Różne narody, różna medialna prezentacja


Liat Collins 2017-02-25


Teraz muszę martwić się o jeszcze coś innego – o nieszczęsnych ludzi z Papui Zachodniej. No cóż, ktoś musi się o nich martwić, a wygląda na to, że brak jest wolontariuszy. Przyznaję, że nie byłam świadoma ich losu przed tym tygodniem, kiedy “Jerusalem Post” opublikowała dający do myślenia artykuł Adama Perry’ego pod tytule Papua Zachodnia – zapomniany naród.

Perry, Żyd brytyjski, zaczął badania globalnych konfliktów po obejrzeniu reportażu telewizyjnego z demonstracji około 50 ludzi przed ambasadą Sri Lanki, protestujących przeciwko torturom i śmierci tysięcy Tamilów. Następnego dnia natrafił na demonstrację antyizraelską na West Endzie w Londynie, gdzie dziesiątki tysięcy demonstrowało, żeby zaprotestować przeciwko odwetowemu bombardowaniu przez Izrael „które zniszczyło kilka domów i zabiło troje ludzi”.


“Zacząłem badać inne globalne konflikty i problem praw człowieka, które są marginalizowane i ignorowane z powodu polityki w Narodach Zjednoczonych i obsesji mediów na punkcie Izraela” – wspomina Perry.

Kiedy pracował przez pewien czas w Australii, zaangażował się w ruch samostanowienia dla ludu z Papui Zachodniej. Z pewnością przyda im się nieco rozgłosu.

Przeczytajcie artykuł Perry’ego, gdzie jest więcej informacji, ale streszczając: Papua Zachodnia jest zachodnią połową Nowej Gwinei, graniczącą z niepodległym narodem Papui Nowej Gwinei, około 250 kilometrów na północ od Australii. Po stuleciach kolonizacji holenderskiej Papua Zachodnia otrzymała w 1961 r. obietnicę niepodległości. Dwa lata później, kiedy świat zachodni patrzył gdzie indziej, Indonezja siłą zajęła to terytorium, które ma bogate zasoby naturalne, w tym złoto.

“Ocenia się, że od 1963 r. 500 tysięcy mieszkańców Papui Zachodniej zginęło z rąk brutalnych indonezyjskich sił okupacyjnych, co stanowi ponad 25% populacji – pisze Perry. – Potwierdza te liczby szereg badań i grup praw człowieka (włącznie z International Association of Genocide Scholars i Yale Law School). Codzienne morderstwa, tortury i uwięzienia bez sądu przez armię i policję indonezyjską trwają bez żadnych konsekwencji i niemal bez potępień”.

 

Historia nieszczęsnego ludu Papui Zachodniej przypomniała mi o losie prześladowanej mniejszości hinduskiej w Bhutanie. W maju 2010 r. Pisałam o nieszczęściu około 100 tysięcy uchodźców z Bhutanu, wygnanych z królestwa za odmowę życia zgodnie z tradycjami buddyjskimi, jakie tam panują. Od tego czasu rzadko widziałam wiadomości o ich losie. Uchodźcy z Bhutanu nie są - z jakiegoś perwersyjnego powodu – uważani za materiał na pierwsza stronę.

Ich sytuację czyni jeszcze tragiczniejszą fakt, że głównym powodem sławy himalajskiego królestwa Bhutanu jest stworzenie indeksu narodowego szczęścia jako miary dobrostanu psychicznego. Jak pisałam wówczas: „Palestyńczycy do mistrzostwa doprowadzili sztukę public relations; ilu ludzi w ogóle słyszało o tej mniejszości z Bhutanu? A kiedy ‘ciemiężcą’ jest buddysta, nie zaś Żyd, kto potraktuje ich poważnie? Winienie Żydów za biedę i problem uchodźców jest tak rozpowszechnione, że praktycznie rzecz biorąc jest normą. Ale wskazanie palcem uśmiechających się, pacyfistycznych buddystów jest tak dalekie od dobrego tonu, jak Bhutan jest od Tel Awiwu”.

Nawiasem mówiąc, dla chrześcijańskiej mniejszości w Bhutanie osławione szczęście także jest nieuchwytne. Według listy World Watch Monitor za 2016 r. Bhutan jest na 38. miejscu z 50 krajów uszeregowanych według tego, gdzie życie chrześcijan jest najtrudniejsze. Korea Północna (przez 14. rok z kolei) jest na czele listy, a chrześcijanie w 36 z 50 uszeregowanych krajów cierpią z powodu islamskiego ekstremizmu.

