Człowiek, seks i władza


Andrzej Koraszewski 2017-02-01

Dr. Michalina Wisłocka. Zdjęcie Marr jr
Dr. Michalina Wisłocka. Zdjęcie Marr jr

Konrad Szołajski napisał książkę o historii książki „Sztuka kochania” Michaliny Wisłockiej. O historii tej książki napisano już inną książkę, nakręcono film, były artykuły i programy telewizyjne. Co jeszcze można napisać o rzeczywiście fascynującej postaci lekarki, która stworzyła polską seksuologię? Okazuje się, że można napisać powieść. Znakomity reżyser otrzymał od córki zmarłej w 2005 roku lekarki jej pamiętniki, notatki i inne materiały i stworzył coś, co nie jest ani dokumentem, ani powieścią kryminalną, ale udaje jedno i drugie.


Ta książka może nie tylko znaleźć sporo czytelników, ale przybliżyć rzeczywistość późnego (gierkowskiego) socjalizmu. Szkoda, że czytelnik nie jest w stanie rozeznać się, gdzie fakty, a gdzie fantazje autora, ale to inna bajka, albo pytanie o to, co kto lubi. 

 

Sam podręcznik Michaliny Wisłockiej jest nadal wydawany i dociera do rąk kolejnych pokoleń czytelników. Jego pierwsze wydanie przypada na rok 1978, ale główne dyskusje miały miejsce w 1976, w roku buntu robotników Radomia i Ursusa, poważnych braków żywności i panicznego lęku komunistycznej władzy tak przez rozgniewanym proletariatem, jak i przed Kościołem.

 

Możemy się zastanawiać skąd ten przerażający strach przed seksem, rozkoszą, normalnym mówieniem o sprawach, które są niezbywalną częścią naszego życia. Obsesja na temat seksu towarzyszy Kościołowi od zarania (islam jest na tym punkcie równie obłąkany), świeckie totalitaryzmy również hedonizmu nie zamierzały pochwalać, przeciwnie, człowiek miał myśleć o idei, o wodzu, o kolektywie, a nie o miłosnych igraszkach, więc książka opowiada jak się późny socjalizm z poradami na temat obcowania płciowego zmagał. 

 

Polski Homo sovieticus ukształtowany był na solidnej podstawie Homo catholicusa, więc sama myśl, że można spojrzeć na seks bez purytańskiej hipokryzji, budziła panikę i przerażenie. O tym jak bardzo nienawiść do rozkoszy seksualnej przeżarła katolicką mentalność, świadczy najlepiej reakcja na pierwszy praktyczny podręcznik seksuologii napisany przez holenderskiego lekarza, ginekologa, Theodoora Hendrika van de Velde, który w 1926 roku wydał książkę pod tytułem „Małżeństwo doskonałe”.Rok wcześniej wyszedł pierwszy tom „Mein Kampf” Hitlera, Watykan nie zauważył niczego zdrożnego, ani grzesznego w tej książce. Kiedy jednak ukazała się książka „Małżeństwo doskonałe” otworzyły się bramy piekieł. W tym przypadku papież i jego kardynałowie nie mieli najmniejszych wątpliwości, że mają do czynienia z prawdziwym zagrożeniem ludzkości. Rozpoczęły się błyskawiczne narady z Episkopatami poszczególnych krajów, aby biskupi zrobili co w ich mocy, iżby ta książka miała jak najbardziej utrudniony dostęp do czytelników. Biskupi niemieccy zdawali sobie sprawę jak ważne to zadanie. W rok później wyszedł drugi tom „Mein Kampf”, ale jaką krzywdę moralną mogła wyrządzić katolikom tak niewinna pozycja? Nie było żadnego powodu, żeby z nią walczyć. Prawdziwym wrogiem Watykanu miała zostać powieść Lawrence’a „Kochanek Lady Chatterley”.  Tu sprawa była jasna, dusza społeczeństwa była zatruwana. Jak grzyby po deszczu wyrastały fabryczki prezerwatyw. Kościół był przerażony, strach przed nieślubnym dzieckiem był odwiecznym sprzymierzeńcem katolickiej moralności. A „Mein Kampf” to jedność, miłość i współdziałanie. 

 

Pierwszego lutego 1933 roku Adolf Hitler wydał w Berlinie „Proklamację do Niemieckiego Katolickiego Narodu”. W tej proklamacji głosił m.in. „Narodowy rząd uznaje za pierwszy i główny obowiązek ożywienia narodowego ducha jedności i współpracy. Będzie podtrzymywał i bronił podstawowych wartości, na których naród został zbudowany. Rząd uważa chrześcijaństwo, jako podstawę naszej narodowej moralności, rodziny i podstaw narodowego życia” – „Mój Nowy Porządek”.     


Berlin 1 lutego 1933
Berlin 1 lutego 1933

To pod tym przewodem Kościół katolicki przygotowywał się do walki z „cywilizacją śmierci”. Obozy zagłady nie były dla biskupów cywilizacją śmierci, rozbijanie niemowląt o bruk nie było „cywilizacją śmierci” – cywilizacją śmierci mieli nazwać dopiero środki antykoncepcyjne i aborcję. 

 

Konrad Szołajski nie pokazuje tego całego tła walki totalitaryzmów religijnych i świeckich z hedonizmem, jest ono jednak konieczne, jeśli chcemy zrozumieć dzisiejszą walkę z „cywilizacją śmierci”, batalię przeciw wychowaniu seksualnemu w szkole, domaganie się praktycznego zakazu aborcji i cały ten pisowski obłęd walki o katolicką moralność.     

 

Czy książka Michaliny Wisłockiej „odmieniała życie seksualne Polaków”  jak chce tego krzykliwa zapowiedź dwugodzinnego filmu o „Sztuce kochania”?  Ta książka stanowiła część światowego trendu, który docierał do polskiego społeczeństwa różnymi drogami. Literatura, film, Internet, rozwój medycyny, coraz doskonalsze środki antykoncepcyjne, to wszystko prowadziło do rewolucji obyczajowej, która dość radykalnie zmieniła podejście do seksu, zmieniając również relacje między kobietami i mężczyznami. Seks powoli przestaje być tabu, a coraz więcej ludzi rozumie, jak bardzo udane pożycie seksualne jest ważne dla naszego ogólnego samopoczucia.

 

 Książka Szołajskiego nie jest z literackiego punktu widzenia arcydziełem (Autor zdecydowanie lepiej posługuje się obrazem niż słowem), jednak zupełnie nieźle pokazuje mentalność partyjnego betonu, który powrócił dziś zwycięski i obficie częstuje nas „dobrą zmianą” parafialnej dulszczyzny podniesionej do rangi narodowo-katolickiej cnoty.