Do posłanki co dyskutować chciała


Andrzej Koraszewski 2016-11-19

Posłanka do Sejmu RP z ramienia PiS, Beata Mateusiak-Pielucha
Posłanka do Sejmu RP z ramienia PiS, Beata Mateusiak-Pielucha

Posłanka do Sejmu Rzeczpospolitej, pani  Beata Mateusiak-Pielucha, została zarzucona nie tylko krytyką, ale również pełnymi nienawiści mailami i komentarzami. Te gniewne reakcje wywołało zdanie w jej artykule, w którym domaga się oświadczeń od ateistów, prawosławnych i muzułmanów oraz deportowania ich, jeśli nie spełniają naszych wymagań.


Na swoim Facebooku posłanka pisze, że nazywanie jej faszystowską k... nie jest dobrym sposobem na dyskusję.  Nie jestem pewien, czy pani poseł faktycznie wzywała do dyskusji, ale postanowiłem podnieść rękawiczkę.

Oczywiście ma Pani rację pisząc, że nazywanie Panią faszystowską k... nie jest dobrym sposobem na dyskusję. Zastanawiam się, jak zareagowałaby Pani na proste pytanie – czy jest możliwe, że napisała Pani głupstwo? To głupstwo jest „zaledwie” efektem braku precyzji. Pracując jako tłumacz dla szwedzkiej policji przyczyniłem się do deportacji wielu Polaków, którzy popełnili przestępstwa, a czasem tylko wykroczenia na terenie Szwecji. Pani jednak nie napisała, że cudzoziemcy, którzy popełnili przestępstwo na terenie Polski, jeśli nie są obywatelami naszego kraju, powinni być deportowani. (Niektóre wypowiedzi Trumpa na temat imigrantów były równie nieścisłe i potem je korygował.)  Ma Pani rację, polityka imigracyjna powinna być przedmiotem dyskusji, w której starannie ważymy słowa.

 

Zanim przejdę do Pani propozycji deportowania, zatrzymam się przy kontekście. Zarzuca Pani swoim krytykom wyrwanie owego akapitu z kontekstu. Kontekstem są refleksje po obejrzeniu filmu „Wołyń”. Pisze Pani, że nie zna Pani tych ziem. Obawiam się, że nie zna Pani również ich historii, ale pewność mam tylko w jednej sprawie – nie kłopocze się Pani pytaniem o przyczyny tak wielkiej ówczesnej nienawiści Ukraińców do Polaków. Odnosi się wrażenie, że nie zastanawiała się Pani na tym, jak wyglądało nasze panowanie na ziemiach ukraińskich. Zbrodnia wołyńska jest przez polskich nacjonalistów wyrywana z historycznego kontekstu. Tak jest wygodniej, tak czujemy się lepiej przedstawiając się wyłącznie jako niewinne ofiary. Jak często bywało w historii, ślepy gniew spadał na niewinnych ludzi. Nacjonalizm budzi demony.

 

Zarzuca Pani krytykom, że zignorowali kontekst cytatu z Pani artykułu. Ten kontekst jest rzeczywiście ciekawy.  Jak zaczynają się akapity poprzedzające ten, który wywołał burzę? Pięć akapitów wcześniej czytamy: „Niebezpieczeństwo epitetów medialnych nie może jednak odbierać odwagi myślenia...” Te słowa wyrwane z kontekstu budzą sympatię, ależ tak, oczywiście.   W kolejnym akapicie jednak znajdujemy zdanie: „Takie zachowanie powinniśmy zostawić dziennikarzom pokroju Lisa czy Żakowskiego...” Nie przedstawia Pani konkretnych zarzutów (nawet takich wyrwanych z kontekstu), wymienionym dziennikarzom, informuje Pani o swojej niechęci, robi Pani to, przed czym Pani ostrzega.        

 

W kolejnym akapicie stwierdza Pani, że Ukraina jest w stanie wojny i że mamy prawo pytać jakiej Ukrainy Ukraińcy chcą dla siebie. Na tym bardzo ogólnym poziomie znowu zgoda. Czy umie Pani odpowiedzieć na pytanie, jakiej Polski chcą dla siebie Polacy? Nieco innej Polski chcą zaprzyjaźnieni z PiS członkowie ONR, innej prezes rządzącej partii, innej ksiądz Rydzyk, jeszcze innej ksiądz Boniecki. Ścieramy się o gospodarkę, oświatę, o rozumienie tego, czym jest patriotyzm. Ukraińcy podobnie i nie ma jednej odpowiedzi na pytanie o to, jakiej Ukrainy chcą Ukraińcy.  Co więcej, kiedy Polak stawia to pytanie Ukraińcowi, on może zapytać, co się za tym pytaniem kryje (a może się tu kryć bardzo wiele).

