Czy przestaniemy być mięsożerni?


Matt Ridley 2017-05-09


Kilka lat temu rozmawiałem w Harvardzie z Steven Pinkerem, słynnym psychologiem ewolucyjnym. Obaj pisaliśmy w tym czasie optymistyczne książki, on pracował nad  Zmierzchem przemocy. Lepszą stroną naszej natury, książką o spadku przemocy w ostatnich stuleciach. Zapytałem go: jeśli rozmaite rodzaje przemocy i okrucieństwa, uważane za coś do zaakceptowania stulecie lub dwa temu, a teraz są nie do przyjęcia – niewolnictwo, praca dzieci, bicie żony i tak dalej – jakie powszechne zwyczaje praktykowane przez nas dzisiaj będą napełniać przerażeniem ludzi za dwa lub trzy pokolenia?

To łatwe, odpowiedział: jedzenie mięsa. Nie zrozum mnie źle, dodał, lubię mięso, ale trend jest wyraźny, któregoś dnia ludzie mogą zacząć patrzeć na hodowanie zwierząt na rzeź jako barbarzyństwo. Liczba zwierząt zabijanych na żywność co roku – to około 60 miliardów kur, 1,5 miliarda świń, miliard owiec i kóz i 300 milionów krów – i to ciągle rośnie.


Niemniej wydaje się, że wczesne oznaki nadchodzącej zmiany zapowiadanej przez Pinkera już istnieją: jest więcej wegetarian, rośnie dezaprobata dla hodowli przemysłowej, bojkot foie gras, sprzeciw wobec polowań, większy nacisk na etyczne traktowanie zwierząt na farmach. Historia ma sposób na niepowstrzymane popychanie tych trendów do przodu, choć nie ma nikogo, kto tym dowodzi. Myślałem o tym w zeszłym tygodniu, kiedy czytałem plany rządu na wprowadzenie nowych reguł po Brexicie, by ograniczyć eksport żywych zwierząt na rzeź. Obecne prawa UE nie pozwalają Wielkiej Brytanii na zakazanie tej praktyki. Będzie to mała zmiana, ale jedna z wielu, które wszystkie idą w kierunku większej empatii.


Ten i inne przykłady sugerują, że lobby dobrostanu zwierząt szuka już tematów, za które mogą się wziąć bez zajęcia się olbrzymią, ale trudną sprawą jedzenia mięsa. Organizacja o nazwie Crustacean Compassion [współczucie dla skorupiaków] prowadzi kampanię, by dodać homary i kraby do listy chronionych według Animal Welfare Act 2006. Izba Lordów debatowała ostatnio sprawę zakazu tresury zwierząt w cyrkach, mimo że już jest tylko 16 takich stworzeń w Wielkiej Brytanii: sześć reniferów, trzy wielbłądy, trzy zebry, jeden lis, ara, szop pracz i zebu.


Traktowanie zwierząt przez stulecia było na ogół jednokierunkową choć powolną drogą ku współczuciu. W Średniowieczu, według historyka Barbary Tuchman, popularną rozrywką było przybijanie kota do drzewa, a potem zawody w próbach zatłuczenia go na śmierć własnymi głowami, z rękami związanymi za plecami, próbując uniknąć podrapania przez przerażone zwierzę. Walki kogutów nie są już akceptowane. Wielka Brytania zdelegalizowała je już w 1835 r.; Luizjana była ostatnim stanem Ameryki, który zakazał je w 2008 r. Walki byków prawdopodobnie nie potrwają już długo.


Niemniej, ewolucja moralności może iść także w drugą stronę. Rzeczy, które kiedyś były haniebne, stały się akceptowalne, wręcz godne podziwu. Weźmy homoseksualizm, nieco ponad pół wieku temu całkowicie potępiany przez niemal wszystkich (włącznie z niektórymi gejami), ale dzisiaj – moim zdaniem, całkowicie słusznie – traktowany jest przez wiele rządów, niektóre religie, większość społeczeństwa i (mimo jego wiary „ponownie narodzonego”) przywódcę liberalnych demokratów, Tima Farrona, jako coś, co należy szanować, wręcz celebrować. Czy ta zmiana postaw była nieunikniona?


