Cywilizacja zachodnia upadnie, jeśli nie staniemy w jej obronie


Barry Rubin 2017-01-26

Karykatura z Daily Miror
Karykatura z Daily Miror

Wrzaskliwy tytuł w „Gazecie Wyborczej” ma nas przekonać o straszliwym bezeceństwie Donala Trumpa. Prezydent podpisał dekret o budowie rurociągów. Dekret niczego jeszcze nie rozwiązuje, ale przewiduje rozpoczęcie ponownych przetargów z zainteresowanymi. Polska gazeta, oczywiście odnosi się z pietyzmem do zastrzeżeń ekologów oraz indiańskich plemion „obawiających się, że inwestycja zbezcześci „świętą ziemię”, w której spoczywają szczątki ich przodków.” Od dziesiątków lat obserwujemy marsz irracjonalizmu i radosne poparcie tego irracjonalizmu przez postmodernistycznych postępowców. Zmarły przed dwoma laty amerykański badacz, Barry Rubin, próbował uchwycić istotę tego obłędu na jednym przypadku.  Przypominamy dziś jego tekst z 2012 roku.   

Studium jednego przypadku 

"Dobre intencje nie zastępują umiejętności posługiwania się piłą tarczową"
-Robert Heinlein, Time Enough for Love.

Drobny incydent w podrzędnej sprawie sądowej w Minnesocie pokazuje, dlaczego musimy lepiej zrozumieć debatę wokół islamu, islamizmu i islamofobii.


Pozwólcie, że najpierw przedstawię podstawowe fakty, tak jak zostały wyłożone w artykule w lokalnej gazecie. Kobieta o nazwisku Amina Farah Ali, pochodząca z Somalii, stanęła przed sądem (została później skazana) za zbieranie pieniędzy na radykalną grupę terrorystyczną al-Szabaab. Grupa ta popełniła setki morderstw, rozpoczynając wojnę, która doprowadziła do głodu w Somalii, a następnie blokując dostawy żywności od zachodnich organizacji pomocowych.


Amina Farah Ali odmówiła wstania, kiedy sędzia wszedł na salę. Sędzia uznał ją za winną obrazy sądu i skazał na 100 dni więzienia. Prawnik Ali wniósł apelację i wyższy sąd stwierdził, że odmowa okazania szacunku sądowi przez powstanie „była zakorzeniona w szczerze żywionych przekonaniach religijnych", a więc decyzja sędziego naruszała „swobodne praktykowanie religii". Według prawa, orzekł sąd wyższej instancji, przekonania religijne mogą zostać zignorowane, tylko jeśli istnieje „istotny powód".


Skupmy się na rozumowaniu Aminy Farah Ali, które zostało zaakceptowane przez system prawny USA. Ali powiedziała, że odmawia wstania z powodu własnej interpretacji nauczania islamskiego. Dlaczego? Ponieważ, jak donosi artykuł w gazecie, „Prorok Mahomet powiedział kiedyś grupie wyznawców, że nie muszą oddawać mu honoru przez wstanie. Powiedziała, że jeśli nie musi wstawać przed założycielem jej religii, to nie musi wstawać przed nikim".


Pozostali muzułmanie na sali sądowej najwyraźniej nie podzielali jej poglądu na to, czego wymaga od nich islam. Wstali. Okazuje się także, że pewni duchowni muzułmańscy doradzali jej później, by wstała. Sędzia podkreślił, że w tej regule nie chodzi o jakąkolwiek dyskryminację muzułmanów, ponieważ wszyscy na sali sądowej muszą wstać. Także adwokat, który popierał działania Ali, przyznał: „Po prostu nie ma rozsądnego sposobu, na utrzymanie porządku na sali sądowej, jeśli ona nie zrezygnuje ze swoich przekonań religijnych". Oczywiście jednak ten adwokat nie dba o skuteczne funkcjonowanie sądu. Przedkłada więc przekonania religijne klientki nad znaczeniem porządku na sali sądowej i równego traktowania wszystkich obywateli.


A przecież w tym wypadku nie mamy nawet do czynienia z powszechnie uznanymi muzułmańskimi zasadami religijnymi. Ta decyzja sądu wyższej instancji praktycznie rzecz biorąc stwierdza, że każdy może stworzyć sobie jakiekolwiek przekonanie religijne i — jeśli zostanie ono uznane za szczere - robić, co chce.


Na przykład, w Księdze Estery powiedziane jest, że Mordechaj odmówił pokłonienia się premierowi króla. Każdy Żyd lub chrześcijanin może twierdzić, że uprawnia go to — wręcz zobowiązuje — do nie wstawania w sądzie przed sędzią, ponieważ kłania się tylko Bogu.


