Tłumaczenie rzeczywistości na religijną modłę


Lucjan Ferus 2016-09-04

Potop – Leon Comerre
Potop – Leon Comerre

Tak się złożyło, iż jakiś czas temu nieopatrznie wdałem się w polemikę z komentarzami pewnej Czytelniczki (zgodnie z życzeniem nie podaję personaliów), która przedstawiła w nich między innymi, swoje tłumaczenie rzeczywistości. Problem jest w tym, jak ją zdefiniujemy:jako byt materialny, który można doświadczyć i zweryfikować posiadanymi zmysłami i rozumem? Czy jako byt materialno-duchowy, poszerzony i pogłębiony (?) o tzw. „świat nadprzyrodzony”, w którym istnieje niebo z aniołami, piekło z diabłami i funkcjonuje Bóg osobowy, którego istnienia nie sposób dowieść ani rozumem, ani zmysłami?


Jako racjonalista, humanista i ateista, a do tego zagorzały zwolennik nauki, już dawno temu przyjąłem podobną definicję tłumaczenia rzeczywistości,jaką w swej książce zaproponował Claude Tresmontant:

„Nauki pozytywne, doświadczalne /../ nauki w ogóle jakie stworzył człowiek, wychodzą z faktów, z danych doświadczalnych /../ Nauki pozytywne przyjmują więc za punkt wyjścia dane, czyli świat. Nie rozpoczynają one od stwierdzenia, iż świat jest złudzeniem, lub jest zły /../ Nie umniejszają one znaczenia rzeczywistości, nie odmawiają jej wartości. Nie kończą na stwierdzeniu, że materia jest zła, a zmysłami postrzegalna rzeczywistość – zwodnicza. Przeciwnie /../ uczony oczekuje pouczenia go przez tę właśnie obiektywną rzeczywistość, fizyczną, materialną i biologiczną. /../

 

Racjonalny jest wywód, który jest wierny rzeczywistości, który liczy się z rzeczywistością, nie zniekształca jej ani jej nie fałszuje. Racjonalność czegokolwiek nie da się określić a priori i w sposób czysto formalny, ale tylko w odniesieniu do rzeczywistości, z uwzględnieniem prawidłowości jakie rzeczywistość narzuca. Racjonalność to funkcja rzeczywistości” (Problem istnienia Boga).

Z powyższego wynika, iż tłumacząc sobie rzeczywistość rozumianą w sposób w jaki widzi ją Autor, powinniśmy nie włączać do niej „świata nadprzyrodzonego” (chociaż on sam w swojej książce nie zastosował się do owej zasady). Chyba, że mamy na myśli „rzeczywistość religijną”, mającą raczej mało wspólnego z naszą fizyczną rzeczywistością, wtedy jest to – jak widać – dopuszczalne, choć może być mylące dla osób o odmiennym sposobie myślenia. Ponieważ Czytelniczka wyraźnie w swoich postach nawiązujedo idei Boga, wynika, iż musi jej chodzić o ten drugi – religijny rodzaj „rzeczywistości”. Na przykład pisze tak:

„To ogólny komentarz do wytłumaczenia rzeczywistości w której żyjemy. /../ Problem rodzi się wówczas, jak spotyka nas coś, czego nie potrafimy wytłumaczyć. Czegoś, co burzy nasze poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji i wytłumaczalności zdarzeń. Wówczas kombinujemy: dlaczego..? Dopasowujemy takie rozwiązania, które najbardziej pasują do naszych przekonań i nie burzą naszej wizji świata. Tak naprawdę to nie widzimy innego wytłumaczenia, bo nasz umysł, skrypty i modele zrozumień w naszej głowie nie przyjmują rzeczywistości niewytłumaczalnej lub takiej, która burzy poczucie bezpieczeństwa. To tak jak słowa w nieznanym języku; nie pojmujemy ich. /../ Ludzie tak mają, że muszą sobie wytłumaczyć rzeczywistość!”.

