Bajka o kaczkach karolinkach


Jerry Coyne 2016-12-16


Czytelnik Bruce Lyon przysłał to, co nazywa “bajką o kaczkach karolinkach”. No cóż, podobnie jak bajki z dzieciństwa, nie wszystko jest śmiechem i radością, ale jak w bajkach, ma szczęśliwe zakończenie. I jest w tym nieco sympatycznej biologii. Bohaterami bajki są nękana kłopotami mama kaczka karolinka (Aix sponsa), kilka drapieżnych modrowronek kalifornijskich (Aphelocoma californica) i opiekuńczy przepiór kalifornijski (Callipepla californica).


Poniższy tekst jest autorstwa Bruce’a.


Razem z kolegą, Johnem Eadiem, obserwowaliśmy dziwaczne wydarzenie przy gnieździe kaczki karolinki. John od dziesięciu lat zajmuje się badaniem pasożytnictwa wewnątrzgatunkowego w kilku populacjach tych kaczek w pobliżu Davis w Kalifornii. Jednak przed opisem dziwnego zjawiska, najpierw przedstawię trochę tła. Karolinki składają entuzjastycznie jaja nawzajem w swoich gniazdach i próbujemy zrozumieć adaptacyjną podstawę (jeśli taka istnieje) tego „wewnątrzgatunkowego pasożytnictwa gniazdowego”. Pasożytnictwo jest tak powszechne, że w większości gniazd znajduje się jaja więcej niż tylko jednej samicy, a gniazda z 40 do 50 jajami wcale nie są rzadkością.

John Eadie sprawdza przygotowaną skrzynię na gniazdo kacze w pobliżu Butte City w Kalifornii.
John Eadie sprawdza przygotowaną skrzynię na gniazdo kacze w pobliżu Butte City w Kalifornii.


Kaczka wysiadująca jaja w skrzyni.
Kaczka wysiadująca jaja w skrzyni.


Przykład dużego lęgu, kiedy kilka samic składa jaja w tej samej skrzyni. Jaja o różnym kolorze zostały złożone przez inne samice, a więc pasożytyzm w tym gnieździe widać gołym okiem.
Przykład dużego lęgu, kiedy kilka samic składa jaja w tej samej skrzyni. Jaja o różnym kolorze zostały złożone przez inne samice, a więc pasożytyzm w tym gnieździe widać gołym okiem.

Karolinki gniazdują w dziuplach (i przygotowanych dla nich skrzyniach) a ich kaczątka słyną z tego, że po wykluciu się skaczą z wysoko położonych gniazd. Ponieważ ściśle monitorowaliśmy gniazda, wiedzieliśmy o kilku, gdzie kaczęta wykluły się i postanowiliśmy pilnować gniazda i obserwować te małe skoczki w dzień po wykluciu się. Gniazdo było tuż koło naszej chaty, mogliśmy więc siedzieć w samochodzie i obserwować gniazdo bez przeszkadzania kaczce i jej pisklętom.


Mama kaczka była bardzo ostrożna w kwestii pozwolenia pisklętom na opuszczenie gniazda (pisklaki wydawały się czekać na sygnał od mamy zanim zaczynały skakać). Wchodziła i wychodziła ze skrzyni trzy razy, za każdym razem siedząc u wejścia przez pięć minut, starannie przyglądając się otoczeniu. Niestety, para modrowronek kalifornijskich nauczyła się, że skrzynia kaczek jest pudełkiem z obiadem i już wcześnie rano krążyły w pobliżu. Być może więc modrowronki spowodowały, że była tak ostrożna. Wreszcie sfrunęła na ziemię, pochodziła trochę wokół, a potem musiała zawołać kaczęta, bo nagle zaczęły wyskakiwać ze skrzyni jak popcorn na patelni.


Samica zlatuje na ziemię, by wreszcie wywołać kaczęta.
Samica zlatuje na ziemię, by wreszcie wywołać kaczęta.


Tutaj są!
Tutaj są!


Kaczętom wydają się pomagać w locie ich stopy z błoną pławną.
Kaczętom wydają się pomagać w locie ich stopy z błoną pławną.

Kaczęta pojawiały się grupami – trzy lub cztery w jednym rzucie, a potem przerwa na kilka minut i kolejne trzy lub cztery. Niestety, nie wiemy, czy takie wychodzenie grupami jest normalne, bo gdy tylko pierwsze kaczątka dotarły na ziemię, jedna z modrowronek zapikowała, chwyciła kaczątko, zabrała je i zabiła. Modrowronki schwytały parę z pierwszych wyskakujących kaczątek. Podejrzewamy, że to wystraszyło kaczkę, bo zabrała pozostałe kaczęta, kiedy tylko osiem z 18 kaczątek opuściło gniazdo. Dziesięć piskląt pozostało w gnieździe.

Pokazuje się modrowronka.
Pokazuje się modrowronka.


Modrowronka rozprawia się z kaczątkiem.
Modrowronka rozprawia się z kaczątkiem.

Większość pozostałych kaczątek w końcu wyskoczyło, ale ponieważ nie było w pobliżu mamy, by dać im instrukcje, siedziały po prostu pod gniazdem drąc się wniebogłosy. Po kilku minutach zaczęły błąkać się chaotycznie w koło:


Modrowronki złapały jeszcze dwa kaczątka, ale potem stało się coś zdumiewającego. Wpadł samiec przepióra kalifornijskiego i zaczął bronić kacząt – atakował modrowronki trzy razy, kiedy przylatywały po kaczątko i nie dopuścił, by którekolwiek porwały. Kaczęta szły potem za nim przez 45 minut, kiedy pożywiał się na skraju lasu. Przepiór był wyraźnie zdezorientowany sytuacją, bo poza odganianiem modrowronek, często dziobał także kaczęta. Po około pół godzinie przepiór i kaczęta weszli do lasu i w końcu kaczęta przestały piszczeć. Słyszeliśmy mamę kaczkę niedaleko w lesie, wzywającą kaczęta, a więc zgadujemy, że wróciła po swoje pozostałe dzieci.

Przepiór ze swoimi chwilowo adoptowanymi pociechami.
Przepiór ze swoimi chwilowo adoptowanymi pociechami.



John i ja byliśmy dość osłupiali tym, co się stało i nie mamy na to dobrego wyjaśnienia. Samce przepióra bronią własnych piskląt przed drapieżnikami. Jedną z możliwości jest, że zawołania kaczątek o pomoc były podobne do zawołań piskląt przepióra i to wyzwoliło jego reakcję obronną. Potem jednak dziobał je, co sugerowałoby, że coś mu się niezupełnie zgadzało.


Jest w literaturze kilka dziwacznych przykładów takiej “niewłaściwie skierowanej” opieki rodzicielskiej. Moim ulubionym przykładem jest klasyk z podręczników, pokazany poniżej: samiec kardynał sfotografowany przy karmieniu złotej rybki (zdjęcie z Internetu, fotograf nieznany). Rozdziawiony pysk ryby mógł przypominać żebrzące pisklę.



Reader’s wildlife photos: A wood duck fairy tale

Why Evolution Is True, 6 grudnia 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska