Możliwości, jakie otwiera edytowanie genów


Matt Ridley 2017-03-17


Naukowcy z Roslin Institute w pobliżu Edynburga powiedzieli w zeszłym tygodniu, że udało im się edytować genomy świń tak, że są odporne na niebezpiecznego wirusa. To oznajmienie jest nadzwyczajne właśnie dlatego, że w dzisiejszych czasach brzmi niemal jak rutyna. Edytowanie genów już zaczęło ratować życie ludzi chorych na raka i dawać zdrowsze rośliny uprawne. Niemniej pilnie trzeba zająć się bitwą o zdobycie przychylności opinii publicznej. Tymczasem ci, co zawsze, próbują nową technikę oczernić.

Zatrzymajmy się najpierw, żeby podziwiać zatykająca dech w piersiach pomysłowość nowoczesnej biotechnologii. Dzisiaj znamy kształt, budowę i kod genetyczny wirusa świń, wiemy, które komórki w układzie odpornościowym świni atakuje i wiemy, które geny świni kodują białko na powierzchni komórki, używane przez wirus, by zdobyć dostęp do wnętrza komórki.


Nowym narzędziem do edytowania genów, Crispr-Cas9, naukowcy z Roslin wycięli krótki odcinek tego genu w zapłodnionym jajeczku świni. Następnie z takich jajeczek hodowali świnie, które wyrosły zupełnie zdrowe i normalne pod każdym względem, włącznie z funkcjonowaniem tego genu, ale odmawiał on wirusom wstępu do komórki.   


Crispr jest najnowszym, najszybszym i najbardziej precyzyjnym narzędziem wynalezionym jak dotąd do edytowania genomu, ale przychodzi tuż po innych – między innymi Talen i nukleazy z motywem palca cynkowego – a wszystkie liczące zaledwie kilka lat. Przynosi owoce także inna technika, wyciszanie genów przez interferencję RNA. Te rozmaite narzędzia pozwalają obecnie naukowcom na ulepszanie genomu precyzyjnymi zmianami.


Jest to sygnał startowy do wybuchu przerażenia o ryzyku (uwaga! oklepany chwyt) „zaprojektowanych dzieci”. Jedna z gazet ględziła o “świniach Frankensteina”. Ale podobna technika już jest używana do leczenia białaczki u dzieci: czy są to dzieci Frankensteina? Cellectis, firma francuska, używa Talen do usunięcia małego odcinka DNA, który powoduje, że komórki dawcy atakują komórki biorcy. Te komórki dawcy podawane są następnie dzieciom chorym na raka i wydają się – we wczesnych próbach – ratować życie.


Jaka będzie reakcja opinii publicznej na zwierzęta lub rośliny z edytowanymi genami? Okrzyk: dawajcie i leczcie nas, czy też: jak ośmielacie się truć nas? Dwukrotnie byliśmy na tym filmie. W latach 1970. pojawiła się “inżynieria genetyczna”: pomysł wstawienia ludzkich genów do bakterii i w ten sposób masowego produkowania lekarstw na choroby takie jak cukrzyca lub hemofilia. Kilku zaniepokojonych krytyków doprowadziło na krótko do zakazu tej techniki, ale obecnie dostępna jest powszechnie, także w krajach katolickich, i codziennie ratuje życie tysiącom ludzi, bez cienia protestu.


W latach 1990. przybyła “genetyczna modyfikacja” roślin: wstawianie genów innych gatunków do roślin uprawnych, by uczynić je odpornymi na owady, na środki chwastobójcze lub zdrowszymi. Europa zareagowała przerażeniem i – chociaż technika szybko rozpowszechniła się w obu Amerykach i w częściach Azji i okazała się korzystna dla środowiska – hamująca zmiany akcja środowiskowców stopniowo związała takie genetycznie modyfikowane organizmy (GMO) czerwonymi taśmami przepisów i lukratywnymi (dla aktywistów środowiskowych) walkami politycznymi.