To prawda, że ta istotna cecha natury ludzkiej ściśle związana jest z naszym gatunkiem i bez niej trudno sobie wyobrazić nasz rozwój, jako istot myślących, które dzięki specyficznej budowie mózgu (rozumu), zdominowały pozostałe gatunki zwierząt żyjących na Ziemi. Problem nie tkwi jednak w tym, że im dalej będziemy cofali się w przeszłość naszej cywilizacji, tym bardziej owe „tłumaczenia rzeczywistości” będą miały mniej wspólnego ze współczesną naukową prawdą o budowie naszego świata i nas samych (co jest oczywiste i logiczne zarazem). Lecz w tym, że jeszcze dziś wiele „tłumaczeń rzeczywistości” opiera się na starodawnych religijnych mitach, którymi ludzie sprzed tysięcy lat starali się objaśnić i zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość.

 

Teoretycznie więc tylko od nas zależy, jakie tłumaczenie rzeczywistości zaspokoi naszą świadomość i potrzeby naszego umysłu w tym względzie, lecz powszechne doświadczenie temu przeczy. Czytelniczka wyraziła to trafnym spostrzeżeniem: „Dopasowujemy takie rozwiązania, które najbardziej pasują do naszych przekonań i nie burzą naszej wizji świata”. Otóż to! A tak się niefortunnie składa, iż nasze przekonania zazwyczaj nie wynikają z mądrych, dorosłych przemyśleńw pełni rozwiniętego już rozumu, lecz zostały nam wpojone we wczesnym dzieciństwie, kiedy dziecięcy umysł nie był w stanie dostrzec ich fałszu, lub mówiąc oględnie: braku spójności z otaczającą rzeczywistością.

 

Np. czy można „dopasować sobie” takie wytłumaczenie zabójstw małych dzieci przez różnych frustratów, psychopatów, lub wyrodnych rodziców, które by nie „burzyło religijnej wizji świata”, polegającej na wierze w istnienie Anioła Stróża, roztaczającego opiekę nad każdym wierzącym dzieckiem? Na wierze w Opatrzność Bożą, której działanie najlepiej charakteryzuje znane biblijne powiedzenie: „Żaden wróbelek nie spadnie z drzewa, jeśli On tego nie będzie chciał”, a Sobór Watykański I uściśla: „Wszystko co stworzone, Bóg swoją opatrznością strzeże i prowadzi, kierując od początku do końca mocno, rozrządzając wszystko w słodyczy”. Jakże „elastyczny umysł” musi mieć wierzący, aby potrafił tego dokonać chociażby w kontekście tak licznych naturalnych katastrof, nie zawinionych przez człowieka.

 

Wygląda na to, iż ludzie przede wszystkim pragną mieć poczucie bezpieczeństwa, zamiast potrzeby  poznania prawdy o naszej rzeczywistości, obojętnie jaka ta prawda miałaby być. Ten fenomen natury ludzkiej Czytelniczka przytoczyła za Fiodorem Dostojewskim, cytując: „Gdyby ktoś powiedział mi, że Chrystus jest poza prawdą, i gdyby rzeczywiście był poza prawdą, to ja wybrałbym Chrystusa i odrzuciłbym prawdę”. Czy tak daleko idąca postawa zachowawcza (obiecana pośmiertna korzyść z wiary) nie skutkuje tym, że „tłumaczenie rzeczywistości” przez takie osoby jest obarczone poważnymi błędami poznawczymi, które dla nich są nieistotne albo wręcz niezauważalne? Dalej pisze ona tak:

„Sama jestem przykładem tego, że w swoim życiu wybrałam Boga. Dobrego Boga opisanego w Biblii. /../ W moim rozumieniu, dla mojego uporządkowania świata, siłą która reprezentuje to co dobre jest osobowy Bóg Biblii, który wybrał sobie naród, i w tym narodzie błogosławi światu /../ Ja zaryzykowałam; albo zaufanie Bogu Biblii albo wszystko nie ma sensu. Z tym przekonaniem żyję ponad 30 lat. To jest dobre życie. /../ jak człowiek naprawdę szuka uczciwych odpowiedzi w Biblii, to je odnajduje! Od naszej postawy, od otwartej głowy i uczciwości wobec siebie zależy, co… przeczytamy w Biblii”.         