UNHCR, agencja ONZ zajmująca się uchodźcami, z dumą oznajmiła w 2015 r., że udało jej się przesiedlić ponad 100 tysięcy uchodźców z Bhutanu z obozów w Nepalu do innych krajów od rozpoczęcia tego programu w 2007 r.

 

Te liczby imponują ludziom bardziej przyzwyczajonym do UNRWA, organu ONZ, który zajmuje się Palestyńczykami o unikatowym statusie “wiecznych uchodźców”. Palestyńczycy, których rodziny przeniosły się w 1948 r., kiedy świat arabski wypowiedział wojnę nowopowstałemu państwu żydowskiemu, nadal są uważani za uchodźców blisko 70 lat później – także ci, którzy przenieśli się tylko o kilka kilometrów do sąsiednich, arabskojęzycznych, muzułmańskich państw.

Środki, jakie wydaje się na uwiecznianie uchodźczego status Palestyńczyków, mogłyby, oczywiście, być wydawane na nowszych uchodźców, z których wielu jest muzułmańskimi ofiarami islamistów w miejscach takich jak Syria, Irak, Afganistan, Somalia, Sudan i Nigeria, by wyliczyć tylko kilka.

I to jest kolejny problem dla mieszkańców Papui Zachodniej. Jak pisze Perry, Indonezja jest ważnym członkiem potężnej organizacji 57 państw, Organizacji Kooperacji Islamskiej, co przydaje jej dodatkowego znaczenia.

Ludzie z Papui Zachodniej i nie-buddyjczycy z Bhutanu nie są sami, ani w swoich cierpieniach, ani w ignorowaniu przez media światowe i aktywistów międzynarodowych. Według doniesienia Reutersa z 9 lutego ponad 1000 muzułmanów Rohinya mogło zostać zabitych w akcji armii birmańskiej. W doniesieniu cytowano dwóch wysokich rangą pracowników ONZ z dwóch różnych agend ONZ pracujących w Bangladeszu, dokąd w ostatnich miesiącach uciekło niemal 70 tysięcy uchodźców. Byli zatroskani, że świat nie pojmuje powagi kryzysu dziejącego się w birmańskim stanie Rakhine.

Mniejszość muzułmańska prześladowana przez większość buddyjską naturalnie powoduje taką dezorientację, że liberałowie zachodni wolą w ogóle pomijać tę sprawę. Demonizacja Izraela – współczesna mutacja antysemityzmu - i uważanie Izraela za źródło wszelkiego zła jest dużo bezpieczniejsze.

Wątpię, by “Myanmar Apartheid Week” pojawił się na kampusach w dającej się przewidzieć przyszłości. Ludność Papui Zachodniej także musi poczekać.

Z drugiej strony, “Israel Apartheid Week” rozprzestrzenił się do 225 miast na całym świecie i trwa znacznie dłużej niż siedem dni, jakie sugeruje jego nazwa – chociaż “apartheid” w tej nazwie jest znacznie większym kłamstwem. Organizacja chwali się, że 13. doroczny Israeli Apartheid Week będzie miał miejsce w marcu i kwietniu.

Według ich własnego materiału propagandowego, “Israeli Apartheid Week (IAW) jest międzynarodową serią wydarzeń w celu podniesienia świadomości o osadniczo-kolonialnym projekcie Izraela i systemie apartheidu wobec ludu palestyńskiego, jak też zbudowania poparcia dla rosnącego ruchu Bojkotu, Dywestycji i Sankcji (BDS)”.

Wydarzenia 2017 r. “zaznaczą 100 lat oporu palestyńskiego wobec kolonializmu osadniczego od początku Deklaracji Balfoura”.

Na to można by spojrzeć jak na coś pozytywnego – przynajmniej jest to przyznanie, że Żydzi żyli tutaj stulecie temu. Pójdźmy o krok dalej: W dniu, w którym Palestyńczycy potrafią przyznać, że tysiąclecia temu na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie były Świątynie Żydowskie, nastanie pokój.

 

Different Peoples, Ddifferent Public Relations

Jerusalem Post, 16 lutego 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.