Wiara i seks we współczesnym świecie


Andrzej Koraszewski 2016-10-01


Na samym początku naszej transformacji niepokoił bodaj największy błąd wspaniałego człowieka, który został pierwszym premierem. Tadeusz Mazowiecki miał koncepcję „przyjaznego rozdziała państwa i Kościoła”. Jako człowiek głęboko wierzący ufał bezgranicznie, że znajdzie w Kościele uczciwego i rozumiejącego partnera. Po latach, przed śmiercią, powtarzał wielokrotnie, że wielu biskupów nie rozumie zasad demokracji. Było to niesłychanie delikatne stwierdzenie, że Kościół nie tylko nie rozumie zasad demokracji, ale ją zwalcza i dąży do zawłaszczenia państwa. Postronny obserwator mógł po czerwcu 1989 roku bardzo szybko zauważyć, jak szybko księża zaczęli wskakiwać w buty partyjnych sekretarzy i jak szybko pojawiły się polityczne ugrupowania łączące religię z polityką i walczące o wyborców przez ustępstwa i schlebianie klerowi i podsycanie podziałów w społeczeństwie.


Wielu ludzi dostrzegało to narastające zagrożenie demokracji. Niezwykle przenikliwym obserwatorem tego zjawiska była profesor Barbara Stanosz. Szybko zabrakło dla niej miejsca w mediach głównego nurtu.     

 

Nietrudno było zauważyć, że ponowny związek tronu i ołtarza będzie ważnym, jeśli nie najważniejszym zagrożeniem dla po raz kolejny rodzącej się w Polsce demokracji. Rozumieli to również niektórzy kapłani, którzy obawiali się, że pazerność Kościoła na władzę będzie również zagrożeniem dla religii. Rozpoczęła się bitwa o szkołę i jeszcze ważniejsza o wpływ na system prawny. Po doświadczeniach zwrotu podczas Soboru Watykańskiego II, który miał miejsce natychmiast po śmierci Jana XXIII, można się było domyślać, że jednym z głównych pól walki o umysły będzie kwestia planowania rodziny, środków antykoncepcyjnych, aborcji i definicji człowieka.

             


W 1996 roku ukazała się w kraju książka, którą pisałem w Londynie obserwując dokonujące się w Polsce zmiany z oddalenia. Mam wrażenie, że po 20 latach wiele z tamtych rozważeń jest dziś jeszcze bardziej aktualnych niż wtedy. We wstępie pisałem między innymi:

Ta książka jest listem, w którym pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi i który jest raczej propozycją rozmowy niż wykładem moich poglądów.

 

Jako zwierzę społeczne jestem dzieckiem żydowskiej i chrześcijańskiej tradycji, zmieszanej z dziedzictwem myśli greckiej i rzymskiej tradycji pełnej różnych wątków - miłości i prawa, przesądów, kłamstw i zbrodni; tradycji pomieszanej, w której są ślady zbiorowych nerwic, w której psychicznie chorych drapowano w szaty świętych, w której jest nienawiść i miłość, prawo i przemoc, w której Bogu przypisuje się słowa, a nawiedzonych było wielu.

 

Ta książka traktuje o miłości, o fizycznej miłości w tradycji judeochrześcijańskiej, o znaczeniu miłości między kobietą i mężczyzną, o naturalności i naturze wzajemnego pożądania, o obsesjach twórców norm moralnych.

 

Przez wiele lat interesowałem się historią religii, szukałem w niej odpowiedzi na pytania o zachowania polityczne i gospodarcze. Jestem dziennikarzem, człowiekiem, którego studia są często powierzchowne. Jest to głównie dziennikarska wypowiedź, ilustrowana tu i ówdzie fragmentami lektur; świadectwo człowieka wychowanego w społeczeństwie katolickim i obserwatora bieżących wydarzeń.

 

Słyszę czasami, że Polska ma do zaoferowania Zachodowi jakieś wartości moralne. Osobiście, jako mieszkaniec Zachodu, nie skorzystam. Jako przybysz z owej Polski czuję się trochę zażenowany. Na Zachodzie jest nie tylko więcej żywności i więcej dobrych towarów technicznych, więcej jest również miłości bliźniego.

 

Twierdzi się, że wyróżniającą cechą chrześcijaństwa jest właśnie zasada miłości bliźniego. Niewiele jest w naukach Chrystusa rzeczy, których nie możemy odnaleźć w Starym Testamencie, znajdujemy w nim i miłość bliźniego i wszystkie dylematy współżycia między mężczyzną a kobietą.

 

Czy Stary Testament jest świętą księgą, która opisuje prawdziwą historię stworzenia świata i historię przymierza Izraela z Bogiem? Z wyjątkiem bardzo ortodoksyjnych sekt żydowskich czy chrześcijańskich, mało kto skłonny jest dziś tak traktować Stary Testament. Czy jest to zatem zbiór baśni, które winniśmy postawić obok opowieści Homera? Ciężar gatunkowy Starego Testamentu jest znacznie większy niż ciężar gatunkowy przekazów Homera. Niezależnie od tego, czy wierzymy w Boga, czy nie, respektować musimy fakt, że Stary Testament ukształtował nasze myślenie, że ta przepisywana miliony razy księga, powraca do nas niemal w każdym zdaniu, które wypowiadamy spierając się o sprawiedliwość, o prawo, o uczciwość i miłość, że ciągle pozostajemy w kręgu wzorów naszkicowanych przez autorów Starego Testamentu. Wypowiadamy hebrajskie słowa, często nie wiedząc o ich hebrajskim pochodzeniu. Możemy uważać biblijny opis stworzenia świata za bajkę, wiedząc już dziś, że świat powstawał przez miliardy lat, a życie rozwijało się w drodze ewolucji, ale nie zmienia to naszego stosunku do Dekalogu. Możemy śpiewać psalmy lub nie, ale warto pamiętać, że te modlitwy są znacznie starsze niż chrześcijaństwo i kiedy na terenach dzisiejszej Polski ciosano krzemienne narzędzia, dzieci żydowskie uczyły się tych modlitw i powtarzały je rano i wieczorem.

 

Stary Testament jest w nas, ale ci, którzy go nie czytają, nie wiedzą nawet, jak często powtarzają zdania z żydowskiej świętej księgi, jak często słyszą lub czytają zdania z tej księgi. Cała nasza europejska cywilizacja oparta jest na Biblii i jeśli się chcemy z własnym dziedzictwem uładzić, konieczny jest powrót do źródeł, gdyż przekazywane przez katechetów wyrwane z kontekstu zdania są tylko zniekształconym odbiciem pełnego obrazu.

 

Niemal każde pokolenie ponownie odczytuje Biblię, dorzucając nowe interpretacje, odrzucając niektóre stare komentarze, szukając w niej wątków pomagających uporządkować współczesność.

 

Chrystus jest dla chrześcijan tym, który żydowską narodową religię zmienił w religię uniwersalną, był reformatorem religii żydowskiej i czerpiąc obficie ze Starego Testamentu dał światu religię ponadnarodową.

 

Słowo Chrystus oznacza w języku greckim mesjasza, zbawiciela. Twierdzi się, że przekazów o życiu Jezusa było znacznie więcej i że cztery z nich uznano za natchnione. Dlaczego właśnie te wątki mają być ważniejsze od innych przekazów o życiu Jezusa? Twierdzi się, że ewangelie według św. Mateusza i według św. Łukasza są w niemałym stopniu oparte na wcześniejszej od nich Ewangelii według św. Marka. Marek, uczeń św. Pawła, spisał Ewangelię głoszoną ustnie przez św. Piotra. Spisana została w języku greckim. Jak piszą komentatorzy do polskiej Biblii Tysiąclecia, zapewne z przeznaczeniem dla nawróconych Rzymian. Ewangelia według św. Jana nosi ponoć ślady tłumaczenia z aramejskiego. Nie mamy szans powrotu do pierwotnych przekazów. Autentyczne świadectwa o życiu Jezusa zaginęły.

 

Korzystamy z późniejszych tłumaczeń, które zdaniem uczonych biblistów noszą ślady przekonań autorów i zniekształceń dokonanych przez tłumaczy. Historia Kościoła jest tylko historią i wielu (również wierzących) uczonych patrzy na nią podejrzliwymi oczyma badacza.

 

Reformatorskie podejście Jezusa do Starego Testamentu nie było pierwsze. Fascynująca jest tu historia izraelskiej sekty esseńczyków, których pisma odkryte przed pół wiekiem stanowią niebywały dokument z czasów bezpośrednio poprzedzających chrześcijaństwo i z pierwszych dekad naszej ery. O różnych szkołach żydowskich donoszą nam historycy żydowscy i rzymscy, a jak głosi Ewangelia, również Chrystus dyskutował z faryzeuszami i saduceuszami.

 

Na przestrzeni dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa toczą się nieustanne spory o interpretację Starego i Nowego Testamentu. Kolejne tłumaczenia Biblii noszą nieodmiennie znamiona wierzeń tłumaczy i ich mocodawców, czasem w formie doboru odmiennych, bliskoznacznych pojęć, czasem jednak w formie ewidentnych fałszów, zmian dokonanych w tekście czy świadomych opuszczeń.

 

Reformacja była wielką bitwą o oczyszczenie Biblii z wcześniejszych przekłamań i o udostępnienie jej wierzącym, oświecenie borykało się z uporządkowaniem swojego stosunku do Biblii w związku z upowszechnieniem teorii kopernikańskiej i nowymi doktrynami społecznymi. Potem przyszła teoria ewolucji i najnowsze odkrycia naukowe na temat rozwoju ziemi. One oraz odkrycia w dziedzinie medycyny i biologii nie tylko podważają biblijny opis stworzenia świata, nie tylko każą nam kwestionować cuda, ale co gorsza komplikują nasz system wartości moralnych i ponownie każą szukać pomostu między wielowiekową tradycją, a pytaniami o etykę w dzisiejszym świecie.