Ciekawe, czy na wybór biblijnego Boga przez Czytelniczkę, miały decydujący wpływ racjonalne przesłanki w postaci zapoznania się z różnymi Pismami Świętymi? A decyzja zapadła po stwierdzeniu, że najlepszy wizerunek Boga oferuje jednak Biblia, a nie np. Koran? Czy wynikło to z wpojonych w dzieciństwie „prawd religijnych”, dotyczących akurat tego Boga i tej księgi? Jeśli to drugie (co jest bardziej prawdopodobne), to nie był żaden „wybór”, a jedynie podporządkowanie się uwarunkowanemu umysłowi, na tę akurat religię.

 

A co do owego „dobrego Boga opisanego w Biblii”: wydawało mi się, że jak na amatora, całkiem nieźle znam Biblię. Jednak w czasie licznych jej lektur ani razu nie udało mi się znaleźć w niej tego „dobrego Boga”, którego znalazła w niej Czytelniczka. Znalazłem natomiast dwa różne wizerunki Boga, którego trudno byłoby nazwać dobrym, przy najlepszych nawet chęciach.

 

Otóż z lektury Starego Testamentu wyłania się Bóg, który jest: zapalczywy, porywczy, okrutny, krwawy, niesprawiedliwy, małostkowy, nie wszechmogący (chociaż tak o sobie mawiał), nie przewidujący skutków swoich działań (czyli nie wszechwiedzący), karzący za byle przewinienie, wręcz lubujący się w karaniu i rzucaniu wyszukanych przekleństw na swych wyznawców, gniewny, materialny, lubiący woń palonej ofiary i przechadzki po rajskim ogrodzie w czasie powiewu wiatru, bezlitosny, obłudny, czyniący cuda na pokaz, zawistny i zazdrosny, mściciel, apodyktyczny, zmienny,.. i na tym poprzestańmy.

 

Natomiast z kart Nowego Testamentu wyłania się taki oto wizerunek Syna Bożego: nie znający przyszłości (więc także nie wszechwiedzący), materialny, nie wszechmogący, czasem miłosierny, a czasem mściwy, czasem mówiący o miłości, a czasem płonący nienawiścią, czasem mówiący o potrzebie tolerancji, a czasem nietolerancyjny, porywczy i gniewny, czasem przebaczający, a czasem okrutny, podlegający prawom pisanym, czyniący cuda (dość prymitywne jak na Boga), oprócz miejscowości z której pochodził, dobry, wyrozumiały i litościwy, ale nie dla wszystkich. Te wszystkie cechy mają potwierdzenie na kartach Biblii.

 

Tak, tak, wiem jak to jest tłumaczone: „Pan nie ma narzędzi, nie zna języka Biblii, bo Biblię czyta się.. sercem, a nie umysłem. W Biblii jest napisane wręcz, że umysł ludzki nie jest w stanie poznać Boga, a pan upiera się, że jak umysł nie może poznać Boga – to Boga… nie ma”. Inaczej mówiąc; jestem ślepcem, który próbuje opowiadać o malarstwie. Albo jak powiedział Włodzimierz Sedlak: „Z Biblią jest tak, jak ze strumieniem górskim; jeden skąpie się w nim po szyję, drugi zamoczy sobie jedynie stopę”. I ja zapewne jestem tym drugim, w rozumieniu osób wierzących, oczywiście.

 

Po pierwsze, jest tu oczywista sprzeczność: jeśli umysł ludzki nie jest w stanie poznać Boga, to skąd o nim tyle wiemy? Skąd mamy pewność, że „natchnione” przez Boga/bogów Pisma Święte przedstawiają prawdę na jego temat? Jak to możliwe, aby na podstawie tego, co jest dla człowieka biologicznie niepoznawalne powstawały przez tysiąclecia religie i Kościoły, głoszące ludzkości jakoby prawdy objawione przez Boga? Skąd mieli pewność ci wszyscy, którzy zabijali w imię boże, iż taka była jego wola? Skąd wobec tego bierze się ta głęboka pewność u osób wierzących, że to, w co wierzą istnieje realnie? Czy można kochać Byt, którego nasz rozum w żaden sposób nie może potwierdzić?

