Dwugłos o rezolucji w sprawie żydowskich domów


Alan M. Dershowitz i Fred Maroun 2016-12-25

Samantha Power, amerykańska ambasador przy Radzie Bezpieczeństwa ONZ przemawia po głosowaniu, w którym Stany Zjednoczone wstrzymały się od głosu.
Samantha Power, amerykańska ambasador przy Radzie Bezpieczeństwa ONZ przemawia po głosowaniu, w którym Stany Zjednoczone wstrzymały się od głosu.

Przedstawiamy dwugłos na temat rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie izraelskich osiedli za linią zawieszenia broni w 1949 roku. Głos wybitnego amerykańskiego prawnika Alana Dershowitza, który wyjaśnia, dlaczego jego zdaniem manewry prezydenta Obamy nie tylko nie przybliżają pokoju, ale wręcz oddalają jego perspektywę oraz głos kanadyjskiego Araba z Libanu, który zastanawia się nad pytaniem, jakim cudem czystka etniczna ma przybliżyć powstanie państwa palestyńskiego.

Alam M. Dershowitz:

Decyzja Egiptu wycofania projektu jednostronnej, antyizraelskiej rezolucji Rady Bezpieczeństwa nie powinna przesłaniać smutnej rzeczywistości, że administracja Obamy naciskała na uchwalenie tej rezolucji. Stany Zjednoczone próbowały ukryć swoją aktywną rolę „za kulisami” przez cichą zapowieź powstrzymania się od głosu zamiast głosowania za rezolucją. Jednak w kontekście Rady Bezpieczeństwa, gdzie tylko amerykańskie weto może zapobiec automatycznemu przyjmowaniu rezolucji antyizraelskich, powstrzymanie się jest de facto głosem za rezolucją. A z powodu tej automatycznej większości rezolucja antyizraelska, taka jak ta, nie może być anulowana przez przyszłego prezydenta Ameryki. Raz nie postawione weto nie może zostać postawione retroaktywnie.


Konsekwencją decyzji Obamy, by dążyć do uchwalenia tej rezolucji i powstrzymać się od głosu, jest związanie rąk następcom prezydenta Obamy, a szczególnie prezydentowi-elektowi, Trumpowi. Dlatego też Trump zrobił słuszną rzecz w reakcji na prowokację Obamy. Gdyby odchodzący prezydent nie próbował związać rąk kolejnemu prezydentowi, Trump nie interweniowałby. Gdyby jednak nie wezwał Egipcjan do wycofania projektu tej rezolucji, uczyniłby własną sytuację znacznie trudniejszą, gdy będzie próbował doprowadzić do wynegocjowanego rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego.


Powodem tego jest to, że rezolucja Rady Bezpieczeństwa, deklarująca linię demarkacyjną z 1967 r. za nienaruszalną, a każdy budynek poza tą linią za nielegalny, wręcz uniemożliwi przywódcom palestyńskim zaakceptowanie czegokolwiek mniej w negocjacjach. Ponadto uchwalenie takiej rezolucji odbierze Palestyńczykom jakąkolwiek motywację do zaakceptowania zaproszenia premiera Netanjahu, by usiąść i prowadzić negocjacje bez warunków wstępnych. Takie negocjacje wymagają od obu stron bolesnych ustępstw, jeśli ma zostać osiągnięte porozumienie. Rezolucja Rady Bezpieczeństwa zaś, stając po stronie Palestyńczyków, daje Palestyńczykom fałszywą nadzieję, że mogą dostać państwo od Narodów Zjednoczonych bez żadnych bolesnych ustępstw.


