Socjologiczna religia braku różnic między płciami


Jerry Coyne 2016-10-20


Jako biolog nauczyłem się, że istnieją dwie kwestie, które są tabu dla akademików, a więc nie wolno o nich otwarcie dyskutować. Pierwszą jest kwestia „ras” – lub różnic genetycznych między populacjami ludzkimi. Antropolodzy kulturowi mówią nam, że rasy są „konstruktami społecznymi”.  No cóż, jest w tym trochę prawdy o tyle, że nie istnieje skończona liczba ras, które można jednoznacznie oddzielić od siebie. Istnieją jednak różnice genetyczne między grupami, algorytmy analizy skupień mogą podzielić populacje na pięć lub sześć dających się rozróżniać grup odpowiadających ich lokalizacji geograficznej. Te różnice w genach markerowych niewątpliwie wyewoluowały poprzez albo dryf genetyczny, albo dobór naturalny we wczesnych populacjach ludzkich, które były od siebie izolowane.

Kwestia jednak, czy istnieją oparte na genach różnice w zachowaniu, fizjologii i czynnościach umysłowych i innych nie fizycznych atrybutach populacji, po prostu nie znajduje się w menu. Nie chodzi tylko o to, że nie powinniśmy ich badać (można bowiem przedstawić argument, że samo takie badanie może mieć negatywne konsekwencje społeczne), ale że te różnice nie istnieją. Słyszałem nawet antropologów kulturowych - jedna z najgorszych dziedzin, gdzie panuje ideologicznie motywowana wiedza - nazywających ludzi „rasistami” tylko za sugerowanie, że mogą istnieć behawioralne różnice genetyczne między grupami ludzkimi. Można dyskutować o tej kwestii, ale tylko jedno stanowisko uważa się za akceptowalne.


Sam uważam, że rozdzielenie się podgrup ludzkich było zbyt niedawne, by było wystarczająco dużo czasu na ewolucję pokaźnych różnic genetycznych, chociaż oczywiście, było dość czasu na ewolucję wyraźnych różnic fizycznych. I jest jasne, że obecne mieszanie się ludzi, ułatwione przez transport i zwiększoną ruchliwość, będzie miało tendencję do zamazywania tych różnic. Nie powinniśmy jednak twierdzić, że wszystkie cechy, poza oczywistymi różnicami fizycznymi między grupami, wykazują całkowitą równość między nimi.


Jeśli jednak chodzi o płci, sprawa wygląda inaczej. W linii rodowej homininów samce i samice koewoluowali (albo kooperacyjnie, albo antagonistycznie) przez około 6 milionów lat – wystarczający czas na ewolucję zachowań, pragnień, wzorów rozumowania i tak dalej, tak samo jak wyraźnie wyewoluowały różnice fizyczne między mężczyznami i kobietami. Czy te różnice w myśleniu i zachowaniu istnieją? Podejrzewam, że tak, przynajmniej dla cech związanych z seksualnością i zachowaniami seksualnymi. Tak samo jak zwierzęta, od much do ssaków, pokazują stały (choć nie uniwersalny) wzór różnic między płciami w zachowaniach seksualnych – różnic, które można wyjaśnić doborem płciowym – spodziewam się, że także linia człowiecza wyewoluowała podobny wzór. W końcu, mężczyźni są więksi i silniejsi od kobiet i to musisz w jakiś sposób wyjaśnić. Jak zrobisz to bez wyjaśnienia wyewoluowanych różnic w zachowaniu – prawdopodobnie w oparciu o dobór płciowy?


Niemniej sama myśl, że mężczyźni i kobiety pokazują ewolucyjne/genetyczne różnice w zachowaniach, także jest anatemą w liberalnym świecie akademickim i to z tego samego powodu, dla którego anatemą są różnice między populacjami. Według tego rozumowania, takie różnice będą albo popierać rasizm (jeśli chodzi o populacje), albo seksizm (jeśli chodzi o różnice między płciami). Oczywiście jednak jest to fałszywe rozumowanie: możemy zaakceptować wyewoluowane różnice bez zamieniania ich w politykę społeczną. A w interesie wielu ewolucjonistów, włącznie ze mną, leży poznanie stopnia, do jakiego grupy i płci ewoluowały rozchodzącymi się szlakami.


Niemniej wiele feministek, liberałów, socjologów i antropologów kulturowych zaprzecza jakiemukolwiek rozejściu. Tak, mężczyźni i kobiety różnią się rozmiarami ciała, siłą i budową, ale, jak mówią, nie ma żadnych różnic w mózgu i w zachowaniu. Pod wszystkimi innymi względami mężczyźni i kobiety są ich zdaniem równi. A przy równych zainteresowaniach i talentach jedyną rzeczą, która narzuca cokolwiek, co odbiega od 50 procentowej reprezentacji mężczyzn i kobiet w każdym zawodzie, muszą być naciski kulturowe: tzn. seksizm. Tak więc nierówna reprezentacja w zawodzie jest dowodem prima facie dyskryminacji płciowej. Jak jednak wspomniał Jon Haidt w wykładzie, który zamieściłem kilka dni temu (obejrzyjcie to; jest dobre!), najpierw trzeba ustalić przyczynę takiej nierównej reprezentacji, zanim podejmie się decyzję, co z tym zrobić.


W każdym razie, w humanistyce, a szczególnie w antropologii kulturowej, która ze swoim skrzywieniem ideologicznym rzeczywiści zalicza się do niechlujnej humanistyki, nie zaś do nauki, te postawy nie tylko mają naturę religijną, z brakiem uzasadnienia empirycznego, ale mają także teologiczne zapędy do ich wprowadzania w życie. Autorzy (jak wspomniałem niedawno) zakładają to, co chcą udowodnić, a następnie wybierają się na zbieranie danych, które popierają ich hipotezę. Pełno tu efektu potwierdzenia. A to robią teolodzy, nie zaś naukowcy.


Artykuł, który omawiam dzisiaj (link poniżej) napisała Charlotta Stern, profesor i wicedziekan wydziału socjologii na uniwersytecie w Sztokholmie. Jest odważną kobietą i jej artykuł ma na celu wywołanie do tablicy tych socjologów, którzy po prostu odmawiają rozważania biologii jako wyjaśnienia wyróżniających płeć zachowań. Jak mówi sama, wali prosto z mostu:


Niniejsza analiza opiera się na mojej długiej i nadal trwającej pracy socjologa na uniwersytecie w Sztokholmie. W trakcie nauczania i badań często poruszam kwestie gender. Byłam członkiem pięciu komisji doktoranckich, gdzie praca doktorska dotyczyła socjologii gender lub pokrewnych kwestii i uczestniczyłam w dziesiątkach seminariów, które zajmują się socjologią gender. Moje stosunki z kolegami i studentami nie są zaognione. Kiedy przedstawiam myśli, które kwestionowałyby ich święte przekonania, robię to tylko marginalnie. Widziałam, jak ludzie reagują, kiedy ja lub ktoś inny sugeruje, że – być może – istnieje różnica w zdolnościach matematycznych mężczyzn i kobiet lub że mężczyźni i kobiety mają inne preferencje i motywacje. Z doświadczenia wiem, że socjolodzy gender krzywią się na takie uwagi o wrodzonych różnicach zdolności lub motywacji. Widzę głębokie i szeroko rozprzestrzenione tabu i ciasnotę horyzontów wśród socjologów gender. I to mnie martwi. Czuję się zmuszona do wyrażenia mojego niepokoju w nadziei, że studenci i inni usłyszą to zanim zatoną w świętych przekonaniach i świętych sprawach, o których tutaj mowa.


Użyła prostej i nieco subiektywnej metody. Zbadała zestaw 23 bardzo często cytowanych artykułów w pismach socjologicznych, które wszystkie cytują klasyczny artykuł z tej dziedziny, Doing gender, autorstwa Candace West i Dona Zimmermana (1987), (odnośnik i link poniżej).


West i Zimmerman wyciągnęli wniosek (lub zdecydowali z góry), że różnice behawioralne i nie fizyczne między mężczyznami i kobietami są “skonstruowane” w związku z ich genitaliami, a więc wszystkie różnice, jakie obserwujemy później w życiu są wynikiem socjalizacji. Jak pisze Stern:  


Doing gender
jest prezentowane jako część godnego pożałowania systemu kontroli społecznej. Ostatni akapit brzmi:  

“Gender jest potężnym urządzeniem ideologicznym, które produkuje, reprodukuje i legitymizuje wybory i ograniczenia narzucane na kategorię płci. Zrozumienie, jak gender jest produkowany w sytuacjach społecznych, da wyjaśnienie interaktywnego rusztowania struktury społecznej i kontroli społecznej, która je podtrzymuje. (West i Zimmerman 1987, 147)”.

Stern zbadała 23 często cytowane artykuły socjologiczne, opublikowane w latach od 2004 do 2014 (dwa rocznie), które same cytowały wpływowy artykuł West i Zimmermana. Następnie opracowując arkusz kalkulacyjny, zakodowała każdy z artykułów pod kątem tego, czy traktował hipotezę o różnicach biologicznych między mężczyznami i kobietami jako poważną możliwość, czy nie. Poniżej jest jej klasyfikacja:

Tutaj jest lista Stern i jej oceany artykułów:



Oczywiście można dyskutować o metodzie i ocenach Stern, jest jednak jasne nawet bez tej analizy, że dla znacznej części świata akademickiego sugerowanie, że wymierne różnice między populacjami lub płciami (wykluczając najbardziej oczywiste różnice fizyczne) mają jakąkolwiek podstawę biologiczną, jest całkowitym tabu. W świecie nauki nie powinno być jednak żadnych tabu. Można dyskutować o mądrości badania pewnych kwestii (np. „Czy Żydzi są genetycznie pazerni?”), ale nie powinno się zakładać, co jest prawdą, zanim się to zbada. I, jak zauważył Jon Haidt, jeśli nie znasz empirycznych podstaw różnic, które uważasz za problematyczne ( takich jak zbyt mała obecność kobiet w matematyce), utrudnia ci to zajęcie się nimi.


Wnioski Stern są powściągliwe (moje podkreślenie):

Nie można z mojej analizy wyciągać ilościowych oszacowań, ale analiza jest spójna z wizerunkiem socjologii gender jako poddziedziny, która odizolowała swoje święte przekonania od ważnego kwestionowania naukowego.


Mam rozległe osobiste doświadczenie z ciasnotą horyzontów socjologii gender. Wiem jednak również o powszechnej falsyfikacji preferencji (Kuran 1995), i widziałam studentów w momentach przebudzenia – „aha!” – kiedy stykali się z nieortodoksyjnymi myślicielami, takimi jak Catherine Hakim (1995; 2000; 2008). Wierzę, że reforma jest możliwa. Pytania, czy ludzie powinni  mniej zajmować się gender i jak powinni zajmować się gender, są pytaniami wartymi osobistej refleksji, badań naukowych i dyskusji publicznej. Moim zdaniem bardziej jednoznaczne jest to, że powinni mieć szersze horyzonty.


Charlotta Stern
Charlotta Stern

h/t: Grania

The sociological religion of no biological differences between the sexes

Why Evolution Is True, 6 października 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jerry A. Coyne


Profesor (emeritus) na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.