 

Po drugie, nigdy nie pisałem, że jeśli umysł nie może poznać Boga, to Boga nie ma. Pisałem natomiast, iż wszystkich bogów występujących w historii naszych religii, czczonych przez ich wyznawców od jej początków aż po dzień dzisiejszy, „stworzyli” ludzie własnym umysłem i wyobraźnią. Na poparcie czego, religioznawstwo daje wiele dowodów, a historia świadectw. A czy oprócz tego istnieje jakiś inny nadprzyrodzony, transcendentalny Byt, którego można by nazwać Bogiem – tego po prostu nie wiem i zawsze tak przedstawiałem ten problem.    

 

Wracając do tematu „dobrego Boga” przedstawionego jakoby w Biblii. A co z tymi licznymi fragmentami Biblii, które zaprzeczają religijnemu poglądowi o dobroci Boga i potwierdzają moje racje w tej kwestii? W jaki sposób powinienem odczytać poniższe słowa, aby zinterpretować je na korzyść tezy o „dobroci” biblijnego Boga?:

„Ja jestem Pan, Bóg wasz /../ Jeżeli zaś nie będziecie mnie słuchać i nie będziecie wykonywać tych wszystkich nakazów /../ i złamiecie moje przymierze, to i Ja obejdę się z wami odpowiednio: ześlę na was przerażenie, wycieńczenie i gorączkę, które prowadzą do ślepoty i rujnują zdrowie /../ Jeżeli nadal będziecie postępować Mnie na przekór i nie zechcecie Mnie słuchać, ześlę na was siedmiokrotne kary za wasze grzechy: ześlę na was dzikie zwierzęta, które pożrą wasze dzieci /../.

 

Jeżeli i wtedy nie będziecie Mi posłuszni i będziecie postępować Mi na przekór, to i Ja z gniewem wystąpię przeciwko wam /../ Będziecie jedli ciało synów i córek waszych /../ rzucę wasze trupy na trupy waszych bożków, będę brzydzić się wami /../ nie będę wchłaniał przyjemnej woni waszych ofiar. Ja sam spustoszę ziemię /../ Was samych rozproszę między narodami” (Kpł 26,14-33).

 

„I rzekł Pan do Mojżesza: „Zbierz wszystkich (winnych) przywódców ludu i powieś ich dla Pana wprost słońca, a wtedy odwróci się gniew Pana od Izraela”. /../ Zginęło ich wtedy dwadzieścia cztery tysiące” (Lb 25,4,9).

„Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego /../ Pan dotknie cię /../ febrą, zapaleniem, oparzeniem, śmiercią od miecza /../ Twój trup będzie strawą wszystkich ptaków powietrznych i zwierząt lądowych /../ Zawsze będziesz gnębiony i uciskany /../ Pan cię dotknie złośliwymi wrzodami na kolanach i nogach, nie zdołasz ich uleczyć; rozciągną się od stopy aż do wierzchu głowy /../ Spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa /../ aż cię zniszczą, bo nie słuchałeś głosu Pana, Boga swego /../ Pan nadzwyczajnymi plagami dotknie ciebie i twoje potomstwo, plagami ogromnymi i nieustępliwymi: ciężkimi i długotrwałymi chorobami” (Pwt 28, 22-59).

 

„Ukarzę ja świat za jego zło i niegodziwców za ich grzechy. /../ Każdy odszukany będzie przebity, każdy złapany polegnie od miecza. Dzieci ich będą roztrzaskane w ich oczach, ich domy będą splądrowane, a żony – zgwałcone. /../ Wszyscy chłopcy będą roztrzaskani, dziewczynki zmiażdżone. Nad noworodkami się nie ulitują, ich oko nie przepuści także niemowlętom” (Iz 13,11,15,16,18).

 

„To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: /../ Sprawię też, że padną od miecza przed swoimi wrogami, z ręki tych co nastają na ich życie. Ciała ich wydam na pożarcie ptakom powietrznym i lądowym zwierzętom. I uczynię z tego miasta przedmiot zgrozy i pośmiewiska /../ Sprawię, że będą jedli ciała swoich synów i córek; jeden będzie jadł ciało drugiego /../ To mówi Pan Zastępów: Tak samo zniszczę ten naród i to miasto...”( Jr 19, 7-11).

