Infantylizmofilia czy chrześcijańska myśl światła?


Andrzej Koraszewski 2017-04-14

Abp Marek Jędraszewski (East News, Fot: Łukasz Piecyk)
Abp Marek Jędraszewski (East News, Fot: Łukasz Piecyk)

Wawel, 10 kwietnia, msza święta za zmarłych, nie za zmarłych, za poległych, więcej, jak wszyscy wiedzą, za zamordowanych. Celebruje arcybiskup, metropolita krakowski, jeszcze niedawno, biskup pomocniczy przy arcybiskupie Peatzu (tym od uwodzenia kleryków). W kazaniu z okazji 84. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej arcybiskup zapewniał, że Błasik był trzeźwy, a samolot nie podchodził wielokrotnie do lądowania. Mówił o mistyfikacji i pancernej brzozie. Zapewnił wreszcie, że mgła ustępuje i zbliżamy się do prawdy.

Czy arcybiskup jest zdrowy? Jak najbardziej, wydaje się jednak, że w tym szaleństwie jest metoda. Od senatora Pęka dowiedzieliśmy się, że samolot się rozpękł z powodu wybuchu bomby termobarycznej.


Zostańmy jednak przy arcybiskupie, profesorze teologii, który habilitował się, pisząc dysertację w poszukiwaniu nowego humanizmu. Jakoś mało mnie frapuje, co arcybiskup zrozumiał z Emmanuela Levinasa, została bowiem woda brzozowa i teologia praktycznego absurdu. Arcybiskup Marek Jędraszewski jest teologiem wojującym.    


Retoryka kazania nie była skomplikowana, żadnej fenomenologii, cienia strukturalizmu, raczej infantylizm, który trafiał do serc, nie budząc umysłów. Nic dziwnego, że mówca dostał oklaski na stojąco.    


Ten typ katolickich kapłanów czyni ze mnie katolikofoba. Odnoszę wrażenie, że wielu biskupów cierpi na infantylizmofilię, która zdaniem jednych jest świadomą próbą zamazania narastającego problemu pedofilii w Kościele, ujawnianych finansowych przekrętów, żądzy władzy w państwie, a zdaniem innych lęku przed ucieczką wiernych i próbą zatrzymania trendu pustoszenia kościołów. Jest jeszcze trzecia grupa, podejrzewająca przyczyny naturalne. Ci przywołują czasem fragment wiersza K.I.G.: „Jeśli ogórek nie śpiewa/i to o żadnej porze/to widać z woli nieba/prawdopodobnie nie może”.   


Jakkolwiek sprawy się mają, znaczna część hierarchów objęła katastrofę lotniczą jak zesłane z nieba narzędzie mobilizacji wiernych gotowych dać wiarę w cokolwiek. Niepokoją coraz bardziej radykalne kazania, błogosławieństwa dla Młodzieży Wszechpolskiej, wezwania do karania bluźnierstwa, rozbestwiony infantylizm religijny w polityce.     


Poseł Dominik Tarczyński, były asystent brytyjskiego egzorcysty, przekonuje, że milczenie w sprawie bluźnierstwa byłoby grzechem zaniedbania. Zgadzam się, w sprawie bluźnierstwa milczeć nie należy.


Nie jest to wyłącznie sprawa ojczyźniana. 23 marca 2017 roku kanadyjska Izba Gmin przegłosowała tak zwaną „ustawę przeciwko islamofobii”. Kanadyjski pisarz, muzułmanin pakistańskiego pochodzenia, działacz muzułmański, Tarek Fatah,  odpowiedział artykułem, pod znamiennym tytułem: Jestem islamofobem, jak mnie ukarzecie?           


Tarek Fatah przypomina, że podobna ustawa obowiązuje w Pakistanie, że w marcu na mocy tej ustawy bezpieka pakistańska objęła nadzorem kilku blogerów i sprawdza, czy aby nie dopuścili się na swoich blogach bluźnierstwa. Kodeks pakistański za obrazę Koranu przewiduje karę dożywocia, a za obrazę Mahometa śmierć.  


Oczywiście islamofobia nie ma ścisłej definicji, więc interpretacja należy do sędziów, ale również do urzędników, dziennikarzy i do pospolitego ruszenia. Tak jest w Pakistanie, ale nie inaczej jest w wolnym świecie.


