolenie studentów staje się coraz bardziej zradykalizowane.  


Mógłbym kontynuować. Wątpię, by był na świecie choć jeden ruch dżihadystyczny, który nie rozwinął się na saudyjskim kapitale i ich edukacji. Schocken jednak wskazuje palcem na Zachód. 


Terroryści – niezależnie od tego, czy są ludźmi wykształconymi w meczetach, czy drobnymi przestępcami, którzy zostali islamistami, głównie w inkubatorze więzień Francji – nie dążą do wolności i równości. Nie są przeciwko Zachodowi z powodu tego, co robi, ale z powodu tego, czym jest: demokratyczny, wolny, liberalny. Nie chcą uczynić Europy bardziej „zrównoważoną”. Chcą narzucić swój nieoświecony reżim na każde miejsce, gdzie postawią stopę. Ich masakry są głównie skierowane na muzułmanów. Jest to „przemysł śmierci”, jak głosił tytuł artykułu napisanego przez założyciela Bractwa Muzułmańskiego, Hassana al-Bannę. Każde miejsce, gdzie sięgnęły komórki radykalnego raka islamskiego – od Libii do Nigerii, od Iraku i Syrii do Somalii i Gazy – jest miejscem, gdzie panuje zniszczenie, śmierć i gruzy. Stosuje się to także do Turcji, która staje się coraz bardziej muzułmańska. Popiera Hamas, ale uderza w nią terror. Według Schockena, turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan, widocznie także jest syjonistą. Dlaczego nie wiedzieliśmy o tym?


Wśród samych muzułmanów toczy się gorący spór między umiarkowanymi i radykałami. Prawdziwie umiarkowani są przeciwko jakiejkolwiek wyrozumiałości i usprawiedliwianiu przemocy i terroru. To oni właśnie ujawnili znaczną część tego, o czym tutaj piszę. Schockenowie stoją po stronie radykałów. Umiarkowani są za przyjęciem uniwersalnych wartości. Radykałowie nalegają na powrót do średniowiecza. Schockenowie dostarczają im usprawiedliwienia.


Idealizacja dżihadu jest chorobą deficytu odporności wolnego świata. Przywódca Partii Pracy w Wielkiej Brytanii zamienił Hamas i Hezbollah w swoich przyjaciół, ruch feministyczny Code Pink spotykał się z wysokimi rangą członkami Hamasu i Talibanu (ruchu, który morduje muzułmanki walczące o edukację) a amerykański Żyd, lingwista Noam Chomsky, odwiedził kwaterę główną Hezbollahu i spotkał się z Hassanem Nasrallahem. Interesujące jest to, że prawicowy rasista, David Duke, były przywódca Ku Klux Klanu, napisał słowa niemal identyczne do słów postępowej lewicy: “Horrory ISIS stworzyła supremacja syjonistyczna”. Te dwie pozornie opozycyjne wobec siebie ideologie, jak wiemy, zawsze gdzieś spotykają się.  


Byliśmy już w tej sytuacji. Obskuranci w przeszłości – tak, naziści – obwiniali Żydów za problemy Europy. To był stary antysemityzm. Dzisiejsi obskuranci, głównie na lewicy, twierdzą, że państwo żydowskie jest odpowiedzialne za problemy Europy. To jest nowy antysemityzm. Schocken, mógłbym dodać, definiuje się jako przeciwnik terroryzmu i “syjonista”. A z takimi “syjonistami” jak on, komu potrzebni są wrogowie?

 

With ‘Zionists’ like that, who needs ememies?

Ynet news, 1 maja 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Ben-Dror Jemini 

(ur. 1954 w Tel Awiwie) jest prawnikiem, historykiem i publicystą wielu izraelskich dzienników (m.in. Maariw, Jediot Achronot), a także wykładowcą, który zajmuje się m.in. wpływem antyizraelskiej propagandy.

Pochodzi z rodziny Żydów wypędzonych z Jemenu.

Ben-Dror Yemini jest zwolennikiem pogłębiania dialogu z Palestyńczykami. Od wielu lat opowiada się za niepodległym państwem palestyńskim.