Złość i lęki nie znają logiki


Andrzej Koraszewski 2016-11-15


Liberalny muzułmanin (tak, są tacy) założył się z przyjacielem, że Trump wygra. Nie był sympatykiem Trumpa, po prostu jako obserwator miał takie odczucie. Muzułmanin, Brytyjczyk pochodzenia pakistańskiego, jego przyjaciel, były ambasador brytyjski w Pakistanie, pospołu wiązali swoje nadzieje ze zwycięstwem pani Clinton. Maajid Nawaz (bo to on jest tym liberalnym muzułmaninem), po zwycięstwie Donalda Trumpa wysłał natychmiast mail do swojego przyjaciela, Camerona Muntera, że płakać mu się chce i w żadnym razie nie chce nic na tym zwycięstwie zyskać, więc przyjaciel może przegrane pieniądze przekazać na jakiś cel dobroczynny.

Po opisie tego incydentu Nawaz przechodzi do refleksji nad populizmem, nad naszym nieustającym oburzeniem moralnym i nadętym poczuciem wyższości. Populizm – zauważa Nawaz – nie jest specyficzną cechą prawicy, jest specyficzną cechą naszych czasów. (Oczywiście moglibyśmy w tym miejscu dodać, że jest specyficzną cechą polityki wszystkich czasów, że dokumentowany był co najmniej od czasów Arystofanesa, ale media elektroniczne dodały mu skrzydeł.)     


Lewica – pisze Nawaz – jest wściekła, wystraszona i coraz bardziej zieje jadem. W swoich zachowaniach okazuje cechy, które z takim zapałem krytykuje u swoich prawicowych przeciwników. To wszystko nakręca strach po obu stronach, a wystraszeni ludzie mogą robić rzeczy straszne, co widzieliśmy, kiedy nakręcono spiralę strachu w latach trzydziestych ubiegłego wieku.


Wrzaski i obelgi nie zmieniają niczyjej opinii, problemy pozostają i tylko nabrzmiewają. Czeka nas wielka zmiana, a to oznacza wzrost niepokoju. Nawaz pisze, że często mówi się, że globalizacja pozbawia ludzi kontroli nad własnym losem, ale widać wyraźnie, że wyzwala zaściankowość.

„Muzułmańscy ekstremiści nienawidzą ‘niewiernych’, neonaziści i ich populistyczni prawicowi towarzysze nienawidzą multikulturowej lewicy, skrajna lewica nienawidzi ‘neoliberalnych globalistów’, i, jak się wydaje, wszyscy nienawidzą Żydów”.

Muzułmanie – pisze Nawaz - często odczuwają silniejszą więź religijną niż wspólnotę z innymi obywatelami kraju zamieszkania, antyglobaliści tworzą nową międzynarodówkę, populistyczna prawica łączy się w nienawiści do „liberalnych elit”. Furczy nienawiść do „neoliberalnego kapitalizmu” nagłaśniana przez medialną infrastrukturę wytworzoną przez ten neoliberalny kapitalizm.   


Maajid Nawaz nazywa to „zglobalizowaną zaściankowością”.   


W tych jaskiniowych gettach środowiskowych echo populistycznych wrzasków wzmaga się, wywołując coraz silniejszy strach. Oczywiście ten strach nie kieruje się żadną logiką. Powtarzają się środowiskowe hasła bez rzetelnej analizy problemów. Populizm bazuje na pustosłowiu i negowaniu rzeczywistości.


Reakcją lewicy na populizm prawicy jest odwołanie się do typowo autorytarnych metod zamykania przeciwnikom ust i zmuszania do konformizmu we własnych szeregach. Rzeczowa dyskusja o problemach islamu, rasizmu czy imigracji stała się niemal niemożliwa – pisze Nawaz.      


Populizm żeruje na narcyzmie. Wszystko musi się kręcić wokół nas, My jesteśmy biednymi ofiarami. Problemy innych nie mają znaczenia, no chyba, że możemy je wykorzystać, żeby podkreślić naszą martyrologię.       


Oczywiście, że mniejszości, czy to Afro-Amerykanie, czy  Latynosi borykają się z problemami, wielu muzułmanów również, co nie znaczy, że biała ludność z klasy robotniczej nie ma problemów. Oczywiście, że jest rasizmem – pisze Nawaz – twierdzenie, że wszyscy kolorowi mężczyźni, tacy jak ja, są gwałcicielami, że popierają usprawiedliwianie gwałtów przez religię, że wszyscy imigranci są tacy sami. Ale karmimy rasizm, ksenofobię i bigoterię odmawiając dyskutowania o problemach, które są wyzwaniami dla kultury, liberalizmu, dla globalizacji i wielokulturowości. Tłumienie dyskusji wzmacnia populizm.


Zdaniem Nawaza, wygrana Trumpa spowodowana była po części tym, że lewica, podobnie jak prawica, porzuciła fakty. 


Hałaśliwie i pospiesznie domagamy się naszych praw, ale ociągamy się z przyznaniem praw innym. „Jeśli nie wszyscy czarni są oprychami, jeśli nie wszyscy muzułmanie są terrorystami, podobnie nie może być tak, że wszyscy policjanci są morderczymi rasistami, ani wszyscy heterogeniczni biali mężczyźni nie mogą być wcielonymi diabłami, którzy nie mają nam nic do zaoferowania.”      


W tabloidalnych uproszczeniach zgubiliśmy rozsądek. Liberalizm zapewnia wolność religii i wolność od religi. Wolność słowa zezwala na obronę teokracji, ale również na kpiny z religii.    

„Niestety, ani Brexit, ani zwycięstwo Trumpa nie zatrzymało nas i nie skłoniło do refleksji – pisze dalej Nawaz –  i to, pozwolę sobie pokornie zauważyć, powoduje, że jesteśmy częścią problemu.”

Intrygującym uzupełnieniem tego głosu muzułmańskiego liberała jest artykuł pochodzącego z Indii badacza, Sumantry Maitra, który pisze:

„Nie lubię Trumpa. Nigdy go nie lubiłem. Jestem agnostykiem, z bengalskich braminów z Kalkuty, który pracował przez kilka lat w Nowej Zelandii i przeniósł się do Wielkiej Brytanii gdzie dostałem stypendium doktoranckie. Jest absolutnie niemożliwe, żeby Trump stał się dla mnie chociaż trochę interesujący. Pisałem krytycznie o jego ideologii, niespójnej, nierealistycznej i pełnej wzajemnie sprzecznych propozycji i o jego staroświeckiej retoryce. Nie ryzykowałem jednak przewidywania, ani tym bardziej zakładania się, że przegra, podobnie jak nie próbowałem przewidywać wyników Brexitu. Jest dla mnie dość oczywiste, że masy nie chcą roztropnie rozważać o ekonomicznych korzyściach, o tym, co racjonalne, kiedy odczuwają, że samo przetrwanie plemienia, z którym się identyfikują, jest zagrożone.”

Oczywiście możemy długo dyskutować o ekonomicznej racjonalności. Niedawno czytelnik „Listów” zwrócił uwagę w komentarzu na fakt, że giełdy przewidują przyszłość nieco lepiej niż ekonomiści (o futurologach nie wspominając). Nie w tym rzecz, Maitra podkreśla, że w gniewnych ludzkich reakcjach może być jądro racjonalności, uzasadniona niechęć do nadmiernego interwencjonizmu, czy wobec niekontrolowanej imigracji. To nie musi być ani ksenofobia, ani rasizm. Nie nazywajmy londyńskiego sklepikarza z Pendżabu rasistą, bo się boi zalewu imigrantów z Erytrei.

„Na nieszczęście żyjemy w świecie paranoicznej histerii – kończy swój artykuł Sumantra  Maitra – w którym stoicka, racjonalna dedukcja zdarza się rzadko. Pamiętam memy ludzi z Tea Party, w których po zwycięstwie Obamy w 2012 roku, nazywano go Hitlerem. Domyślam się, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.”

Polskie doniesienia z konieczności przeglądam pobieżnie, często ograniczam się do tytułów, wiedząc doskonale, że w tabloidalnych umysłach dziennikarzy sprzeczność między tytułem i treścią doniesienia nie jest żadnym grzechem. Podobnie jak w przypadku Brexitu, tak i teraz z okazji wygranej Trumpa, opiniotwórcze dzienniki, takie jak „Gazeta Wyborcze” , „Newsweek” czy „Rzeczpospolita”, kształtują opinie przez asocjacje. W „Wyborczej” Trumpa popiera Szydło, Kaczyński, Kukiz i Ku Klux Klan. Ludzie, z którymi w żadnym przypadku i pod żadnym pozorem nie chciałbym być kojarzony. Gdybym czytał tylko „Wyborczą” nawet nie domyśliłbym się, że sprawa nie jest aż tak prosta. Kilka dni temu młody dziennikarz CNN zapytał czarnego wyborcę Trumpa, co sądzi o tym, że głosowali na niego zwolennicy supremacji białych.


Na to pytany odpowiedział:

To nie ma znaczenia. To jest prawo wolności słowa. Rzygać mi się chce, na to [gadanie] o rasie i dzielenie. A wy, w CNN jesteście w tym świetni. Ciągle dziel i rządź. Ludzie mają prawo wybierać kogo chcą. Co do diabła ma to wspólnego z Donaldem Trumpem? On nie jest rasistą! Rzygać się chce na to! To łajdactwo i wiem, że tego nie puścicie w CNN. Mamy was dość!

Ta rozmowa sfilmowana przez obserwujących warta jest obejrzenia. Dziennikarz odchodzi wyraźnie zażenowany, nam pozostaje tylko pytanie, ilu polskich dziennikarzy liberalnej prasy zrozumiałoby powód tego zażenowania.  


Ludzie są wściekli, reagują gniewem i wrzaskiem, bo nikt już nie rozmawia normalnie, a intelektualna uczciwość wyparowała. Nawet nie wiadomo, kto mógłby lać oliwę na wzburzone fale. Reagujemy prymitywnym gniewem nie tylko na przeciwników. Mateusz Kijowski po marszu w Dniu Niepodległości w rozmowie z Jackiem Gądkiem w pewnym momencie powiedział:

„Mam nadzieję, że następnym razem albo za dwa lata pójdziemy razem z narodowcami. Mam nadzieję, że zobaczymy, jak wiele mamy wspólnego i będziemy się starać działać razem.”

Te słowa wywołały straszliwe oburzenie. Kijowski nie powiedział, że następnym razem założy kominiarkę i będzie z narodowcami palił ukraińskie flagi. Delikatnie wyraził swoje marzenie, że zmieni się sposób świętowania naszej niepodległości, że zamiast pozbawionego wszelkiej logiki gniewu i strachu nauczymy się rozmawiać. Chwilowo na takie próby nie ma chętnych.