Rozważmy zaskakującą zbieżność w czasie. Pionier informatyki i matematyk Alan Turing, popełnił samobójstwo w 1954 r. po oskarżeniu i zmuszeniu do terapii chemicznej jego nielegalnego i (wówczas) uważanego za haniebny homoseksualizmu.  Mniej więcej rok później Władimir Nabokow opublikował książkę o niezwykłym pożądaniu mężczyzny w średnim wieku do bardzo młodej dziewczynki. Zyskał sławę literacką i bogactwo. Dzisiaj pedofilia jest jeszcze większym przestępstwem i grzechem, niż była wówczas, homoseksualizm natomiast wręcz odwrotnie. 


Chodzi mi o to, że w jednej sprawie ewolucja szła ku tolerancji; w drugiej ku nietolerancji. Proszę mnie źle nie zrozumieć: aprobuję oba trendy. Zastanawiam się jednak, czy były one nieuniknione, czy też były szczęśliwym trafem. Jeszcze bardziej uderzający jest fakt, że reżim, który doszedł do władzy w Niemczech w 1933 r., uchwalił i egzekwował bezprecedensowe prawa przeciwko okrucieństwu wobec zwierząt i aktywnie propagował wegetarianizm, konserwację przyrody i respekt dla niej. Niemniej odkrył także na nowo i znormalizował bezmiar takiego okrucieństwa wobec ludzi, które od dawna zostały usunięte poza nawias tego, co akceptowalne. Kto mógł przewidzieć taką dziwaczną kombinację trendów?


Myśl, że stopniowo i nieuniknienie stajemy się bardziej życzliwi, bardziej tolerancyjni i bardziej współczujący, rozszerzając naszą moralność na więcej rodzajów ludzi i więcej gatunków zwierząt, niekoniecznie jest prawdziwa. Te rzeczy ewoluują w różnych kierunkach.


Nadal jednak sądzę, że ogólny trend w kulturze wiedzie bardzo powoli ku dezaprobacie dla zabijania zwierząt na mięso, niezależnie od tego, jak humanitarnie się to robi. Niemniej, jeśli sugerujesz, jak robiłem to kilka razy, hodowanie zwierząt, które mniej lub bardziej nie mają mózgów, a więc nie mogą cierpieć, to wywołujesz jeszcze bardzie przerażone reakcje obrzydzenia. A przecież krowy i owce już mają znacznie mniejsze mózgi niż ich dzicy krewni. Dlaczego nie posunąć się dalej i nie hodować zwierząt, które potrafią robić niewiele ponad jedzenie i rośnięcie i są dosłownie zbyt „głupie”, by odczuwać ból?


Być może pierwsze będzie sztuczne mięso. Prawdopodobnie nie przekracza możliwości nowoczesnej nauki zbudowanie reaktora, w którym trawa wchodzi z jednego końca, a kotlety wyskakują z drugiego. Coś takiego robi krowa, a więc musi to być możliwe. Firma kalifornijska o nazwie Perfect Day sprzedaje „mleko” zrobione ze sfermentowanych drożdży, do których dodaje się roślinne cukry, tłuszcze i minerały; firma twierdzi, że smakuje jak mleko krowie. (Uważajcie, krowy, roboty przychodzą, by zabrać wam pracę.)


Obecnie bariery wprowadzenia “mięsa in vitro” (IVM) są natury technicznej i ekonomicznej. Można zrobić syntetycznego hamburgera z wołowych komórek macierzystych, ale olbrzymim kosztem. Niektórzy przewidują takie mięso w cenach z supermarketów w ciągu dziesięciu lat. Jest jednak kolejny problem. Kilka tygodni temu psycholog,Matti Wilks, oraz badacz z dziedziny weterynarii, Clive Phillips,  zapytali 673 osób o ich postawy wobec mięsa hodowanego w laboratoriach.  Odkryli, że chociaż weganie aprobowali pomysł mięsa hodowanego w laboratorium, nie chcieli go skosztować. „Te wyniki pokazują widoczny paradoks: ci, którzy już odrzucili mięso, wydają się mniej skłonni do konsumpcji IVM; jednak wraz z pescowegetarianami te grupy mają ogólnie bardziej pozytywny pogląd na IVF w porównaniu z mięsem hodowlanym”.


Pierwsza publikacja w Times.

How tastes evolve

Rational Optimist, 1 maja 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.