Amina Farah Ali dostaje zatem pozwolenie na tworzenie własnej religii. W rzeczywistości można przekonująco argumentować, że normatywny islam wymaga, by decyzje religijne podejmowali wykwalifikowani duchowni i — chociaż na ten temat trwają dyskusje — że bramy idżtihadu, tj. prawo do własnej interpretacji także przez duchownych, zostały zamknięte stulecia temu. Ali ignoruje więc prawo islamskie. To samo dotyczy na przykład muzułmańskiego taksówkarza, który odmawia przewozu niewidomego z psem-przewodnikiem lub ludzi niosących alkohol — w ten sposób naruszając licencję taksówkarza — albo muzułmańskiego kasjera w sklepie, który twierdzi, że islam wymaga od niego odmowy dotykanie żywności nie-halal w supermarkecie.


Jest to zdumiewające. Naginanie reguł prawa, stosującego się do innych, z powodu rzeczywistych praktyk normatywnego islamu już budzi olbrzymie wątpliwości, ale sprawy zaszły jeszcze dalej: muzułmanin może wymyślić nowe obowiązki religijne i żądać, by nie-muzułmańskie społeczeństwo akceptowało je!


Pod pewnym względem tym właśnie jest islamizmem, radykalną interpretacją islamu jako rewolucyjnego ruchu politycznego, który w 2012 r. musi zdobyć władzę państwową, gdzie to tylko jest możliwe. Czy islamiści mogą cytować święte teksty i wielkich teologów, by uzasadnić swoje działania? Tak. Ale dlaczego demokratyczne państwa zachodnie miałyby akceptować tę interpretację jako wiążącą dla własnych praw i społeczeństw? Dlaczego miałyby okazywać najmniejszą choćby sympatię lub usprawiedliwienie dla doktryny wyraźnie zamierzającej do zniszczenia ich kultury, a równocześnie odmawiać informowania o tym fakcie własnych żołnierzy i instytucji antyterrorystycznych?


Rzekomą klauzulą pozwalającą  na uniknięcie tego dylematu jest w systemie sądownictwa Stanów Zjednoczonych zwrot „istotny powód". Istnieje „istotny powód" wsadzenia do więzienia człowieka, który próbuje wysadzić w powietrze innych ludzi, nawet jeśli sprawca twierdzi, że jego działanie jest obowiązkiem religijnym.


Niemniej orzeczenie sądu apelacyjnego stwarza inny precedens.


-Według tego orzeczenia sądu apelacyjnego, każde przekonanie religijne żywione przez pojedynczą osobę, nawet jeśli jej współwyznawcy tego nie akceptują, może zostać użyte w celu zignorowania prawa lub przepisu, a przynajmniej tych przepisów, które sędzia uznaje za znajdujące się poniżej pewnego poziomu ważności dla interesów publicznych! To nie jest wolność religijna, to jest anarchia.


-Teraz, kiedy Amina Farah Ali ma prawo nie wstawać w sądzie, jest to sygnał dla innych muzułmanów, że mogą być bardziej wojowniczy i pełni inwencji twórczej w interpretacji swojej religii. Jest to korzystne dla islamizmu, który nieustannie przedstawia się muzułmanom jako właściwą formę pobożności. Przeciwko temu działa oczywiście siła asymilacji do wartości amerykańskich, strach przed karą i troska o to, by nadmierna wojowniczość nie odrzuciła potencjalnych zwolenników. Jeśli jednak sądy USA zgadzają się, że skromny ubiór wymaga zakrywającego wszystko stroju islamskiego, czy nie pomaga to piętnować każdego muzułmanina, który nie podporządkowuje się temu, jako niepobożnego lub nie sankcjonuje dalej idących nacisków?


-Kiedy właściwie zachodzi ten czynnik „istotnego powodu" i czy będzie nadal spychany na margines? W kilku krajach europejskich poligamia jest obecnie oficjalnie uznana i wiele żon otrzymuje pomoc społeczną. Najwyraźniej nie jest to dość „istotne", by przestać płacić. Czy muzułmańska kobieta która nie pokazuje jej twarzy może zażądać prawa jazdy? Wystarczy, by jeden sędzia przestał egzekwować prawo bojąc się odwołania do „istotnego powodu". 


— Jeśli muzułmanom mówi się, że państwo akceptuje argument, iż prawo islamskie jest uznane za nadrzędne nad prawem państwowym (czego nie ma nawet w wielu krajach z muzułmańską większością!), uczy się ich, by byli politycznymi islamistami. Dlaczego zatem mordowanie krewnych w imię „honoru rodziny" — inna interpretacja normatywnego islamu — lub zabicie muzułmanina za przejście na chrześcijaństwo — co jest wyraźnie nakazywane w świętych tekstach — nie jest obowiązkiem nadrzędnym nad prawem?