 

Kolejny akapit sprawia wrażenie, że czuje się Pani bardziej katoliczką niż Polką i bardziej Polką niż człowiekiem. Zaczyna się ten akapit tak:   „Oczywiście uznaję za obowiązek katolika pomaganie...”. Po odczytaniu tego akapitu czytelnik przestaje się dziwić, że oczekuje Pani jakichś deklaracji od ateistów. Najwyraźniej jest Pani podejrzliwa wobec ludzi, którzy katolikami nie są. Dla mnie, ateisty, obowiązek pomagania drugiemu człowiekowi jest obowiązkiem, który nie wynika z ateizmu, ani z polskości. Najpierw jestem człowiekiem, a dopiero potem Polakiem, zaś katolikiem nie jestem od dwunastego roku życia, co nie znaczy, że nie uczyłem się humanizmu od wspaniałych chrześcijan, że nie czerpałem z dziedzictwa arabskiego, że nie korzystam z dziedzictwa greckiego. Pewnie uczono Panią w szkole, że najwspanialszych (z moralnego punktu widzenia) chrześcijan deportowano z Polski. Bracia Polscy (arianie) na stulecia przed  innymi antycypowali naszą dzisiejszą moralność. Sprzeciwiali się niewolnictwu, chcieli dać wolność chłopom, twierdzili, że wszyscy jesteśmy równi. Dla nas dziś to oczywistość, ale były to twierdzenia tak bluźniercze, że szlachta i księża namawiali chłopów, żeby ich mordowali, a chłopi wierzyli, że ci arianie to bluźniercy, którzy chcą szkodzić Bogu i Kościołowi. Czytając Pani tekst zastanawiałem się trochę, czy gotowa jest Pani potępić deportację Braci Polskich, czy też jako katoliczka czuje się Pani w obowiązku nadal całym sercem ją popierać?      

 

Wywodzi Pani swój obowiązek bycia człowiekiem ze swojej katolickiej wiary. To prawda, wiara religijna może być źródłem moralnego zachowania, ale równie często, a raczej znacznie częściej, jest źródłem zachowań wykluczających, antagonizmów, wojen religijnych. Próbowaliśmy narzucić Ukraińcom naszą katolicką wiarę i nie robiliśmy tego przy pomocy samych argumentów (prawdopodobnie w szkole oszczędzono Pani tej historii). Wojny religijne to paskudny rozdział europejskiej historii. Osławiona polska tolerancja była po katolickiej stronie dziełem heretyków, wspaniałych ludzi, którzy ostro spierali się z Kościołem. Dziś muzułmanie ratujący chrześcijan przed barbarzyństwem swoich współwiernych są bohaterami, ale wielu innych muzułmanów uważa ich za apostatów, za odmianę ateistów. Czy zauważyła Pani niechęć swoich towarzyszy partyjnych do profesora Władysława Bartoszewskiego? On również pomagając Żydom podczas wojny wyprowadzał swój obowiązek bycia człowiekiem ze swojej wiary katolickiej. Podczas okupacji, dla polskich Żydów największym zagrożeniem byli katoliccy sąsiedzi, ci którzy za podszeptem księży w rodzaju księdza Międlara uważali, że wydanie Żyda, a nawet mordowanie Żydów i rabunek ich mienia, to nie jest grzech i nie kłóci się z katolickim rozumieniem bycia człowiekiem. Władysław Bartoszewski (i nie on jeden) uważał, że jego katolicyzm dyktuje inny sposób rozumienia tego, co to znaczy być człowiekiem. Przed tym strasznym czasem okupacji, ci sami nacjonaliści w sutannach i bez domagali się deportowania Żydów, polskich obywateli i to nie tylko tych, którzy popełnili jakieś przestępstwa, ale wszystkich, którzy urodzili się Żydami. Rozumie Pani, że wielu ludziom takie wezwania do deportacji mogą źle się kojarzyć.

 

Akapit, w którym wywodzi Pani swoje człowieczeństwo ze swojej wiary jest interesujący. Pisze Pani w nim dalej: „...jeżeli chcą mieszkać w Polsce i pracować obok mnie, mam prawo spytać ich o poglądy, przekonania i nastawienie do wartości, które w Polsce uznajemy za ważne”. Znów, na tym poziomie ogólności właściwie się z Panią zgadzam. Trochę się oburzyłem, kiedy przyjechałem do Szwecji i w obozie dla uchodźców dostaliśmy broszurkę (po polsku), w której między innymi ostrzegano, że w Szwecji niczego nie załatwia się przy pomocy łapówek i że próba wręczenia urzędnikowi łapówki może spowodować natychmiastową deportację. Domyśla się Pani, że zabolało mnie to.  Pomyślałem, że traktują nas jak dzikusów, którzy nie mają pojęcia o moralności. Kiedy 27 lat później wracałem do ojczyzny, ojczyzna powitała mnie zupełnie bezczelnym domaganiem się łapówki przez celnika. Jak Pani pewnie wie, mamy w Polsce poważny problem z moralnością i przypadki korupcji polityków, urzędników, a nawet policjantów nie należą do rzadkości.

