Kapryśne mody żywnościowe ukrywają prawdziwy problem żywieniowy


Matt Ridley 2017-04-24


Proponuję, byście skończyli śniadanie przed przeczytaniem tego felietonu.

Kiedy National Health Service ogłosiła w zeszłym miesiącu, że na bezglutenową żywność nie będą już wystawiane recepty, zdziwiło mnie, że w ogóle robili to tak długo. Niezależnie od tego, czy naprawdę nie tolerujesz glutenu – jak ci, którzy chorują na celiaklię – czy tylko naśladujesz modę, dlaczego podatnicy mieliby subsydiować twoją dietę, skoro półki w sklepach uginają się pod produktami bezglutenowymi? Jak, wyjaśnię za chwilę, być może lekarze powinni zamiast tego zapisywać na receptę robaki.

W kwestii odżywiania granica między zaburzeniem medycznym a preferencjami dietetycznymi zamazała się. Istnieją autentyczne problemy medyczne związane z żywnością, ale są schowane pod stertą przelotnych mód. Niedawna wiadomość, że konsumpcja mleka radykalnie spadła wśród młodych ludzi, wydaje się być spowodowana raczej modą niż kłopotami zdrowotnymi.


Zajmę się tutaj kwestią medyczną, ale zanim do tego przejdę, kilka słów o modach. Intratne obsesje zamożnych ludzi na temat „czystej” żywności, surowej żywności, diet „oczyszczających” i „superfood” są produktem pseudonauki, bezwstydnie wykorzystującej łatwowiernych ludzi i pogarszają epidemię zaburzeń odżywiania. Wiele przypadków anoreksji zaczęło się od “ortoreksji”, czyli obsesji na punkcie zdrowego jedzenia, bazującej na nieodpowiedzialnych poradach celebrytów, którzy powinni wiedzieć lepiej. Edukacja o odżywianiu powinna być priorytetem, a służby zdrowia publicznego muszą przezwyciężyć swoją manię w kwestii przemysłu cukrowniczego i zacząć myśleć o szkodach, jakich dokonują mody żywieniowe.


U sedna problemu leży niezrozumienie pojęcia dawki. Każdy rodzaj żywności w nadmiarze jest szkodliwy, ale nie znaczy to, że jest szkodliwy w małych dawkach. Podobnie, jeśli brak czegoś w diecie powoduje szkody, nie znaczy to, że jest to dobre w nadmiarze. Witamina C jest niezbędna dla ludzi z szkorbutem, ale daje zero korzyści ludziom, którzy jedzą wystarczająco dużo warzyw i owoców.


Jednak istnieje prawdziwy i narastający problem żywności i zdrowia. Pod wszystkimi nonsesownymi modami, pod czcią, jaką obdarza się jarmuż i jagody goji oraz pod absurdalną mitologią detoksyfikacji, wyraźnie istnieje narastająca nietolerancja na żywność u niektórych ludzi. Trzeba na to pilnie zwrócić uwagę, bo inaczej za kilkadziesiąt lat coraz więcej ludzi może mieć życie zniszczone alergiami i chorobami.  


To jest globalny problem. Menu w restauracji w Gwatemali, gdzie jadłem obiad w piątek, upstrzone było symbolami: bezglutenowe, bezmleczne lub bez orzeszków ziemnych. Są to prawdziwe niebezpieczeństwa dla niektórych ludzi, którzy muszą unikać pszenicy, mleka i orzechów, trzech z najstarszych podstawowych pokarmów ludzkości. W świecie, gdzie niemal wszystko staje się lepsze, alergie systematycznie stają się gorsze. Dlaczego?


Uważam, że powód jest obecnie całkiem jasny: brak robaków. Reakcję alergiczną na te pokarmy powoduje immunoglobulina E, składnik układu odpornościowego, którego normalną pracą jest zwalczanie pasożytniczych robaków. Niedawne badanie w London School of Hygiene & Tropical Medicine odkryło, że kluczowe białka z 31 gatunków pasożytów są bardzo podobne do białek wywołujących alergie. Na przykład, białko pyłku brzozy, które wywołuje katar sienny, jest bardzo podobne do białka znajdującego się w robakach pasożytniczych, które powodują infekcje bilharcjozą.  


