Spojrzenie Araba na pokojowy szczyt w Paryżu


Fred Maroun 2017-01-17

Foto: Fred Maroun
Foto: Fred Maroun

Bezwartościowa i kosztowna konferencja “pokojowa” w Paryżu zakończyła się wspólną deklaracją. Nawet główny organizator, niezmiernie niepopularny prezydent francuski, François Hollande, przyznał, że konferencja była bezużyteczna, kiedy powiedział: “świat nie może narzucić rozwiązania na konflikt izraelsko-palestyński”.

Jestem Arabem i mam dużo szczęścia, by być jednym z nielicznych Arabów, którzy żyją wystarczająco daleko – zarówno fizycznie, jak intelektualnie – od zbirów arabskich, by móc mówić, co myślę. Powiem więc, co myślę.


Zacznijmy od groteskowej nazwy – konferencja pokojowa o “Bliskim Wschodzie” - jak nazwano to spotkanie w oficjalnych komunikatach rządu francuskiego. Czy organizatorzy zdają sobie sprawę z tego, że Izraelczycy i Palestyńczycy stanowią zaledwie trzy procent populacji na Bliskim Wschodzie? I czy wiedzą, że istnieją inne miejsca na Bliskim Wschodzie, które są w dużo bardziej rozpaczliwej potrzebie pokoju niż Izraelczycy i Palestyńczycy? Na myśl przychodzą Syria i Irak – może uczestnicy tej konferencji słyszeli o tych miejscach…


Na tym szczycie w większości reprezentowane były kraje, które zawsze były wrogie wobec samego istnienia Izraela, niemniej w jakiś sposób oczekiwano od nich pomocy w rozwiązaniu tego trwającego 69 lat konfliktu. Poza faktem, że nie wiadomo na jakiej podstawie ci ludzie, wśród których nie było przedstawicieli Izraelczyków ani Palestyńczyków, mają decydować czy nawet doradzać na temat przyszłości tego konfliktu, ta konferencja nie jest zakotwiczona w rzeczywistości ale w równoległym wszechświecie.


Głównym wyrażonym celem konferencji było popychanie ku rozwiązaniu w postaci dwóch państw, niemniej nie było żadnego przyznania faktu, że Izrael akceptuje koncepcję dwóch państw, podczas gdy przedstawiciele Palestyńczyków nigdy tego nie zaakceptowali.


Nie było uznania faktu, że Izrael jest nadal skłonny, także przy najbardziej prawicowym rządzie w swojej historii, prowadzić negocjacje o rozwiązaniu w postaci dwóch państw, ale Autonomia Palestyńska od lat przedstawia najbardziej niedorzeczne wymówki dla odmowy negocjowania.


Nie było uznania faktu, że społeczeństwo palestyńskie jest bardzo podzielone, bardzo niedemokratyczne, podżegane do przemocy i w żaden sposób nie potrafi stworzyć pokojowego rządu obok Izraela.


Nie było uznania faktu, że władze palestyńskie i arabskie są czynnie zaangażowane w szerzenie antysemickiej nienawiści od czasu ogłoszenia niepodległości przez Izrael i że ten fakt jest przyczyną, dla której zaczął się ten konflikt i dla której nadal nie ma państwa palestyńskiego.


Chciałbym, by powstało państwo palestyńskie, ale wiem także, że to właśnie te sprawy są przeszkodami stojącymi na drodze do jego utworzenia. Trzeba się nimi zająć, nie zaś je ignorować. Miałkie wypowiedzi typu „jest ważne, by obie strony zatwierdziły swoje oddanie wobec tego rozwiązania”, nie wystarczają. Komunikat nie wspomniał nawet o głównej przeszkodzie dla jakiegokolwiek rozwiązania w postaci dwóch państw, którą jest palestyńskie naleganie na zalanie Izraela potomkami uchodźców palestyńskich.


Gdyby jacyś ludzie na tej konferencji naprawdę byli zainteresowani utworzeniem państwa palestyńskiego, przestaliby uprawiać gierki i poruszyliby te sprawy oraz dyskutowali o tym, jak się nimi zająć. To jednak wymagałoby odwagi i prawości. Wymagałoby to umieszczenia interesów Palestyńczyków ponad własnymi interesami zachowania dobrych stosunków handlowych z krajami, które wolą nie widzieć żadnego rozwiązania niż zobaczyć rozwiązanie, które zatwierdzałoby istnienie państwa żydowskiego.


Le Monde przyznał, że konferencja była “symboliczna”, ale nie zrozumiał, czego była symbolem. Była symbolem polityków używających politycznie poprawnego języka, a równocześnie obawiających się uznania prawdziwych problemów.


Mam nadzieje, że przynajmniej podatnicy siedemdziesięciu krajów, włącznie z moim krajem, Kanadą, byli zadowoleni, mogąc zapłacić miliony dolarów, by ich politycy i dyplomaci cieszyli się pobytem w Paryżu. Sam byłem niedawno w Paryżu i zrobiłem zdjęcie pięknej Sekwany, ale, jak kto głupi, w odróżnieniu od tych polityków i dyplomatów, opłaciłem podróż z własnych pieniędzy.


An Arab’s view on the Paris peace summit

Times of Israel, 16 stycznia 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Fred Maroun

Pochodzący z Libanu Kanadyjczyk. Wyemigrował do Kanady w 1984 roku, po 10 latach wojny domowej. Jest działaczem na rzecz liberalizacji społeczeństw Bliskiego Wschodu. Prowadzi stronę internetową fredmaroun.blogspot.com

 

 Od Redakcji

 

Honorowym gościem paryskiej konferencji był oczywiście Abu Mazen, znany jako Abbas, wychowanek moskiewskiego uniwersytetu, gdzie w dysertacji doktorskiej pisał o swoich wątpliwościach na temat Holocaustu, „prezydent” nieistniejącego państwa „Palestyna”, sprawujący swoją czteroletnią kadencję od 12 lat, terroryzujący swoją ludność i terroryzowany przez Hamas oraz bardziej radykalnych członków OWP (Fatahu), płacący wysokie wynagrodzenia każdemu, kto zabił jakiegokolwiek Żyda i każdemu, kto próbował, ale mu w tym ci wstrętni Żydzi przeszkodzili.


Przed wizytą w Paryżu Abu Mazen odwiedził papieża Franciszka, który zafundował mu ambasadę „Palestyny”, wyściskał i pogadał o tym, jak to obaj mocno pragną pokoju. Pisząca o tym wydarzeniu w „Il Giornale” Fiamma Nirenstein, przypomina, że Watykan przez pół wieku zwlekał z uznaniem Izraela i że zrobił to dopiero papież z Polski. Włoska pisarka, dziennikarka i była posłanka, która niedawno przeniosła się do Izraela, o tej watykańskiej wizycie Abbasa pisała:

„Przyjęto go uściskami i darami oraz zapewnieniami, że Papież postrzega Palestynę jako istniejące państwo i Abu Mazena jako jego głowę – cudaczny wybór obiektu gorącego poparcia w czasach, kiedy świat doświadcza plagi terroryzmu i wojen, a ta plaga jest głównie koszmarem Bliskiego Wschodu.”