Tarek Fatah kieruje pytanie do kanadyjskich polityków, do pani poseł, która zaproponowała tę ustawę i do ministra d/s Imigracji, Uchodźców i Obywatelstwa (oboje pochodzą z muzułmańskiego świata) oraz do premiera Trudeau:

„Czy popełniam akt ‘islamofobii’, jeśli postanawiam publicznie odrzucić poniższe dwa wersety Koranu?


Oto pierwszy z nich:


Koran 5:33: „Zapłatą dla tych, którzy zwalczają Boga i Jego Posłańca i starają się szerzyć zepsucie na ziemi, będzie tylko to, iż będą oni zabici lub ukrzyżowani albo też obetnie im się rękę i nogę naprzemianległe, albo też zostaną wypędzeni z kraju. Oni doznają hańby na tym świecie i kary bolesnej w życiu ostatecznym.” (tłum. Bielawskiego)


A oto drugi z nich:


Koran 8:13 „Ja wrzucę strach w serca niewiernych. Bijcie ich więc po karkach! Bijcie ich po wszystkich palcach”. (tłum. Bielawskiego).”

Miałbym kilka podobnych pytań dla polskich zwolenników stosowania kar za obrazę uczuć religijnych. Nie pytam, co z obrazą rozumu, chociaż już sobie wyobrażam, co arcybiskup powie z okazji 168. miesięcznicy smoleńskiej.


Arcybiskup swoją homilię z okazji 84. miesięcznicy smoleńskiej połączył z Wielkim Tygodniem, z Golgotą i krzyżem. Swoje kazanie zaczynał słowami:     

To szczególny dzień – Poniedziałek Wielkiego Tygodnia – kiedy przychodzi nam obchodzić już siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Wielki Tydzień jest bowiem czasem, w którym jako chrześcijanie przeżywamy ogrom tajemnicy zła – misterium iniquitatis –osiągającego swój szczyt w Wielki Piątek na Golgocie. A równocześnie w tym samym świętym czasie doświadczamy siły nadziei pokładanej w potędze Bożej miłości, która sprawiła, że nastał radosny poranek Wielkiej Nocy.   

Mówca zapewniał, że staliśmy się ofiarami mistyfikacji. Zgadzam się i przypomina mi to inny artykuł Tareka Fataha: Gdyby Bóg istniał, miałby się z czego tłumaczyć. Kanadyjski muzułmanin pisał, że Koran zapewnia, iż „jesteśmy najlepszym narodem, jaki został utworzony dla ludzi”. Zgłasza jednak do Allaha pretensje, że zasypuje muzułmanów przywódcami, „którzy z duszy ludzkiej wydobywają to, co najgorsze”. Jego obrzydzenie wywołuje hipokryzja, udawanie ofiary połączone z nawoływaniem do mordów. Zastanawia się, czy Bóg słucha tych nienawistnych kazań wygłaszanych w meczetach. Kończy swój artykuł refleksją:

„Wydawałoby się, że głębia nienawiści, jaką szerzy wielu z ‘najlepszych ludzi’ Boga, wymaga Jego uwagi.


To znaczy, jeśli On w ogóle słucha.”

Osobiście, jako ateista, nie mam tych dylematów. Zastanawiam się, co słyszą wierni, jeśli w ogóle słuchają, jak zastanawiają się nad słowami tego arcybiskupa i innych podobnych.

Osobiście odnoszę wrażenie, że wiernym uważne słuchanie kazań utrudnia nadmierny szacunek. Arcybiskup nie wstydzi się ani absurdu ukrytego w jego kazaniu, ani podżegania do nienawiści, ani wreszcie kontekstu, w jakim to podżeganie do nienawiści powinniśmy umieścić. Może nikt nigdy nie próbował go do tego skłaniać. Prymas Irlandii znalazł się kiedyś w takiej sytuacji.


 

Irlandzki prymas był głęboko zawstydzony tym, co dzieje się irlandzkim Kościele katolickim. Podejrzewam, że jakiekolwiek zawstydzenie się krakowskiego metropolity zakrawałoby na kolejny cud nad Wisłą, ale też pojawienie się na konferencji prasowej arcybiskupa Jędraszewskiego dziennikarki takiej jak Nell McCafferty wydaje się być bajką z tysiąca i jednej nocy.     


Trudno sobie wyobrazić, że cokolwiek zatrzyma tę inwazję religijnego infantylizmu. Ponoć znani jesteśmy z żołnierskiej dzielności, jednak w walce z głupotą byliśmy zawsze na straconych pozycjach, więc niech nas Matka Boska ma w swojej opiece.


Wesołego jajka i spokojnych świąt.