Dlaczego rośnie liczba wilków, maleje lwów, a tygrysy trzymają się na tym samym poziomie?


Matt Ridley 2016-11-18


Gdy lisy wprowadzają się do miast, a jelenie, borsuki i wydry są coraz liczniejsze, jak również ptaki takie jak rybołowy, myszołowy i kanie rude, można by pomyśleć, że większość dzikiej przyrody w Wielkiej Brytanii ma się dobrze. Niemniej w zeszłym tygodniu Towarzystwo Zoologiczne w Londynie (ZSL) razem z World Wide Fund for Nature (WWF), opublikowały najnowszą ocenę stanu ssaków, ptaków, płazów, gadów i ryb na świecie: Living Planet Report 2016. Raport stwierdza, że od 1970 do 2012 r. przeciętne populacje  zwierząt zmalały o około 58 procent.

Raport dostarcza także dowodów, że podczas gdy populacje dzikiej zwierzyny marnie radzą sobie w biednych krajach, na ogół dobrze im się wiedzie w bogatych krajach. Spędziłem kilka miłych godzin na wirtualnym safari przez szczegółową bazę danych dołączoną do raportu (mogę więc poinformować, że Pterodoras granulosusw Paragwaju ma się dobrze, podczas gdy sępowronka kameruńska w Kamerunie ma kłopoty) i ten wzór jest wyraźny.


Weźmy duże ssaki: w całej Afryce populacje słoni, nosorożców, żyraf, lwów i wiele antylop gwałtownie maleją. W całej Europie populacje jeleni, łosi, dzików, koziorożców, niedźwiedzi, bobrów, wydr i fok szarych kwitną. Raport informuje, że liczba rysi w Europie zwiększyła się czterokrotnie w ciągu ostatnich 50 lat.


To samo jest w Ameryce Północnej. Liczba jeleni, kojotów, niedźwiedzi, a także pum zwiększa się, rozszerzają swoje zasięgi terytorialne i docierają do przedmieść, podczas gdy humbaki i pływacze szare są coraz liczniejsze u wybrzeży Ameryki.


Oczywiście, są wyjątki, ale niektóre z nich potwierdzają regułę. Wydry morskie mają teraz duże problemy na Alasce, w dużej mierze dlatego, że zjadają je orki; jeże nie radzą sobie w Wielkiej Brytanii, w dużej mierze dlatego, że zjadają je powracające borsuki.


Z ptakami jest podobnie jak z ssakami. Bieliki amerykańskie, kiedyś na krawędzi wymarcia, zwiększają liczebność tak szybko, że w 2007 r. wycofano je z listy zagrożonych gatunków. Liczba gęsi zwiększyła się zarówno w Europie, jak w Ameryce Północnej do tego stopnia, że stały się utrapieniem. Żórawie powróciły do Wielkiej Brytanii po setkach lat.


Wrażenie, że zamożność na ogół pomaga dzikiej przyrodzie, potwierdza fakt, że kraje o średnich dochodach są pomiędzy: populacje dzikich zwierząt przestają często maleć i zaczynają pokazywać oznaki odrodzenia. W Chinach zwiększa się populacja pand wielkich (chociaż delfiny rzeczne z Jangcy prawdopodobnie wyginęły); populacja tygrysów w Indiach powoli zwiększa się w ostatnich latach, chociaż sępom powodzi się źle. Rzeczne delfiny w Amazonce brazylijskiej są nadal dość liczne, choć borykają się z rozmaitymi zagrożeniami.


Proszę także zauważyć, że w tropikach duże dzikie zwierzęta są coraz bardziej ograniczone do parków narodowych i rezerwatów przyrody. W Europie i w Ameryce Północnej także duże zwierzęta zaczynają ponownie kolonizować obszary gęsto zasiedlone przez ludzi. Na przedmieściu Bostonu ostrzeżono mnie, bym uważał na bandy agresywnych indyków. Niedźwiedzie pojawiają się w miastach. Listy wprowadziły się do miast Wielkiej Brytanii.  Sfilmowano wilka, jak przechodził przez ruchliwą ulicę w Holandii. Widuję czasami sokoły wędrowne, lecące od Westminster Abbey do Parlamentu z gołębiami w szponach.  


