Dlaczego budują osiedla?


Noru Tsalic 2017-03-21

Izraelskie osiedle Bani Hever, w poboliżu Hebronu.
Izraelskie osiedle Bani Hever, w poboliżu Hebronu.

Wielu przeciwników Izraela zawsze mówi o cywilnej obecności żydowskiej za Zieloną Linią jako o „nielegalnych osiedlach izraelskich”. Często zastanawiałem się, dlaczego odczuwają potrzebę podkreślania atrybutu „nielegalne”. Być może, antyizraelscy aktywiści próbują przekonać sami siebie – i innych – że osiedla istotnie są nielegalne. Bo wcale nie jest to oczywiste.

Także jednak wśród tych, którzy ogólnie popierają Izrael, osiedla są kontrowersyjne. Niedawno, przy stole obiadowym, przyjaciel (który jest oddanym zwolennikiem Izraela) wyraził ostrą krytykę najnowszej rundy „budowy osiedli” rządu izraelskiego.

 

No tak, nawet jeśli są legalne, czy budowanie osiedli jest mądre? Czy są „dobre dla Żydów”? Po co osiedla?

Dla niektórych odpowiedź jest trywialna: Netanjahu albo sam jest ekstremistą, albo jest tylko zakładnikiem politycznym ekstremistycznych elementów w koalicji rządzącej. Na nieszczęście dla propagatorów tej łatwej odpowiedzi, nie trzyma się ona kupy przy bliższym oglądzie. W rzeczywistości każdy rząd izraelski w przeszłości (lewicowy, prawicowy i centrowy) rozbudowywał osiedla. I to nie z powodu „nacisków ruchu osadników”. Prawdę mówiąc, ten ruch jest daleki od posiadania władzy politycznej, jaką przypisują mu niektórzy „liberałowie”. Ci samozwańczy liberałowie często podają liczbę „600 tysięcy osadników”. Brzmi to jak ogromna liczba, jeśli człowiek nie wie, że obejmuje każdego, komu zdarza się mieszkać za Zieloną Linią: nie-syjonistycznych haredim, zwykłe rodziny szukające osiągalnego mieszkania w którymś z przedmieść Jerozolimy, lewicowi farmerzy z doliny Jordanu… 600 tysięcy to mniej niż 7% populacji Izraela, a „ideologiczni osadnicy” stanowią tego ułamek. Chcecie wiedzieć, jak potężny jest w rzeczywistości ruch osadników? Spójrzcie tylko na jego całkowitą bezsilność, kiedy chodziło o zapobieżenie ewakuacji osiedli: na Synaju w 1982, w Gazie w 2005, na Zachodnim Brzegu w 2017

Dla chodzących z głową w chmurach “internacjonałów”, którzy patrzą na “Palestynę”  jak na jakiś rodzaj pierwotnego, sielskiego Śródziemia, powodem „osiedli” jest jawna „grabież ziemi” napędzana przez typowo żydowską chciwość (ciicho – nie mów tak, powiedz „syjonistyczną chciwość”!)  Państwo żydowskie po prostu chce więcej ziemi. Ale – pozbądźmy się danych nieuczciwych „NGO”, które świadomie wprowadzają w błąd w zamian za hojne „granty” – w rzeczywistości osiedla zajmują (po 50 latach „kolonizacji”) mniej niż 2% Zachodniego Brzegu. Hola, to musi być najbardziej niekompetentna grabież ziemi w historii! No cóż, to jest niespodzianka tylko dla ignorantów i głupców. Pewnie, Judea i Samaria są kolebkami cywilizacji żydowskiej; nazwy takie jak Hebron głęboko rezonują w świadomości żydowskiej. Ale większość Izraelczyków nigdy nie postawiła stopy na Zachodnim Brzegu i niezbyt tego pragną. Kosowo może być kolebką nacjonalizmu serbskiego i chrześcijaństwa Słowian południowych; ale dzisiaj zamieszkują tam głównie muzułmańscy Albańczycy!

 

Dlaczego więc nie “zamrozić” osiedli? Po co kontynuować budowę domów na Zachodnim Brzegu (lub „osiedli” lub „jednostek osiedlowych”, jak to lubi nazywać tłumek antyizraelski) w obliczu międzynarodowego potępienia?