Próba odchodzącego prezydenta Obamy, by związać ręce swojemu następcy, nie tylko nie przybliża pokoju, ale jest również niedemokratyczna w swej naturze. Okres między wyborem następnego prezydenta, a odejściem poprzedniego jest czasem, kiedy nasz system gwarantujący zachowanie równowagi politycznej jest praktycznie zawieszony. Prezydent może egoistycznie próbować nadać połysk swojemu osobistemu dziedzictwu kosztem naszych interesów narodowych i międzynarodowych. Może nawet wyrównywać osobiste porachunki i działać na podstawie osobistych urazów. Wydaje się, że to właśnie dzieje się tutaj. Kongres nie popiera tej rezolucji; naród amerykański nie popiera tej rezolucji; żaden przywódca izraelski – od lewicy, poprzez centrum, do prawicy – nie popiera tej rezolucji. Nawet niektórzy członkowie administracji Obamy nie popierają tej rezolucji. Ale Obama jest pełen determinacji – po 8 latach frustracji i niepowodzenia w doprowadzeniu do spotkania Izraelczyków i Palestyńczyków – by pozostawić swoje piętno na bliskowschodnim procesie pokojowym. Jeśli jednak uda mu się przepchnąć tę rezolucję, jego piętnem będzie koniec jakiejkolwiek realistycznej perspektywy na wynegocjowanie pokoju.


Można by sądzić, że Obama nauczył się czegoś na swoich poprzednich błędach na Bliskim Wschodzie. Swoimi działaniami i brakiem działań w sprawach Iranu, Syrii, Egiptu i Iraku zraził Saudyjczyków, Egipcjan, Jordańczyków, Emiraty i innych sojuszników. Wszystko, czego dotknął, zamieniało się w piasek.


Teraz, w swoich ostatnich dniach, chce sprawić kłopoty swojemu następcy. Powinno się go zatrzymać w imię pokoju, demokracji i podstawowej przyzwoitości.


Wygląda jednak na to, że Obama nie da się zatrzymać. Czterech niestałych członków Rady Bezpieczeństwa postanowiło przepchnąć tę rezolucję do głosowania obecnie. Trudno uwierzyć, że zrobiliby to bez cichego poparcia Stanów Zjednoczonych.


Aneks


Jak przewidywano, Stany Zjednoczone pozwoliły, by Rada Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych zaaprobowała antyizraelską rezolucję. Za przyjęciem rezolucji głosowała Rosja, która od 1945 r. okupuje Königsberg po zdobyciu tego starożytnego miasta niemieckiego, etnicznym oczyszczeniu jego populacji i sprowadzeniu setek tysięcy rosyjskich osadników; Chiny, które okupują Tybet i sprowadziły tysiące chińskich osadników; Francja, która przez wiele lat okupowała i zasiedlała Algierię; Wielka Brytania, która okupowała i kolonizowała znaczącą część globu; i rozmaite inne kraje, z których kilka w sposób horrendalny łamie prawa człowieka.


Izrael zaś oferował zakończenie okupacji i budowy osiedli w 2000-2001 r. i raz jeszcze w 2008 r., tylko po to, by spotkać się z odrzuceniem propozycji przez kierownictwo palestyńskie. Ale Izrael jest jedynym krajem potępionym przez Radę Bezpieczeństwa za okupację i osiedlanie. Ta hipokryzja jest typowa dla Narodów Zjednoczonych, co przyznała nawet nasza przedstawicielka, kiedy wyjaśniała, dlaczego Stany Zjednoczone wstrzymały się od głosu.


Teraz będzie jeszcze trudniej osiągnąć pokój, bo Palestyńczycy są jeszcze bardziej przekonani, że nie muszą akceptować izraelskiej oferty negocjacji bez warunków wstępnych.


Dziękujemy ci, prezydencie Obamo, za zakończenie twoich 8 lat fatalnej polityki zagranicznej końcowym ciosem w pokój, stabilność i przyzwoitość.


Kongres może złagodzić wpływ tej destrukcyjnej rezolucji przez uchwalenie ustawy oświadczającej, że ta rezolucja nie reprezentuje polityki Stanów Zjednoczonych, którą jest założenie, że pokój nie przyjdzie poprzez rezolucje Narodów Zjednoczonych, ale tylko przez bezpośrednie negocjacje między stronami. Prawo powinno także zabronić użycia jakichkolwiek funduszy Stanów Zjednoczonych – bezpośrednio lub pośrednio – na poparcie tej rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Podejrzewam, że nowy prezydent będzie skłonny podpisać takie prawo.