Podobny kontrast widać w habitatach. Bogate kraje nieustannie rozszerzają swoje lasy, podczas gdy biedne nieustannie je wyrąbują. Cała Europa, od Skandynawii do Morza Śródziemnego, staje się gęściej zalesiona jak to potwierdzają obrazy z satelitów. (Zobacz tę znakomitą animację.) Wielka Brytania podwoiła obszary leśne w sto lat i jest obecnie równie zalesiona, jak była w 1750 r. Nowa Anglia była kiedyś głównie ziemią rolną; obecnie są tam głównie lasy.  


Obserwujemy przejście od deforestacji do reforestacji, kiedy PKB na głowę w danym kraju osiąga około 4,6 tysiąca dolarów w dzisiejszych pieniądzach. Kostaryka przeszła od 75 procent lasów do 25 procent w latach 1940. – 1980., a wtedy przekroczyła próg i dzisiaj jest z powrotem zalesiona w ponad 50 procentach. Chiny i Indie ponownie się zalesiają.


Niemniej panującą wśród środowiskowców teorią jest, że zamożność zabija dziką przyrodę: że gdybyśmy żyli prostym życiem blisko natury, uratowalibyśmy więcej gatunków. Chociaż jest prawdą, że część popytu na surowce biednych krajów pochodzi z krajów bogatych, nie jest to cała historia. Nosorożce i słonie  mają się źle z powodu popytu na ich produkty ze strony coraz zamożniejszych ludzi w Azji, niemniej wiele nacisków na przyrodę tropikalną jest krajowego pochodzenia.


Rozpaczliwie biedni ludzie w lasach deszczowych w Kongo, którzy polują na mięso w buszu na żywność lub na sprzedaż za grosze na lokalnym rynku, są większym zagrożeniem dla małp niż bogacze z Monte Carlo na swoich jachtach.


Cofnijmy się o dziesiątki tysięcy lat i ta lekcja będzie jeszcze wyraźniejsza. Rozsiane populacje łowców-zbieraczy epoki kamiennej, uzbrojone w niewiele poza łukiem i strzałami, unicestwiły większość gatunków dużych ssaków – od mamutów i tygrysów szablastozębnych do  leniwców naziemnych i Procoptodon (wielkiego kangura) – w ciągu archeologicznego mgnienia oka od przybycia na jakikolwiek obszar i to nie z pomocą bogaczy, bo nie było wtedy bogaczy. W Ameryce północnej 45 z 61 grup dużych ssaków zniknęło w czasie zbieżnym z przybyciem ludzi; w Ameryce południowej 58 z 71; w Australii 17 z 18. Dużo później pierwsi ludzie wyniszczyli także wielkie lemury na Madagaskarze i olbrzymie ptaki Nowej Zelandii.


Powodem, dla którego bogaci ludzie mogą teraz żyć obok dzikiej przyrody w sposób, w jaki biedni ludzie nie mogą, jest po części to, że wyzwoleni od troski o przetrwanie, stać ich na wrażliwość. Jest tak również dlatego, że zamożność odłącza życie człowieka od zależności od naturalnych ekosystemów. Dzięki jedzeniu żywności z farm, przeniesieniu się do miast, używaniu minerałów zamiast materiałów organicznych zredukowaliśmy potrzebę eksploatowania lub rywalizowania z dziką przyrodą.


To zjawisko znane jest jako zrównoważona intensyfikacja. Kiedy więc raport ZSL/WWF obwinia społeczeństwo konsumpcyjne i intensyfikację w rolnictwie za los dzikiej przyrody,  stawia wszystko na głowie. Argumentuje, że globalny wzrost ekonomiczny, redukujący biedę, dał w rezultacie „kulturowo zakorzenione aspiracje do konsumpcji materialnej” i wyszedł „poza to, co może utrzymać zdolności produkcyjne jednej Ziemi”. Niemniej, gdyby miliard Afrykańczyków miał wysoko wydajne farmy z plonami jak w Europie, polegał mniej na lasach jako źródle paliwa i surowców i miał wysoki standard życia, można się spokojnie założyć, że byłoby dużo więcej lwów i słoni.


Pierwsza publikacja w Times.


Poverty, not wealth, is the greater threat to wildlife

Rational Optimist, 7 listopada 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.