-Kiedy, jak to się już dziś dzieje, szkoła islamska, która  jest finansowana z pieniędzy podatników — co samo w sobie jest raczej szokujące w kontekście amerykańskim — uczy dzieci, że chrześcijanie i Żydzi są gorszymi ludźmi, którymi powinien rządzić islamski rząd stosujący szariat, czy to nie stanowi „istotnego" powodu do odebrania im funduszy i możliwości przyznawania dyplomów, mimo że jest to ich szczere przekonanie religijne?


Powtarzam: każdy muzułmanin ma prawo do równego z innymi traktowania, na przykład nie można odmówić mu pracy lub innych korzyści z powodu jego tożsamości religijnej. Według tych samych standardów nie można zmusić instytucji katolickiej, by oferowała środki antykoncepcyjne lub aborcję, chociaż poszczególni katolicy mogą być zmuszeni do płacenia podatków, które w części mogą iść na takie rzeczy, tak samo muzułmanie i Żydzi muszą płacić podatki, które mogą pokrywać koszty kupowania szynki dla żołnierzy (ale tylko dla tych, którzy chcą ją jeść!).


Nie znaczy to jednak, że ktoś ma prawo do otrzymania pracy, którą częściowo odmawia wykonywać z powodu realnych lub rzekomych konsekwencji dla jego tożsamości religijnej, tak samo jak radiostacja nie powinna być zmuszana do zatrudnienia jąkał jako prezenterów ani instytucja religijna do zatrudniania ateistów jako pastorów.


Taksówkarz, który domaga się prawa dyskryminowania niektórych pasażerów, nie powinien otrzymywać licencji. Ludzie, którzy odmawiają wbicia do kasy ceny produktów wieprzowych w supermarketach, powinni być wyrzuceni z posady kasjerów. (Osobiście zetknąłem się z tym problemem, kiedy finansowałem swoje studia pracą w supermarkecie.) To samo dotyczy wymogów wobec ubioru w pewnych rodzajach pracy. Oczywiście wielu muzułmanów wykonuje takie prace, ponieważ wiedzą, że jak długo nie piją alkoholu i nie jedzą wieprzowiny, nie łamią rzeczywistych nakazów religijnych. Definiują te zadania jako takie, które nie są sprzeczne z ich przekonaniami religijnymi, a więc nie ma żadnego problemu.


Tę sprzeczność można wyrazić prosto: kto musi ustąpić, społeczeństwo jako całość, czy osoba, która żąda reorganizacji społeczeństwa, by pasowało do jej osobistych poglądów?


Sprawiedliwe traktowanie nie oznacza specjalnych przywilejów. Znaczy to, że ludzie nie dostają specjalnych, płatnych urlopów na pielgrzymki religijne (mogą do tego celu użyć normalnych świąt i urlopów); państwo nie płaci za budowę pomieszczeń religijnych (to znaczy tam, gdzie ludzie mogą pójść, gdzie chcą, co innego np. kaplica w więzieniu); ludzie nie mają prawa do zachowania pracy i jednocześnie nie wypełniania swoich obowiązków (ponieważ człowiek może podjąć inną pracę); i nie ma prawa religijnego pozwalającego na odrzucenie reguł demokratycznych instytucji państwowych.


Jest zadziwiające, jak rzadko ta debata jest prowadzona na Zachodzie, gdzie okrzyk „Islamofobia" dławi uczciwą dyskusję. Wynikiem jest zamieszanie, z którego rodzą się bardzo niebezpieczne koncepcje. Jedną z najbardziej mrożących krew w żyłach rzeczy, jakie widziałem w tej kwestii, był wywiad telewizyjny z trzema naprawdę inteligentnymi prawnikami muzułmańskimi w Kanadzie, którzy szczerze i wymownie twierdzili w sprawie Marka Steyna [ 1 ], że mają prawo nie dopuścić do publikacji każdego artykułu, który im się nie podoba, ponieważ ich uraża. Najwyraźniej nic, czego nauczyli się w jednej z najlepszych szkół prawniczych, nie dało im powodu do myślenia inaczej. Jak w takich warunkach może kwitnąć demokracja?


If You Don’t Stand Up for Western Civilization

PJMedia, 9 czerwca 2012 r.
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


 Przypisy:

[ 1 ] Mark Steyn, pisarz kanadyjsko-amerykański, którego artykuł "The Future Belongs to Islam" został w 2007 roku zaskarżony do Komisji Praw Człowieka w Ontario. Komisja odrzuciła zaskarżenie stwierdzając, że nie ma uprawnień do rozpatrywania zawartości periodyków, podkreślając równocześnie, że stanowczo potępia islamofobiczne prezentowanie muzułmanów. - A.K.