 

„Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów /../ Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle? /../ Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom /../ I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”. (Mt 13,41. 18,6. 23,33. 25, 41,46). Itd.

Są to tylko niektóre z licznych fragmentów Biblii, które zapewne wymagają wyjątkowo wielkiego serca od czytających je wiernych, aby mogli oni zrozumieć je inaczej niż chcieli tego nieznani autorzy tych ksiąg. Co zresztą i tak nie ma większego znaczenia dlaoceny ogólnej idei wyrażonej w Starym i Nowym Testamencie, gdyż dopiero jej całościowe uświadomienie sobiepowoduje, iż czytelnik  (posługujący się jednak rozumem, a nie sercem) dostrzega jej niezamierzony bezsens i infantylność. Wystarczy inny punkt widzenia, aby widzieć zupełnie inną rzeczywistość niż przedstawiają ją religie:

„Od dawna wiadomo, że mity o stworzeniu świata kultywowane przez wszystkie ludy i narody są fałszywe /../ Nie było ucieczki z Egiptu, nie było wędrówki po pustyni (nie wspominając już o niewiarygodnych czterech długich dekadach, o których jest mowa w Pięcioksiągu Mojżesza). Również dramatyczna walka o ziemię obiecaną to zmyślenie. Wszystko to zostało „sprokurowane” całkiem prosto, bardzo nieudolnie i nieporadnie w dużo późniejszym czasie. W żadnej egipskiej kronice nie znajdziemy również wzmianki o tym epizodzie, nawet pobieżnej. /../ wszystkie zaś mity związane z postacią Mojżesza można odrzucić, ze spokojnym sumieniem /../.

 

Sklecone nieporęcznie i byle jak starożytne księgi żydowskie prezentowały Boga łatwo wpadającego w gniew, nieprzejednanego, żądnego krwi oraz o ograniczonych horyzontach, który prawdopodobnie budził większa trwogę, kiedy był w dobrym nastroju (klasyczne atrybuty dyktatora). Podczas gdy również sklecone byle jak księgi powstałe w ostatnich dwóch tysiącleciach zawierały odrobinę nadziei, a także odniesienie do potulności, przebaczania, baranków, owczych stad itd.”

Powyższe cytaty zaczerpnąłem z książki bóg nie jest wielki Christophera Hitchensa. A tak wygląda ten sam problem widziany oczami francuskiego filozofa i ateistę Michela Onfraya, opisany w Traktacie ateologicznym:

„Nasze trzy księgi założycielskie roją się od sprzeczności /../ Nie pomogły tu nawet wielowiekowe korekty, selekcja, próby ustalenia spójnego, oficjalnego kanonu, nie pomogło także wyodrębnienie trzech ewangelii synoptycznych odznaczających się rzekomo daleko idącym podobieństwem. Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie mogą powoływać się na Torę, ewangelie i Koran w dowolnej sytuacji, znajdą tam bowiem argumenty przemawiające za każdą tezą i każdą antytezą /../ za cnotą i występkiem. /../

 

Święte księgi są dziełem niezliczonych skrybów, pośredników, kopistów. Żadnej nie można uznać za spójną i jednoznaczną. /../ Wypada odrzucić tezę o jednym inspiratorze, Bogu. /../ Zbyt wielu anonimowych autorów zbyt wiele stron spisanych przez zbyt wiele lat, za dużo powtórzeń i rewizji wcześniejszych twierdzeń, zbyt liczne źródła /../ Trzeba poświęcić czas rozważaniom nad całością dzieła. Dopiero wówczas odsłoni się przed nami spiętrzenie nieprawdopodobieństw i niewiarygodności, które składają się na te trzy księgi, od dwóch tysięcy lat powołujące do życia i obalające imperia, królestwa, państwa i narody”.