 

Pojawia się tu szereg pytań filozoficznych: czy mamy kierować się rozsądkiem, czy ślepo ufać boskim prawom? Czy istnieją jakieś boskie prawa, czy też człowiek próbował je odgadnąć? Czy wielowiekowa tradycja była niezmienna, czy też nieustannie podlega racjonalizacjom? Czy musimy respektować autorytet urzędu, czy też wolno nam samodzielnie zadawać pytania i szukać odpowiedzi? Czy wartości chrześcijańskie katolików są bardziej chrześcijańskie niż wartości chrześcijańskie niekatolików? Czy papież jest nieomylny w sprawach wiary i czy ta nieomylność jest stopniowalna? (Czy biskup jest bardziej nieomylny niż proboszcz, a proboszcz bardziej niż szeregowy wierny?) Czy niewierzący może dyskutować o sprawach religii i moralności?

 

Jestem człowiekiem niewierzącym, interesującym się religią i moralnością. Na to ostatnie pytanie mam gotową odpowiedź. Nie jest moim zamiarem urażanie niczyich uczuć religijnych i moi wierzący przyjaciele nigdy nie mieli mi za złe moich licznych wypowiedzi na tematy religijne. Nie mam zamiaru rezygnować z mojego prawa dyskutowania o sprawach wiary i jeśli ktoś poczuje się urażony, to jego sprawa. Ze swojej strony mogę tylko zapewnić, że staram się być wierny faktom i sprawdzać źródła, jeśli zaś do tej książki wkradną się jakiekolwiek faktograficzne usterki, to nie są one próbą zniekształcania historii, a konsekwencją niedoskonałości warsztatu. Za przekonania zaś odpowiadam rzeczywiście: jeśli są błędne, chętnie je zmienię. Ostatecznie, na diabła mi błędne poglądy. Problem w tym, że muszę wpierw poznać przekonujące mnie argumenty.

 

Z decyzją napisania tej książki nosiłem się od dłuższego czasu. Początkowo zamierzałem napisać książkę o problemie planowania rodziny i antykoncepcji. Doszedłem jednak do wniosku, że istnieje tu znacznie poważniejszy problem - postrzegania kobiety w katolickiej mentalności.

 

Z premedytacją używam tu określenia „katolicka mentalność", jest to bowiem problem wykraczający poza zgromadzenie wiernych i jego wewnętrzne nakazy. Religijna tradycja rzutuje na zachowania i myślenie ekonomiczne całego społeczeństwa. Religijna tradycja kształtuje również stosunek całego społeczeństwa (a nie tylko wierzących) do kwestii rodziny i relacji między mężczyzną i kobietą.

 

Katolicka mentalność w dziedzinie gospodarczej prowadzić może do tego, że ślepo kopiowany z Zachodu gospodarczy liberalizm może się okazać koniem ciągnącym Polskę w kierunku Trzeciego Świata. Katolicka mentalność w dziedzinie moralności może się okazać koniem ciągnącym wóz w tym samym kierunku. Zwaśnione strony wydają się pozostawać nieświadome tego, że efekty ich działań mogą się wzajemnie wzmacniać. Korzeni dramatycznego niezrozumienia zasad gospodarki rynkowej przez polskich gospodarczych liberałów poszukiwać trzeba w sporach, jakie miały miejsce w Europie w czasach reformacji, gdy sojusz kościoła i ziemiaństwa stworzył podstawy korzystnego handlu zrabowaną pracą, zaś skutki połączenia takiego „kapitalizmu" z podporządkowaniem kobiety mężczyźnie oglądać możemy w Ameryce Łacińskiej.

 

Moja poprzednia książka traktowała o problemach międzynarodowego handlu i polityki rolnej. Ta traktuje o miłości, gdyż jej owocem będą albo dzieci żywiące się na

śmietnikach i umierające z głodu, albo dzieci chciane, rosnące w rodzinach darzących się rzeczywistym szacunkiem i miłością.

 

Krytyka pewnych elementów katolickiej tradycji i katolickiej mentalności nie oznacza walki z katolicyzmem. Są już społeczeństwa katolickie, które zdołały się uporać z tymi elementami swego dziedzictwa, które produkowały wyłącznie klęski.

 

Dla dzisiejszego czytelnika zaangażowanego w spory o nowe ustawodawstwo w sprawie rodziny oraz zdrowia kobiet i dzieci ciekawe mogą być soborowe spory o dopuszczenie nowoczesnej antykoncepcji, historia encykliki Humanae vitae i wcześniejsza historia stosunku Kościoła do seksu i do kobiet.

 

Religie często składały ludzi w ofierze, zarówno wierząc, że bogowie to lubią, jak i dla zasad, które służyły potędze Kościoła.

 

Książka W grzechu poczęci, wiara i seks we współczesnym świecie jest w całości dostępna on line: http://biblioteka.netgenes.pl/files/by_hand/W_grzechu_poczeci.pdf