No cóż, odpowiedź jest naprawdę łatwa – choć niełatwo się do niej przyznać żadnemu rządzącemu politykowi. Prawda jest taka, że słowne potępienie Izraela stało się obowiązkowym rytuałem w polityce międzynarodowej. „Świat arabski” (niemal 400 milionów ludzi i posiadacz większość globalnych rezerw ropy naftowej i gazu) tego żąda; “Świat muzułmański” (niemal jedna czwarta populacji globalnej, ponad jedna czwarta głosów w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ) tego oczekuje.

Dla wielu dyktatorów trzeciego świata, którzy – tak się składa – są Arabami lub muzułmanami, „Palestyna” przedstawia okazję zesłaną z nieba, by skierować nagromadzoną frustrację swoich populacji w innym kierunku niż ich własne, obszerne siedzenie umieszczone na wystawnym tronie; dla wielu polityków w pozostałym świecie potępienie Izraela jest kluczem do przychylności arabskiej i spokoju wśród rosnącej mniejszości muzułmańskiej w kraju. Osiedla są propozycją debaty bez przegranych zarówno dla arabskich/muzułmańskich despotów, jak dla mniej lub bardziej demokratycznych polityków: ci pierwsi mogą wskazywać na „uniwersalne potępienie…” jako na osiągnięcie, dowód żarliwości i siły; ci drudzy mogą obyć się tanim poświęceniem potępiania „osiedli”, kultywując równocześnie wszystko inne, co Izrael ma do zaofiarowania.

Ale dlaczego Izrael miałby kolaborować w tej farsie? Dlaczego odgrywa rolę w tej tragikomedii i dlaczego dostarcza paliwa do ognia? Oto, dlaczego: gdyby nie „osiedla” coś innego „izraelskiego” musiałoby być potępiane. Prawda może być przygnębiająca, ale nadal jest prawdą: tym, czemu sprzeciwiają się szerokie kręgi populacji arabskiej i muzułmańskiej (dopingowane przez uporczywe podżeganie religijne) nie jest w rzeczywistości „okupacja, która zaczęła się w 1967 r.”, ale „okupacja i kolonizacja ziemi muzułmańskiej”, która zaczęła się w XIX wieku i kulminowała ustanowieniem państwa żydowskiego na tym, co – mówiąc doktrynalnie – jest Dar al-Islam. Dlatego potrzeba rytualnego potępienia Izraela nie zmniejszyła się, kiedy Izrael wycofał się z Synaju i z Gazy. Dlatego nie zmniejszy się, jeśli Izrael zatrzyma „osiedlanie” całkowicie, ani gdyby nawet ewakuował osadników z Zachodniego Brzegu co do ostatniego. Po prostu trzeba by było potępić cos innego – a to coś innego byłoby prawdopodobnie bardziej szkodliwe, bardziej toksyczne w praktycznych kategoriach politycznych dla pozycji międzynarodowej państwa żydowskiego.

Osiedla nie są tylko sytuacją, w której nie ma przegranych. Są sytuacją, w której jest potrójna wygrana. Z izraelskiego punktu widzenia odgrywają rolę piorunochronu; są stosunkowo małą ofiarą na ołtarzu hipokryzji międzynarodowej. Osiedle w Hebronie może być bolesnym punktem w wizerunku publicznym Izraela; ale utrzymuje ono mocno Tel Awiw, Hajfę, Galileę i Negew w sferze konsensusu międzynarodowego.

Tak, jest to nieuczciwa farsa – ale czy nie jest nią wszystko w polityce międzynarodowej? Zatrzymać budowę osiedli? O Boże, nie, to byłaby katastrofa! Izrael będzie nadal „osiedlał” – w powolnym, odmierzonym tempie, ale z wielką pompą. Osiedla będą nadal punktem ściągającym mnóstwo świętego oburzenia ze strony świętoszkowatych imbecyli. Pokój – ze wszystkim, co za sobą pociąga – przyjdzie w końcu, kiedy świat arabski pozbędzie się raz na zawsze swoich prawdziwych ciemiężców i ich toksycznego dziedzictwa. Tymczasem Izrael będzie się rozwijał i prosperował. Bardzo proszę – krytykujcie „osiedla”! A oto starożytna mądrość bliskowschodnia: „psy szczekają, a karawana jedzie dalej”.


Why settlements

Politically Incorect Politics, 12 marca 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Noru Tsalic

Izraelski bloger, obecnie pracuje w Wielkiej Brytanii.