Dlaczego więc patrzę na religie z zupełnie innej perspektywy niż owa Czytelniczka i podobnie do niej myślące osoby? Odpowiedź jest bardzo prosta i zawiera ją jeden z jej komentarzy, ten cytujący Dostojewskiego: „Gdyby ktoś powiedział mi, że Chrystus jest poza prawdą, i gdyby był rzeczywiście poza prawdą, to ja wybrałbym Chrystusa i odrzuciłbym prawdę”. I tu jest przysłowiowy „pies pogrzebany”!

 

Abstrahując od tego, kto miałby orzekać czy Chrystus rzeczywiście jest poza prawdą, czy w prawdzie, u mnie wygląda to „nieco” inaczej. Ja w takiej sytuacji wybrałbym prawdę – religioznawczą oczywiście, gdyż mówi ona o rzeczywistości o wiele więcej niż wszystkie religie razem wzięte. I co najważniejsze, można ją zweryfikować rozumem, co w przypadku religii jest niemożliwe. Stanisław Lem powiedział kiedyś coś, co na zawsze zapadło mi w pamięć: „Najwyższą wartością naszej kultury jest prawda. Jest ona wartością naczelną, bez względu na to, czy jest to prawda deprymująca czy ekscytująca i prawdzie powinniśmy wszyscy służyć”. Też tak uważam.

 

Znany egiptolog G.Massey ujął to tak: „Musi być bardzo ciężko tym, którzy wzięli autorytet za prawdę, zamiast prawdę za autorytet”. Chyba trochę się pomylił: tym ludziom nie jest ciężko w życiu; oni przecież żyją iluzją życia wiecznego (którą można by określić jako piękną, gdyby nie psuła jej wizja piekła z wiecznymi mękami dla grzeszników). Chyba, że odniesiemy to „musi być ciężko” do niemożności wytłumaczenia sobie niesprzecznej i w miarę spójnej wizji rzeczywistości, to w takim kontekście przyznam mu rację.

 

Dlatego podsumowanie wątku o „dobrym biblijnym Bogu” zakończę cytatem z książki Humanizm ewolucyjny Michaela Schmidta-Salomona, który bardzo dobrze charakteryzuje mój pogląd w tej kwestii. Pisze on tak:

„Bóg Żydów, chrześcijan i muzułmanów z pewnością nie nadaje się do roli moralnego wzorca naszych czasów. Wręcz przeciwnie – gdyby Biblia rzeczywiście była „słowem Bożym”, należałoby opisanemu w niej boskiemu tyranowi postawić wielokrotny zarzut popełnienia straszliwych zbrodni przeciwko ludzkości. Żaden, nawet najbardziej zdegenerowany osobnik naszego gatunku, nie popełnił nigdy tak fatalnych w skutkach przestępstw, jakie Biblia przypisuje Bogu!”.  

Ja zawierzyłem naukowej prawdzie (w odniesieniu do religii będzie to religioznawstwo), choć nie musiałem ryzykować w sensie: albo wyłącznie prawda, albo nic nie ma sensu. Dzięki temu, że ok. 40 lat temu zapragnąłem pogłębić swoją wiedzę religijną (gdyż mylnie uznałem, że jest to tożsame z głębszą wiarą), przeczytałem pierwszy raz Biblię, a przy okazji i inne książki ją tłumaczące, stałem się wpierw sceptykiem, potem agnostykiem, a następnie ateistą. Widocznie stało się to, co w Biblii wyrażone jest słowami: „.. i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J8,31). I tak się stało: prawda o religii wyzwoliła mnie,.. od religii.

 

I to jest dobre życie. Nie zamieniłbym go na inne, gdzie w miejsce realnej wiedzy o naszym świecie i rzeczywistości, która dla wielu jest nie do przyjęcia, podsuwa się chętnym (niechętnym także) kuszące iluzje, zapewniające im złudne poczucie bezpieczeństwa i namiastkę psychicznego komfortu. W tej kwestii zgadzam się zponiższą konstatacją: „Heroiczne kłamstwo jest tchórzostwem. Jeden jest tylko heroizm na świecie; widzieć świat, jakim jest i kochać go” (Romain Rolland). To tyle.. na razie.

 

Wrzesień 2016 r.