Kiedy wolność słowa staje się kiepskim żartem


Andrzej Koraszewski 2016-12-13


Ryan Bellerose napisał artykuł o wolności akademickiej i mowie nienawiści, zaczyna go od deklaracji, że ma już dość świętoszków. Ryan to zwaliste chłopisko, kanadyjski Indianin, który lubi walić prosto z mostu. Tym, razem pisze, że mu się rzygać chce na widok świętoszków twierdzących, że walczą o wolność.

Bellerose to i owo o walce o wolność wie, o problemach z wolnością słowa też i szlag go trafia, kiedy widzi jak ta wolność słowa jest dziś nadużywana. Ci, którzy walczyli o wolność słowa, nie robili tego dla wyznawców konspiracyjnych teorii siejących kłamstwa, przesądy i uprzedzenia.          


Wolność akademicka miała oznaczać swobodę badań, utrudnić zakładanie kagańca nauce, a nie propagowanie ideologii jako nauki. Walka o wolność akademicką – pisze – nie miała wyzwolić nas z rygoru naukowych metod. A to oznacza, że czegokolwiek się naucza, musi mieć uzasadnienie w faktach i nie może być wolne od krytyki. Wolność akademicka bez rygorów naukowej metody staje się kiepskim żartem.


Nauczyciele akademiccy, którzy mają osiągnięcia na polu naukowym, powinni mieć poczucie bezpieczeństwa pracy, ale to bezpieczeństwo nie może być wykorzystywane przez ludzi nadużywających wolności akademickiej. Zbyt wielu profesorów broni dziś bezpieczeństwa zatrudnienia na uniwersytetach kosztem zawodowej rzetelności. 


Żyjemy w czasach chodzenia na skróty. Wszystko może być przedmiotem „otwartej debaty”, a jednak teorie konspiracyjne nie mają nic do roboty w uniwersyteckich salach, a nawet jeśli się tam pojawiają, to uniwersytet powinien przynajmniej zadbać o przeciwwagę, bo chyba o to chodzi w „otwartej dyskusji”. Historia, która zajmuje się narracjami i opiniami, ignorując fakty, staje się źródłem dezinformacji. Płytka, jednostronna informacja nie jest żadną informacją.       


Wolność słowa – pisze Ryan Bellerose – jest dziś najbardziej nadużywaną wolnością na świecie. Lewica ma swoją wersję: pełna wolność jak długo się ze mną zgadzasz. Ci, którzy się nie zgadzają, są faszystami. Stworzyli sobie całą kulturę Bojowników o Wolność, Pokój i Sprawiedliwość. Chamskie inwektywy fruwają w powietrzu, ale spróbuj odpowiedzieć, to okaże się, że nie masz żadnej kultury. 

 

Drugi gatunek ludzi chronicznie nadużywających wolności słowa, to ci, którzy mówią to, co myślą przy pomocy ograniczonej liczby zazwyczaj niecenzuralnych pojęć. Jest to wolność słowa szczerego i nieskalanego głębszą myślą.


Starcie lewoskrętnych i prawoskrętnych wolnościowców ma miejsce głównie w teatrze mediów społecznościowych, gdzie króluje wolna amerykanka. Tu ludzie tłuką się po łbach enigmatycznymi narracjami. Tu sypią się lajki i anylajki pod postami, których „komentujący” nie czytał (jeśli, to słowa) i nie oglądał (kiedy komentuje pod filmem), wszystko, co się liczy, to tytuł, tysiące ludzi reaguje wyłącznie na to, co jest na samej górze i dużymi literami, tytuły są głównymi nośnikami kłamstwa i nienawiści. Głębiej w tekście można nawet uchylić rąbka prawdy, a nawet poinformować o faktach, większość tak daleko nie zajrzy. Najczęściej opluwana jest jedna grupa etniczna, - pisze Ryan Bellerose - wolno ją oskarżać o wszystko, o to, że to ona zorganizowała zamach 11 Września, i o nazizm, którego była ofiarą, o co chcesz.


Jednak kłamstwa o jednej grupie nie zatrzymają się na niej.

„Czas się obudzić i uświadomić sobie, że pokolenie przed nami walczyło i umierało za prawdziwą wolność, a nie za jej perwersyjną postać, którą widzimy dziś w mediach społecznościowych. Odbierzmy ją i oczyśćmy. Pozwólmy wolności akademickiej być ponownie tym, czym była i przywróćmy szacunek wolności słowa.”

Ten apel nie ma oczywiście najmniejszych szans na realizację. Warto go jednak dostrzec, chociażby po to, żeby zastanowić się jak mogą wyglądać oazy, gdzie te zdegenerowane formy wolności słowa wylatują za drzwi i gdzie mówi się bez owijania w bawełnę, że wolność akademicka bez rygorów naukowej metody jest jawnym oszustwem.

 

Dlaczego Ryan Bellerose łączy to wszystko z odwiecznym antysemityzmem i kłamliwymi atakami na Izrael? No cóż, pochodzi z rodziny, która od wielu pokoleń walczy o prawa kanadyjskich Indian, więc kiedy pod płaszczykiem obrony praw człowieka próbowano mu zaszczepić nienawiść do Żydów, zabrał się za systematyczne studia nad historią Bliskiego Wschodu i szybko doszedł do wniosku, że coś tu mocno śmierdzi. Im dłużej i dokładniej oglądał argumenty przedstawiane na uniwersytetach, w mediach głównego nurtu i w mediach społecznościowych, tym wyraźniej widział wszechobecną teorię spiskową, tak dobrze znaną od początków chrześcijaństwa, stanowiącą później fundament ideologii nazistowskiej, stanowiącą dziś centralny kanon ideologii islamistów i ukochane dziecko sierot po Związku Radzieckim.

 

Ryan od lat nie przestaje śledzić katastrofy racjonalizmu niszczonego starym, paranoicznym zabobonnym lękiem i nienawiścią. Czy ma rację, że stosunek do Żydów i do Izraela jest znowu papierkiem lakmusowym ujawniającym zakażenie wirusem bezmyślnej, ślepej nienawiści?

 

Jego zaproszenie do analizy perwersyjnego korzystania z wolności słowa i wolności akademickiej wydaje się być szczególnie ważne. Na tym polu widać wyraźnie, jak paranoiczne uprzedzenia zmieniają moralność, systematycznie obniżając próg tolerancji dla kłamstwa, obmowy, sympatii dla morderców, aż po gotowości współudziału w kolejnej zagładzie. Dla okrasy można patologię ubrać w kostium obrońcy praw człowieka.