Edytowanie genów w roślinach uprawnych jest kolejną taką walką. Są trzy powody by uważać, że musi być bezpieczniejsza niż wszystko, co było wcześniej. Po pierwsze, edytowanie genów przychodzi po inżynierii genetycznej i modyfikacji genetycznej, które okazały się w pełni bezpieczne. Nie było żadnych niemiłych niespodzianek. Po drugie, nie chodzi tu o żaden „obcy” DNA. Wielkim zastrzeżeniem do GMO, mówiono nam, było, że „przekracza barierę gatunkową”, chociaż Matka Natura, jak teraz wiemy, robi to nieustanie. Edytowanie genów tego nie robi.


Po trzecie, proces jest w końcowym wyniku nie do odróżnienia od znacznie starszych technik, takich jak hodowla krzyżowa, które nigdy nie były regulowane przepisami, niemniej jest znacznie precyzyjniejszy. Ilu ludzi jest świadomych tego, że setki – tak, setki – organicznych – tak, organicznych – odmian roślin uprawnych zostały stworzone przez “mutagenezę”, losowe mieszanie w DNA promieniami gamma lub rakotwórczymi substancjami chemicznymi?


Stefan Jansson, z uniwersytetu w Umea w Szwecji, tak to ujął: “Zdrowy rozsądek i logika naukowa mówią, że niemożliwe jest posiadanie dwóch identycznych roślin, gdzie hodowanie jednej jest faktycznie zabroniony, podczas gdy druga może rosnąć bez ograniczeń; jak sąd byłby w stanie zdecydować, która uprawa jest przestępstwem, a która nie jest?”


W kwietniu zeszłego roku amerykańskie ministerstwo rolnictwa odmówiło wydania przepisów regulujących uprawę grzybów z edytowanymi genami i kukurydzy z edytowanymi genami, jak gdyby było one GMO, rozsądnie argumentując, że nie ma sposobu odróżnienia ich od nowych odmian produkowanych w stary sposób. Tak więc Ameryka może uprawiać soję ze zdrowszymi kwasami tłuszczowymi omega-3, bydło nie musi mieć usuwanych rogów, a odporne na chwasty nasiona rzepaku można siać bez orki.


Tymczasem Europejczycy utknęli w permanentnym, żałosnym niezdecydowaniu. Jak pismo “Nature” ujęło to w artykule redakcyjnym w zeszłym tygodniu: „UE jest “notorycznie sparaliżowana, gdy tylko omawia się modyfikacje genetyczne. Dwa lata temu Komisja Europejska zażądała od wszystkich państw członkowskich, by powstrzymały się z dawaniem pozwolenia na edytowanie genów, podczas gdy będzie rozważać swoje opcje. Obecnie, choć powoli, jest pod presją z powodu wniesienia tej sprawy przez Francję do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w październiku zeszłego roku”. Decyzji nie można spodziewać się przed rokiem 2018.


Mówiąc ogólnie, Francuzi są przeciwko tej nowej technice, Niemcy są podzieleni, podczas gdy Holendrzy i Szwedzi chcą uzyskać zgodę. Rząd brytyjski milczy. To jest tchórzostwo. Jesteśmy pionierami w używaniu edytowania genów w badaniach naukowych, także na ludzkich embrionach oraz w terapiach wykorzystujących edytowanie genów tego rodzaju, jaki jest używany w próbach z białaczką i eksperymentach ze świniami. Nie mamy żadnych rzymsko-katolickich zahamowań, które powstrzymują pewne kraje europejskie przed ingerowaniem w naturę, także kiedy ta natura jest okrutna.


Powinniśmy wyjść i powiedzieć: edytowanie genów to najbardziej ekscytujące narzędzie w naszej skrzyni z narzędziami. Obiecuje sposoby ulepszenia zdrowia ludzkiego i zwierzęcego i zredukowanie wpływu rolnictwa na środowisko. Samej techniki nie można uważać za niebezpieczną, chociaż oczywiście, regulacje powinny powstrzymać jej użycie do produktów, które są uważane za niebezpieczne, tak jak zrobilibyśmy to z każdą inną techniką. A ponieważ Unia Europejska nie zdecydowała się jeszcze w sprawie edytowania genów w rolnictwie i nie zdecyduje przez kolejny rok, powinniśmy śmiało oznajmić publicznie, że zamierzamy udzielić aprobaty i z radością witamy tutaj dalsze badania.


Pierwsza publikacja w Times.


The possibilities opened up by gene editing

Rational Optimist, 6 marca 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.