Czy spotkał się pan z Chelsea Manning, Herrr Minister?


Ben-Dror Yemini 2017-05-10

Jeśli chodzi o spotkanie niemieckiego ministra spraw zagranicznych z przedstawicielami radykalnych grup lewicowych, większość komentatorów nagle staje jak roboty przeciwko Netanjahu (Zdjęcie: Mark Neiman/GPO, Alex Kolomoisky)
Jeśli chodzi o spotkanie niemieckiego ministra spraw zagranicznych z przedstawicielami radykalnych grup lewicowych, większość komentatorów nagle staje jak roboty przeciwko Netanjahu (Zdjęcie: Mark Neiman/GPO, Alex Kolomoisky)

W marcu 2015 r. premier Benjamin Netanjahu sprzeciwił się Białemu Domowi i wystąpił przed Kongresem USA. Przemówienie poprzedziła gorąca debata publiczna, zarówno w Izraelu, jak w Stanach Zjednoczonych, i większość komentatorów była mu przeciwna. Netanjahu chciał wpłynąć na Kongres, by przeciwstawił się porozumieniu nuklearnemu z Iranem, które nabierało wówczas kształtu. Przedstawił mocne argumenty. Niepotrzebna prowokacja wobec Białego Domu nie była jednak mądra. Są rzeczy, których nie robi się w stosunkach między krajami. Przemówienie do Kongresu było wspaniałe, ale było także nieskuteczne.

Pociągnijmy to dalej. Tylko kilka tygodni temu wysokiej rangi politycy tureccy próbowali spotkać się z członkami społeczności tureckich w Niemczech i w Holandii. Te dwa kraje jasno powiedziały, że nie akceptują takich akcji politycznych. Turcy byli wściekli. Jak można zabronić im urządzania spotkań, jakie tylko chcą? Gdzie jest demokracja? Większość komentatorów w Izraelu, jak również w Europie, entuzjastycznie popierała stanowisko Niemiec – i słusznie. Są rzeczy, których nie wolno robić. Politycy z obcego kraju nie przyjeżdżają do innego kraju i nie mieszają w jego garnku politycznym.

 

Niemniej, jeśli chodzi o niemieckiego ministra spraw zagranicznych Sigmara Gabriela i jego spotkanie z przedstawicielami radykalnych grup lewicowych w Izraelu, większość komentatorów nagle zajęła odwrotne stanowisko. Większość z tych, którzy sprzeciwiali się przemówieniu Netanjahu w Kongresie i oklaskiwało Niemców za postawienie się tureckiemu prezydentowi, Recepowi Tayyip Erdoğanowi, jak roboty stanęli po stronie niemieckiego ministra spraw zagranicznych i przeciwko Netanjahu.

 

Nie jest to ta sama sprawa. Tym razem jest znacznie gorzej. Gabriel obstaje przy spotkaniu z radykalnymi organizacjami lewego skrzydła, które służą koszmarnej propagandzie antyizraelskiej. Gabriel argumentuje, że każdy zagraniczny przywódca odwiedzający Niemcy ma swobodę spotykania się z takimi organizacjami. Przepraszam?! Czy Niemcy pozwolili przywódcy tureckiemu spotkać się z Turkami w Niemczech? Nie, nie pozwolili. 


Jest to znacznie gorsze niż zakaz organizowania spotkań dla polityków tureckich. Czy rząd niemiecki i prasa niemiecka zaakceptowałaby, gdyby minister spraw zagranicznych innego kraju spotkał się z działaczami z grupy opozycyjnej takiej jak skrajnie prawicowa Pegida, która sprzeciwia się polityce imigracyjnej rządu? Znamy odpowiedź na to pytanie. To samo dotyczy Związku Wypędzonych (BdV), który działa w Niemczech na rzecz praw niemieckich uchodźców z krajów Wschodniej i Środkowej Europy – nieco podobnej do organizacji działających na rzecz powrotu palestyńskiego do Izraela. Czy przywódca obcego państwa ośmielił się spotkać z przedstawicielami takiej organizacji?


Czy Gabriel spotkał się w Wielkiej Brytanii i organizacjami podobnymi do tych, z którymi spotkał się tutaj, jak Stop the War Coalition?  Spotkał się z przedstawicielami lub przywódcami partii opozycyjnych. To jest akceptowalne. Nie spotkał się z „organizacjami społeczeństwa obywatelskiego”. W Stanach Zjednoczonych nie spotkał się z Jess


Cunninghamem ani z Chelsea Manningiem, którzy ujawnili szereg zbrodni wojennych popełnionych przez armię USA w Iraku, choć byłoby nieco trudno spotkać się z Manningiem, skazanym na 35 lat więzienia. Gabriel nie spotkał się także w USA z organizacjami tego typu i z pewnością ich nie finansuje.


Argumenty Gabriela są fałszywe. Kwestia spotkania jest tylko czubkiem góry lodowej, jako że Unia Europejska i kraje europejski – włącznie z Niemcami – finansują milionami szekli wiele organizacji takich jak al-Haq, Breaking the Silence, Coalition of Women for Peace wiele innych, podczas gdy te organizacje demonizują Izrael. To nie jest krytyka, to jest demonizacja.   