Trump was Right to Try to stop Obama from Tying his Hands on Israel

 

Kiedy Rada Bezpieczeństwa ONZ wreszcie potępi palestyńskie osiedla w Izraelu?


Fred Maroun


Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła rezolucję, haniebnie niezawetowaną przez Stany Zjednoczone i jeszcze bardziej haniebnie popartą przez Wielką Brytanię i Francję, potępiającą osiedla izraelskie na Zachodnim Brzegu, znanym znacznie dłużej pod nazwą Judea i Samaria.


Ambasador USA przy ONZ, Samantha Power, uzasadniała stanowisko USA, mówiąc, że “Musi się dokonać wyboru między osiedlami a oddzieleniem”. Ta logika przyprawia o zawrót głowy. Dlaczego obecność Żydów w miejscu, które może kiedyś należeć do państwa palestyńskiego, ma być przeszkodą do założenia państwa palestyńskiego? Czy państwo palestyńskie nie będzie w stanie funkcjonować, posiadając mniejszość żydowską?


Twierdzenie, że osiedla na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie Wschodniej są przeszkodą dla utworzenia państwa palestyńskiego, jest szczególnie absurdalne biorąc pod uwagę fakt, że ani jeden Żyd nie żył na tych ziemiach między 1948 a 1967 rokiem, a przecież nie utworzono żadnego państwa palestyńskiego.


Chociaż Rada Bezpieczeństwa nigdy tego nie przyzna, wiemy, że jedynym powodem, dla którego nie ma państwa palestyńskiego, jest to, że Arabowie zdecydowali dawno temu, że nigdy nie podejmą żadnego kroku, który zatwierdzałby istnienie państwa izraelskiego. Stworzenie Palestyny obok Izraela byłoby takim krokiem.


Powiedzenie, że “musi się dokonać wyboru między osiedlami a oddzieleniem” jest równie absurdalne, jak powiedzenie, że obecność Arabów w Izraelu jest przeszkodą dla istnienia Izraela. Jeśli USA tak uważają, dlaczego nie przedstawią Radzie Bezpieczeństwa rezolucji potępiającej obecność palestyńską w Izraelu? Byłaby to głupia rezolucja, ale nie głupsza, niż rezolucja, której zawetowania odmówił rząd prezydenta Baracka Obamy.


Taka rezolucja zostałaby oczywiście odrzucona, nie tylko dlatego, że nie przedstawiłyby jej USA, ale także dlatego, że nie popierałby jej nikt inny – i słusznie. Nikt nie powinien popierać rezolucji, która zabrania mniejszości życia na ziemi, szczególnie ziemi, na której ich przodkowie żyli przez pokolenia. Nikt nie popierałby tak skrajnego przypadku czystki etnicznej. A może jednak? W końcu, Rada Bezpieczeństwa zrobiła to właśnie!


When will the UNSC finally denounce Palestinian settlements in Israel

Times of Israel, 24 grudnia 2016

Tłumaczenie: Małgorzataz Koraszewska



Alan M. Dershowitz

Amerykański prawnik i komentator spraw międzynarodowych. Emerytowany wykładowca prawa konstytucyjnego (w 1967 roku w wieku lat 28 został najmłodszym profesorem zwyczajnym prawa w historii Harvard Law School).

Dershowitz jest autorem wielu książek, wśród których najgłośniejszą jest The Case for Israel (2003). Jest to książka, z którą można się zgadzać lub nie, ale która jest obowiązkową lekturą dla każdego, kto próbuje zrozumieć zawikłany obraz konfliktu na Bliskim Wschodzie oraz sposobu postrzegania Izraela przez resztę świata.



Fred Maroun

Pochodzący z Libanu Kanadyjczyk. Wyemigrował do Kanady w 1984 roku, po 10 latach wojny domowej. Jest działaczem na rzecz liberalizacji społeczeństw Bliskiego Wschodu. Prowadzi stronę internetową fredmaroun.blogspot.com