Nie chodzi o to, że układ odpornościowy “nudzi się” teraz, kiedy pozbyliśmy się robaków. Teoria jest bardziej przekonująca: robaki, żeby łatwiej przetrwać, mają zdolność uciszania zapalnych reakcji immunologicznych swoich gospodarzy. W odpowiedzi ludzki układ odpornościowy wyewoluował tak, że „spodziewa się” stłumienia przez pasożyty; bez tego   reaguje zbyt mocno. Innymi słowy, zleciliśmy pasożytom część regulacji naszego układu odpornościowego.  Tak więc, ludzki system odpornościowy ewoluował “spodziewając się” jego wyciszania przez robaki, bez nich jednak jego reakcje są zbyt silne.   


Nietolerowanie mleka może mieć inne powody, ponieważ w większości części świata wywołuje je cukier, laktoza, a niezdolność do trawienia go jest cechą genetyczną. Gen laktazy, enzymu, który zajmuje się laktozą, zostaje wyłączony u ssaków, kiedy są odstawiane od piersi. Tylko w Europie i w częściach Afryki, gdzie ludzie zaczęli doić krowy kilka tysięcy lat temu, rozprzestrzeniła się mutacja, która utrzymuje włączony gen laktazy w wieku dorosłym.


Nietolerancja na mleko wśród ludzi Zachodu nie jest jednak prawdopodobnie nietolerancją na laktozę, ale reakcją alergiczną na białko o nazwie kazeina A1. Stąd rosnąca popularność „mleka A2”, produktu zapoczątkowanego w Nowej Zelandii od krów, które nie wytwarzają A1. A więc nietolerancja na mleko także może dotyczyć białek i również może być związana z brakiem robaków.


Jak podaje w fascynującej książce, An Epidemic of Absence, autor, Moises Velasquez-Manoff, korelacja między zniknięciem robaków i pojawieniem się astmy, alergii, cukrzycy typu 1 i nietolerancji pokarmowych jest zdumiewająco dokładna w czasie i miejscu. W etiopskim mieście Jimma i jego okolicach astma stała się nagle częsta w latach 1990., ale tylko w miejscach, gdzie zlikwidowano tęgoryjca. Żaden inny czynnik – zanieczyszczenie powietrza, roztocza, pestycydy, epidemie wirusowe – nie mogły wyjaśnić tej zmiany. W Karelii, regionie podzielonym miedzy Finlandię i Rosję, bardzo podobni ludzie mieli znacznie więcej celiakii i alergii po stronie fińskiej, gdzie higiena była dużo lepsza i mniej było pasożytów.


Ponadto, dokonano obecnie eksperymentów, podając ludziom z alergią tęgoryjce lub włosogłówki. Faktycznie, ich objawy alergiczne – od astmy do zespołu jelita drażliwego – często i szybko znikały. W Stanach Zjednoczonych pojawił się cały przemysł “hodowców helmintów”, dostarczając pocztą jajeczka robaków ludziom z jakąś nietolerancją. Ostrzegam jednak, że niekoniecznie jest to wiele warte.


Idealnie byłoby, gdybyśmy teraz odkryli, w jaki sposób robaki regulują układ odpornościowy i powtórzyli ten efekt bezpiecznymi lekami. To nie powinno wykraczać poza możliwości nauki XXI wieku.


Prawdopodobnie nie są to tylko robaki. Zubożenie naszej flory jelitowej w nowoczesnym świecie jako wynik nadmiernej higieny i antybiotyków wygląda coraz bardziej na przyczynę różnych innych problemów zdrowotnych, włącznie z otyłością i być może autyzmem, chociaż wczesne eksperymenty z tym ostatnim nie dały jednoznacznego wyniku.  „Open Biome” jest „bankiem kału”, który dostarczy ci przeszczepu kałowego od zdrowych ludzi, by wzbogacić ogród bakteryjny w twoich jelitach. Płaci także niezłe wynagrodzenie za dostawy kału od zdrowych ludzi. No cóż, to jest informacja, której nie spodziewalibyście się czytać w „The Times”.


Mam nadzieje, że obiad będzie wam smakował.


Tekst był pierwotnie opublikowany na łamach The Times.

Faddy fashions in foods conceal a real nutritional  problem

 Rational Optimist, 17 kwietnia 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.