Głupota i bigoteria “intersekcjonalności”


Alan M. Dershowitz 2017-04-08


Co wspólnego ma Hamas, organizacja terrorystyczna, z ruchem sprzeciwiającym się przemocy, Black Lives Matter? Co wspólnego ma demokracja izraelska z antysemickim Ku Klux Klanem? Co wspólnego ma Islamska Republika Iranu, która zrzuca gejów z dachów, z działaczami praw gejów? Co wspólnego mają feministki z radykalnymi seksistami islamskimi, którzy popierają morderstwa honorowe i okaleczanie genitaliów kobiet? Oczywiście, że nic. Chyba, że podpisujesz się pod pseudonaukową koncepcją intersekcjonalności.

Intersekcjonalność – radykalna teoria, według której wszystkie formy ucisku są nieuchronnie powiązane – stała się kryptonimem antyamerykańskiej, antyzachodniej, antyizraelskiej i antysemickiej bigoterii. Przyjęcie tego radykalnego paradygmatu nigdzie nie było wyraźniejsze niż na kampusach uniwersyteckich, gdzie w imię „polityki tożsamości” i „solidarności” intersekcjonalność prowadzi do sztucznych koalicji między sprawami, które nie mają ze sobą nic wspólnego poza nienawiścią do kolegów-studentów, którzy są „uprzywilejowani”, ponieważ są biali, heteroseksualni, są mężczyznami, szczególnie jeśli na domiar złego są Żydami.


Studenci z University of Illinois (UIC) na mediach społecznościowych wyrazili niedawno swoje oburzenie z powodu ulotek rozklejonych na całym kampusie, wzywających do „skończenia z żydowskimi przywilejami”. Ulotki wytłuszczonymi literami głosiły, że “zakończenie białego przywileju zaczyna się z zakończeniem żydowskiego przywileju”.  Na plakatach były wydrukowane sylwetki z Gwiazdami Dawida i strzałka z napisem „1%”. Chociaż niektóre z ulotek wskazywały jako sponsora Black Lives Matter, nie jest jasne, czy dystrybuowały je grupy skrajnie prawicowe, które używały antysemickich haseł skrajnej lewicy, czy też skrajnie lewicowi antysemici. Pod pewnymi względami nie ma to znaczenia, ponieważ wielu na skrajnej prawicy i na skrajnej lewicy podziela odrazę do Żydów, ich państwa narodowego i tak zwanego „żydowskiego przywileju”.


Sama koncepcja “przywileju” – że biali ludzie czerpią korzyści z pewnych przywilejów społeczeństwa zachodniego w porównaniu do nie-białych, którzy żyją w tym samym środowisku społecznym, politycznym i ekonomicznym – ma w Stanach Zjednoczonych długą i skomplikowaną historię. Gorsze traktowanie czarnych Amerykanów i innych nie-białych jest endemicznym problemem, który wymaga daleko idących działań legislacyjnych i społecznych. Przez przypisywanie jednak tego problemu tak zwanemu „przywilejowi żydowskiemu” radykałowie okazują tradycyjny antysemityzm; przypisywanie daleko sięgających problemów społecznych statusowi, wykonywanym zawodom lub osiągnięciom gospodarczym Żydów. 


Ta praktyka przypomina nikczemną propaganda antysemicką z lat 1930., kiedy na pierwszych stronach „Der Stürmer” obwiniał Żydów – i tak zwane nieproporcjonalne bogactwo Żydów – za przegraną Niemiec w I wojnie światowej i następujące po niej załamanie gospodarcze.


Mity o Żydach kontrolujących finanse świata – szerzone wcześniej przez carską fałszywkę, Protokoły mędrców Syjonu – były antysemickie wtedy i są antysemickie dzisiaj, czy głosi je skrajna prawica, czy lewica. Nie ma więcej dowodów na to, że Żydzi są odpowiedzialni za ekonomiczne i społeczne nierówności we współczesnej Ameryce, niż że są odpowiedzialni za jakiekolwiek inne zbrodnie, które tworzyły podstawę tradycyjnych krwawych oszczerstw. W rzeczywistości, Żydzi nieproporcjonalnie popierają równość rasową i inne cele liberalne. Większość odnoszących sukcesy Żydów, jak większość ludzi odnoszących sukcesy z wszystkich religii i grup etnicznych, zarobiła na sukces ciężką pracą, nie zaś specjalnymi przywilejami. Ja z pewnością nie zaczynałem życia z żadnym przywilejem – mimo, że ukończyłem Yale Law School jako najlepszy student z mojego rocznika, odrzuciły mnie 32 firmy prawnicze, w których starałem się o pracę.


Powiązanie niespokrewnionych “ucisków” mimo ich niepewnych i niewidocznych związków, odzwierciedla szerszy trend polityki skrajnej lewicy, w której coraz bardziej radykalni aktywiści żądają, by demonizacja „syjonistów” – często używana nazwa jako eufemizm na Żydów – była włączona do zestawu spraw, które musi uznać za swoje każdy, kto chce określać się jako „postępowy”. Wciskanie zasadniczo odmiennych grup pod jeden „parasol ucisku” prowadzi do tworzenia sojuszy między sprawami, które w najlepszym wypadku nie mają ze sobą nic wspólnego, a w najgorszym, są przeciwne swoim wzajemnym misjom. Ich jedyną wspólną cechą jest to, że dla dołączenia muszą demonizować państwo narodowe narodu żydowskiego.