Oto tylko jeden przykład palestyńskiej NGO o nazwie MITFAH. W 2013 r. ta organizacja opublikowała artykuł po tym, jak prezydent USA Barack Obama, gościł seder paschalny. „Czy Obama zna związek, na przykład, między ‘Paschą” a ‘krwią chrześcijańską’…?! Lub ‘Paschą’ a ‘żydowskim rytuałem krwi’…?!, zastanawiał się autor artykułu. „Wiele historycznych przekazów i opowieści o żydowskich rytuałach krwi w Europie opiera się na rzeczywistych rytuałach i nie są fałszywe, jak oni twierdzą; Żydzi używali krwi chrześcijan podczas żydowskiej Paschy…” (Tłumaczone z arabskiego przez NGO Monitor.) I ta nikczemna organizacja, MIFTAH, otrzymywała fundusze od fundacji niemieckich.


Co powiedziałby minister spraw zagranicznych Niemiec, gdyby Węgry finansowały Pegidę? I co powiedziałby brytyjski minister spraw zagranicznych, gdyby Niemcy finansowały jedną z organizacji antyrządowych działającą na rzecz wycofania sił brytyjskich z Iraku lub Afganistanu? 


Fałszywe jest także twierdzenie, że są to organizacje działające na rzecz pokoju. Europa finansuje izraelskie NGO, które promują powrót uchodźców palestyńskich – innymi słowy, zniszczenie Izraela. Według danych NGO Monitor ponad 3,5 miliona szekli takim właśnie organizacjom przekazały w latach 2012-2014 „zagraniczne instytucje – innymi słowy, obce kraje lub fundacje wspierane przez obce kraje, praktycznie wszystkie z nich europejskie”. Niemcy także tam figurują. To nie jest droga promowania pokoju. To jest droga uwieczniania konfliktu, jak również podtrzymywania iluzji palestyńskiej zniszczenia Izraela przez „prawo powrotu”.  


Tak czy inaczej Izrael jest najbardziej szkalowanym państwem na świecie. Polityka rządu może i powinna być krytykowana. Walka o porozumienie jest w porządku, jak też o zakończenie okupacji. To jest uprawnione. Niemcy jednak nie finansują organizacji dążących do pokoju – finansują głównie organizacje, które są przeciwko porozumieniu i/lub organizacje, których głównym celem jest demonizacja.  


Nawet gdyby nie miały złych intencji, organizacje takie jak B’Tselem i Breaking the Silence stały się częścią kampanii antyizraelskiej. Czy organizacja, która szerzy twierdzenie, że „żołnierze Izraelskiej Armii Obronnej regularnie strzelają do Palestyńczyków z karabinów maszynowych jak w grach wideo”, jest poważną organizacja, czy organizacją rozprzestrzeniającą oszczerstwa? Te organizacje nie przyczyniają się do pokoju. Przyczyniają się do demonizacji. Na świecie jest olbrzymi popyt na tego typu oszczerstwa i są chętni do płacenia za nie – włącznie z Niemcami.


Gdyby chodziło tylko o spotkanie z przedstawicielami kontrowersyjnych organizacji,  można by kwestionować reakcję Netanjahu jako przesadną, ale chodzi tu o znacznie poważniejszą sprawę. Jest to skandal, który trwa od lat. Jako część tego skandalicznego projektu UE i kraje europejskie – włącznie z Niemcami – finansują organizacje, które są częścią BDS lub które dostarczają usprawiedliwienia dla terroru palestyńskiego, lub też są częścią systemu propagandowego, który odmawia Izraelowi prawa do istnienia lub przedstawia Izrael jako potwora. 


Niemcy w przeszłości demonizowały Żydów. Dzisiejsza Europa, włącznie z Niemcami, finansuje organizacje, które demonizują państwo żydowskie. Nie ma tu antysemickich intencji. Wręcz przeciwnie, jest podobno dobra wola doprowadzenia do spokojniejszego Bliskiego Wschodu. Ale większość organizacji, które otrzymują te fundusze, jest przeciwna – przeciwna! – możliwości pokoju na bazie dwóch państw dla dwóch narodów. To finansowanie nie wspiera pokoju. Wspiera demonizację. Nie ma potrzeby nadstawiania drugiego policzka. 


Have you met with Chelsea Manning, Herrr Minister?

Ynet News, 30 kwietnia 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Ben-Dror Jemini 

(ur. 1954 w Tel Awiwie) jest prawnikiem, historykiem i publicystą wielu izraelskich dzienników (m.in. Maariw, Jediot Achronot), a także wykładowcą, który zajmuje się m.in. wpływem antyizraelskiej propagandy.

Pochodzi z rodziny Żydów wypędzonych z Jemenu.

Ben-Dror Yemini jest zwolennikiem pogłębiania dialogu z Palestyńczykami. Od wielu lat opowiada się za niepodległym państwem palestyńskim.