 

Kontekst słów, które ściągnęły na Panią taką burzę, jest interesujący, ale jest ważny powód, aby się skupić właśnie na tych czterech zdaniach. Pierwsze z nich trudno kwestionować. Tak, mamy prawo oczekiwać od rządu i rządzącej partii polityki otwartych oczu i rozwiązywania rzeczywistych problemów. Drugie zdanie też nie budzi kontrowersji. Oczekujemy, aby przybywający do nas cudzoziemcy załatwiali wszelkie formalności związane z ich pobytem zgodnie z prawem. Domyślam się, że w trzecim zdaniu, mamy skrót myślowy i że powinno ono brzmieć: Ale także powinniśmy wymagać od przybywających do nas cudzoziemców, niezależnie czy są ateistami, prawosławnymi, czy muzułmanami oświadczeń, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję i wartości uznawane w Polsce za ważne. 

 

Na swoim Facebooku napisała Pani, że to właśnie  miała Pani na myśli, nie innowierców, mieszkańców Polski, ale przybyszów szukających u nas schronienia. Zapewne tak napisane zdanie nie wywołałoby aż tak silnych reakcji. A jednak nawet tak zapisane zdanie byłoby nadal głupstwem. Kiedy szwedzka policja zatrzymywała polskich złodziei, czy awanturujących się polskich pijaków, nie pytano ich czy znają i akceptują szwedzką ustawę zasadniczą. Sprawdzano skrupulatnie, czy rzeczywiście popełnili przestępstwo, w przypadku poważnego przestępstwa skazywano na karę więzienia, w przypadku wykroczenia deportowano bez sądu. Uchodźcy, którzy szukali w Szwecji schronienia, otrzymywali nie tylko pomoc w nauce języka, ale i wprowadzenie w szwedzkie prawo i obyczaje. Jednak decyzja o deportacji była zawsze związana jednoznacznie z naruszeniem prawa, a nie z akceptacją jakichś wartości. W przypadku turysty mogło to być nawet podjęcie pracy na czarno, w przypadku człowieka starającego się o azyl, sprawa wymagała starannego zbadania i decyzji sądu. Innymi słowy, mam wrażenie, że napisała Pani to zdanie bez namysłu, chociaż jego intencji możemy się domyślać, a nawet (po licznych zastrzeżeniach dotyczących niezbędnych procedur) moglibyśmy się z nim zgodzić.

 

Pisze Pani, że nazywanie Panią faszystowską k... nie jest dobrym sposobem na dyskusję. Rozumiem, że traktuje Pani swój krótki tekst napisany po obejrzeniu filmu „Wołyń” za swego rodzaju wprowadzenie do dyskusji. Muszę powiedzieć, że tak traktując Pani artykuł, mam poważny problem. O czym miałaby ta dyskusja traktować? O antagonizmie polsko-ukraińskim, o polityce imigracyjnej, a może o patriotyzmie, czy nacjonalizmie, czy o kinematografii?

 

Skuteczna dyskusja wymaga dokładnego sprecyzowania tematu, starannego zdefiniowania pojęć w zagajeniu do dyskusji, wyraźnego postawienia pytań. Pani artykuł nie spełnia tych warunków. A burzę wywołało jedno bardzo niechlujnie napisane zdanie.

 

Przykro mi, że spotkały Panią tak nienawistne reakcje. Ta nienawiść buzująca w naszych „dyskusjach” budzi przerażenie. Jest to po części spowodowane tym, że ani szkoła, ani dom, ani tym bardziej dominująca religia, nie przygotowują nas do rzeczowych dyskusji. Bezładnie przerzucamy się pustymi słowami, często nie umiejąc nawet ustalić, o czym właściwie dyskutujemy. Efekty są ponure. Nie umiemy się dogadać w żadnej sprawie, a próby dyskutowania kończą się na pluciu. Szwedzi mają idiom polsk riksdag – polski sejm - używają go jako określenie bezładnej paplaniny. Ten idiom jest obecny w szwedzkim języku od stuleci. Od stuleci jesteśmy słynni w świecie z bezładnej paplaniny, z której wyłaniają się nasze kolejne narodowe klęski. Czasem warto dyskusję zacząć od pytania o czym rozmawiamy.