Kilka intersekcjonalnych feministek, które brały udział w niedawnym Marszu Kobiet w Waszyngtonie, utrzymuje na przykład, że są naturalnymi sojuszniczkami antyizraelskich grup muzułmańskich, które tolerują, jeśli nie popierają, „morderstwa honorowe” i okaleczanie genitaliów kobiet. Podobnie, Jewish Voices for Peace (JVP) – organizacja, która wzywa do "zakończenia przemocy wobec cywilów, do pokoju i sprawiedliwości dla wszystkich narodów na Bliskim Wschodzie” – zaprosiła Rasmieh Odeh, członkinię Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (LFWP) i skazaną za udział w zamachu terrorystycznym, by wystąpiła z przemówieniem na konferencji krajowej JVP pod koniec miesiąca. Pomysł, by Odeh – terrorystka, która ma dosłownie krew na rękach – przemawiała na konferencji organizacji żydowskiej, która twierdzi, że propaguje pokój, jest sprzeczna z wszelką logiką. Na szczęście, Odeh ma być deportowana za fałszywe zatajenie jej skazania za morderstwo. Być może, kochający pokój członkowie JVP będą musieli oklaskiwać ją przez Skype.


Poniżej jest kilka spośród licznych przykładów jak radykalni lewicowcy wiążą swoje niczym niezwiązane pretensje do świata. Powiązanie tego, jak nasz rząd zajmował się kryzysem wodnym w Flint z „poważnym” kryzysem zaopatrzenia w wodę w Gazie. Aktywiści Black Lives Matter odwiedzili Gazę, by wyrazić solidarność z grupą terrorystyczną Hamas i z Palestyńczykami uciskanymi przez broniących się przed nieustającymi atakami tak zwanych rasistowskich Izraelczyków. Choć aktywiści Black Lives Matter twierdzą, że wyrzekają się przemocy dla osiągnięcia swoich celów politycznych, wielu z najbardziej znanych członków tego ruchu znacznie chętniej krytykuje “izraelskie ludobójstwo na Palestyńczykach” niż Hamas za używanie rakiet przeciwko cywilom izraelskim.


W niedawnym wywiadzie dla programu Charliego Rose’a w PBS Jonathan Haidt – psycholog społeczny i profesor etyki przywództwa w New York University's Stern School of Business – mówił o powiązaniu rozmaitych Spraw lewicy pod sztandarem intersekcjonalności:

"...Istnieje dobry rodzaj polityki tożsamości, którym jest to, że jeśli czarnym ludziom odmawia się praw, to walczmy o ich prawa, to jest dobry rodzaj. Ale istnieje zły rodzaj, którym jest szkolenie studentów, szkolenie młodych ludzi, by mówili: podzielmy wszystkich według rasy, płci i innych kategorii. Przypiszemy im poziom moralności w oparciu o wielkość ich przywilejów, to jest złe, zaś bycie ofiarą jest dobre. O.K., teraz spójrzmy na wszystko z innej perspektywy. Izrael – Palestyńczycy są ofiarami. I dlatego oni są dobrzy, a Żydzi lub Izraelczycy są źli… To jest perspektywa totalizująca. Wszystkie problemy społeczne zostają zredukowane do tego prostego uogólnienia. Myślę, że wyrządzamy im krzywdę. Myślę, że w rzeczywistości ogłupiamy studentów”.

Jest pewna ironia w tym, że wiele feministek i działaczy praw człowieka odmawia potępienia seksizmu i homofobii w świecie arabskim. Próbują coraz usilniej zmusić innych ludzi postępowych do zaakceptowania światopoglądu, w którym ci inni mają zacząć uważać, że aby być „prawdziwie postępowym” musi się przyjąć szeroką gamę tak zwanych Spraw skrajnej lewicy, niezależnie od tego, jak mogą być niezwiązane – pod warunkiem, że potępiają Izrael.


Samą istotą antysemityzmu jest bigoteryjne twierdzenie, że jeśli istnieje problem, to jego przyczyną muszą być Żydzi. Hitler zaczął od obwiniania Żydów niemieckich za załamanie się gospodarcze Niemiec. Dzisiaj wielu aktywistów lewicy jawnie lub pośrednio obwinia Żydów i syjonistów za wiele zła na świecie. Wszyscy przyzwoici ludzie muszą połączyć się, by pokazać, czym jest intersekcjonalizm: eufemizmem na bigoterię antyamerykańską, antysemicką i antyizraelską. Zdemaskowanie i potępienie „intersekcjonalności” za bigoterię, jaką reprezentuje, jest szczególnie ważne dla zapewnienia, żeby ci represyjni ekstremiści, którzy fałszywie roszczą sobie szatę postępowości, nie byli w stanie porwać ważnych spraw liberalnych dla poparcia swojego bigoteryjnego programu.


The Bigotry of „intersectionality”

Gatestone Institute, 29 marca 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Alan M. Dershowitz

Amerykański prawnik i komentator spraw międzynarodowych. Emerytowany wykładowca prawa konstytucyjnego (w 1967 roku w wieku lat 28 został najmłodszym profesorem zwyczajnym prawa w historii Harvard Law School).


Dershowitz jest autorem wielu książek, wśród których najgłośniejszą jest The Case for Israel (2003). Jest to książka, z którą można się zgadzać lub nie, ale która jest obowiązkową lekturą dla każdego, kto próbuje zrozumieć zawikłany obraz konfliktu na Bliskim Wschodzie oraz sposobu postrzegania Izraela przez resztę świata.